Kolego, no wreszcie. Ile można, kur*a, czekać na te twoje nagrywki – pytał Jan Frycz albo Dario o twarzy Jana Frycza, gdy Krzysztof Skonieczny porzucił emblemat Pioruna na rzecz autorskiej TEKTONIKI. Reżysera Ślepnąc od świateł w roli rapera ogląda się jak aktora w filmie, co stanowi i jego atut, i piętno. Ale coraz trudniej to kino bagatelizować.
Artykuł pierwotnie ukazał się w lutym 2022 roku.
Krzysztof Skonieczny: Wu-Tangu słuchaliśmy na osiedlu od wczesnej podstawówki, bo starsze chłopaki nam to puszczali, tak jak Public Enemy, Naughty by Nature, 2paca, Beastie Boys, IAM z Marsylii i inne takie. Wszyscy wiemy, co tam od początku dziewięćdziesiątych fruwało po blokach na tych kserowanych listach i pirackich CD. Nie ma co tego wymieniać. Nie mam patentu na składanie wersów, robię to intuicyjnie i w zależności od bitu oraz tego, co chcę wyrazić. Czasem napiszę w dwadzieścia minut i nawinę naraz. Tak, jak na przykład „Karmę”. Czasem sobie rozkminię tak, jak „CA$H IS KING” czy „Kapsaicynę”, sparingując się po drodze i inspirując wzajemnie przy tworzeniu partytury z kompozytorem. Nie wiem, czy są jakieś rapowe inspiracje, które w sposób bezpośredni wpłynęły, czy wpływają obecnie na TEKTONIKĘ. Hip-hopu i muzyki słucham od końca lat osiemdziesiątych, kiedy mama kupiła mi zestaw kilku kaset, w nagrodę za to, że nie darłem kniapy u dentysty. Ten zestaw był bardzo różnorodny i tak mi już chyba zostało.
W rozmowie z Winim wspominał, że nawet w tamtym okresie składał własne rzeczy i wciąż ma na taśmach ponagrywane rymowanki z przeszłości. Niczego jednak nie wydał, choć pozostawało to jego marzeniem. Mariaż z rapem – jako patron głębokiegoOFF – napoczął przed dekadą, gdy powstały teledyski do Granic Eldo czy Mogliśmy wszystko donGURALesko. Musiało minąć jednak kilka lat, żeby zafunkcjonował w charakterze wokalisty. Co nastąpiło w warunkach o tyle nadrealnych, że przed milionami widzów przedstawił się ładnie jako postać napisana przez Jakuba Żulczyka. Wykonując utwory, które powstały we współpracy z warszawskim superskładem. Głowiło się nad tym zresztą pół kraju, chociaż – to znowu z wywiadu u Winiego – nietrudno wyrachować, że dwa plus dwa jest pięć. Pół kraju zaczęło też gadać sztywniutko, co znacznie podwyższyło próg wejścia dla TEKTONIKI. Nawet w kuluarowej rozmowie byłem świadkiem zagwozdki: czy zostało już oficjalnie ustalone, że TEKTONIKA jest na poważnie?
„Cały czas sztywniutko”
Obiekcje narzucały się same, skoro Krzysztof Skonieczny od początku lat dwutysięcznych przynależy do innej dziedziny. I mimo niecałych czterech dych na karku może pochwalić się się imponującym résumé. Wyrósł na jednego z najbardziej elektryzujących reżyserów swojego pokolenia, gdy na ekrany kin wchodziło Hardkor Disko. A właściwie już wcześniej, ponieważ do pełnometrażowego debiutu podchodził jako autor teledysków z wielomilionową oglądalnością. Choćby Defto Jamala czy później HAJ$ Mister D. W pracy teatralnej porywał się na karkołomne przedsięwzięcia typu adaptacja Magnolii Paula Thomasa Andersona we wrocławskim Współczesnym, której – co wówczas uznałem za mały cud – nie położył. Anderson to zresztą jeden z jego największych bohaterów. Wystarczy przypomnieć tę scenę. Kolejnym jest Werner Herzog. Po raz ostatni za Winim: Mała dygresja. Jest taka książka „Herzog on Herzog”, wydawnictwo Faber & Faber. Polecałbym – zamiast szkół artystycznych, a szczególnie filmowych – przyszpilić ją do ambony na takim łańcuchu, jak mieli w „Misiu”, żeby przeczytał ją każdy, kto chce robić filmy. Zagrał u Wajdy i zagrał u Holland.
Piorun is dead. Czy zmartwychwstanie? Pomidor. Piorun mówił głosem postaci. TEKTONIKA mówi moim głosem i może reagować na bieżące wydarzenia oraz więcej czerpać z moich osobistych przeżyć.
Wreszcie – Ślepnąc od świateł. Niezależnie od ocen było to jedno z najważniejszych serialowych wydarzeń końcówki poprzedniej dekady w Polsce. Dostrzeżone również za granicą. Świadczyć o tym może uwzględnienie w zestawieniu The Best International TV Series of 2018 serwisu Variety.
