Tak, rozumiemy ludzi, którzy są oburzeni plakatem i trailerem filmu Cuties

gwiazdeczki.jpg
fot. Netflix

Zwlekaliśmy z tym tekstem, bo lepiej skomentować na spokojnie niż dołączyć do napędzanego emocjami chóru. Zwłaszcza, że temat jest poważny, sięgający dalej niż film Maïmouny Doucouré. Którego oczywiście nikt nie widział.

Dlatego nie przekonacie nas do bojkotu samego filmu, bo najpierw musimy go obejrzeć (premiera na Netfliksie 9 września). Mamy za to spore wątpliwości co do paru scen z trailera i plakatu, promującego Gwiazdeczki. Chociaż w sumie to nie żadne wątpliwości; te rzeczy nie powinny zobaczyć światła dziennego. Ale niestety zobaczyły - chodzi o ten poster...

cuties.jpg

...i ten zwiastun.

Jeśli wierzyć krytykom, którzy oglądali Gwiazdeczki na festiwalu w Berlinie oraz na Sundance (na obu film zgarnął nagrody), to produkcja, która jest dokładnie czym innym niż tym, co jej się zarzuca. Nie żadna promocja seksualizacji dzieci, a głos sprzeciwu wobec przedmiotowego traktowania kobiet w pewnych kręgach kulturowych; mamy w Gwiazdeczkach chociażby wątek bigamii i pierwszej żony, która czuje się tą gorszą. Co prawda ci sami krytycy zarzucają reżyserce nadmierną prowokację - serwis screendaily napisał w swojej recenzji o tym, że Maïmouna Doucouré za bardzo stara się, żeby jej film walił między oczy i zmuszał do otrzeźwienia, przez co nie jest tak dobry, jaki mógłby być. Stąd zbliżenia na twerkujące nastolatki, bo społeczeństwo zmusza je, żeby zbyt szybko stały się młodymi kobietami. Pytanie, czy nie mocniejsze jest pokazywanie tego problemu, koncentrując się na psychice poszkodowanych dziewczyn? Jak choćby w tureckim Mustangu, gdzie ojciec po kolei wydaje swoje młode - zbyt młode! - córki za mąż, oczywiście bez ich zgody.

I w tym tkwi największy problem uczciwego odbioru Gwiazdeczek. Nie da się już wymazać kontrowersji, jakie narosły wokół tej produkcji. Obojętnie, o jak ważnych rzeczach reżyserka chciała opowiedzieć, na zawsze za jej filmem będzie ciągnęła się wiadomo jaka metka. No sorry - pokazując w trailerze 11-latkę w opinających pośladki, skórzanych spodniach, trzeba być świadomym, że będzie afera. Wrzucając do sieci plakat z dziećmi, które przybierają pozy jak dziewczyny z klubu go-go - podobnie. Seksualizacja dzieci jest pod każdą szerokością geograficzną okropna, w dodatku obecna w kulturze popularnej od dekad, czego przykładem są wszystkie te kuriozalne wybory małych miss w Stanach Zjednoczonych. Które zresztą prowadziły do tragedii, jak choćby śmierci 6-letniej dziecięcej królowej piękności, JonBenet Ramsey. Sami widzicie, że to nie jest problem dzisiejszych czasów.

Wygląda na to, że strategia podbicia promocji szokiem została w przypadku Gwiazdeczek zbudowana od podstaw. No niestety, nie kupujemy takiej narracji. To niesmaczny proceder, z którym trzeba walczyć, choćby po to, żeby - tak jak wspomnieliśmy w tekście o Millie Bobby Brown, jeszcze dziewczynce, którą już robiono na kobietę - pozwolić dzieciom na bycie dziećmi. Liczymy na to, że Gwiazdeczki będą na tyle dobrym i ważnym filmem, żeby po seansie do jak największej liczby ludzi doszło to, że uprzedmiotowienie kobiet i dziewczynek to nie fikcja, ale realny problem. Dlatego nie bojkotujemy, nie wystawiamy zawczasu jedynki na Filmwebie (z ciekawości: sprawdźcie sobie średnią ocen), ale i rozumiemy, dlaczego ludzie oburzają się na zwiastun i plakat. To nie jest OK.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.