Suburbia, apatia, xanax - kim właściwie jest Diego a.k.a. Lil Xan, raper o którym mówią dziś wszyscy?

lilxan.jpeg

Choć raper znany wcześniej jako Lil Xan ma ledwie 21 lat, to jak na takiego młodziaka zdążył już zebrać spory bagaż doświadczeń. Gdy jako małolat sprzątał ulice rodzinnego Redlands i kiedy później marzył o karierze fotografa, wciąż bowiem żarł Xanax; na listki i pudełka. Na zdrowie!

W osobie Diego Leanosa - urodzonego 6. września 1996 roku rapera, o którym już jest głośno, a w 2018 roku będzie na pewno jeszcze głośniej - współczesna Ameryka może się przejrzeć jak w lustrze. Znane z takich filmów jak American Honey czy Florida Project podupadłe miasteczka i przedmieścia, w których młodzi ludzie brak perspektyw zajadają psychotropami, to miejsca, które Lil Xan zna świetnie z własnego doświadczenia. Bo kiedy od małego twoi rodzice i szkolni psychologowie faszerują cię alprazolamem i pochodnymi, to nic dziwnego, że później ciężko jest ci się zebrać do kupy. Kiedy jedyną pracą, którą możesz dostać po tym, jak już porzucisz - nigdy jakoś szczególnie nie rokującą - edukację, jest te kilka dolców za sprzątanie okolicznych chodników, nie pozostaje nic innego, jak się naćpać i snuć wizję wielkiej kariery w branży kreatywnej. Wytatuować sobie swoją małolacką buźkę, wydać skombinowane gdzieś pieniądze na aparat fotograficzny, kamerę czy czas w studiu nagraniowym i liczyć na to, że akurat tobie się uda. A wszystkie swoje lęki i obawy szpachlować kolejnymi garściami Xanaxu; bądź wypluć je z siebie na trackach.

I tak właśnie wyglądały ostanie kilka lat z życia Diego Leanosa. Zanim jednak sięgnął po mikrofon, z początku chciał być fotografem i tylko zrządzenie losu - a dokładnie ludzka pazerność - odwiodła go od tego planu. Kiedy kilku jego kumpli zostało raperami, nastoletni Xan zakupił aparat i zaczął robić im zdjęcia, marząc o tym, że już za moment stanie się kolejnym rozchwytywanym młodym artystą wizualnym. Ale podczas jednego z koncertów ktoś skradł mu te marzenia - razem z cyfrową lustrzanką, na którą wydał astronomiczną wówczas dla niego kwotę 1200$ (równowartość blisko 200 godzin sprzątania ulic). Nie lada wk***iony Diego doszedł więc do wniosku, że nie będzie zbierał na kolejny aparat, tylko wejdzie do studia, co kosztuje… 20$. I choć - jak wspomina w wywiadzie dla magazynu XXL - do tamtej chwili wkręcał się bardziej w gry niż w muzykę, to w jego domu zawsze było pełno płyt, a ojciec co rusz puszczał mu jakieś nowe rzeczy. Podobnie jak wiele białych dzieciaków ze Stanów - i co za tym idzie, wielu nowoszkolnych raperów - mały Xan był z początku wielkim fanem rocka, uwielbiał klasyczny Black Flag z jego rodzinnej Kalifornii i całą nową falę brytyjskich gitar z Arctic Monkeys na czele. Momentem przejścia był dzień, w którym tata puścił mu pierwszą płytę N.E.R.D., na której znalazł ten sam brudny, garażowy wygar doprawiony jeszcze charyzmą i zadziornym, rymowanym tekstem Pharrella. I choć przez kilka następnych lat słuchał dalej głównie rocka, to któregoś dnia siadł do kompa, odpalił nowy klip A$AP Rocky’ego i… wsiąkł zupełnie.

Lil Xan - którą to ksywkę otrzymał jeszcze w czasach bycia fotografem, kiedy po lekach latał i pstrykał spowolnione zdjęcia - zaczął więc podpatrywać zaprzyjaźnionych raperów przy pracy, szlifować swój warsztat i wrzucać na soundcloud pierwsze tracki własnej produkcji, po których nie ma już dziś śladu, bo - jak sam wspomina - są raczej powodem do beki niż dumy. I tak od pierwszego składu, w którym się udzielał - Low Gangu, przez istniejącą po dziś formację Xanarchy (współtworzoną ze Stevenem Cannonem, który był jednym z jego rapujących nauczycieli), aż po ogromny sukces numeru Betrayed powoli rozkręcała się kariera jednego z największych faworytów do tegorocznego tytułu Freshmana XXL.

No właśnie, Betrayed - wyreżyserowany przez króla Midasa rapowych klipów Cole’a Bennetta (pisaliśmy o nim tutaj) psychodeliczny lot, który niedawno przekroczył 100 milionów obejrzeń na YT; numer otwierający Diego Leanosowi drogę do wielkiej kariery i jednocześnie zamykający za nim drzwi uzależnienia, z którym borykał się przez ponad dwa lata. Bo kiedy raper znany wcześniej jako Lil Xan nawija w refrenie Xans don't make you / Xans gon' take you / Xans gon' fake you / Xans gon' betray you nie jest to tylko kwestia ciężkiego zrzutu, po którego przejściu większość wraca do swoich dawnych przyzwyczajeń, ale radykalnego rozbratu z alprazolamem. W obliczu skali tego nałogu pośród amerykańskich nastolatków, śmierci z przedawkowania Lil Peepa i deklaracji o niebraniu więcej xanaxu, które złożyli ostatnimi czasy m.in. Lil Pump i Smokepurpp, Diego postanowił zmienić ksywkę i wyrazić swój publiczny sprzeciw wobec gloryfikacji X-ów przez sporą część rapowego środowiska. I jak mówi w wywiadach, jego postawa w tej kwestii już przynosi efekty. Piszą do niego całe zastępy dzieciaków, które idąc za jego przykładem porzuciły narkotyk. A wiadomo, że obcowanie z nim ma konsekwencje dalece mniej przyjemne niż nadawane mu przymilne nazwy w rodzaju zannies, bennies czy peanuts.

Przemiana Lil Xana może przynieść pozytywne efekty nie tylko w kontekście pomocy osobom uzależnionym. Każdy, kto czeka na jego debiutancki krążek, powinien być zadowolony z tego, że rzucił on leki i teraz jego życie nabierze szybszego pędu. Album Total Xanarchy jest już bowiem zapowiadany na 17 marca, a jego autor zarzeka się w wywiadach, że na pewno zaskoczy słuchaczy, bo nie ma ochoty na żadne mumble, za to ma światu wiele do zaprezentowania. Podobno coraz dalej mu do klasycznej, mocno już wyeksploatowanej trapowej formuły, a bliżej do przestrzennych, równie sennych jak mrocznych brzmień. I to na ich tle ma zamiar zbudować swój pierwszy longplay. Swoją drogą nie ma w tym nic dziwnego, bo odkąd przestał znieczulać się nieustannie xanaxem, to gdzieś przecież musi wylać z siebie te wszystkie emocje, które w nim siedzą. Bo choć wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że jest tym jednym z nielicznych, którym się naprawdę uda, to - jak pokazuje historia muzyki rozrywkowej - sukces nigdy nie rozwiązuje żadnych problemów (no, może poza tymi stricte ekonomicznymi, ale to też skomplikowana sprawa), a zwykle nastręcza mnóstwa nowych.

Oby nie w tym przypadku.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.