Skonieczny pełnił przy tej produkcji funkcję reżysera i współscenarzysty, ale także stworzył kultową kreację karykaturalnego ulicznika, Pioruna. Pytałem kiedyś Jakuba Żulczyka, dlaczego zdecydował się zrobić aż taką parówę z rapera w swojej książce? Odpowiedział mi: Czy parówę? Przy takiej figurze jak Dario, która jest ożywionym złem, chyba każdy wyszedłby na parówę. Poza tym było dla mnie to naturalne, że ta postać musi mieć akcent komiczny. Jako słuchacz lubię rap, który jest przewieziony, ale odbieram go z przymrużeniem oka. Artystów, robiący z siebie nie wiadomo jakich kryminalnych bossów albo emisariuszy najcięższej patologii, traktuję bardziej jako wesołych performerów. Taki był też Piorun ze swoimi nagrywkami; wychuchanymi technicznie i realizacyjnie, ale stanowiącymi odbicie hardkorowej emblematyki w krzywym zwierciadle. Poziomka skończył się na Krucjacie Antymelanżowej, ale jego odtwórca nie zawiesił mikrofonu na kołku. Zostało to przepowiedziane w #Hot16Challenge2. Dzbany się pucują: „Piorun, kur*a, kiedy płyta?/Szukaj jej w podziemiu – na dziale tektonika”.
Krzysztof Skonieczny: Piorun is dead. Czy zmartwychwstanie? Pomidor. Piorun mówił głosem postaci. TEKTONIKA mówi moim głosem i może reagować na bieżące wydarzenia oraz więcej czerpać z moich osobistych przeżyć. Piorun mógł jedynie poruszać się w sferze filmowej fikcji. Powiedzmy, że „Hot16Challenge2” było trawersem i rytuałem przejścia pomiędzy jednym, a drugim bytem. Z muzyką działałem od zawsze i na bieżąco w innych projektach. Z rapem też, choć w kratkę. Teraz po prostu znalazłem czas, żeby nadać temu pełniejszy kształt, biorąc trochę za szantaż zawsze dobrze działające na motywację słowa Marka Twaina, że „za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś”.
„Złota Palma rapu, kundlu”
Pierwsze ruchy tektoniczne miały miejsce w połowie ubiegłego roku. Nie powtórzyły popularności nagrań ze Ślepnąc od świateł, ale to nie znaczy, że nie wzbudziły środowiskowego tumultu. TEKTONIKĘ na wejściu kwestionowano z podobnych względów, co Pioruna. Zarzuty obejmowały elitarystyczne podejście do gatunkowej spuścizny, rozrywkę nakierowaną na poklask śmietanki towarzyskiej, podpinanie się pod trend. Poddawano przy tym w wątpliwość realność projektu. Rzeczywistość realna faktycznie mogła poje*ać się z rzeczywistością filmową, gdy w debiutanckim singlu CA$H IS KING – Jan Frycz jest raczej postacią z ekranu niż sobą; gdy każdy kolejny obrazek staje się okazją do robienia małego kina.
Krzysztof Skonieczny: Nie postrzegam siebie jako rapera, nawet jeżeli nagrywam rapsy, a jacyś ludzie chcieliby mnie tak nazywać. Najczęściej słyszę określenie „ten reżyser, co jest raperem”. Uważam, że to akurat zabawne. TEKTONIKA to dla mnie przede wszystkim projekt muzyczny, a idąc głębiej – twór audiowizualny i performatywny. Tak jak głębokiOFF jest konglomeratem o rotacyjnym składzie i płynnym charakterze, tak TEKTONIKA jest jego młodszą siorką z podobnym, interdyscyplinarnym podejściem. Podoba mi się użyte przez Ciebie określenie „uniwersum TEKTONIKI” (w korespondencji – przyp. red.). Wydaje mi się ono trafne i pojemne, bez wymuszonego szufladkowania i aptekarskiej precyzji. Tym bardziej, że nie chodzi w tym projekcie tylko o muzykę oraz, że ważni są w nim także inni ludzie, z którymi to robimy. To, co sobie tekstowo skrobię i nawijam, to raczej real talk. Z tym zastrzeżeniem, że czasem bardziej bezpośredni, a częściej zawoalowany w metaforę. Zupełnie tak, jak moje rzeczy filmowe, serialowe i teatralne. Tylko tu nie chodzi o to, żeby być nie wiadomo jak prawilnym i sztywniutkim. Przede wszystkim jara mnie zabawa słowem i storytelling; rzucanie zarówno sobie jak i słuchaczom-widzom pod nogi kłód różnych znaczeń, które tworzą się dopiero w zderzeniu z indywidualną wrażliwością i doświadczeniem. Trochę jak w poezji, choć to oczywiście brzmi banalnie i pretensjonalnie, ale ja się tego ani nie boję, ani wstydzę, bo jest to szczere i wiąże się najzwyczajniej z pasją i potrzebą kolejnej formy ekspresji, jaką jest dla mnie właśnie hip-hop czy w ogóle muzyka.
