Szalone lata 90. i siedmiu obcokrajowców, za którymi tęskni Ekstraklasa

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Pilka nozna. Superpuchar. Legia Warszawa - Widzew Lodz 2 - 1. 03.08.1997
FOT WLODZIMIERZ SIERAKOWSKI / 400mm.pl

Jeśli żyłeś wtedy, wiesz kim był Moses Molongo, albo Tomas Żvirgzdauskas. Futbol retro znowu jest w cenie. W sumie zawsze był, bo przecież każdy z nas lubi czasem zrobić dwa kroki wstecz i powzdychać, że kiedyś to było! Pokolenie „Sportowej Niedzieli” i magazynu „Gol” wie o czym mowa.

Początkowo miałem napisać szybki tekst o kultowych obcokrajowcach, za którymi tęskni polska liga. Od razu w głowie wyświetliły się nazwiska, które wymieniłby każdy: Vadis Odjidja-Ofoe, Ljuboja, Uche i reszta. Dlatego przyszła zmiana. Że lepiej pogrzebać trochę głębiej i wypisać tych, którzy wnosili koloryt do ligi, kiedy pogardliwe słowo „szrot” było domeną branży samochodowej, a nie piłkarskiej. No i tak wyszło mi luźne zestawienie: od Gii Guruliego do Grażvydasa Mikulenasa.

1
Gia Guruli

Piłkarz z serii bardzo vintage. Sprawdźcie kompilację powyżej, bo to absolutna perełka. Na szarych obrazkach w okropnej jakości widać zawodnika z numerem 8 (dostrzeżecie go od razu), który gra jak na podwórku. Zagrywa piętkami, przerzuca piłkę nad głowami obrońców, drybluje jak nikt w tamtych czasach. Guruli był legendą GKS-u Katowice, na Guruliego się chodziło. Pojawił się w Polsce na początku lat 90. jako kot w worku, Marian Dziurowicz kupił go za 10 tysięcy dolarów (mimo poważnej kontuzji). A potem jak ruszył, to momentalnie stał się czarodziejem ligi. Nie przypominam sobie, żeby na Górnym Śląsku jakikolwiek obcokrajowiec zrobił taką furorę. W 1992 roku powędrował do francuskiego Le Havre.

2
Rodrigo Carbone
Rodrigo-Carbone.jpg

Był taki mecz w październiku 1997 roku, gdy we Wronkach boisko pokryło się śniegiem, sędzia wziął pod pachę pomarańczową piłkę i krzyknął „wychodzimy!” A on stał i pytał „ci będziemy grać?”. Na Twitterze lata nawet zdjęcie z tamtego spotkania, w którym przestraszony Carbone ostatecznie strzelił zwycięskiego gola. Kibice ŁKS-u do dziś z sentymentem wspominają tę postać. Był jednym z niewielu Brazylijczyków, którzy udali się Antoniemu Ptakowi. Zdobył mistrzostwo Polski. Miał polot i technikę. No i własny plakat w „Piłce Nożnej”, co w tamtych latach było wyznacznikiem pewnego statusu. Aż dziwne, że po roku przepadł. Poleciał do Azji i w wieku 27 lat zakończył karierę.

3
Kenneth Zeigbo

Poznałem go cztery lata temu, gdy robiliśmy razem reportaż w Canal+. Przyjechał do Warszawy po prawie 20 latach, a gdy przekroczył próg stadionowej restauracji, kibice już po minucie podstawiali mu kielicha, żeby się z nimi napił. To pokazuje, że Zeigbo nadal jest pamiętany. Za gola z Widzewem w Superpucharze Polski w 1997 roku, gdy przelobował Arkadiusza Onyszkę. Albo za sympatyczne „Spoko, spoko”, gdy w przerwie uspokajał kibiców, że wszystko jest pod kontrolą i że on ten mecz jeszcze wygra. Do dziś ma segregatory, w których liczba wycinków z gazet doskonale pokazuje jego status w latach 90. W rankingach „Bravo Sport” wśród kibiców popularniejszy był tylko Michael Jordan. Zeigbo w Legii był jeden sezon i strzelił w lidze pięć goli - na papierze to nic wielkiego, ale przewrotki, dryblingi, tańce po bramkach pamiętane będą mu na zawsze.

