Naukowiec i największy fan własnych siatkarek. Stefano Lavarini z misją stworzenia solidnej kadry

Zobacz również:Powalczyć o powtórkę sprzed dwóch lat. Czas na imprezę roku dla polskich siatkarek
Stefano Lavarini
Fot. Letizia Valle/LiveMedia/NurPhoto via Getty Images

Samouk – to określenie doskonale pasuje do nowego selekcjonera polskiej kadry siatkarek. Stefano Lavarini karierę trenerską rozpoczął jako nastolatek. Szybko przyswajał wiedzę od mentorów, obejmując tuż po trzydziestce posadę w jednym z najlepszych klubów Europy. Do Polski trafia po sukcesie reprezentacyjnym. To on stanowił dużą reklamę dla umiejętności Włocha.

Wyborze trenera pań nie towarzyszyła tak wielka pewność, jak u panów. Tam od dawna było wiadomo, że faworytem jest Nikola Grbić. Kością niezgody pozostawał prezes Perugii, Gino Sirci. Ostatecznie PZPS dogadał się z Włochem i podpisał kontrakt z serbskim szkoleniowcem. Polskie siatkarki z kolei długo nie wiedziały, kto będzie się nimi zajmował.

Z długiej, 24-osobowej szerokiej listy kandydatów wyłoniono ścisłą czwórkę. W niej najczęściej mówiono o Daniele Santarellim i Stefano Lavarinim. Za pierwszym przemawiały fenomenalne wyniki z Imoco Conegliano oraz doskonała znajomość z Joanną Wołosz. Za drugim – czwarte miejsce na ostatnich igrzyskach olimpijskich z reprezentacją Korei Południowej, a także wcześniejsze sukcesy w ligowej „siatce” włoskiej i brazylijskiej.

Szefów polskiego związku przekonało doświadczenie starszego szkoleniowca. Choć zwykle to Sanatrelli wychodzi zwycięsko ze starć podczas spotkań, poza parkietem musiał uznać wyższość obecnego trenera Novary. Stefano Lavarini obejmuje kadrę jako 43-latek. Choć nie należy deprecjonować poprzedniej reprezentacji, którą prowadził, to można zakładać, że narzuca na siebie zdecydowanie większy bagaż oczekiwań.

WIELOLETNI UCZEŃ

Gdy został pierwszym trenerem Foppapedretti Bergamo, wielkiej firmy Serie A, włoskie media pisały o trzydziestolatku, który z pracą szkoleniową jest związany przez połowę życia. Sam często podkreśla brak doświadczenia siatkarskiego. Nie poznał dyscypliny z perspektywy zawodnika nawet na juniorskich szczeblach.

– Nie ćwiczyłem nawet na jednym treningu siatkarskim. Próbowałem wielu sportów, ale we wszystkich byłem słaby. Podążając za kolegami zacząłem interesować się lokalną żeńską drużyną siatkówki. Każdy chłopak, który nie umiał grać w piłkę to robił – mówił Lavarini w czerwcu 2020 roku.

Z gościa do podawania piłek nastolatek stał się asystentem najpierw Paolo Ceruttiego, dawnego kajakarza, a później Luciano Pedulli (obecnego opiekuna kadry Rumunii) w Omegnie. Z nim przeszedł dalej do Agilu (obecnego Igora Novara). W klubie, z którym jest związany również dziś, mocniej zaangażował się nie tyle w asystenturę, co w prowadzenie młodzieży. Zarówno tam, jak i w następnych klubach (na przykład w Chieri) prowadził kadetki.

Szybko okazało się, że dwudziestoparolatek ma dryg do pracy z dorastającymi dziewczynami. Nie umknęło to włoskiej federacji, która włączyła do go Club Italia. Tę organizację można nazwać (w dużym uproszczeniu) odpowiednikiem SMS-u Szczyrk. Trafiały tam najzdolniejsze siatkarki z kraju, które oprócz elitarnego wyszkolenia, jeszcze przed przejściem na zawodowstwo dostawały możliwość gry w dorosłych rozgrywkach. Pracy w wylęgarni talentów towarzyszyła też rola drugiego trenera u Marco Mencarellego w kadrze U19. Lavarini pracował w Club Italia do 2010 roku. Po latach przyzna, że ten epizod oraz praca w Chieri najmocniej ukształtowały jego warsztat trenerski i dały odpowiedź na pytanie, jakim jest trenerem.

