Ekscentryk o gabarytach niedźwiedzia, który nosi imię jak papież i jak papież pochodzi z górskich okolic, pełni na naszej scenie od lat dość enigmatyczną rolę. Bo operuje z tylnego siedzenia – wystąpił gościnnie u Kizo, Fukaja czy Deemza, przewijał się w creditsach jako producent, ale nie spuentował dotychczasowych ruchów autorskim albumem. To jednak wkrótce się zmieni. Sapi Tha King podpisał kontrakt z Sony i dopina właśnie materiał, który ma pogodzić żywioły... Ludacrisa i Marka Dyjaka.
Artykuł pierwotnie ukazał się w marcu 2023 roku
Długo wisiał w powietrzu ten debiut. Mniej więcej od czasu, gdy Sapi właściwie przez przypadek wziął udział w nagraniu dwóch kawałków na album swojego brata – Kubiego Producenta. Ale skąd w tym wszystkim jeszcze gość z Coals?! Jak oni zaczynali, nie miałem pojęcia, że mój kuzyn bierze w tym udział. Stary, kilka lat temu siedziała u nas ciotka. Kubi już był Kubim i w rodzinie wszyscy wiedzieli, że robi beaty. No więc wjechła, że Łukasz też zajmuje się muzyką. „Ma zespół. Nazywają się Węgielki”. Jakie znowu Węgielki?! A ona na to, że jest tam taka dziewczyna, która śpiewa, a on klika w komputer. I że grają koncerty, i nawet byli ostatnio na Islandii – wspomina Karol. Impreza się skończyła, zacząłem szperać w necie i faktycznie odkryłem, że Łukasz jest producentem i kompozytorem Coalsów. Mieliśmy się w znajomych, zaczęliśmy gadać; skontaktował się z Kubą, żeby pracować nad beatami na odległość i tak zaczęła się ta współpraca...
Czyli rodzinny biznes, który skądinąd znowu nabiera rozpędu – Kubi Producent wraca z niebytu; wyprodukował nadchodzące wydawnictwo Szpaka, a w planach ma też samodzielny longplay.
Bez poprzedniego – +18 z 2019 roku i generalnie bez tego wszystkiego, co na przestrzeni ostatnich lat spotkało Kubiego, nie byłoby w tej chwili gadki o solówce Sapiego. Choć dla pełnego obrazka trzeba nakreślić braterską synergię.
Karol jako szesnastolatek miał gówniarskie marzenie, żeby zostać DJ-em. W Wadowicach działał wtedy jeden klub – Kręgielnia, gdzie łaził, jak nauczył się obsługiwać decki. Tylko problem był taki, że grywano tam wyłącznie coś na kształt EDM-ów spod znaku Chłopcy Radarowcy (BR3NVIS 4Fun Remix). Stopa ustawiona co cztery stepy, tempo 135 i totalna młócka. A on ekscytował się trapowymi brzmieniami, które wchodziły w 2012-13 roku; z którymi szybko pogoniono go z Kręgielni. Uznał więc, że trzeba robić własną muzykę. Spiracił FL Studio; pobierał biblioteki dźwięków i wtyczki, a wszystkiem przyglądał się pięć lat młodszy brat, który zaczął na własną rękę gmerać przy beatach. Początkowo szło mu opornie, ale w końcu przygotował coś, co wprawiło Karola w osłupienie. Puścił mi to, a ja skwitowałem od razu: „będziesz gwiazdą; trzeba to rozsyłać, gdzie się da; nie ma czegoś takiego w Polsce”.
Pierwszym adresatem był John Martson – kojarzony z Alcomindz Mafią. Potem Koldi czy Miami Hit Music. Sapi odbił od muzyki ze względu na maturę, a kariera Kubiego nabierała rozpędu. Zrobił beat dla Kękę (Nic już nie muszę) i dwa numery z Żabsonem; zabrał się za Aby śmierć miała znaczenie z Bedoesem. W przededniu premiery właśnie tego tytułu – obaj bracia poznali się z Borysem na koncercie we Wrocławiu, gdzie starszy z nich – z braku laku – został skaperowany do puszczania kawałków z Winampa i darcia mordy. Zagrał w ten sposób z Bedim kilka sztuk, ale szalona przygoda dobiegła końca, gdy znalazł pracę, o którą długo zabiegał. Cóż – życie.
Bedoes dokończył więc trasę z Lankiem i zabrał się za kolejny krążek z Kubim. Gdy Kwiat polskiej młodzieży ujrzał światło dzienne, znowu trzeba było planować koncerty. Borys miał co prawda zaklepanego innego DJ-a, ale po tym, jak Sapi zrobił ciężki gnój na koncercie Blachy w klubie Energy2000 w Przytkowicach, zaproponował mu, żeby pojeździł z nim po kraju... Mniej więcej w tym okresie Kuba zaczął już pracować nad swoim albumem producenckim, gdzie Karol figuruje jako producent wykonawczy. I nie tylko.
