Specjaliści od dobrej reklamy. Polscy rekordziści w ligach zagranicznych

Do Anglii wyjechał w 2007 roku, po dwóch bardzo dobrych sezonach w Legii Warszawa. Gdy przechodził do Arsenalu miał zaledwie dwadzieścia dwa lata. Choć spędził w zespole Kanonierów siedem lat i rozegrał w jego barwach siedemdziesiąt osiem meczów, nigdy nie był podstawowym bramkarzem. Maksymalnie w jednym sezonie rozegrał czternaście spotkań. Zdarzały mu się kiksy, bo których angielska prasa przezywała go "Flappyhandski". Kluczowe okazały się dla niego przenosiny do Walii w 2014 roku. W barwach Swansea City wyrobił sobie markę na Wyspach. Po czterech sezonach regularnej gry nie miał problemów ze znalezieniem nowego klubu. Drugi rok z rzędu jest podstawowym bramkarzem West Ham United. Łącznie jego licznik spotkań w Premier League wynosi już dwieście trzydzieści pięć.

Z całym szacunkiem dla Jana Bednarka, ale to, że akurat on jest najlepszym polskim strzelcem w historii Premier League nie przynosi chwały naszemu futbolowi. Stoper Southampton strzelił bowiem w lidze angielskiej tylko dwa gole. To wystarczy, by być samodzielnym rekordzistą. Oprócz niego do siatki trafiali jeszcze tylko Marcin Wasilewski - również środkowy obrońca - i Robert Warzycha. Obaj strzelili jednak zaledwie po golu. Zawodnicy stricte ofensywni, jak Grzegorz Rasiak, Euzebiusz Smolarek, Emmanuel Olisadebe, czy Kamil Grosicki zakończyli pobyty w Premier League bez zdobycia choćby jednej bramki. Więcej trafień od nich wszystkich miał oczywiście Kazimierz Deyna, który jednak grał w Anglii jeszcze przed erą Premier League.

Hiszpania to nie kraj, w którym polscy piłkarze byliby szczególnie cenieni. Od czasu odejścia Grzegorza Krychowiaka z Sewilli nie mieliśmy tam żadnej znaczącej postaci. Obecnie nie występuje w La Liga żaden Polak. Rekordzistą pod względem liczby występów oraz zdobytych bramek pozostaje więc Jan Urban. Były napastnik Osasuny Pampeluna rozegrał w najwyższej hiszpańskiej lidze dziewięćdziesiąt dziewięć meczów i strzelił dwadzieścia pięć goli. Najbardziej jest oczywiście kojarzony ze starcia na Santiago Bernabeu, w którym samotnie rozbił Real Madryt.

Dopóki w Bundeslidze nie pojawił się Robert Lewandowski, polskie rekordy dzierżyli Jan Furtok, jeśli chodzi o bramki i Tomasz Wałdoch, pod względem rozegranych meczów. Obecnie w obu statystykach prowadzi Lewandowski. Jeśli chodzi o gole, nie ma sobie równych, bo strzelił ich już dwieście dwadzieścia siedem. Więcej niż jakikolwiek obcokrajowiec w historii ligi niemieckiej. Pod względem rozegranych meczów toczy się na razie bardzo zaciekła rywalizacja między Lewandowskim a Łukaszem Piszczkiem. Obrońca Borussii Dortmund ustępuje "Lewemu" tylko o jedno spotkanie. Gdyby więc nie przerwanie rozgrywek z powodu koronawirusa, biorąc pod uwagę kontuzję Lewandowskiego, Piszczek pewnie zrównałby się dziś z Lewandowskim. Na razie pozostaje za jego plecami tylko minimalnie, ale długofalowo raczej nie ma szans dotrzymać napastnikowi kroku, biorąc pod uwagę różnicę wieku między nimi.

Najważniejszym ambasadorem polskiego futbolu we Włoszech pewnie jeszcze na długo pozostanie Zbigniew Boniek, ale w tabelkach statystycznych już wyprzedził go Piotr Zieliński. 25-latek rozegrał już w Serie A dwieście szesnaście spotkań. Debiutował w barwach Udinese, dla którego zaliczył tylko dziewiętnaście występów. Jego talent eksplodował po przenosinach do Empoli, w którym spędził dwa sezony. Od czterech lat wrósł w krajobraz Neapolu, gdzie u wszystkich trenerów regularnie pojawia się na boisku.

