
Głośny grzmot słychać było ostatnio w Oklahomie. To serca kibiców Thunder pękły po wieściach o kontuzji Cheta Holmgrena. Dołączy on do kilku innych zawodników, których start w NBA opóźnił się przez problemy zdrowotne. Warto więc sprawdzić, jak uraz na początku kariery może wpłynąć na jej dalszy przebieg.
Larry Bird opuścił debiutancki sezon, bo został jeszcze jeden rok na uczelni. David Robinson poświęcił z kolei jeszcze dwa lata na wypełnienie obowiązków wobec amerykańskiej armii. Na poniższej liście się jednak nie znajdą, bo to nie kontuzje opóźniły ich debiut w NBA.
Mamy za to nowego członka klubu nieszczęśników. To Chet Holmgren, który z powodu kontuzji stopy na pierwszy mecz w lidze będzie musiał jeszcze trochę poczekać. Historia pokazuje, że opóźniony start dalszej karierze zaszkodzić może, ale nie musi.
Greg Oden
Zaczynamy jednak chyba najsmutniejszą historią na liście. Greg Oden miał być przecież ligową legendą i jednym z najlepszych podkoszowych w historii całej dyscypliny. Mniej więcej taki hype towarzyszył mu w 2007 roku, gdy dominował na uniwerku Ohio State. Portland Trail Blazers wybrali go z pierwszym numerem draftu, a więc przed Kevinem Durantem. Reszta jest historią – niestety bez happy endu.
Oden jeszcze przed debiutanckim sezonie doznał kontuzji kolana. Był to początek koszmarnej spirali, przez którą niegdyś zwykle uśmiechnięty środkowy wpadł w bardzo ciemne miejsca. Łącznie rozegrał w NBA zaledwie 105 spotkań (z czego zaledwie 82 w barwach Blazers), a problemy z kolanami dokuczały mu w zasadzie przez cały czas. Aż cztery razy z ich powodu zmuszony był opuścić calutki sezon. Ostatni mecz w NBA zagrał w 2014 roku.
Blake Griffin
Mocno ekscytowano się jego debiutem w NBA, ale kibicom Clippers przyszło poczekać dodatkowy rok. Nie zawiedli się. Blake Griffin swój pierwszy sezon opuścił z powodu kontuzji kolana. Doznał jej w ostatnim meczu przedsezonowym. Początkowo „jedynka” draftu miała wypaść tylko na kilka tygodni, lecz rehabilitacja nie przebiegła poprawnie i konieczna była interwencja chirurgiczna, a to oznaczało znacznie dłuższą pauzę.
Griffin zadebiutował więc dopiero w kolejnych rozgrywkach i... zaliczył jeden z najlepszych sezonów pierwszoroczniaka w historii NBA. Wystąpił nawet w Meczu Gwiazd, co przecież debiutantom zdarza się bardzo rzadko. Rozegrał przy tym wszystkie 82 pojedynki sezonu zasadniczego. Dziś nie przypomina już tamtego zawodnika, lecz przez długą chwilę był zdecydowanie w ligowej topce. I to nie tylko jeśli chodzi o wsady.
Nerlens Noel
Jest dziś solidnym graczem zadaniowym, ale swego czasu wróżono mu zdecydowanie większą karierę. Nie bez powodu Nerlens Noel był przez jakiś czas jednym z kandydatów do pierwszego numeru w drafcie w 2013 roku. Aż do czasu zerwanego więzadła ACL na kilka miesięcy przed naborem. Stało się to w najgorszym możliwym momencie, gdy Noel był na fali wznoszącej. Ledwie kilka tygodni wcześniej zaliczył w jednym ze spotkań aż 12 bloków.
Pomimo kontuzji zgłosił się do draftu i został wybrany z „szóstką” przez New Orleans Pelicans (w noc naboru trafił w ramach wymiany do Filadelfii), a głównym tego powodem miały być właśnie obawy co do jego zdrowia. Przesiedział pierwszy sezon, a potem miewał lepsze i gorsze momenty. Może przynajmniej powiedzieć, że zrobił w NBA większą karierę, niż wybrany wtedy z pierwszym numerem Anthony Bennett.
