Człowiek, o którym Marcin Gortat mówi, że zawdzięcza mu znaczną część majątku, został nowym trenerem Brooklyn Nets. Wśród głosów radości, nie brak komentarzy, że to kolejny przykład nierówności rasowej, bo czarnoskórzy szkoleniowcy nie dostają takich niespodziewanych szans.
Nash wielkim koszykarzem był. To nie podlega dyskusji. Dwukrotny MVP ligi — nawet jeśli Shaquille O'Neal do dziś uważa, że to on zasłużył na statuetkę w 2005 roku — zrewolucjonizował NBA jako lider Phoenix Suns, grających ultraofensywną, zespołową koszykówkę. Wcześniej wspólnie z Dirkiem Nowitzkim, przyjacielem z parkietu oraz wspólnych, hucznych zabaw, tworzył pierwszy duet zagranicznych gwiazd w Dallas (dziś są nim Luka Doncić i Kristaps Porzingis). Karierę kończył w Los Angeles, u boku Kobego Bryanta, jako prześladowany kontuzjami 40-latek. Był nawet świadkiem urazu ścięgna Achillesa, który de facto zakończył supremację legendy Lakers. Nash przede wszystkim jednak — zwłaszcza w najlepszych latach — powodował, że jego partnerzy z drużyny wchodzili na dużo wyższy poziom, notowali lepsze statystyki i w konsekwencji podpisywali wysokie kontrakty.
Marcin Gortat do dziś skromnie przyznaje, że znaczną część swojej fortuny zawdzięcza właśnie jemu. Faktycznie, w sezonie 2011/2012 notował średnio 15.4 punktów i 10 zbiórek, często kończąc firmowe akcje pick-and-roll po podaniach słynnego Kanadyjczyka. Dwa lata później podpisał kontrakt na 60 milionów dolarów.
INIESTA PARKIETU
Nash zakończył karierę sześć lat temu, będąc już cieniem samego siebie, gdy organizm (a zwłaszcza staw skokowy) odmawiał mu posłuszeństwa. Wtedy zwrócił uwagę na swoją najważniejszą pasję z dzieciństwa, czyli piłkę nożną. W całej NBA nie było większego fanatyka futbolu. Steve grał w piłkę od najmłodszych lat, podobnie jak jego brat — przez wiele lat obrońca reprezentacji Kanady — i nie brakuje teorii, że swoboda, którą wyniósł zielonego boiska, później uczyniła jego koszykarski styl oryginalnym i nie do podrobienia.
Nash bowiem poruszał się po parkiecie niczym Messi, czy Iniesta. Rozdawał podania w najbardziej nieoczekiwanych momentach. Oddawał rzut nawet po pięciu sekundach od rozpoczęcia akcji, mając „zielone światło” od trenera Mike'a d'Antoniego, by robić, co chce i kiedy chce. Ta „freestyle'owa” koszykówka podbiła serca kibiców na całym świecie i wytyczyła nową drogę rozwoju NBA.
FAN FUTBOLU
Nie byłoby mistrzowskich Golden State Warriors, czy dzisiejszych Houston Rockets — ba, większość drużyn gra teraz w sposób — gdyby nie Suns z lat 2004-2012. Wracając do futbolu Nash — od dziecka wielki fan Tottenhamu, co podkreśla na każdym kroku — został ekspertem telewizji Fox i częstym gościem studia Champions League. Oprócz tego kupił udziały w klubie MLS Vancouver Whitecaps, gdzie dwa lata temu musiał podpisać się pod transferem Alphonso Daviesa do Bayernu Monachium. Co ciekawe, już kilka miesięcy później... komentował występy tego zawodnika w Lidze Mistrzów.
RELACJA Z DURANTEM
Z koszykówki jednak nie zrezygnował. Warriors zatrudnili go jako specjalnego konsultanta już w 2015 roku, tak więc dwa lata później mógł się cieszyć z mistrzowskiego tytułu, którego — mimo wielu prób — nigdy nie zdobył jako koszykarz. Wtedy też zaprzyjaźnił się z Kevinem Durantem, MVP finałów w 2017 i 2018 roku. Durant mówił wtedy w rozmowie z „San Jose Mercury News”: - On jest osobą, z którą mogę rozmawiać na każdy temat i kimś, dla kogo mam olbrzymi szacunek. Prawdopodobnie nigdy nie byłem wokół lepszego koszykarskiego umysłu. Steve stara się uprościć grę i tłumaczyć mi to szczegółowo. Nauczyłem się bardzo wiele. Wiele jego rad pomogło mi w rozwoju moich umiejętności. Jestem mu za to bardzo wdzięczny — podkreślał. Ta znajomość miała przynieść owoce już niebawem.
