Do widoku zagranicznego szkoleniowca w reprezentacji Polski siatkarzy jesteśmy już przyzwyczajeni. Od czasu Raula Lozano za wyniki odpowiada trener z obcą filozofią volleya. Wyniki pokazują, że ma to rację bytu. U pań Stefano Lavarini jest dopiero drugim selekcjonerem nieurodzonym nad Wisłą. Pierwszym był jego rodak Marco Bonitta, którego kadencja to czas pierwszego od czterdziestu lat występu na igrzyskach, jak i konfliktów z publicznymi atakami.
Stefano Lavarini dobrze rozpoczął pracę w meczach o stawkę. W pierwszym turnieju w Stanach Zjednoczonych jego zespół wygrał trzy mecze (z Kanadą, Koreą Południową i Niemcami), ulegając tylko Brazylijkom. Bilans 3-1 pozwala zawodniczkom patrzyć na kolejny turniej Ligi Narodów z optymizmem. Tym bardziej że pierwsze dwa sparingi z zespołem Vitala Heynena Polki przegrały.
Prowadzący również Novarę Włoch, już przed podpisaniem kontraktu uchodził za człowieka, który przykłada dużą wagę do dobrej komunikacji i relacji w zespole. Między innymi tym „kupił” Koreanki, które sensacyjnie zakończyły ostatni turniej olimpijski na czwartym miejscu. Z Polkami Lavarini jest szczery. Kiedy trzeba podbudować na duchu lub uspokoić – robi to. Kiedy trzeba podnieść głos i mocno wypunktować błędy, również nie ma oporów.
Na zagranicznego szkoleniowca polskie siatkarki czekały czternaście lat. Przez lata można było wyczuć w głosach wielu reprezentantek żal, że ich koledzy mogą współpracować z fachowcami z całego świata, a one są skazane na krajowych trenerów. Popularna teoria mówi, że PZPS sparzył się na „head coachu” zza granicy po kadencji Bonitty. Ta z założenia miała tchnąć w zespół dawnych „Złotek” nową myśl.
MŁODY, PERSPEKTYWICZNY, UTYTUŁOWANY
Bonitta nie był człowiekiem z łapanki. Stały za nim jeszcze większe sukcesy niż za Lavarinim. Urodzony w Rawennie Włoch początki kariery szkoleniowej związał z lokalnymi klubami. Wówczas nie tylko w kraju, ale i za granicą, czołową siłą był miejscowy Il Messaggero Volley. Co ciekawe, młody szkoleniowiec zbierał szlify trenerskie między innymi u Aleksandra Skiby. W 1996 roku zadebiutował jako pierwszy trener w żeńskiej Olimpie. W latach osiemdziesiątych zespół nie schodził ze szczytu, zdobywając mistrzostwa w całej dekadzie. Gdy Bonitta objął klub, dawne sukcesy były wspomnieniem. Klub spadł na zaplecze Serie A, lecz między innymi dzięki świetnej pracy trenera, szybko powrócił do ekstraklasy. Włoch tym samym zarobił sobie angaż w Formapedretti Bergamo, klubie, który wchodził na szczyt volleya między innymi z legendarną Francescą Piccinini w składzie.
W klubie z Lombardii jeszcze bardziej zbudował sobie renomę jednego z najlepszych krajowych szkoleniowców. Dwa triumfy w Lidze Mistrzyń, dwa mistrzostwa Serie A, Puchar i trzy Superpuchary Włoch – siatkarki z Bergamo były wówczas na fali wznoszącej. Każdy czerpał garściami z sukcesu. Klub jako organizacja, jak i poszczególne zawodniczki… oraz trener. Ten w 2000 roku wrócił na sezon do Rawenny, lecz rok później już w niej go nie było. Zgłosiła się reprezentacja Włoch.
WYSOKI KOSZT SUKCESÓW
Włoska myśl szkoleniowa ma przedstawicieli na całym świecie. Dla każdego z nich prowadzenie drużyny narodowej jest chyba największym zaszczytem. Niespełna 38-letni Bonitta zastąpił Angelo Frigoniego, który sukcesy świętował głównie jako asystent Julio Velasco w drużynie „Generazione di fenomeni”. Już kilka miesięcy pracy przyniosło efekt w postaci srebra mistrzostw Europy. Rok później znalazł się na światowym szczycie. Włoszki wygrały mistrzostwa świata w Niemczech. Początkowo szło im wspaniale, lecz w drugiej rundzie uległy Kubankom i Rosjankom. Bonitta potrafił ułożyć drużynę i pomimo awansu do trudniejszej części drabinki, doprowadził zespół do triumfów nad Koreankami, Chinkami i Amerykankami. Jako że Włoszki do dziś nie zdobyły nawet medalu igrzysk olimpijskich, złoto sprzed dwudziestu lat to największe osiągnięcie w historii reprezentacyjnej siatkówki kobiet.
