Szwedzki ochroniarz. Jak Jesper Karlström sprawia, że w Lechu wszystko jest łatwiejsze

Zobacz również:CENTROSTRZAŁ #3. Odwaga pionierów. O nieoczywistych kierunkach transferowych
Pilka nozna. PKO Ekstraklasa. Lech Poznan. Zgrupowanie w Turcji. 14.01.2022
FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

W Poznaniu sezon z mistrzowskim kierunkiem będzie miał twarz Mikaela Ishaka, Joao Amarala albo Kuby Kamińskiego. To oni są wyróżniani co kolejkę, będą brani pod uwagę w najważniejszych plebiscytach i wykręcają atrakcyjne liczby, ale niewiele mówi się o tym, jak nieoceniony dla ich swobody jest wszędobylski i zabezpieczający im plecy Jesper Karlström. 26-latek ze Sztokholmu rzadziej będzie na ustach ekspertów, ale to od niego Maciej Skorża zacznie ustalanie jedenastki. Bo jeśli Lech ma być radosny, porywający i ofensywny, zawsze potrzebny jest człowiek od rozbrajania ładunków wybuchowych. Taki jak Karlström – szwedzki zawór bezpieczeństwa, pracuś i jeden z najlepszych środkowych ekstraklasy.

Nikt w tym sezonie nie grał u Macieja Skorży częściej niż lider defensywy Bartosz Salamon (1800 minut), z przodu nie do wyjęcia są Jakub Kamiński (1719) oraz Mikael Ishak (1786), ale zaraz za nimi plasuje się Jesper Karlström z 1665 minutami. To Szwed jest najczęściej wybieranym zawodnikiem drugiej linii, mimo rywalizacji z profesorem Pedro Tibą, bardzo solidnym Niką Kvekveskirim czy Radosławem Murawskim. Każdy z nich ma inne atuty, ale nikt tak jak Szwed nie gwarantuje spokoju i bezpieczeństwa.

Kiedy nastoletni Kamiński sunie z kolejnym atakiem lechitów, Karlström przesuwa się za akcją, ale nie z myślą o bramce, a o tym co może się wydarzyć zaraz. Na swój sposób próbuje przewidywać przyszłość i analizować, gdzie Kolejorza mogą czekać kłopoty, gdzie może trafić piłka i gdzie będzie najbardziej potrzebny. Największą wartością 26-latka jest wygrywanie pojedynków i zbieranie drugich piłek, co akurat jest bardzo częstym obrazem meczów ekstraklasy. Gdy do gry wkrada się chaos, on jest od zapewnienia porządku. Od sprowadzenia futbolówki do ziemi i korzystania z ponadprzeciętnej siły. Doskonałe warunki fizyczne dają Szwedowi przewagę, ale w tym wszystkim nie brakuje mu elegancji i odpowiedzialności przy rozgrywaniu.

Do tego, że Lech jest stroną dominującą, ma ofensywną tożsamość i zwykle konstruuje grę, przyzwyczailiśmy się od wielu sezonów. Ale jego sukces zwykle zależny jest bardziej od tego, co się dzieje z lechitami po stracie piłki. Atakować potrafił zawsze, gorzej było z balansem i wytrzymaniem tych kluczowych, ważnych momentów. Zmorą były bramki tracone po kontratakach czy stałych fragmentach gry, kiedy rywal z samego przebiegu meczu miał znacznie mniej sytuacji i właśnie takie bolączki ma powstrzymywać Karlström. Nie jest najwyższy ze swoimi 182 cm wzrostu, bo nawet Kvekveskiri ma kilka centymetrów więcej, ale potrafi ściągać piłki w powietrzu, więc jest wartościową postacią, kiedy trzeba bronić wrzutki rywali.

W tym układzie najważniejsze, że Karlström nie daje się nosić emocjom i nie wariuje w emocjonalnych momentach. W całej rundzie miał tylko 3 żółte kartki, a wychodził od początku w 20 spotkaniach. Kiedy nie musiał, Maciej Skorża raczej go nie zmieniał. Wiedział, że to w Jesperze ma zawór bezpieczeństwa i przypomniało mu o tym pierwsze spotkanie wiosny z Cracovią (3:3). Zdjął go na kwadrans przed końcem przy stanie 3:1, a wtedy Lech jakby stracił bezpieczny grunt pod nogami. Przegrał środek pola, przestał tak dynamicznie atakować, oddał więcej miejsca na skrzydłach, a krakowska drużyna rzutem na taśmę zdobyła dwie bramki i wyrównała. Trudno nie odnieść wrażenia, że zmiany miały tu niebagatelne znaczenie. Chociaż Marchwiński i Kvekveskiri byli wypoczęci, nie wytrzymali ciśnienia końcówki spotkania. Posypało się wraz z odpoczynkiem Karlströma i Kamińskiego.

Szwedzki pomocnik wie, że musi wykonywać pracę w białych rękawiczkach. Jest w czołówce ligi pod względem przejętych piłek i podań. Kiedy portugalskie boki obrony ruszają z atakiem, a często zmuszone są grać jak boczni pomocnicy, wtedy Karlström zabezpiecza ich pozycje. Jest guzikiem bezpieczeństwa dla stoperów i ochroniarzem dla atakujących, by w swoich rajdach mogli czuć się swobodniej. Zwłaszcza w polskich warunkach kluczem jest, aby zachować balans w budowaniu jedenastki i zadbać o ludzi, którzy wychodzą zwycięsko ze stykowych starć. W tym suwaku fantazji i ciężkiej pracy nie można przesadzić, z czego Maciej Skorża jako doświadczony szkoleniowiec zdaje sobie sprawę.

Rzadko kiedy będzie wśród bohaterów w pierwszym szeregu. Prawie nie gwarantuje liczb. Pracuje w takiej strefie i przy tak mało eksluzywnych zadaniach, że trudniej dostrzec jego walory niż innych. Kto nie ogląda wnikliwie meczu i nie myśli o czynniku bezpieczeństwa, nie doceni pełnowymiarowo pracy Szweda. Karlström nie będzie w jedenastkach kolejki ani nie będzie zbierał statuetek. Po latach to on może być tym zapomnianym z mistrzowskiego składu, bo najbardziej zapamiętuje się tych, którzy strzelają i asystują. Wykonuje obowiązki głównie dla innych, ale tak widowiskowego Kolejorza nie byłoby właśnie bez człowieka pilnującego porządku. Gdy Maciej Skorża zastanawia się nad kłopotem bogactwa z przodu, na tej konkretnej pozycji ma pewność wyboru.

Jak na polskie warunki to defensywny pomocnik, którego z pocałowaniem ręki przyjęłyby wszystkie kluby. W kwiecie wieku i nadal z szansami na rozwój. Pewnie przez niedzielnego kibica Jesper Karlström będzie tym najrzadziej chwalonym w widowiskowo wygranych meczach, podczas gdy to jego przekonanie w wygrywaniu kolejnych piłek daje taką przewagę liderowi ekstraklasy. Tam, gdzie inni nawalą, tam Karlström posprząta. Przy Bułgarskiej znaleźli ochroniarza, który pozwala ze spokojem ruszać na każdą bitwę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.
Komentarze 0