Stare jak futbol. Związki zawodowe piłkarzy wychodzą z cienia

ebiglowne.jpg
PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Jeśli po zakończeniu kariery zawodnik chce zostać przy piłce nożnej, może zostać trenerem, działaczem, menedżerem lub ekspertem. Coraz więcej znanych nazwisk wybiera też drogę związkowca, co wyraźnie pokazuje trwająca epidemia.

Pozornie życiorys Jana Muchy niczym nie różni się od klasycznej ścieżki zaawansowanego wiekowo piłkarza. Były bramkarz Legii Warszawa czy Evertonu po rozstaniu z Bruk-Betem Termalicą Nieciecza w 2018 roku na krótko pojawił się jeszcze w szkockim Hamilton Academical FC. Już w końcówce kariery zaliczył kursy trenerskie, przede wszystkim w kierunku szkolenia bramkarzy. Dlatego zatrudnienie go w zeszłym roku jako jednego z trenerów bramkarzy w sztabie Aleksandara Vukovicia w Legii było całkowicie naturalnym ruchem. Słowak od kilku lat prowadzi jednak jeszcze drugie życie, o którym głośno zrobiło się dopiero w ostatnich dniach, przy okazji rozpoczęcia likwidacji MSK Žilina. Były bramkarz uczestniczył w negocjacjach z klubem jako przewodniczący związku zawodowego piłkarzy na Słowacji. W Polsce w ostatnich tygodniach jedną z najczęściej pojawiających się w mediach osób jest Euzebiusz Smolarek, a we Włoszech wywiadów regularnie udziela Damiano Tommasi. Byli piłkarze, którzy po karierze zdecydowali się na reprezentowanie młodszych kolegów, w czasach kryzysu ponownie znaleźli się na świeczniku.

CZASY PIONIERSKIE

Na co dzień o aktywności piłkarskich związków zawodowych jest na tyle cicho, że można by zapomnieć, iż w ogóle istnieją, gdyby nie to, że raz do roku wybierają najlepszych zawodników sezonu. W rzeczywistości jednak ich historia jest niemal tak stara, jak historia futbolu. Pierwszy związek zawodnicy założyli jeszcze w XIX wieku. Angielska Association Footbalers' Union została jednak rozwiązana już po trzech latach, bo nie zdołała osiągnąć postawionych celów. Piłkarze z tych pionierskich lat futbolu chcieli walczyć z klubami o poluzowanie restrykcji przy transferach i zapobiegnięcie wprowadzenia maksymalnego wynagrodzenia w Football League w wysokości czterech funtów za mecz. Od 1907 roku związek zawodowy angielskich piłkarzy istnieje już jednak nieprzerwanie, będąc najstarszą tego rodzaju organizacją w całym świecie sportu. Gdy w 1909 roku FA, czyli angielska federacja piłkarska ogłosiła, że nie uznaje nowego tworu, członkowie związku zagrozili strajkiem, przez co zostali zawieszeni. Zawodnicy Manchesteru United nawet wtedy nie zgodzili się porzucić członkostwa. Klub nie znalazł ich następców, którzy nie byliby zrzeszeni w związku i istniało ryzyko odwołania z tego powodu ligowego meczu z Bradford. Impas udało się przerwać dzięki Timowi Colemanowi z Evertonu, który poparł związkowców, pociągając za sobą piłkarzy innych klubów. Związek został uznany przez federację i udało mu się wynegocjować wypłatę bonusów przewyższających podstawowe pensje. Dziś Proffesional Footbalers' Association zrzesza ponad cztery tysiące członków. Od ponad stu lat jest głosem angielskich piłkarzy w kontaktach z klubami i ligami.

HOLENDERSKIE EMERYTURY

Stopniowo śladem Anglii zaczęły iść inne kraje. Bardzo silne tradycje ma w tej kwestii Holandia, gdzie związek istnieje od 1961 roku, pomagając zawodnikom choćby w zdobywaniu edukacji w trakcie karier piłkarskich czy w szukaniu klubów piłkarzom bez kontraktów. Flagowym holenderskim projektem, znanym w całym świecie futbolu, są jednak emerytury dla piłkarzy, odciągane z ich kontraktów w trakcie karier i wypłacane po ich zakończeniu, a nie dopiero po osiągnięciu wieku emerytalnego według prawa państwowego. Pozwala to uchronić wielu zawodników przed bankructwem po zejściu z boiska i ułatwia im rozpoczęcie życia po życiu.