KOLEJNY „BIAŁAS”
Gdy Brooklyn Nets ogłosili 3 września z samego rana, że powierzają stanowisko głównego trenera Nashowi, w mediach zawrzało. Jak to — w samym środku protestów „Black Lives Matter” - posadę dostaje kolejny „białas” bez żadnego doświadczenia zawodzie?
- Trzech czarnoskórych trenerów straciło pracę w tym sezonie (Gentry, MacMilian, Vaughn, który będzie asystentem - przyp. MH), a teraz zatrudnia się kolejnego białego żółtodzioba. Gdzie tu sprawiedliwość? - grzmiał jeden z aktywistów. Stephen A. Smith mówił na antenie ESPN: - Szanuję Nasha, ale to jest kwintesencja białego uprzywilejowania. Tu nie chodzi o samego Steve'a, którego wszyscy w NBA lubią, ale takie sytuacje nie zdarzają się facetom o czarnym kolorze skóry. Żadnego doświadczenia? Nie tylko w NBA, ale gdziekolwiek? I dostajesz robotę w Brooklyn Nets? Tyronn Lue, który zdobył tytuł mistrzowski, nawet nie był brany pod uwagę. Mark Jackson, który zbudował fundamenty pod mistrzowskich Warriors, został pominięty. Sam Cassell pracuje przez wiele lat jako asystent, najpierw w Waszyngtonie, a teraz w Clippers i nikt nie chce mu dać szansy. To nie jest w porządku! - zwracał uwagę.
Decyzja zapadła w ostatnim tygodniu, po tym jak Nets — prowadzeni przez tymczasowego trenera Jacque Vaughna — grając praktycznie rezerwowym składem, zaprezentowali się z bardzo dobrej strony w Orlando, wygrywając pięć spośród pierwszych ośmiu meczów i awansując do play-offów. Komentatorzy telewizyjni, z Charlesem Barkleyem na czele, domagali się, aby to właśnie Vaughn dostał szansę samodzielnej pracy z zespołem w przyszłym sezonie. Stało się jednak inaczej, chociaż zostanie on w roli głównego asystenta.
ANALOGIA DO WARRIORS
Kluczowa okazała się relacja Nasha z Durantem. Były MVP, leczący kontuzję ścięgna Achillesa od pamiętnych finałów Warriors — Raptors, latem ubiegłego roku podpisał kontrakt w Brooklynie. Gdy wróci do gry - wspólnie z innym rekonwalescentem Kyrie Irvingiem - Nets powinni zaliczać się do głównych faworytów do mistrzowskiego tytułu. A nie zapominajmy, że podobny scenariusz przerabialiśmy właśnie w Golden State. Warriors w 2014 roku zwolnili Marka Jacksona (do czego nawiązywał Stephen A. Smith) po tym, jak wprowadził ich do play-offów po wieloletniej przerwie i powierzyli tę funkcję absolutnemu debiutantowi Steve'owi Kerrowi. Wtedy też gospodarze porannych talk-shows nie ukryli oburzenia. Dziś Kerr ma na palcu trzy mistrzowskie pierścienie jako trener, które może dołożyć do kolekcji pięciu w roli zawodnika i jest powszechnie szanowany przez wszystkich w NBA.
LEKCJE OD SCHETYNY
Czy podobną drogę rozpoczną Nets z Nashem? Na to zapewne liczy generalny menedżer Sean Marks, który zarządzania klubem uczył się od Grzegorza Schetyny, gdy był zawodnikiem Śląska Wrocław w roku 2000. - Spotkaliśmy się z kandydatami z różnych środowisk, a decyzja była trudna — oceniał Marks. - Steve to lider i mentor, który będzie miał respekt zawodników. Mam przywilej, że znam go od wielu lat. Widziałem na własne oczy jak jego koszykarska wiedza i pozbawione egoizmu podejście wpływały na sukcesy zespołu. Jego instynkt oraz umiejętność komunikacji z zawodnikami w celu realizacji wspólnych celów, przygotują nas do rywalizacji na najwyższym poziomie w tej lidze – zaznaczał.
Irving grający pick-and-rolle z DeAndre Jordanem, wyzwolony na skrzydle Durant, a może jeszcze ktoś trzeci, kogo skusi budowanie mistrzowskiego zespołu w Brooklynie? Nets na sezon 2020/2021 zapowiadają się fascynująco, a Nash zapewne doda im kolorytu. Nawet jeśli to trochę niepoprawne politycznie.