To był również szczyt osiągnięć reprezentacyjnych Bonitty. Rok później na mistrzostwach Europy jego zespół zakończył zmagania na pierwszej rundzie. W 2004 roku na igrzyskach w Grecji zabawa skończyła się na ćwierćfinale. Włoch nie mógł narzekać na brak utalentowanych zawodniczek. Ówczesny zespół Italii opierał się na między innymi Piccinini, Lo Bianco czy Cardullo – siatkarkach przed trzydziestką. Po latach okazało się, że zgrupowania kadry stanowiły dla Włoszek istny, psychiczny koszmar.
Gdy Włoszki przygotowywały się do obrony złota z Niemiec, media opublikowały informacje o rezygnacji trenera. Zawodniczki w oficjalnym oświadczeniu naciskały na związek do zwolnienia, opowiadając, że nie wyobrażają sobie z nim dalszej współpracy. Bonitta miał się zamieniać niemal w zamordystę, który zakazywał rozmów przed telefon, malowania się czy spotkań z bliskimi. Był określany bestią i tyranem, który nie tolerował żadnej polemiki czy uwagi. Co ciekawe, włoska federacja stanęła w obronie szkoleniowca, podkreślając jego zasługi i umiejętności. To on sam podał się do dymisji, mówiąc, że nie może już „pracować w najlepszy sposób”.
Jednym z idoli trenerskich Bonitty jest Nikołaj Karpol, legendarny rosyjski szkoleniowiec, który niejednokrotnie brutalnie rugał swoje siatkarki. Włoch wielokrotnie przez lata podkreślał, że jest wymagającym fachowcem. O tym, że sam jest dumny ze swojego podejścia do pracy, niech świadczy jego motto: „Trening to nie miejsce dla demokracji, gdy zaczyna się praca, kończą się dyskusje”.
(NIE)CHCIANY
Na przełomie 2006 i 2007 roku szkoleniowiec cieszył się słabą opinią. Tak słabą, że nie chciał go nikt z włoskiej czołówki klubowej. Szukając pracy zakotwiczył na zapleczu ekstraklasy panów. Nie uratował Cavriago od spadku na trzeci szczebel. Dostał jednak nieoczekiwaną szansę powrotu do elitarnej, międzynarodowej siatkówki. W marcu 2007 roku PZPS ogłosił go selekcjonerem biało-czerwonej kadry pań.
- Marco Bonitta urzekł nas przede wszystkim charyzmą, sposobem bycia oraz celami, jakie stawia przed reprezentacją. Jest to duża osobowość, człowiek, który wie, czego chce. Widać, że chce udowodnić całemu siatkarskiemu światu, że jest dobrym szkoleniowcem – mówił Mirosław Przedpełski, ówczesny prezes federacji.
Polscy włodarze przywrócili Włocha do żywych. Miał wejść w buty Andrzeja Niemczyka (choć pomiędzy nimi przez moment kadrę prowadził Ireneusz Kłos), który również skonfliktował się z zawodniczkami, ale - jak pokazał czas - przykładał znacznie większą wagę do relacji międzyludzkich. Bonitta przejmował po nim skład składający się ze słynnych „Złotek”. Od pierwszego zgrupowania rozpoczął wprowadzanie swoich zasad. To pokazało, że niewiele wyciągnął z lekcji pracy z Włoszkami. Podobnie jak w Italii, tak i tu siatkarki czuły się zaszczute. Bały się rozmawiać z mediami z obawy o reperkusje ze strony Włocha. Być może nie zwracały jeszcze na to tak wielkiej uwagi, bo pierwsze miesiące to zawsze czas na efekt nowej miotły. Polki dotarły do turnieju finałowego World Grand Prix, a kilka miesięcy później zajęły czwarte miejsce na mistrzostwach Europy, nie przegrywając żadnego spotkania aż do półfinału. Dla kibiców przyzwyczajonych do dwóch triumfów z rzędu było to jednak małe rozczarowanie. Dla myślącego o awansie na igrzyska zespołu stanowiło to sygnał, że robota idzie zgodnie z planem.
O awans na igrzyska polskim siatkarkom przyszło walczyć do samego końca maja, to jest do ostatniego turnieju kwalifikacyjnego. Polki wygrały turniej w Tokio, dzięki czemu kilka miesięcy później wraz z kolegami z męskiej kadry mogły reprezentować nasz kraj w Pekinie. Między obiema imprezami wydarzyło się jednak tak wiele, że nie oglądaliśmy już kadry w tak dobrej dyspozycji. Co gorsza, od ostatniego meczu turnieju w Japonii do ostatniego starcia w Chinach, Polki wygrały zaledwie dwa z trzynastu spotkań.