ZA STERAMI DAWNEGO HEGEMONA

Pomimo sukcesów w siatkówce juniorskiej (wygrane w młodzieżowych rozgrywkach kraju), Włoch nadal nie wiedział zbyt wiele o dorosłej odmianie. Choć działał jako asystent przy pierwszych zespołach, to jednak sporo uwagi poświęcał na wychowywanie młodych adeptek. Podobnie było na początku pracy w Bergamo, gdzie trafił za sprawą Davide Mazzantiego. Najpierw przez sezon pomagał mu jako drugi trener (zdobywając przy okazji mistrzostwo), by w następnym po raz pierwszy w życiu zająć się pracą jako pierwszy szkoleniowiec.

To nie było jeszcze w pełni dorosłe wyzwanie, gdyż mowa o juniorskim zespole Bergamo, rywalizującym w Serie B1. Te w pełni prawdziwe nadeszło w 2012 roku. Mazzanti odszedł do Piacenzy, a w klubie z Lombardii zmuszeni zostali do sporego przemeblowania. Odeszły gwiazdy na czele z Francescą Piccinini i Valentiną Arrighetti. Nowy trener miał zbudować zespół skromniejszy jeśli chodzi o potężne nazwiska.

Padło na człowieka, który – mówiąc kolokwialnie – „był pod ręką”. Nowy selekcjoner polskiej kadry stworzył zgraną ekipę, która nie odstawała tak mocno od czołówki. Nie miał jednak szans nawiązać do dawnego blasku zespołu, który w latach 1996-2010 aż siedmiokrotnie triumfował w Lidze Mistrzyń. Największym osiągnięciem w Lombardii Lavariniego był Puchar Włoch w 2016 roku. Co ciekawe, przez pięć lat pracy w Foppapedretti przez jego zespół przewinęło się sporo zawodniczek pochodzących z Polski lub związanych z naszą ligą. Do pierwszej grupy można zaliczyć Milenę Sadurek i Katarzynę Skowrońską, do drugiej między innymi Jelenę Blagojević, Evę Pavlović (dawniej Mori) czy Freyę Aelbrecht. Ponadto znów miał okazję do pracy z Eleonorą Lo Bianco, wielką postacią włoskiego volleya, z którą znał się od czasów… Omegny. Oboje chodzili do tej samej klasy.

DALEKIE WYZWANIE

– Po pięciu latach w Bergamo uznałem, że chcę wyjść troszeczkę ze strefy komfortu. To „troszeczkę” okazało się dziewięcioma tysiącami kilometrów od domu. Na początku było trudno, ale po czasie mogę powiedzieć, że wszystko poszło łatwo – opowiadał szkoleniowiec.

Przeprowadzka z Półwyspu Apenińskiego do Ameryki Południowej w 2017 roku była szaleńczym ruchem. Liga brazylijska, choć od dekad wydaje Italii wiele talentów, nie widziała jeszcze tamtejszego trenera w swoich stronach. Lavarini stanowił precedens, czas pokazał, że bardzo udany. W pierwszym sezonie zajął trzecie, a w następnym pierwsze miejsce w Supelidze. Klub z Belo Horizonte czekał siedemnaście lat na kolejny mistrzowski tytuł. Szkoleniowiec dodatkowo doprowadził zespół do dwóch mistrzostw kontynentu oraz Pucharu Brazylii. W tym wszystkim wart podkreślenia fakt warunków, jakie miał do dyspozycji. Klub składał się z czołowych Brazylijek i Amerykanek, lecz w sztabie nie znajdował się żaden jego rodak. Przez to bardzo szybko nauczył się języka w stopniu pozwalającym na udzielanie długich wywiadów.

