Tam, gdzie kino przecina się z nauką, mogą powstać rzeczy wielkie. Wieloświaty, kosmologia, religie – jesteśmy w tym.
To dzięki umiejętnemu skakaniu między uniwersami Daniel Kwan i Daniel Scheinert odebrali Oscary nie tylko za najlepszą reżyserię, ale i najlepszy scenariusz oryginalny. Można było się na tym łatwo wyłożyć – ale nie tym razem.
Na początek słowniczek. Wszechświat – to wiadomo, jeden świat, który rządzi się określonymi prawami. Multiświat, wieloświat – to hipotetyczny zbiór wszystkich wszechświatów. Podobno ten drugi termin został po raz pierwszy użyty w roku 1960 przez szkockiego naukowca Andy'ego Nimmo, jednak według niego wielokrotności jednego wszechświata składają się na... jeden wielki wszechświat. Dziś, po szeregu opublikowanych prac naukowych, definicja zmieniła się w tę z początku akapitu.
Skomplikowane? Lećmy dalej. Według kwantowej hipotezy wielu światów autorstwa amerykańskiego fizyka Hugh Everetta III, kwantowy multiwszechświat jest jak niekończące się drzewo, na którym co chwila wyrastają nowe wszechświaty – za każdym razem, gdy przed daną cząsteczką powstaje wybór. Tyle opcji, ile nowych wszechświatów. Co więcej, w tych wszechświatach może istnieć nieskończona liczba naszych ludzkich kopii. Mogą robić to co my... albo co innego; zależy od tego, przed iloma wyborami stanęły kopie. Z kolei w hinduizmie istnieją dwa światy: boski i ludzki, a w buddyzmie wszechświaty pojawiają się i zanikają, zaś okres pomiędzy nimi to tzw. czasy nieistnienia.
Ten przydługi wstęp służy jednemu – nakreśleniu wizji multiwersów, których specyfika od lat fascynuje twórców książek, filmów i seriali.
1
„Spider-Man Uniwersum”
fot. archiwum dystrybutora
Być może Bez drogi do domu nie byłoby tak odważne formalnie, gdyby nie ten film. Szczerze – jeden z najlepszych Spider-Manów w historii. To na tym żywym organizmie twórcy przetestowali patent multiplikowania bohaterów z różnych rzeczywistości, testując, czy widzowie kupią nieco bardziej skomplikowaną historię. Kupili – budżet zwrócił się ponad czterokrotnie, a mówimy tylko o dystrybucji kinowej.
W tej animacji multiwersa pojawiają się wraz z Wilsonem Fiskiem, łotrem z jedną słabością – jest nią głęboka miłość do własnej rodziny. Miłość podlana rozpaczą, bo żona i syn zginęli w wypadku, o który Fisk obwinia Spider-Mana. Teraz złoczyńca chce i przywrócić ich do życia z zaświatów, i zlikwidować Człowieka-Pająka. I choć tempo jest tu tak samo duże, jak w Wszystko wszędzie naraz, to cała historia jest przedstawiona wyjątkowo klarownie. W zasadzie trudno jest się jakkolwiek pogubić w jej meandrach. Inna sprawa, że to kino familijne, więc nie mogło być zbyt zawile.
2
„Spider-Man: Bez drogi do domu”
fot. archiwum dystrybutora
No właśnie – niedaleka jest droga od animowanego Spider-Mana do siódmego najbardziej kasowego filmu w historii kina. Początkowo wieloświaty nie miały być w Bez drogi do domu aż tak eksponowane, głównie liczyła się konfrontacja Pająka z Doktorem Strange. Ale twórcy zrozumieli, że idea multiwersów daje im tak naprawdę wręcz nieograniczone pole do scenariuszowego manewru, szczególnie przydatnego przy tworzeniu kolejnych filmów z serii. Koncepcja po raz pierwszy pojawiła się w finale sezonu 1 Lokiego. A za sprawą Bez drogi do domu i kolejnych tytułów z naszej listy staje się wiodącym trendem w MCU. Pytanie tylko, czy widzowie się w tym wszystkim nie pogubią? W końcu, aby zrozumieć wieloświaty w kolejnych filmach serii, będzie trzeba mieć uprzednio zaliczone wszystkie bazujące dotąd na idei multiwersów tytuły MCU...