4
Emmanuel Olisadebe

Najbardziej oczywiste nazwisko w tym zestawieniu, opisane na sto różnych sposobów, tak by nawet socjologowie mieli o czym gadać. Nie da się pominąć Olisadebe, chociaż jego ligowy bilans nie powala – raptem 20 bramek w ciagu trzech sezonów. To jednak on był główną strzelbą w mistrzowskim sezonie Polonii Warszawa, on dawał nam chwile radości w kadrze, a potem zdobił nazwiskiem listę nominowanych do „Złotej Piłki”. Naprawdę były takie czasy. I nawet ktoś na niego zagłosował! Nigeryjczyk w 2001 roku zdobył dwa głosy, więcej niż Steven Gerrard i Rui Costa.

5
Emmanuel Ekwueme
emmanuel-ekwueme.jpg

Drugiego takiego już nie będzie. Z taką żyłką menedżera, organizatora i społecznika. Owszem, grał „Tolek” w jedynej drużynie z Olisadebe, zdobył mistrzostwo Polski, miał brązowy medal Pucharu Narodów Afryki w 2004 roku, był piłkarzem napraw∂ę niezłym, ale najbardziej zapamiętaliśmy go chyba z tego, ile bajek w Polsce opowiadał i jak wielu piłkarzom, w tym rodzinie załatwiał kluby. Zawsze, gdy po wakacjach miał stawić się na zgrupowaniu, umierał mu dziadek. I zawsze mówił, że może grać lepiej, tylko mu się nie chce, bo słabo płacą. Był czas, że w jednym momencie podpisał dwa kontrakty: z Lechem Poznań i Arisem Saloniki. Opowiadał, że na charytatywny mecz Warty Poznań ściągnie Jay-Jaya Okochę. Że już za moment odbiera go z lotniska. Generalnie dużo opowiadał, stając się postacią tak karykaturalną, że aż wartą przypomnienia.

6
Derby Makinka

Trudno tęsknić za kimś, kto w polskiej lidze zagrał tylko trzy mecze i spędził w niej 75 dni. Ale nazwisko Makinka w kontekście obcokrajowców i dawnej epoki samo przychodzi do głowy. Po pierwsze – był pionierem. Razem z Noelem Sikoshanem (Wisła Kraków) przecierał szlak dla czarnoskórych piłkarzy w Polsce. Po drugie, przychodził do Lecha Poznań jako najlepszy technik Igrzysk Olimpijskich w Seulu w 1988 roku. Jest w Internecie świetny tekst na jego temat. Bartosz Nosal na blogu numer10.pl zebrał chyba wszystko, co było dostępne na temat Zambijczyka, a tam takie kwiatki, jak choćby prasowe tytuły z 1992 roku: „Murzyn Makinka”, „Murzyn umówiony” i… „Nie bać się czarnego luda!”. Takie były czasy i aż żal, że Makinka, blisko stukrotny reprezentant Zambii, nigdy w Polsce nie dostał prawdziwej szansy. Rok później zginął w katastrofie lotniczej. Samolot lecący na mecz eliminacji MŚ do Senegalu spadł do Oceanu Atlantyckiego u wybrzeży Gabonu.

7
Grażvydas Mikulenas

Piękne były to czasy, nie zapomnę ich nigdy! Jeśli w latach 90. nie znałeś Aidisa Preiksaitisa, Donatasa Venceviciusa, albo Tomasa Zvirgzdauskasa, nie miałeś prawa nazywać się fanem polskiej ligi. Ale najlepszy z nich był Grażvydas Mikulenas, facet z charakterystyczną stylówką, który napędzał Polonię Warszawa. W szczycie formy kupiła go nawet Croatia Zagrzeb, ekipa z Ligi Mistrzów, chociaż tam szybko powiedziano mu „sprawdzam”. Wrócił na Konwiktorską i zdobył mistrzostwo Polski, a potem błąkał się po kolejnych klubach polskiej ligi: był w GKS-ie Katowice, Wiśle Płock, Radomiaku, Ruchu Chorzów i Wigrach Suwałki. Karierę zakończył w wieku 39 lat.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.