NA OSTRZU NOŻA
Przygotowania do igrzysk pokryły się ze śmiercią Agaty Mróz-Olszewskiej. Na pogrzeb do Tarnowa pojechały między innymi Anna Barańska, Katarzyna Skowrońska i Katarzyna Skorupa. Trójka przekazała informację kierownikowi kadry, że nie zjawią się na kolacji. Ten jednak nie przekazał dobrze wiadomości Bonicie, który rozzłoszczony absencją siatkarek, postanowił wyrzucić je ze zgrupowania.
- Wróciłyśmy z pogrzebu na zgrupowanie do Szczyrku kompletnie rozbite psychicznie, wręcz zmasakrowane. Od razu poszłam spać, bo byłam wykończona, głównie psychicznie i nie wstałam na kolację. Właśnie za to Bonitta mnie i moje koleżanki ukarał. W nocy obudził mnie menedżer zespołu i powiedział, że jestem dyscyplinarnie wyrzucona z kadry. Może byłyśmy zbyt mocnymi osobowościami, które trzymając się razem, wprawiały go w kompleksy, więc musiał pokazać, kto tu rządzi – opowiadała w 2016 roku Skowrońska w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”.
Ona najszybciej załatwiła sprawę, przez co momentalnie wróciła do kadry. Pozostała dwójka potrzebowała wsparcia PZPS-u, który do rozwiązania konfliktu wykorzystał nawet tłumacza włoskiego. Bonitta przyjął je z powrotem, choć kilkanaście dni później Skorupa znów mu mocno podpadła. Polki grały we Wrocławiu mecz fazy eliminacyjnej WGP z Tajlandią. Rywalki wygrały 3:2, a selekcjoner miał masę uwag do rozgrywającej, że ta nie posyłała piłek tak, jak jej kazał.
Rolą zawodniczki jest samemu podejmować decyzje na boisku, ale czasami również zrobić to, czego chce trener. Kasi trudno było to zrozumieć i zagrała coś zupełnie innego od tego, o co ją prosiłem. Przegraliśmy przez to z Tajlandią. Nie wiem, czy Kasia zawsze się tak zachowuje, ale nie chcę, by zdarzyło się coś takiego raz jeszcze. Nie będę tego akceptował – mówił na początku lipca 2008 roku Bonitta dla Gazety Wyborczej.
Na nieco ponad miesiąc przed turniejem czterolecia nastroje w kadrze nie dopisywały. Konflikt trenera z zawodniczkami wyszedł do mediów. On sam broniąc się, mocno atakował siatkarki. Jeszcze przed igrzyskami na pytanie o potencjalne pozostanie w kadrze po turnieju, odpowiadał sceptycznie. „Myślę, że będzie to bardzo trudne. Zrozumiałem, że tutaj twardy trener nie jest akceptowany” – opowiadał.
Skorupa ostatecznie znalazła się w składzie na IO, lecz sam turniej kompletnie nie wyszedł Polkom. Wygrały tylko z Wenezuelą, kończąc rywalizację w grupie na piątym miejscu. Bonitta nie został dłużej na stanowisku. Wygasł jego kontrakt. Na odchodne skrytykował sporą grupę zawodniczek. Barańskiej dostało się za to, że nie potrafiła zaakceptować roli rezerwowej, a Marii Liktoras za to, że zwlekała z informacją o ciąży do turnieju olimpijskiego. „Wiele zawodniczek skupiło się bowiem na swojej przyszłości, a w małym stopniu na rzeczywistych potrzebach drużyny” – pisał Włoch w raporcie dla PZPS-u.
POWRÓT DO NAJSŁYNNIEJSZEJ DRUŻYNY
Zawodniczki również za nim nie płakały, choć trzeba przyznać, że pomimo problemów komunikacyjnych, potrafiły doceniać jego umiejętności trenerskie. „Bonitta był „specyficzny”, ale warsztat trenerski miał doskonały” – mówiła Skowrońska. Z kolei Dorota Świeniewicz, która zrezygnowała z gry w kadrze po braku powołania na turniej kwalifikacyjny, potrafiła przyznać, że Włoch jest dobrym trenerem.
Bonitta na wiele lat pożegnał się z żeńskim volleyem. Początkowo szybko znalazł pracę w Serie A (Taranto), ale po miesiącu pracy zrezygnował. Przystań odnalazł w Club Italia i młodzieżowej reprezentacji Włoch. Tam dał się poznać jako człowiek z umiejętnościami do pracy z juniorami. W 2012 roku prowadzona przez niego kadra U20 wygrała mistrzostwo Europy.