INSPIRACJE Z BENELUKSU

Holenderskie wzorce bardzo mocne są w całej historii utworzonego w 1997 roku Polskiego Związku Piłkarzy. Jego obecny prezes wychował się przecież w tym kraju i spędził w nim znaczną część kariery. A doświadczenia jego ojca były inspiracją dla utworzenia organizacji w Polsce. - Pamiętam moment, gdy mój tata kończył grę w Holandii i miał pewien problem prawny w klubie. Tam funkcjonował związek VVCS, który udzielił mu pomocy. Wówczas tata zadzwonił do swojego kolegi Marka Pięty, który rozpoczął działalność PZP – opowiadał Smolarek przed rokiem, obejmując funkcję prezesa. Związek otworzył tym samym nowy rozdział. Choć istnieje od ponad dwudziestu lat, nie ma na polskim rynku silnej pozycji.

POLSKIE PROBLEMY

Pięta, były zawodnik Górnika Wałbrzych, Widzewa, gdzie poznał Smolarka senior, czy Hannoveru 96, zakładał PZP wraz z trzydziestoma ośmioma zawodnikami trzech klubów – Widzewa, Ceramiki Opoczno i Rakowa Częstochowa. Przez ponad dwie dekady był w dużej mierze rodzinną firmą zmarłego w 2016 roku Pięty. PZP nie zawsze był uznawany za reprezentację całego środowiska piłkarskiego. Przez jakiś czas był nawet wykluczony z międzynarodowych struktur FIFPro, organizacji zrzeszającej związki zawodowe piłkarzy z różnych krajów. W Polsce powstał konkurencyjny Polski Związek Zawodowy Sportowców Sport Assistance, w którym działali m.in. Arkadiusz Radomski, również mający holenderskie doświadczenia, Piotr Świerczewski czy Radosław Majdan. Smolarkowi udało się jednak odeprzeć ich atak. PZP znów jest członkiem FIFPro, należy do niego ponad dwa tysiące polskich piłkarzy, a obecny kryzys nie pozostawia wątpliwości, że to tylko ten związek ma w Polsce jakiekolwiek znaczenie. Oprócz Smolarka, działa w nim kilka innych znanych postaci. Dyrektorem sportowym jest Rafał Pawlak, były piłkarz Widzewa, a w skład Komitetu Zawodników wchodzą choćby Marcin Robak, Patryk Rachwał czy Tomasz Zahorski. Od 2010 roku przedstawiciele PZP są obecni w Izbie ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych PZPN, czy w Piłkarskim Sądzie Polubownym.

WŁOSKIE OBOZY

Nawet mimo tych postępów, związek w Polsce dopiero raczkuje. W krajach z największymi tradycjami piłkarskimi nawet ponad siedemdziesiąt procent piłkarzy jest członkami związków. Jedną z ważnych inicjatyw wielu krajowych związków jest organizowanie letnich i zimowych obozów przygotowawczych dla bezrobotnych piłkarzy, ułatwiających im utrzymanie formy i w konsekwencji znalezienie klubu. To rozwiązanie pojawiło się po raz pierwszy w połowie lat osiemdziesiątych we Włoszech, gdzie związek zawodowy istnieje od 1968 roku. W gronie jego założycieli były sławy calcio — Gianni Rivera czy Sandro Mazzola. Od 2011 roku organizacją dowodzi Damiano Tommasi, były piłkarz Romy i reprezentacji Włoch. Gdy koronawirus zaczynał szaleć, to on jako pierwszy bardzo stanowczo zaapelował o przerwanie sezonu Serie A i odwołanie Euro 2020 w celu ochrony zdrowia piłkarzy.

