Stromae pokazuje, jak być kilkoma osobami naraz

Stromae
fot. Michael Ferire

Wydawało się, że będzie one-hit wonderem, jednak zaskoczył wszystkich swoimi sukcesami. Gdy świat stanął u jego stóp, zniknął na wiele lat. Kariera Stromae to historia paradoksów, ale też potwierdzenie tez z jego własnych tekstów – każdy człowiek może być kilkoma osobami na raz i zlepkiem potencjalnych sprzeczności.

Przez siedem lat zmagałeś się z pewnym rodzajem smutku. Mówisz o tym bez żadnych ograniczeń. W swoich piosenkach dużo wspominasz o samotności. Czy twoja muzyka pozwoliła ci wyzwolić się od niej? – pytała na początku tego roku, podczas programu informacyjnego na antenie TF1 – jednej z najpopularniejszych francuskich stacji – dziennikarka Anne-Claire Coudray. Siedzący naprzeciwko niej Stromae w odpowiedzi zaśpiewał właśnie wydany singiel – L’enfer. Bez dodatkowej scenografii i wsparcia instrumentalistów, belgijski muzyk zaskoczył miliony telewidzów, którzy mogli nie rozumieć, co się właściwie dzieje. Paul Van Haver, bo tak nazywa się autor Alors on danse, podzielił się wówczas historią swoich myśli samobójczych i opowiedział o poczuciu alienacji.

Na tym etapie był prawie nieobecny w mediach. Swój poprzedni album, Racine carrée, wydał w 2013 roku. Okazjonalnie występował gościnnie u innych artystów i artystek, zaangażował się też w współtworzenie klipów dla Duy Lipy czy Billie Eilish. Czemu artysta, który zainfekował całą Europę Alors on danse, a później Papaoutai, tak długo zwlekał z wydaniem kolejnych piosenek? Chciałem odwrócić uwagę od samego siebie. Nie uśmiechało mi się stanie w świetle reflektorów, ale chciałem działać dalej. Doszedłem do wniosku, że najlepiej współpracować z innymi artystami i robić rzeczy dla nichmówił w wywiadzie dla Dazed Digital. Muzyk nie ukrywał, że jego oszałamiająca kariera (ponad 8,5 miliona sprzedanych płyt oraz 850 milionów wyświetleń Papaoutai na YouTube) mocno zdestabilizowała go psychicznie. Ucieczką od ciągłego zgiełku okazały się podróże.

Stromae zjeździł kawał świata w poszukiwaniu dźwięków, które pozwolą mu skonstruować swoje nowe brzmienie. Korzystał z chińskich instrumentów ludowych. Dobrze przestudiował brazylijski baile funk. Głód znajdowania nowych, dla europejskich uszu, dźwięków oraz zestawiania ich ze sobą, to nie tylko pomysł na artystyczną kreację. Van Haver jest dzieckiem różnych kultur – człowiekiem zawieszonym pomiędzy najróżniejszymi prądami. Urodzony w Brukseli, syn Flamandki i Rwandyjczyka dorastał w Beneluksie. Jako dziecko często jeździł do Kigali – stolicy Rwandy. Ojciec Paula, Pierre Rutare, większość czasu spędzał w swojej ojczyźnie. Słuchając Papaoutai łatwo założyć, że w zasadzie był nieobecny w życiu przyszłego gwiazdora – z czym polemizują jednak członkowie rodziny Van Havera od strony jego ojca. Rutare był przedsiębiorczy – założył firmę architektoniczną i zarządzał dwiema drużynami koszykarskimi. Zaprojektował betonową fontannę przy jednym z kluczowych rond w Kigali i był poważany wśród lokalnej społeczności. Zginął w 1994 roku w wyniku masowych mordów dokonowanych na ludności Tutsi. Jest jedną z co najmniej pół miliona ofiar rządu kierowanego przez reprezentantów Hutu.

Stromae
fot. Michael Ferire

Tragiczny los ojca rzutuje na życie Stromae. Pustkę wypełniały częściowo podróże inicjowane przez matkę. Rodzina z plecakami przemierzała na własną rękę chociażby Mali czy Meksyk. W ten sposób muzyk zbierał doświadczenia, które ostatecznie wpłynęły na jego sposób pracy. Czerpanie inspiracji ze świata nie jest tu postkolonialną fantazją. Stromae reprezentuje różne kultury i ich doświadczenia. Uosobia innego i w Europie, która nadal lubi homogeniczną, pod względem etnicznym, kulturę, stal się ambasadorem osób mieszanego pochodzenia. Na początku swojej kariery artysta korzystał przede wszystkim z wpływów new beatu – brzmienia lat 90., które niczym pożoga ogarnęło belgijskie kluby. Równocześnie postanowił zmierzyć się z jednym z największych muzycznych mitów tego kraju – figurą Jacquesa Brela. Najbardziej wpływowy twórca chansonu był inspiracją dla Davida Bowiego i Scotta Walkera, ale wywarł także wpływ na Stromae, ktory coverował utwory Brela oraz coraz chętniej korzystał z jego emploi, by stać się współczesnym bardem. Dramatyczny ton Brela na Multitude zostaje spleciony z multikulturową miksturą. Van Haver nie stroni jednak od ekscentrycznego rapu i niekonwencjalnych, ciężkich do opisania, zabiegów wokalnych (jak chociażby w refrenie C’est que du bonheur).

Multitude to album niezwykle teatralny, ale będący równocześnie przystępną przejażdżką przez różne dźwiękowe światy. Tekstowe motywy dotyczące poczucia alienacji w skomplikowanym świecie są z kolei wyciągnięciem ręki do milionów słuchaczek i słuchaczy. Stromae stał się ostatecznie gwiazdą popu, która może mówić o trudnych sprawach i jest w tym wiarygodna. Nie jest Gal Gadot śpiewającą Imagine albo klonem Bono, który łaskawie pochyla się nad problemami cywilizacji. Nosi na sobie niewidoczne blizny, które są efektami prawdziwych doświadczeń – chlebem powszednim osób z najróżniejszych grup wykluczonych.

Dekadę temu Stromae był ziomkiem od tego kawałka z saksofonem. Uwagę niemal całego świata wykorzystał do opowiedzienia swojej historii, w której inni mogą odnaleźć siebie. A teraz dzieli się także opowieściami innych osób.

W epoce gestów solidarności, które wydają się puste, działalność Stromae jest autentyczna i szczera. Pop, jako gatunek popularny, powinien być reprezentacją szerokiego przekroju populacji, a nie fantazją na temat bogactwa i luksusu. Dzięki osobom takim jak Van Haver, ta zmiana właśnie zachodzi.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0