W tym sezonie wyprzedził Zbigniewa Bońka pod względem liczby bramek strzelonych na włoskich boiskach. Aktualnie ma ich już trzydzieści sześć. Biorąc pod uwagę, że w trakcie czteroletniego pobytu w Neapolu dwukrotnie zrywał więzadła krzyżowe, to naprawdę dobry wynik. Milik bywa krytykowany za nieskuteczność i także we Włoszech miał gorsze fazy, jednak w trwającym sezonie spisuje się naprawdę dobrze. Dziewięć bramek w szesnastu rozegranych spotkaniach Serie A to wynik, którego nie trzeba się wstydzić.

To inny przypadek niż pozostałych zawodników na liście. Obraniak nie wyjechał z Polski do Francji, tylko tam się wychował i spędził większość kariery. Jeśli chodzi o zawodników wychowanych w Polsce i grających na francuskich boiskach, rekordzistą jest Piotr Świerczewski. Obraniak rozegrał jednak w Ligue 1 aż dwieście dziewięćdziesiąt meczów. Debiutował w sezonie 2003/2004 w barwach FC Metz. Później przez lata grał w Lille, a dwa i pół sezonu spędził jeszcze w Girondins Bordeaux. Nieudany wyjazd do Niemiec sprawił, że jego kariera zaczęła pikować. Po występach w Turcji, Izraelu i drugiej lidze francuskiej, w 2018 roku zakończył zawodową grę w piłkę.

Przed 1989 rokiem gole we Francji masowo zdobywał Andrzej Szarmach. Po upadku komunizmu to Ireneusz Jeleń był w tym kraju najlepszym polskim strzelcem. Jego bramki sprawiły, że skromne Auxerre awansowało do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Występ na mundialu w 2006 roku sprawił, że polski napastnik zamienił Wisłę Płock na AJ Auxerre. Jeleń języka nie nauczył się nigdy, ale nie przeszkodziło mu to błyskawicznie odnaleźć się za granicą. W Auxerre spędził pięć sezonów, w których trakcie strzelił czterdzieści osiem goli. Najbardziej efektownym był niewątpliwie strzał z zerowego kąta w wygranym mecz z Paris Saint-Germain na Parc des Princes. Pobyt w Lille był już nieudany i zakończył się po zaledwie roku, ale pozwolił Jeleniowi wyśrubować rekord na francuskich boiskach do czterdziestu dziewięciu trafień.

Przez lata głównym polskim ambasadorem w Rosji był Wojciech Kowalewski, były bramkarz Spartaka Moskwa. Lewemu obrońcy udało się go jednak wyprzedzić pod względem liczby występów. Były gracz Legii Warszawa wystąpił na rosyjskich boiskach już sto pięćdziesiąt razy. Strzelił w tym czasie dziewiętnaście goli, co wystarcza do prowadzenia także w polskiej klasyfikacji strzelców. Rybus wygrał w Rosji wszystko, co się dało - od mistrzostwa, przez puchar, po Superpuchar. Przez cztery lata występował w Tierieku Grozny. Po Euro 2016 na krótko przeniósł się do Olympique Lyon, by po roku wrócić do Rosji. Tym razem do Łokomotiwu Moskwa, w którym występuje do dziś.

W Polsce zawodnik kompletnie niedoceniany, ale cieszący się dobrą marką na Półwyspie Iberyjskim. Żaden Polak nie rozegrał w lidze portugalskiej, aktualnie zajmującej szóste miejsce w europejskim rankingu, tuż za wielką piątką, więcej spotkań. Bramkarz ma już na koncie sto pięćdziesiąt cztery występy w tamtejszej lidze w barwach Sportingu Braga, Vitorii Setubal, Estorilu Praia, FC Porto i Rio Ave, w którym gra obecnie. W ekstraklasie Kieszek rozegrał dwadzieścia pięć meczów w barwach Polonii Warszawa, z której wyjechał czternaście lat temu do Grecji. Od tego czasu występował jeszcze w Holandii, czy w Hiszpanii, ale to właśnie w Portugalii cieszy się największą renomą.

Marek Saganowski w trakcie długiej kariery grał w piłkę w aż siedmiu zagranicznych krajach. W Portugalii spędził tylko rok, ale to wystarczyło, by być najlepszym polskim strzelcem w historii tamtejszej ligi. Napastnik trafił do Vitorii Guimaraes w 2005 roku z Legii Warszawa. Był to jego pierwszy klub podczas drugiej próby podboju Zachodu, która okazała się znacznie bardziej udana niż pierwsza. W barwach Vitorii Saganowski strzelił dwanaście goli, co dało mu możliwość przenosin do Ligue 1. Później grał jeszcze w angielskiej drugiej lidze, w Danii oraz Grecji. Obecnie jest asystentem trenera Legii. Niedawno był naszym gościem w audycji "Futbol i cała reszta".