Po sukcesie znów związał się z rodzinnym klubem z Rawenny. Porto właśnie łączyło się z Roburem Angelo Costa co finalnie przyniosło awans od razu z Serie B1 do Serie A1 (występy na licencji Roburu). Przerwał pracę, bo znów dostał szansę od zespołu, któremu się nie odmawia – kadrze Włoch. Podobnie jak w dawniej, tak i teraz rozpoczął pracę od solidnego, czwartego miejsca na domowych mistrzostwach świata. Nie poszedł jednak za ciosem jak przed kilkunastu laty. Igrzyska olimpijskie skończyły się na fazie grupowej. Wcześniej znów się zrobiło o nim głośno przy okazji ogłaszania decyzji kadrowych. W dwunastce spodziewano się Valentiny Diouf. Młodą atakującą w ostatniej chwili zastąpiono Alessią Gennari. Obecna zawodniczka ŁKS-u Commercecon Łódź opowiadała „La Gazetta Dello Sport”, że sama decyzja nie wywołała w niej żalu. Bardziej rozczarował jej sposób przekazania informacji.
- W sobotę o 8:30 dostałam sms-a od Bonitty, w którym przekazał mi, że podjął decyzję i nie będę częścią grupy lecącej do Rio. Jak się poczułam? Jakby ktoś uderzył mnie prosto w twarz. Oddzwoniłam i zapytałam: jak możesz niszczyć czyjeś marzenia sms-em? Wyjaśnił, że nie chciał mnie budzić. Cóż, być może powinien – opowiadała Włoszka.
WYCHOWAWCA
Italia nie wyszła z grupy w Rio. Bonitta wkrótce po raz kolejny wrócił do Rawenny, tym razem jako dyrektor sportowy. W 2019 roku znów jednak wszedł w rolę pierwszego trenera. Prowadzony przez niego zespół słynął wówczas jako uniwersytet dla młodych siatkarzy. To tutaj ogłady z Serie A nabierali między innymi Daniele Lavia, Giulio Pinali, Lorenzo Cortesia i Francesco Recine – mistrzowie Europy z ubiegłego roku.
W minionym sezonie Bonitta znów zawitał do Polski. Objął Indykpol AZS Olsztyn, który prowadził tak samo jak kadrę Włoch (za pierwszym razem) – dobrze sportowo, słabo pozasportowo. Według doniesień medialnych traktował zawodników jak „gów**”, a liczyli się dla niego tylko te osoby, które płaciły mu wynagrodzenie. Apogeum konfliktu miała być szarpanina, do jakiej rzekomo doszło pomiędzy nim, a rozgrywającym Janem Firlejem. Temat Włocha poruszaliśmy również w rozmowie z Robbertem Andringą, kapitanem „Akademików”. Holender przyznał, że szkoleniowca można zaliczyć do typu autorytarnych osób, lecz nie chciał określać go „typem generała”.
- Nie dawał zbytnio możliwości wypowiedzenia się podczas treningów w porównaniu do poprzednich szkoleniowców. Po zajęciach nie robił już problemów, potrafił rozmawiać na temat ćwiczeń, dyspozycji i na podobne tematy. Z tego powodu nie chcę używać w jego kontekście słowa „generał”, bo brzmi zbyt surowo – opowiadał Andringa.
Włoch wytrwał na stanowisku kilka miesięcy. Pomimo dobrych wyników (olsztynianie ocierali się o podium tabeli PlusLigi) rozstał się z klubem za porozumieniem stron „z powodów osobistych”. Po miesiącu przerwy media słoweńskie poinformowały, że związał się z tamtejszą kadrą pań. Tym samym znów po kilkuletniej przerwy powrócił do żeńskiego volleya.
ROZWÓJ MŁODYCH SŁOWENEK
W Słowenii Bonitta zastępuje Alessandro Chiappiniego, którego zwolniono po nieudanej próbie kwalifikacji na EuroVolley 2021. Porównując obu panów, trudno znaleźć jakiekolwiek podobieństwo poza paszportem. Pracujący do niedawna w Legionowie szkoleniowiec uchodzi za człowieka, który przykłada dużą wagę do dobrych relacji z zawodniczkami.
Bonitta z opowieści siatkarek i siatkarzy jawi się jako świetny trener ze sporym warsztatem. Brakuje mu jednak elementów pozasportowych, które również składają się na sukces szkoleniowca. Włoch rozpoczął pracę z kadrą Słowenii od dwóch zwycięstw i dwóch porażek. Jego zespół składa się głównie z młodych zawodniczek. Człowiek, który uchodzi za dobrego specjalistę od pracy z młodzieżą, teoretycznie trafił na podatny grunt. W Rawennie i Club Italia pracował jednak z chłopakami. Historia pracy w kadrach Włoch i Polski pokazuje, że jego słynne motto ma równe zastosowanie u obu płci. Niewiadomą pozostaje kwestia, czy 58-latek uczy się na doświadczeniach z przeszłości.