HISZPAŃSKA SIŁA

Bardzo prężnie związek zawodowy działa również w Hiszpanii, gdzie podchwycono i rozwinięto pomysł obozów dla piłkarzy bez kontraktów. Polskie kluby regularnie rozgrywają sparingi z reprezentacją AFE, czyli właśnie związku zawodowego piłkarzy. Treningi dla graczy bez kontraktów prowadzili w przyszłości m.in. Asier Garitano, były trener m.in. Realu Sociedad, Thomas Christiansen z Leeds United czy Ivan Helguera z Realu Madryt. Nawet ponad osiemdziesiąt procent uczestników obozów znajdowało później zatrudnienie w klubach. W trakcie zgrupowań piłkarze przechodzą również obozy językowe, czy kursy, pomagające im choćby przygotować CV po zakończeniu kariery. Rozwiązanie próbowano przenieść na polski grunt, ale nie cieszyło się raczej zawrotną popularnością wśród piłkarzy z najwyższych szczebli, którzy traktowali udział w obozie dla bezrobotnych graczy jako coś wstydliwego. W Hiszpanii w AFE aktywnie działają nawet największe gwiazdy sportu. Do Rady Dyrektorów należą obecnie Juan Mata czy David De Gea. Serqio Busquets jest wiceprezydentem.

EUROPEJSKA REPREZENTACJA

O ile krajowe związki zajmują się przede wszystkim kontaktami z miejscowymi klubami, ligami, agencjami menedżerskimi i federacją, służą piłkarzom pomocą prawną oraz wsparciem merytorycznym, o tyle FIFPro, założona w latach sześćdziesiątych, jest głosem piłkarzy w kontaktach z UEFA, FIFA czy Unią Europejską. Organizacja założona w Paryżu, a obecnie mająca siedzibę w Holandii, zrzesza kilkadziesiąt krajów z całego świata. Jednym z inicjatorów jej powstania był Michel Hidalgo, zmarły w marcu były selekcjoner reprezentacji Francji.

SŁAWY ZA STERAMI

Normą jest, że związkami w poszczególnych krajach dowodzą, jak w Polsce, na Słowacji czy we Włoszech, bardzo znane nazwiska. W Turcji związek zakładał Fatih Terim, jeden z najsłynniejszych tamtejszych trenerów. Dziś prezesem jest Hakan Unsal, były gracz Blackburn Rovers, wiceprezesem Nihat Kahveci, znany choćby z Realu Sociedad, a Umit Davala, brązowy medalista mundialu z 2002 roku, członkiem rady dyrektorów. W Czechach związkiem dowodził przez kilka lat Karel Poborsky, mistrz Europy z 1996 roku, a w Chorwacji rządzi aktualnie Dario Simić, były gracz choćby Milanu. W Niemczech pod koniec lat osiemdziesiątych związek zakładali m.in. Guido Buchwald czy Bruno Labbadia. Wiceprezydentami są obecnie Christoph Metzelder i Carsten Ramelow, wicemistrzowie świata z 2002 roku, a do Rady Zawodników należą Benedikt Hoewedes z Łokomotiwu Moskwa, Sebastian Rudy z Hoffenheim czy Andreas Luthe z Augsburga.

