Symbol blichtru i pokazu wyścigowych umiejętności. Fenomen Grand Prix Monako

Zobacz również:Wyblakła perła w koronie motosportu. Jak Grand Prix Monako traci swój blask
F1 Grand Prix of Monaco
Fot. Mark Thompson/Getty Images

Tory uliczne, które trafiają obecnie do kalendarza Formuły 1, są mocno kontrolowane pod względem bezpieczeństwa. Muszą być także atrakcyjne ze względu na show lub potencjalny zarobek dla włodarzy. Żaden z nich nie ma podejścia do Monako. Co roku nad Lazurowe Wybrzeże wraz z kierowcami i ich ekipami przyjeżdżają tysiące osób. Księstwo zamienia się w motorsportowy pokaz luksusu – zarówno na torze, jak i poza nim.

„Gdy ktoś przyjechał tutaj z szerokich torów i wjeżdżał pod górę, myślał sobie: 'Kur**, wąsko'” – Niki Lauda

****

„Na szybkich nitkach, nawet gdy popełnisz błąd, możesz łatwo i bezszkodowo wrócić do gry. Tutaj jeden zły ruch sprawia, że kończysz na barierkach” – Mika Salo.

*****

„Gdyby dzisiaj ktoś przyszedł do nas z piękną ideą organizacji wyścigu w Monako, a nigdy wcześniej takiego wyścigu by tu nie było, to nie byłoby najmniejszych szans na jego organizację” – Charlie Whiting.

*****

Co roku kibice czekają na Grand Prix Monako, by później często ponarzekać na nudny przebieg. Tor w księstwie jest klasyką, którą trudno zmienić. To zebranie luksusowych samochodów i jachtów, osobistości świata sportu i rozrywki czy biznesmenów, dopinających szczegóły wielomilionowych transakcji. W okolicach dyskusji i pokazu bogactwa toczy się rywalizacja kierowców. Dla każdego z nich zwycięstwo na tym torze ma dodatkowy smak.

POMNIK BRYTYJCZYKA

Nie stanowi odkrycia Ameryki stwierdzenie, że w Monako panuje ścisk. Każda przestrzeń w państwie o powierzchni blisko trzy razy mniejszej od najmniejszego miasta Polski jest na wagę złota. Przy kluczowej części toru swoją siedzibę Automobile Club de Monaco (ACM). Działająca pod tą nazwą od 1925 roku organizacja organizuje słynny Rajd Monte Carlo, a także wyścig o Grand Prix Monako. Choć Formuła 1 istnieje od 1950 roku, to na ulicach państwa-miasta ścigano się po raz pierwszy dwadzieścia jeden lat wcześniej.

F1 Monaco Grand Prix
Fot. Clive Mason/Getty Images

Wygrał go William Grover, który do wyścigu zgłosił się jako „W Williams”. Brytyjczyk pokonał lokalnych faworytów i zapisał się w historii jako inauguracyjny i zarazem najbardziej tajemniczy zwycięzca imprezy. Ścigał się później w innych zawodach, a w trakcie II wojny światowej wstąpił do armii. Zginął w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen w 1945 roku. Monako pamięta o nim nawet i dziś. Przy pierwszym zakręcie toru stoi pomnik Grovera-Williamsa w pamiętnym Bugatti Type 35. Na czas wyścigu przenosi się go w inne miejsce.

Gdy powołano do życia Formułę 1 w 1950 roku, zawody wygrał ten, którego do dziś umieszcza się w gronie legend – Juan Manuel Fangio. Dla pięciokrotnego mistrza świata był to pierwszy triumf w wyścigu F1. Na następny triumf w księstwie musiał zaczekać do 1957 roku, bo wcześniej, w latach 1951-54, nie organizowano zawodów. Po powrocie Grand Prix rozgrywano nieprzerwalnie przez 64 lata.

POTĘGA POLE POSITION

Zwycięzcą edycji z 1955 roku został Maurice Trintigant. Francuz wygrał pomimo startu z dziewiątego miejsca. Przez wiele lat był jedynym kierowcą, któremu udało się zwyciężyć startując z ósmego pola startowego.

Wyczyn przebił Oliver Panis w 1996 roku. Jego występ kompletnie wyłamuje się z jakichkolwiek ram. Startujący w przeciętnym teamie Ligier zawodnik zakończył kwalifikacje na czternastym miejscu, by skończyć wyścig na pierwszym miejscu. O wyjątkowości niech świadczy między innymi fakt, że w siedzibie monakijskiego Automobilklubu widnieją zdjęcia wszystkich zwycięzców Grand Prix F1. Wszystkich poza Panisem, który został przedstawiony na obrazie.

– Powiedziałem mojej żonie: „Dziś skończę na podium”. Powiedziała: „Tak, tak... Zwariowałeś, startujesz z czternastego miejsca w Monako” – opowiadał po latach jednokrotny zwycięzca GP F1 dla formula1.com.