NAUKOWIEC W KOREI

W trakcie ostatniego sezonu Lavarini podjął prace z seniorską reprezentacją. Przyjął propozycję z Korei Południowej, aby poprowadzić tamtejsze zawodniczki do igrzysk w Tokio. Zadanie ułatwiał fakt, że Japonia jako gospodarz miała zagwarantowane miejsce, a Chiny, obrończynie tytułu, przepustki zgarnęły wcześniej. Zanim do tego doszło, w 2019 roku przepracował z Koreankami wiele tygodni między innymi zapoznawając je z filozofią pracy. A ta trzeba przyznać, że w niektórych kwestiach ciekawi. Przykładowo Włoch nie mierzy długośći treningów i ćwiczeń czasem, a liczbą powtórzeń. Oznacza to, że zawodniczki zamiast robić daną rzecz przez X minut, robią ją Y razy.

Pierwsza próba awansu nie powiodła się, jeszcze przed jego przyjściem. Z drugiej zwycięsko wyszły Rosjanki. W tym samym 2019 roku Koreanki rywalizowały także w Lidze Narodów, Pucharze Świata i mistrzostwach Azji. Trudno mówić o wielkich sukcesach. W pierwszym bilans 3-12 i przedostatnie miejsce, w drugim – sześć zwycięstw i szósta lokata. Ostatnie zawody zakończyły się brązem, ale w Korei nie ukrywano, że liczono na więcej.

Przepustka do Tokio nadeszła dzięki ostatniej szansie. Kontynentalny turniej w Tajlandii zawodniczki z Południa rozegrały perfekcyjnie, tracąc jednego seta. Należy jednak podkreślić, że zbyt wymagającej konkurencji nie miały. Lavarini, wówczas prowadzący włoskie Busto Arsizio, mógł w spokoju myśleć o przygotowaniach do nadchodzących igrzysk. Te zdezorganizował koronawirus.

– Dołączyłem do zespołu latem 2019 roku, ale nie mogliśmy pracować w 2020. Prowadziłem więc zespół przez pięć miesięcy, a potem wróciłem po półtora roku – mówił serwisowi volleyballworld.com w ubiegłym roku.

SUKCES W TOKIO

W 2021 roku przed Włochem stanęło spore zadanie – pokazać się z jak najlepszej strony, nie mając przy tym zbyt wiele czasu na przygotowania. Nie mógł sobie pozwolić na skoszarowanie zawodniczek w jednym miejscu na parę tygodni. Krótko po zakończeniu sezonu klubowego kadrę czekała Liga Narodów w „bańce” w Rimini. Tam Korea wypadła bardzo słabo. Wygrała zaledwie trzy spotkania, ponownie kończąc rywalizację na przedostatnim miejscu. Podczas turnieju mogliśmy oglądać je w starciu z Polkami. Choć biało-czerwone prowadzone przez Jacka Nawrockiego również nie błyszczały, to rywalki z Azji pokonały pewnie do zera. Liga Narodów nie okazała się dobrym prognostykiem.

Co w takim razie zrobił szkoleniowiec? Być może jeszcze bardziej udoskonalił zgranie i komunikację w zespole. Po sukcesie w Tokio Koreanki wielokrotnie wspominały o tym, jakim świetnym człowiekiem do współpracy był Lavarini. Opowiadały, że każdą z nich traktował, jakby był jej największym fanem. – Czasem potrzebujesz dać zawodniczkom komfort. Nie możesz cały czas tworzyć dziwnej atmosfery. One muszą czuć się przy tobie dobrze – opowiadał Lavarini o swojej filozofii pracy.

Lavarini uchodzi za człowieka mającego „hopla” na punkcie analizy rywalek i statystyk. Zawodniczki określały go mianem „naukowca”. Co ciekawe, w Brazylii zwracano się do niego per „profesorze”, ale ten ze śmiechem odpowiadał, że nie chce sobie bezpodstawnie dodawać tytułu. W Korei do analitycznej pracy dobrał sobie podobnych mu gości – Andreę Biasolego i Cesara Hernandeza. Szybko okazało się, że ten drugi (notabene następca Włocha na stanowisku selekcjonera) jest jeszcze większym „świrem”.