Punktów zapalnych jest więcej. Na wysokości KAPSAICYNY przerobiłem w redakcji – skądinąd dość oczywistą – awanturę o zadęcie i teatralność TEKTONIKI. Bo nawet z pozycji stronnika trudno było nie oprzeć się wrażeniu, że to czasem robienie Kaza Bałagane na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej; wykorzystywanie hiphopowych środków wyrazu w bezpiecznym środowisku wielkomiejskiej socjety. Osobny rozdział to pytanie, czy już w tym momencie język wypowiedzi Skoniecznego jest finalnym produktem. On sam wspominał o tym, że jako absolwent akademii teatralnej ma handicap w zmaganiach z rytmem, ale – poza rzemiosłem – pozostaje kwestia (zbyt) wyraźnego eksponowania własnych inspiracji czy tryhardowania w wersach; jakby z wewnętrznej potrzeby udowodnienia całemu światu umiejętności pisania efektownych, skrzących się linijek.
Ale nie da się postawić sprawy w ten sposób, że TEKTONIKA nie ma wyróżników. Wręcz przeciwnie. Po pierwszej nutce staje się jasne, że Skonieczny jest zafiksowany na punkcie łączenia elokwencji z chamówą. Jak we fragmencie Noc elektryczna, kapsaicyna/Pachnie rzeka, za winklem je*ie sztyna. Pasonują go dziwne słowa, kompulsywnie szuka współdźwięczności w wersach, posiada olbrzymią wyobraźnię językową i plastyczny zmysł w pisaniu. Chociaż metrykalnie jest boomerem i często powołuje się na Wu-Tang Clan – dysponuje świeżym spojrzeniem na muzykę; przystającym do czasów Ćpaj Stajlu, gdy beaty mogą być ekstatyczne, mozaikowe i różnorodne w zupełnie szalony sposób. I to jest chyba właśnie to, czego Skonieczny szuka w muzyce. Żeby działo się ponad miarę. Dlatego wspomniana KAPSAICYNA czy Karma brzmią, jakby producenci poukładali je z puzzli kilku różnych utworów. Na rympał.
Krzysztof Skonieczny: Najbardziej w rapie lubię rzeczy eksperymentalne, dziwne, pokraczne, niejednoznaczne, hybrydowe, autorskie. Wszystkich tych epitetów używam w pozytywnym sensie. Nie będę się pucował, czym się jaram z Polski, bo to zawsze jest niezręczne. Wydaje mi się, że pewną podpowiedzią jest to, z kim działam i z kim będę nagrywał w przyszłości, a przy dobrych wiatrach będzie to i podziemie, i mainstream.
Wracając do Ćpaj Stajlu i Karmy, spadła z nieba TEKTONICE konfrontacja z Jerzykiem Krzyżykiem i Alickiem w ramach Dyspensa Records. W drugim z numerów przygotowanych pod kątem mixtape'u tej wytwórni Skonieczny po prostu robi swoją życiówkę. I tego nie da się zignorować czy marginalizować jako fanaberii filmowca z nadwiślańskiego Hollywood. Chociaż w sumie stało się to już jasne w momencie premiery skitu Milionerek na Cock.0z Mixtape Kaza Bałagane.
Krzysztof Skonieczny: Jeśli chodzi o Dyspensę, to z Wojtkiem Urbańskim zrobiłem spektakl w teatrze. „Magnolię” na podstawie filmu Paula Thomasa Andersona, gdzie muzyka tworzona na żywo przez ekipę była jedną z jego głównych składowych. Tam też robiliśmy na próbach freestyle pod jam session. Już od dawna namawialiśmy się na jakiś wspólny numer, bo Wojtek wiedział, że lubię rapsy, ale zawsze było coś tam. I jesienią Wojtek zadzwonił i zaproponował, żebyśmy pojechali do Lubrzy z Alickiem i Jerzykiem i coś ponagrywali. Było to o tyle zabawne, że ja się jarałem dość wcześnie Ćpaj Stajlem, a z kolei w zeszłe wakacje mocno katowałem Jerzyka. Szczególnie „Tereskę” i w ogóle album „Warszawa”. Oczywiście Wojtek o tym nie wiedział, a ja chłopaków osobiście nie znałem, więc był to ezoteryczny zbieg okoliczności. W każdym razie – pod koniec października 2021 roku pojechaliśmy tam w tym składzie na dosłownie dwa dni. Dołączyli jeszcze muzycy Ignacy Matuszewski i Piotr Zegzuła oraz Piotr Lenartowicz z Dyspensy. Fajnie zatrybiło i nagraliśmy parę numerów. Trzy z nich są na Dystapie, a kolejny – „Peru48” z chłopakami na feacie jest już u mnie.
Story kończyło się sekwencją, w której matka głównego bohatera zagrzewała go do boju, a on mówił cicho: Z linoleum chmury wiszą już na niebie/Śpij spokojnie, mamo/Jutro obiecuje znajdę wszystkie kur*y świata i rozjebię, co jest na równi teatrem absurdu i wyciskaczem łez. Od tamtego momentu światło dzienne ujrzały jeszcze utwory Peru48 oraz Maria.
Komentarze 0