W Poznaniu sezon z mistrzowskim kierunkiem będzie miał twarz Mikaela Ishaka, Joao Amarala albo Kuby Kamińskiego. To oni są wyróżniani co kolejkę, będą brani pod uwagę w najważniejszych plebiscytach i wykręcają atrakcyjne liczby, ale niewiele mówi się o tym, jak nieoceniony dla ich swobody jest wszędobylski i zabezpieczający im plecy Jesper Karlström. 26-latek ze Sztokholmu rzadziej będzie na ustach ekspertów, ale to od niego Maciej Skorża zacznie ustalanie jedenastki. Bo jeśli Lech ma być radosny, porywający i ofensywny, zawsze potrzebny jest człowiek od rozbrajania ładunków wybuchowych. Taki jak Karlström – szwedzki zawór bezpieczeństwa, pracuś i jeden z najlepszych środkowych ekstraklasy.
Nikt w tym sezonie nie grał u Macieja Skorży częściej niż lider defensywy Bartosz Salamon (1800 minut), z przodu nie do wyjęcia są Jakub Kamiński (1719) oraz Mikael Ishak (1786), ale zaraz za nimi plasuje się Jesper Karlström z 1665 minutami. To Szwed jest najczęściej wybieranym zawodnikiem drugiej linii, mimo rywalizacji z profesorem Pedro Tibą, bardzo solidnym Niką Kvekveskirim czy Radosławem Murawskim. Każdy z nich ma inne atuty, ale nikt tak jak Szwed nie gwarantuje spokoju i bezpieczeństwa.
Kiedy nastoletni Kamiński sunie z kolejnym atakiem lechitów, Karlström przesuwa się za akcją, ale nie z myślą o bramce, a o tym co może się wydarzyć zaraz. Na swój sposób próbuje przewidywać przyszłość i analizować, gdzie Kolejorza mogą czekać kłopoty, gdzie może trafić piłka i gdzie będzie najbardziej potrzebny. Największą wartością 26-latka jest wygrywanie pojedynków i zbieranie drugich piłek, co akurat jest bardzo częstym obrazem meczów ekstraklasy. Gdy do gry wkrada się chaos, on jest od zapewnienia porządku. Od sprowadzenia futbolówki do ziemi i korzystania z ponadprzeciętnej siły. Doskonałe warunki fizyczne dają Szwedowi przewagę, ale w tym wszystkim nie brakuje mu elegancji i odpowiedzialności przy rozgrywaniu.
Do tego, że Lech jest stroną dominującą, ma ofensywną tożsamość i zwykle konstruuje grę, przyzwyczailiśmy się od wielu sezonów. Ale jego sukces zwykle zależny jest bardziej od tego, co się dzieje z lechitami po stracie piłki. Atakować potrafił zawsze, gorzej było z balansem i wytrzymaniem tych kluczowych, ważnych momentów. Zmorą były bramki tracone po kontratakach czy stałych fragmentach gry, kiedy rywal z samego przebiegu meczu miał znacznie mniej sytuacji i właśnie takie bolączki ma powstrzymywać Karlström. Nie jest najwyższy ze swoimi 182 cm wzrostu, bo nawet Kvekveskiri ma kilka centymetrów więcej, ale potrafi ściągać piłki w powietrzu, więc jest wartościową postacią, kiedy trzeba bronić wrzutki rywali.
W tym układzie najważniejsze, że Karlström nie daje się nosić emocjom i nie wariuje w emocjonalnych momentach. W całej rundzie miał tylko 3 żółte kartki, a wychodził od początku w 20 spotkaniach. Kiedy nie musiał, Maciej Skorża raczej go nie zmieniał. Wiedział, że to w Jesperze ma zawór bezpieczeństwa i przypomniało mu o tym pierwsze spotkanie wiosny z Cracovią (3:3). Zdjął go na kwadrans przed końcem przy stanie 3:1, a wtedy Lech jakby stracił bezpieczny grunt pod nogami. Przegrał środek pola, przestał tak dynamicznie atakować, oddał więcej miejsca na skrzydłach, a krakowska drużyna rzutem na taśmę zdobyła dwie bramki i wyrównała. Trudno nie odnieść wrażenia, że zmiany miały tu niebagatelne znaczenie. Chociaż Marchwiński i Kvekveskiri byli wypoczęci, nie wytrzymali ciśnienia końcówki spotkania. Posypało się wraz z odpoczynkiem Karlströma i Kamińskiego.
Szwedzki pomocnik wie, że musi wykonywać pracę w białych rękawiczkach. Jest w czołówce ligi pod względem przejętych piłek i podań. Kiedy portugalskie boki obrony ruszają z atakiem, a często zmuszone są grać jak boczni pomocnicy, wtedy Karlström zabezpiecza ich pozycje. Jest guzikiem bezpieczeństwa dla stoperów i ochroniarzem dla atakujących, by w swoich rajdach mogli czuć się swobodniej. Zwłaszcza w polskich warunkach kluczem jest, aby zachować balans w budowaniu jedenastki i zadbać o ludzi, którzy wychodzą zwycięsko ze stykowych starć. W tym suwaku fantazji i ciężkiej pracy nie można przesadzić, z czego Maciej Skorża jako doświadczony szkoleniowiec zdaje sobie sprawę.
Rzadko kiedy będzie wśród bohaterów w pierwszym szeregu. Prawie nie gwarantuje liczb. Pracuje w takiej strefie i przy tak mało eksluzywnych zadaniach, że trudniej dostrzec jego walory niż innych. Kto nie ogląda wnikliwie meczu i nie myśli o czynniku bezpieczeństwa, nie doceni pełnowymiarowo pracy Szweda. Karlström nie będzie w jedenastkach kolejki ani nie będzie zbierał statuetek. Po latach to on może być tym zapomnianym z mistrzowskiego składu, bo najbardziej zapamiętuje się tych, którzy strzelają i asystują. Wykonuje obowiązki głównie dla innych, ale tak widowiskowego Kolejorza nie byłoby właśnie bez człowieka pilnującego porządku. Gdy Maciej Skorża zastanawia się nad kłopotem bogactwa z przodu, na tej konkretnej pozycji ma pewność wyboru.
Jak na polskie warunki to defensywny pomocnik, którego z pocałowaniem ręki przyjęłyby wszystkie kluby. W kwiecie wieku i nadal z szansami na rozwój. Pewnie przez niedzielnego kibica Jesper Karlström będzie tym najrzadziej chwalonym w widowiskowo wygranych meczach, podczas gdy to jego przekonanie w wygrywaniu kolejnych piłek daje taką przewagę liderowi ekstraklasy. Tam, gdzie inni nawalą, tam Karlström posprząta. Przy Bułgarskiej znaleźli ochroniarza, który pozwala ze spokojem ruszać na każdą bitwę.

Komentarze 0