Dla byłego kierowcy dzień 19 maja 1996 roku jest najpiękniejszym zaraz po narodzinach dzieci. Panis wykorzystał problemy wielu kierowców, którzy nie poradzili sobie w deszczowych warunkach. Z 22 zawodników do mety dojechało zaledwie trzech. Co ważne, finisz nie miał miejsca po ostatnim, 78. okrążeniu, a po 75., gdy czas wyścigu przekroczył dwie godziny.

Przykład Panisa pokazał jak istotne jest zachowanie w Monako spokoju. Powiedzenie „ten tor nie wybacza błędów” może mieć swoją inspirację właśnie z tego obiektu.

Sytuacja z 1996 roku jest jednak wyjątkiem od reguły. Z zasady zwycięzcami zostają tutaj kierowcy startujący z pierwszych miejsc. Nie ma chyba innego toru, gdzie pole positon odgrywa tak wielką rolę. Gdy w 1974 roku Niki Lauda wygrał kwalifikacje mógł wybrać, czy chce startować z zewnętrznej, czy wewnętrznej części toru. Wybrał wewnętrzną, czystszą, lecz następnego dnia dyrektor teamu Ferrari Luca di Montezemolo zamienił na zewnętrzną, przez z drugiej startował zespołowy partner Austriaka, Clay Regazzoni. Wkurzony Lauda nie dojechał do mety, a kolega finiszował czwarty. – Znakomita robota, tak oto zostałeś z niczym – powiedział trzykrotny mistrz świata do swojego dyrektora po Grand Prix.

Historia sensacyjnego triumfu sprzed 26 lat stanowi też świetny punkt do innej tezy. W Monako przewaga osiągów potrafi być najmniej widoczna. Panis wygrał wyścig, ale znajdzie się wielu kierowców ze średnich teamów, którzy przez dekady osiągali zaskakująco rezultaty. To tutaj często ktoś zapracowywał na łatkę utalentowanego zawodnika. Jednym z takich przykładów może być Robert Kubica. Polak startował w Monako (w F1) pięciokrotnie, dwukrotnie dojeżdżając na podium. Często pokazuje się nagranie z 2010 roku, gdy startował w Renault, jako przykład wysokich umiejętności z kierownicą bolidu.

MIEJSCE INTERESÓW

Grand Prix Monako to wyścig inny niż wszystkie nie tylko z powodu trudnego, coraz ciaśniejszego (z powodu coraz większych bolidów) toru. Do 2022 roku cechował go fakt, że pierwsze dwie sesje treningowe odbywały się w czwartek, a nie w piątek. Różnica sprawiała, że w piątki tor stawał się normalną drogą, po której mogły poruszać się samochody. W tak małym mieście zamknięcie kilku ulic oznacza komunikacyjny kataklizm. Zmiana w harmonogramie jest podyktowana potrzebą ułożenia wyścigów innych serii, które rozgrywane są wraz z GP F1.

W Monako długo nie było też podium i kompleksu garaży z prawdziwego zdarzenia. Ceremonia powyścigowa miała miejsca na pozbawionej logotypów sponsorów (wyjątek) specjalnej scenie zlokalizowanej przy prostej start-meta. Jeśli chodzi o padok, to dawniej mechanicy musieli codziennie przenosić sprzęt z nabrzeża. W 2004 roku oddano nowoczesny kompleks zlokalizowany tuż przy torze, który diametralnie odciążył mechaników.

Organizatorzy wyścigu mogą liczyć także na najkorzystniejsze warunki, jeśli chodzi o organizację wyścigu ze strony F1. Potocznie mówi się, że Monako nie wpłaci wpisowego za miejsce w kalendarzu. Jest to nieprawdą, choć kwota wydawana na umieszczenie toru w kalendarzu jest zdecydowanie niższa na przykład od nowych torów, które chcą się pojawić. Innym benefitem jest również znikoma prowizja, jaką F1 pobiera od ACM z tytułu reklam. Pomimo wielkiego blichtru organizatorzy często kończą weekend ze stratami sięgającymi nawet dziesięć milionów euro. Straty niweluje za nich księstwo, dla którego jest to mała kwota w porównaniu z korzyściami.

F1 Grand Prix of Monaco
Fot. Charles Coates/Getty Images

Władze żyją z napływu turystów. Skromniejsi wybiorą nocleg we Francji i dojazdy do Monako. Bogatsi mogą wydać nawet sto tysięcy euro za noc w luksusowym hotelu. Do tego dochodzą jachty. Część biznesmenów przypływa tu swoimi, inni wynajmują je na kilka dni nawet za setki tysięcy euro. Weekend wyścigowy w Monako również dla nich jest okazją do zarobku. Odbywają wiele rozmów z kontrahentami, a magia księstwa tylko im w tym pomaga.