Ale tu zadziałało coś jeszcze. Koncepcja multigalaktyk składa się na, jak pisał na łamach Filmwebu Michał Walkiewicz, żywą kronikę pokoleniowej nostalgii. Villaini z klasycznych filmów Sama Raimiego, masa dobrych znajomych i wreszcie trio Spiderów. Wszystko to bez bezczelnego ogrywania tęsknoty za tym, co było kiedyś; powroty do przeszłości mają tu konkretne uzasadnienie. Efekt? Kto wie, czy nie najlepszy film z Człowiekiem-Pająkiem.
3
„Avengers: Endgame”
fot. archiwum dystrybutora
I tu też pojawiła się koncepcja wieloświatów. Wiadomo – Decymacja, Kamienie Nieskończoności... Co ciekawe, w 2021 roku bracia Russo potwierdzili, że Kapitan Ameryka podróżował w filmie po multiwersach, by przekazać tarczę Falconowi; przy premierze nie było to jeszcze takie oczywiste. Generalnie opieranie tytułów o multiwersa wydają się kolejnym krokiem po idei zebrania części superbohaterów w jednym miejscu, co stało się we wszystkich częściach Avengers. W końcu ulubieni bohaterowie widzów powinni pojawiać się (i zarabiać pieniądze dla wytwórni) w więcej niż jednym filmie, czy nawet więcej niż jednej serii. Nie tylko w MCU – jakby nie patrzeć, żyjemy w czasach dwóch Jokerów: tego, granego przed Jareda Leto i tego Joaquina Phoenixa.
4
„Doktor Strange w multiwersum obłędu”
fot. archiwum dystrybutora
Tu multiwersum pojawia się nawet w tytule, co dość jasno obrazuje te trendy w MCU, o których wspominały poprzednie slajdy. Film Sama Raimiego to jak nic ekranizacja cytatu Pana Peanutbuttera z BoJacka Horsemana: What is this, a crossover episode? Od liczby gościnek, easter eggów, nawiązań i powiązań może zakręcić się w głowie; wszystko oczywiście ma związek ze skakaniem po wszechświatach. Dobrze, że do utrzymania tego w ryzach zatrudniono Sama Raimiego, który wlewa do marvelowskiego hitu sporo smaków z jego doskonale znanego menu: trochę makabry, trochę czarnego humoru i sporo vintage'owego dreszczyku; na tyle jednak lajtowego, żeby nie wywindować Doktora Strange'a ponad kategorię wiekową PG-13.
5
„Druga Ziemia”
Tyle było o kinie komiksowym, a przecież idea wieloświatów jest też obecna w filmie artystycznym. To zdjęcie powyżej nie kłamie – tak, istnieje idealna replika Ziemi, do tego z własnym, krążącym wokół niej Księżycem. Ale tu nie będziemy ani na nią lecieć, ani przyjmować przybyszy z innych multiwersów. Osią Drugiej Ziemi jest bowiem psychologia. Kiedy zafascynowana kosmosem, młoda studentka powoduje wypadek samochodowy, sama wychodzi z niego bez uszczerbku, podobnie jak kierujący drugim autem mężczyzna, giną za to jego współpasażerowie. Teraz, kilka lat po tej tragedii, dziewczyna usiłuje zbliżyć się do mężczyzny, szukając... No właśnie – uczucia? Przebaczenia? Alternatywnej rzeczywistości, w której coś takiego jak wypadek nie istniało? I z tym koreluje koncept drugiej Ziemi, całość zaś jest może zbyt ckliwym, ale na pewno oryginalnym skrzyżowaniem dramatu psychologicznego z fantastyką. Zresztą wtedy, w 2011 roku, reżyserzy chyba naprawdę mocno przejęli się przepowiedniami końca świata w roku 2012; praktycznie w tym samym momencie do kin weszła też Melancholia Larsa von Triera.
Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!
Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0