Kręciliśmy klip do „Bad Boy” z Reto, Beteo i Silesem. Wrzuciłem coś na Instagram i dostałem wiadomość od Białasa, żebyśmy wpadli do NOBOCOTO. Zabrała nas tam dziewczyna Kubiego swoim Volkswagenem Garbusem, którym skądinąd przejechaliśmy całą Polskę przy „Kwiecie”. Po tym, jak Białas skończył i studio zrobiło się wolne, zapytałem DJ-a Johny'ego, czy mogę szybko nagrać tekst napisany po pijaku do beatu odrzuconego wcześniej przez Bedoesa – opowiada Sapi. Nawinąłem to na raz, wychodzę z kabiny, a tam Johny i Beteo zapłakani ze śmiechu. „Musisz zostać raperem!”.
Mało szczęśliwych trafów? Rano w hotelu obudził go telefon od Lanka. „Ty, zajebisty numer wczoraj zrobiłeś. Dawaj dograsz mi się na płytę”. I drugiego dnia w studio powstał refren do kawałka Sok, który ostatecznie nigdy się nie ukazał. Ukazały się natomiast – wspomniane już – numery na +18, które zostały zarejestrowane podczas pierwszej w pełni profesjonalnej sesji Sapiego; srogo zakrapianej alkoholem, co miało stanowić remedium na debiutancką tremę. Stąd „Pozdro” i „Hajs”, które Kubi wziął na płytę, chociaż wcale tego nie chciałem. Byłem przerażony. „Co ja tam pierdolę?”. „Czy to się komuś spodoba?!”. Ale z drugiej strony uznałem, że warto zobaczyć, co się stanie. Album wyszedł i trafił w ręce Kizo, który zaproponował mi, żebym pojawił się u niego. Zwariowałem wtedy. Wkrótce zaczeły się pytania: „kiedy płyta?”.
Jakby nie patrzeć – przeciągnęła się ta rozbiegówka do debiutu. I Sapi sam przyznaje, że mu to ciążyło; że wszystko stało się tak nagle, jakby dziełem przypadku, a nagle musiał zmierzyć się z oczekiwaniami. I nie bardzo wiedział, jak się w tym odnaleźć. Zaczął tryhardować; składać wielokrotne, żeby nie zostać zdemaskowany jako żaden raper. Poniosła go przy tym Warszawa; potem nadciągnęła pandemia...
Od wakacji '21 zarejestrował czterdzieści prevek numerów, które wypluwał z siebie bez większego zamysłu czy nadrzędnego konceptu. Następnie w drodze selekcji procedował, co poprawić, a co wyrzucić. Wcześniej było to trudne, ale po powrocie w rodzinne strony – projekt zaczął nabierać realnych kształtów. Choć nie tylko Wadowice jako miejsce akcji są kluczowe dla tego przedsięwzięcia. Karol ze wsparciem brata i kuzyna znalazł swoją idyllę w Cieszynie, gdzie Lucassi mieszka i prowadzi studio. Łukasz jest realizatorem prawie wszystkich utworów; inżynierem dźwięku i producentem wykonawczym. W trzech-czterech numerach znalazły się też jego partie gitary. No i wiele beatów to właściwie jego collabo z Kubim. Siedzieliśmy w Wadowicach, wymyślaliśmy coś, a potem jechaliśmy z tym do niego, a on dodawał swoje pomysły w Abletonie.
Czego można spodziewać się po tym wydawnictwie? Stawiam na jakość. Nie brakuje abstrakcyjnych i durnych wersów, ale zależało mi, żeby zestawić je z przemyśleniami, po których słuchacze rozeznają: „ten gość jednak swoje przeżył i ma coś do powiedzenia”. Chociaż nie chcę na siłę budować wizerunku erudyty i krasomówcy. Tym, co może zaskoczyć będą partie wokalne. Naprawdę tam śpiewam! Jak puszczałem nagrania w wytwórni, wszyscy byli pod wrażeniem... Przedsmak dają trzy dotychczasowe single. Do 10K20K i Mimo Że Dzwonisz doszedł ostatnio Terabajt.
Ale dla Sapiego znaczenie tego materiału wykracza daleko poza opowieści z zaplecza studia czy realizacyjne technikalia. Zrealizowałem swoje marzenie w najbardziej naturalnych okolicznościach, jak tylko to było możliwe. Spotkaliśmy się w rodzinnym gronie i rzeczy się zadziały. Nawet, gdyby płyta okazała się fiaskiem – mam z jej nagrywania wyłącznie świetne wspomnienia, których nikt mi nie zabierze.
Komentarze 0