– Kieliszek szampana, widok samochodów F1 i czas spędzany w towarzystwie gwiazd showbiznesu – to wszystko sprawia, że ludzie są mocno rozemocjonowani. Bardzo trudno jest wywołać w ludziach świąteczną atmosferę w styczniu, ale w grudniu nie jest to już żaden problem, prawda? Trzeba tylko umieścić ludzi w odpowiednim kontekście, wzbudzić w nich odpowiednie nastawienie – mówił David Coulthard.

Weekend w Monako jest dodatkowym obciążeniem dla kierowców, bo często wykorzystuje się ich jako gwiazdy. Tu jedno spotkanie biznesowe, tam jedna kolacja – wymaga się od nich nie tylko dobrej jazdy, ale także i dobrej prezencji.

– Jeśli ktoś planuje na drugi dzień wygrać Grand Prix Monako, poprzedniego wieczora nie powinien rozprawiać o jachtach z żoną prezesa – mówił Lauda. Część kierowców dobrze zna zarówno to środowisko, jak i poszczególne lokalizacje, gdyż na co dzień są rezydentami księstwa. Stoją za tym przede wszystkim względy finansowe, choć Charles Leclerc może w pełni uważać się za „człowieka stąd”.

(NIE)BEZPIECZNY TOR

Choć tor uchodzi za bardzo niebezpieczny, to w kilkudziesięcioletniej historii, w wyścigu F1 zginał tylko jeden kierowca. W 1967 roku Lorenzo Bandini uderzył w słup i bele siana przy nabrzeżu, a jego Ferrari stanęło w ogniu. Znalazł się w pułapce. Choć ratownicy szybko go zabrali z bolidu, zmarł z powodu obrażeń trzy dni później.

W tamtych czasach poziom bezpieczeństwa nie był tak wysoki. Z czasem siano zastąpiono specjalnymi barierami. Lekkie modyfikacje następowały niemal zawsze po groźnych wypadkach. Jednym z nich może być historia Karla Wendlingera. Austriak, który gościł na łamach naszego portalu kilka miesięcy temu, uderzył z pełną prędkością bokiem samochodu w bariery. Stracił przytomność, którą odzyskał dopiero po dziewiętnastu dniach.

– Dostałem możliwość wyjścia na weekend ze szpitala. Poprosiłem o film, ale w sumie to nic z sobie z tego nie robiłem. Nic nie pamiętałem, wychodziłem z założenia, że tam za kierownicą mógł siedzieć ktoś inny. Do dziś obejrzałem ten wypadek wiele razy. Nic to jednak nie zmienia. Nadal nic nie wiem – opowiadał były kierowca Saubera o zaniku pamięci z tamtego wydarzenia.

Troska o bezpieczeństwo sprawia, że awaria bądź wypadek przeważnie oznacza żółtą flagę i wyjazd safety cara. To z kolei doprowadza do spadku emocji, bo tworzy się „procesja” – jeden bolid jadący tuż za drugim. Jako że wyprzedzanie jest tutaj maksymalnie utrudnione, ważnym elementem strategii wyścigowej są pit-stopy. Mechanicy potrafią być gamechangerem, a wyjazd zawodnika przed rywalem stanowi nader olbrzymi atut.

THE ONE AND ONLY

Mimo narzekań na poziom sportowy wyścigu, cały czas jest on perłą w koronie „królowej motorsportu”. Część oficjeli F1 narzekało w ostatnich miesiącach na specjalne traktowanie Monako, insynuując, że być może nadszedł czas, aby organizatorzy zawodów w księstwie byli rozliczani podobnie jak inni. Niemniej każdy kto tutaj przyjeżdża, podkreśla niesamowity klimat.

– Wielu wspaniałych kierowców przeszło na tym torze do legendy. To dla mnie wielki zaszczyt walczyć o miejsce w tym gronie. Najfajniejsze jest jednak to, że ciągle jeszcze pozwalają nam się tu ścigać – mówił Lewis Hamilton.

Słowa siedmiokrotnego mistrza świata sugerują „odmienność” toru. Nikt o normalnych zmysłach nie puściłby dzisiaj wielkich maszyn na tak ciasny tor. Sentymenty i prestiż robią jednak swoje. Pomimo spodziewanego wyglądu toru, spodziewanej często nudnej rywalizacji, spodziewanego przepychu, każdy chce poczuć smak Monako podczas weekendu wyścigowego. Zawodnicy są tu dla rywalizacji sportowej. Zwycięstwo to dla nich skarb i laurka dla ich umiejętności. Inni widzą w tym okresie szanse na biznes. Choć Grand Prix Monako nie jest bez wad, to zdecydowanie zasługuje na miano legendarnej imprezy, a jak wiadomo legendy grają we własnej lidze.

Za główne źródło informacji i cytatów (jeśli nie wskazano inaczej) posłużyła mi książka "Grand Prix Monaco. Kulisy najsłynniejszego wyścigu F1 na świecie" Malcolma Foleya.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.
Komentarze 0