– Mamy grupkę na WhatsAppie: ja, Cesar i Andrea. Cesar średnio co trzy godziny wstawia kolejną grafikę analityczną. Czasem już nawet nie pobieram tego, co on dodaje – śmiał się Lavarini nieco ponad półtora roku temu.

O sukcesie z Tokio pisze się obecnie najwięcej przy okazji zakontraktowania Włocha. Czwarte miejsce to nie lada wyczyn, biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej, w ćwierćfinale Koreanki wyeliminowały faworyzowane Turczynki. Warto jednak zwrócić uwagę na szerszą skalę występu zawodniczek Lavariniego w turnieju olimpijskim. Siatkarki jak przegrywały, to tylko do zera. Poza triumfem nad Kenią, inne zwycięstwa przychodziły dopiero po tie-breaku. Co ciekawe, za każdym razem schemat był podobny – solidny, często wymęczony trzeci set dający prowadzenie 2:1, a po tym słaby czwarty, przegrywany różnicą siedmiu lub dziesięciu punktów. Mimo tego, zgodnie z powszechną opinią, u Koreanek nie zawodziła obrona. Oh Jiyoung i Kim Yeon Koung były najlepszymi zawodniczkami turnieju w tej kwestii. Ta druga, uznawana za wielką legendę w ojczyźnie, była także najskuteczniejszą siatkarką imprezy zaraz po Tijanie Bosković.

BUDOWA RELACJI Z POLKAMI

Od 2020 roku Lavarini pracuje w Novarze, w której przez rok prowadził Malwinę Smarzek. Do klubu wrócił po siedemnastu latach. Nie udało mu się jeszcze wygrać żadnego trofeum, gdyż od lat na tronie dzieli i rządzi prowadzone przez Santarellego Imoco Conegliano. Starszy z Włochów śmiał się w rozmowie z TVP Sport, że posada trenera Polek to pierwsza wygrana nad dobrym znajomym.

Już na samym początku Lavarini otrzymuje spore zaufanie nie tylko ze strony PZPS-u, ale i kibiców. Ich sympatię zyskał między innymi faktem, że Włoch mocno walczył o wpisanie sobie solidnej premii… za złoto olimpijskie. Jak mówił Świderski, tylko to w głównej mierze stanowiło element negocjacji. Nie miał jednak powodów, by oponować.

W kontekście polskiej kadry istotny będzie dar trenera do budowania relacji z zawodniczkami. Nie jest tajemnicą, że te u poprzedniego selekcjonera nie wyglądały specjalnie dobrze. Słynna już afera z 2019 roku sprawiła, że część doświadczonych zawodniczek od razu lub kilka miesięcy później zniknęła z reprezentacji. Zakontraktowanie nowej postaci ma pomóc w powrocie do kadry Joanny Wołosz. Według informacji prezesa PZPS udzielonych RMF FM, jedna z najlepszych rozgrywających świata zadeklarowała chęć pracy z nowym trenerem.

– Po Brazylii powiedziałem sobie: „Dobra, teraz to mogę pracować gdziekolwiek chcę” – opowiadał ze śmiechem w 2020 roku Lavarini, chwilę później reflektując się, że w Korei tak łatwo jak w Ameryce Południowej nie było. Pobyt w Azji z powodu barier i różnic kulturowych był dla niego bardzo wymagający. W Polsce, kraju, w którym włoska myśl szkoleniowca jest licznie obecna, nie powinien mieć problemów z dotarciem do zawodniczek.

Po poprzedniku avarini otrzymuje odmłodzony zespół. Od niego zależy, czy wesprze te siatkarki doświadczonymi koleżankami, czy tylko na nich oprze zespół. Najpierw musi jednak do nich dotrzeć i pokazać, że tak jak w Korei może być ich największym fanem.

Jeśli nie wskazano inaczej, cytaty pochodzą z podcastu „VolleyJunkies”.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.