Joel Embiid
Jeden z najciekawszych przypadków w zestawieniu. Joel Embiid opuścił nie jeden, a dwa pierwsze sezony w NBA. I co? I dziś jest jednym z najlepszych zawodników w lidze.
Drużyny miały sporo obaw co do zdrowia Kameruńczyka przed draftem w 2014 roku, ale ostatecznie już z trzecim numerem postawili na niego Philadelphia 76ers. I choć musieli na niego czekać aż dwa lata, to na pewno tego nie żałują.
Embiid pierwszą operację na złamanej kości w prawej stopie przeszedł zaledwie sześć dni przed naborem. Po roku okazało się, że złamanie nie goi się tak, jak powinno i konieczny był zabieg numer dwa. Debiut możliwy był więc dopiero w sezonie 2016/17, czyli ponad dwa lata po drafcie 2014. Od tego czasu 28-latek miewał mniejsze lub trochę większe problemy zdrowotne. Nigdy nie przekroczył też granicy 70 rozegranych spotkań w sezonie.
Ben Simmons
Kolejna „jedynka” draftu na liście i kolejny gracz, na którego czekać musieli kibice 76ers. Tym razem chodzi o Bena Simmonsa, który kontuzji doznał na jednym z ostatnich treningów drużyny w ramach obozu przygotowawczego przed startem sezonu.
Podobnie jak w przypadku Embiida chodziło o złamanie w prawej stopie. Pierwotnie rozgrywający pauzować miał 3-4 miesiące, ale rehabilitacja znów nie przyniosła pożądanych efektów. Powrót możliwy był dopiero w kolejnym sezonie.
Simmons szybko przypomniał zresztą o swoim wielkim potencjale, bo już w czwartym meczu zaliczył triple-double. A w przekroju całego sezonu jako ledwie trzeci debiutant w dziejach zapisał na konto ponad 1000 punktów, 500 zbiórek i 500 asyst. Dopiero po kilku latach coś zaczęło się psuć. Zabrakło większego rozwoju, pojawiły się problemy psychiczne, jak również zdrowotne – tym razem z plecami.
Michael Porter Jr.
Kłopoty z plecami mocno hamują karierę kolejnego gracza z listy. To Michael Porter Jr., który z problemami zdrowotnymi zmaga się od lat. Pierwszą operację przeszedł już w 2017 roku. Stracił nie tylko niemal calutki sezon w NCAA, ale też szansę na topowy wybór w drafcie. Przed startem rozgrywek utalentowany zawodnik był typowany nawet do pierwszego numeru. Ostatecznie większość menadżerów po prostu bała się go wybrać.
Zaryzykowali Denver Nuggets, choć Porter Jr. niecały miesiąc po drafcie musiał przejść drugi zabieg pleców. Opuścił więc w całości debiutancki sezon, choć potem udało mu się wrócić w dobrym stylu i wywalczyć 5-letni kontrakt o minimalnej wartości 172 milionów dolarów! Na razie trudno ocenić, czy była to dobra decyzja. Po rozegraniu ledwie dziewięciu meczów w sezonie 2021-22 skrzydłowy musiał poddać się operacji pleców numer trzy.
Chet Holmgren
Dochodzimy do sprawy najświeższej. Już przed draftem pojawiały się spore obawy o zdrowie Cheta Holmgrena wynikające przede wszystkim z jego postury i warunków fizycznych. Sam Presti stwierdził jednak, że kontuzja, jakiej Holmgren doznał w gierce na turnieju Pro-Am, to był po prostu pech. Generalny menedżer Thunder dodał zresztą, że nie jest to uraz, który będzie za sobą niósł jakieś poważne konsekwencje na przyszłość.
Do kontuzji stopy doszło, gdy chudziutki 20-latek próbował zatrzymać LeBrona Jamesa. Pierwsze doniesienia były całkiem optymistyczne, lecz potem okazało się, że „trójki” tegorocznego draftu w przyszłym sezonie nie zobaczymy. Z kolei samo spotkanie, w którym środkowy doznał feralnej kontuzji, zostało odwołane w drugiej kwarcie. Powodem był zbyt śliski parkiet, co koniec końców również mogło mieć wpływ na uraz Holmgrena.
Komentarze 0