EKSTRAKLASOWI ZWIĄZKOWCY

Co ciekawe, w aż czterech krajach europejskich szefami związków piłkarzy są byli zawodnicy klubów ekstraklasy. Dotyczy to nie tylko Smolarka, który w Polonii Warszawa został przez Józefa Wojciechowskiego zesłany do Klubu Kokosa. Pance Kumbev, były gracz Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski i Legii w Warszawie został zdegradowany do drużyny z Młodej Ekstraklasy, a teraz dowodzi związkiem w Macedonii Północnej. Mirko Poledica, który grał także w Lechu Poznań i Pogoni Szczecin, z warszawskim klubem wszedł w spór, którzy zakończył się nawet przed Trybunałem w Lozannie. Od dziesięciu lat zarządza związkiem zawodowym piłkarzy w Serbii. - Podobne doświadczenia miałem też w Serbii. Każdy piłkarz napotyka takie problemy - mówi Serb, którego w świat związkowy wprowadził Pięta. - Był pierwszą osobą, która dała mi dokładne informacje na temat tego co robi i jak działa FIFPro. Było to dla mnie bardzo interesujące i zacząłem działać. W Serbii piłkarze mieli wtedy znacznie mniejsze możliwości niż dziś. Obecnie zawodnicy i ich kontrakty są ubezpieczeni. Każdy ma umowę o pracę. Powstała dobrze działająca Izba ds. Rozwiązywania Sporów. Dziś jesteśmy jednym z najlepiej działających związków piłkarskich w Europie wschodniej - cieszy się Poledica, który pomagał później zakładać podobne organizacje w innych krajach. - W Czechach pierwszym prezesem był Poborsky, z którym grałem w jednej drużynie. Kumbeva też znałem i wiedziałem, że to mądry człowiek - podkreśla. Jako zaangażowany związkowiec jest zadowolony, że w Polsce prezesem została postać pokroju Smolarka. - Miałem okazję poznać go na naszym ostatnim spotkaniu w Australii. Bardzo miło porozmawialiśmy. Fajnie spotkać człowieka, który miał taką wspaniałą karierę. Na pewno będzie miał od FIFPro wsparcie w działaniu. Potrzebujemy ludzi, którzy są znani na całym świecie - zaznacza Poledica, który znajomość polskiego rynku wykorzystywał zresztą kilka lat temu, pomagając Milanowi Jovaniciowi wygrać spór o pieniądze z Wisłą Kraków.

poledica.jpg

Muchę do stworzenia związku na Słowacji zainspirowały doświadczenia nie z ekstraklasy, a ze Slovana Bratysława, z którego odszedł skonfliktowany. - Związek zbudowałem już pięć lat temu. Widziałem, że gdy piłkarze wpadają w kłopoty, nikt im nie pomaga. Skrzyknąłem kapitanów największych drużyn i założyliśmy związek, by było się do kogo zwrócić, gdy pojawią się problemy – mówi były bramkarz, który od czterech lat pełni funkcję prezesa związku. Aktywność w tej dziedzinie jest dla niego na tyle ważna, że nie chciał jej porzucać, nawet gdy był czynnym bramkarzem w Niecieczy, czy teraz gdy trenuje golkiperów Legii. - Powiedziałem w klubie, że to mój warunek, bo chciałbym wciągnąć organizację do FIFPro. Słowacja jest jednym z ostatnich europejskich krajów, której tam nie ma. Dziewięćdziesiąt procent mojej codziennej pracy odbywa się przez telefon i laptop. Gdy muszę gdzieś być osobiście, wsiadam w samolot do Wiednia i mogę błyskawicznie być w Bratysławie – opowiada.

KOMUNISTYCZNA MENTALNOŚĆ

Zdaniem 37-latka istnienie związków zawodowych piłkarzy jest nieuniknione. - Każdy zawodnik w trakcie kariery przynajmniej kilka razy ma problem z klubem czy z agentem. W Rosji, gdy mi nie płacili, próbowałem odzyskać pieniądze właśnie przez związek. W Żylinie, gdy byłem wyrzucony z zespołu na pół roku, bo nie chciałem przedłużyć kontraktu, nie miałem się do kogo zwrócić. Jesteśmy w XXI wieku. Piłkarze muszą mieć silną reprezentację. Na zachodzie już to zrozumieli, ale w środkowej Europie wciąż mamy z tym problem. Kluby cały czas myślą, że jesteśmy przeciwko nim. Wielu działaczy wciąż ma mentalność z czasów komunistycznych. Nie podróżują, nie widzą świata, nie uczą się, zostali w latach osiemdziesiątych – opisuje Mucha. Ma na myśli realia słowackie, ale doskonale zdaje sobie sprawę, że w Polsce związek piłkarzy zmaga się często z podobnym oporem. Jeśli ktoś w piłkarskim środowisku może na koronawirusie zyskać na znaczeniu, to właśnie związki zawodowe, które pierwszy raz jednocześnie w tylu krajach wysunęły się na pierwszy plan.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.