"Stamina", czyli Gedz ląduje na Ziemi. Czy to krok w tył? (RECENZJA)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
125325444_655147621839442_7444385340909745618_n.jpg
fot. instagram @gedz_nnjl

Kosmita z szeregów BOR Crew wjeżdża ze swoją siódmą płytą. A my jesteśmy po kilku odsłuchach.

Wielokrotnie pisaliśmy o naszej słabości do Gedza, zresztą mocno uzasadnionej ciągłym rozwojem, ogromnym talentem i świetnymi pomysłami. Przy okazji nowego wydawnictwa musimy trochę ograniczyć komplementy, ale oczekiwanie, że Gedziula będzie ciągle zaskakiwał pomysłami, jest trochę nie fair - oczekiwania pokładane w artystach często zwracają się przeciw publiczności. A sam raper nie jest nam nic winien, w końcu swoboda ekspresji to jego potężny atut. Po szalonej, eksperymentalnej i piekielnie angażującej Bohemie, Gedz przysiada na odpoczynek. Druga część trylogii, czyli Stamina, to album spokojniejszy i bardziej zachowawczy. Jego bohater mocno odsłania swoją wrażliwą stronę i choć całość to porządny odsłuch, chyba lepiej mu szło, kiedy opętany biegał w przebraniu kosmity.

Zacznijmy od zalet. Gedza zawsze się słucha dobrze. Nikt nie nadepnął mu na ucho, od zawsze mocno czuje muzykę i z tym wyczuciem stosuje różne zabiegi wokalne, również te skłaniające się w stronę eksperymentu. Stamina jest albumem melodyjnym, przyjemnym dla ucha. Tryb Samolotowy to produkcyjny raj, a z racji tego, że w 2020 nie mieliśmy za bardzo wakacji, to również ich dobre symulakrum. Luźny bit doskonale dopełnia harmonie wokalne Gedza. Zresztą jeśli już jesteśmy przy melodiach, to warto wyróżnić Staminę za chwytliwe partie i refreny. Leci Nowy Darek ma nieźle wkręcający się w ucho hook, Zasięg to w zasadzie bardzo udana kontynuacja stylówki, która tak bardzo zachwycała na Bohemie. O ile spora część Staminy to stylistyczne odbicie w stronę krainy łagodności, tak jedno pozostaje niezmienne, czyli kombinowanie z głosem. A na albumie znajdziemy wiele przykładów na to, że reprezentant BOR ma talent do układania linii wokalnych i jest w tym trochę jak genialny, choć odrobinę szalony naukowiec. Ze wszystkimi konsekwencjami takiego stanu rzeczy - czyli udanymi, ale też i czasem idącymi za daleko efektami tych odważnych doświadczeń. Niemniej, czy to harmonizowanie, czy interesujące dokrzyki, czy naprawdę udane śpiewanie - dobrze pasują do charakteru Staminy.

Ten charakter jest o wiele bardziej, nie bójmy się tego słowa, osobisty, a chwilami nawet romantyczny. Sporo miejsca na albumie poświęcone jest interakcjom w ramach związku - używki, dobre czasy i te gorsze momenty, a to wszystko w dalekiej od żenady oprawie lirycznej. Udanych tekstów jest na Staminie naprawdę dużo, choćby introspektywny Leci Nowy Darek, czy złowieszczy Krzyż z rewelacyjną zwrotką Hadesa. To zresztą najlepszy gościnny występ na albumie - niestety i Taco Hemingway, i Paluch są dalecy od jakości, z jaką ich kojarzymy. Szczególnie boli zawód Paluchem, bo poprzednie kooperacje między nim a Gedzem były nad wyraz udane. Szczęśliwie gości za mikrofonem jest relatywnie mało i nie wpływają znacząco na odbiór całości, ale jak zwykle w takich przypadkach - żal straconego potencjału.

Praktycznie każda kolejna płyta Gedza była progresem względem poprzedniej. I niestety - na Staminie ten trend się zatrzymał. Produkcyjnie ten album jest o wiele bardziej przewidywalny, ugładzony. Nie znaczy to oczywiście, że mamy do czynienia z bublem. Po prostu poprzednie wydawnictwa umieściły poprzeczkę bardzo wysoko. Wciąż, na tle większości innych reprezentantów nowoczesnego rapu w Polsce, Gedz wypada wyśmienicie, bo jest muzykalny i ma niepodważalny warsztat. Przyzwyczaił nas do artystycznej brawury, która opłacała się niemal za każdym razem. Gra we własnej lidze, w pełni zasłużył na samozwańczy tytuł kosmity, ale na nowym albumie zdecydowanie ląduje na Ziemi. Czy zachowawczy charakter Staminy wynika z jakiejś przemiany w jego życiu? A może odbija się na niej pandemiczne piętno, które pozbawiło rapera dotychczasowych źródeł inspiracji? Ciężko spekulować. Być może Stamina, będąc środkową częścią zapowiadanej trylogii, jest zaczerpnięciem oddechu przed mocniejszym uderzeniem - okaże się za jakiś czas. Na pewno wciąż warto po ten album sięgnąć, bo Gedz to ścisła czołówka raperów w tym kraju. Stamina to być może ziemskie międzylądowanie, ale jego statek wciąż należy do kosmicznej przestrzeni.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz, muzyk, producent, DJ. Od lat pisze o muzyce i kulturze, tworzy barwne brzmienia o elektronicznym rodowodzie i sieje opinie niewyparzonym jęzorem. Prowadzi podcast „Draka Klimczaka”. Bezwstydny nerd, w toksycznym związku z miastem Wrocławiem.