The Crown, Margaret Thatcher i futbol. Żelazna Dama nawet po śmierci wzbudzała emocje na trybunach

margaret-thatcher.jpg
fot. Derek Hudson/Getty Images

Najnowszy sezon genialnego serialu „The Crown” przypomni ludziom postać Margaret Thatcher. Żelazna Dama, jak nazywano byłą premier Wielkiej Brytanii, podczas swoich rządów trafiła na najgorsze czasy angielskiej piłki. Fani do dziś pamiętają, jak traktowała ich ukochaną dyscyplinę. Futbolem gardziła, a ludzi chodzących na stadiony uważała za najgorszy sort. Czy jednak na pewno możemy stwierdzić, że nie zrobiła dla piłki nożnej niczego dobrego?

Kiedy rodzina królewska jedzie na polowanie i zaprasza Thatcher wraz z mężem, od razu widać, że te dwa światy nie znajdą punktów wspólnych. Zdyscyplinowana polityk, która chce działać, zmieniać kraj po swojemu, z ludźmi takimi, jak ona sama u boku, kontra rozpasani, zblazowani przedstawiciele monarszej klasy, marnujący czas na bzdury. Portret kreślony przez twórców „The Crown” nie odbiega ani trochę od prawdziwego wizerunku kobiety, która przez ponad dekadę zasiadała na czele rządu z Downing Street, pod numerem 10.

NAJLEPSZY NIE GRAŁ

Żelazna Dama, jak nazwał ją jeden z radzieckich dziennikarzy, nie cieszy się popularnością wśród kibiców piłki nożnej. Jej radykalne podejście do wszelkich patologii w futbolu – do dziś przecież jak mantrę ludzie powtarzają frazę: „Thatcher poradziła sobie z chuliganami” – przysporzyło jej więcej wrogów niż przyjaciół. Sir Alex Ferguson poprosił kiedyś jednego z przedstawicieli mediów, który pozwolił sobie porównać go do Thatcher, jako rządzącego mocną ręką w Manchesterze United, by nigdy nie łączył go z tą kobietą.

Sama Iron Lady pojawiała się – głównie z służbowego obowiązku – na trybunach, jednak kończyło się to dla niej zazwyczaj czymś mało sympatycznym. Na piłce nie znała się kompletnie. Po jednym z finałów Pucharu Anglii powiedziała prasie, że najbardziej podobał jej się zawodnik z numerem 10, Trevor Whymark, problem polegał na tym, że Whymark istotnie był w programie meczowym, natomiast... nie grał.

KUMULACJA ZŁA

Kiedy po śmierci Thatcher w 2013 roku żegnały ją salwy honorowe, piłkarskie kluby z Anglii nie zamierzały dołączać do żałobnego konduktu, ani nikt nie miał ochoty ich do tego zmuszać. Obrazek, jaki dość często oglądamy na tamtejszych stadionach, gdy odchodzi ktoś zasłużony ze świata piłki, ale przede wszystkim podczas obchodów Remembrance Day, w tym przypadku nie miał zastosowania. Nie było minuty ciszy, ani minuty braw.

Oliver Platt w tekście dla Goal.com sprzed paru lat pisał wprost, że „Thatcher nie dbała szczególnie o futbol, a futbol o nią”. Przypomina również, że początek sprawowania przez nią funkcji premier Wlk. Brytanii przypadł na czas wielkich sukcesów angielskich klubów w Europie. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. To była prawdziwa kumulacja zła.

Po tragedii na Heysel, w finale Pucharu Europy z udziałem Liverpoolu i Juventusu, Margaret Thatcher była pierwszą osoba, która w całej rozciągłości popierała wyrzucenie klubów z jej kraju z pucharów. Ale to inny dramat, dobrze wszystkim znana historia z Hillsborough, przysporzył jej największej antypatii wśród kibiców.

Jak wiadomo latami ciągnęła się akcja „Sprawiedliwość dla 96” – chodziło o odczarowanie opinii, którą karmiono społeczeństwo, a która to głosiła, iż winnymi tragedii, w wyniku której zginęło 96 osób, są sami kibice. Przedstawiani jako pijana tłuszcza, atakująca stróżów prawa, ostatecznie doprowadzając do czarnego finału. Po latach sprawiedliwość jednak zwyciężyła i ostatecznie uznano winę policji. Wcześniej takie opinie Thatcher uważała za haniebne. Zgadzał się z nią m.in. dziennik „The Sun”, brylując w powielaniu takiej wersji. Nawet dziś, kiedy szukam w Getty Images fotografii mającej zilustrować tekst o Liverpoolu, widzę adnotację – „zdjęcie niedostępne dla The Sun”. Zadra zostanie na zawsze.

WSZYSCY TACY SAMI

Być może jej intencje były dobre – chciała spokoju, sportu wolnego od chuliganów, którzy w latach 70. urządzali sobie bijatyki, jednak – tak się przynajmniej wydaje – jej radykalizm zwiódł ją na manowce. W istocie problem był piekielnie trudny do rozwiązania i wymagał radykalnych ruchów. Ale wkładanie do jednego worka wszystkich kibiców piłkarskich było błędem u podstaw.

Thatcher twierdziła, że chuligani to wrzód na tkance społecznej. Lata 80. to jej ciągłe nawoływania do oczyszczenia środowisk kibicowskich, a także idee – jak ta o wprowadzeniu identyfikatorów, które mieliby wszyscy udający się na stadiony. Uważała bowiem, że najgorsza ze wszystkich rzeczy to anonimowość w tłumie, który może w każdej chwili zamienić się w żywioł niemożliwy do powstrzymania.

Partia Konserwatywna chciała uregulować tę rwącą rzekę, ale wydarzenia nie pomagały. Hillsborough, Heysel, potem pożar na Valley Parade w Bradford – w kierunku Europy szedł sygnał, że Anglia to miejsce, w którym dzicz opanowała trybuny, niszczy, podpala i sprawia same kłopoty. Thatcher uznawała to za poważną rysę na wizerunku Królestwa.

Kibice czuli, że nie mogą liczyć na to, iż stanie po ich stronie. Na trybunach, jeszcze przed jej śmiercią, pojawiały się transparenty z treścią: „Ujawnijcie prawdę, zanim Thatcher umrze”. Chodziło oczywiście o Hillsborough. To i tak bardzo łagodny przekaz. Zdarzały się również takie: „You didn’t care when you lied, we didn’t care when you died” („Nie obchodziło cię, kiedy kłamałaś, nas nie obchodzi, kiedy umarłaś”) – już po śmierci MT.

Banicja w Europie, po Heysel, uczyła powoli pokory. Pojawił się raport Taylora, a także akt nakazujący wprowadzenie stałego członkostwa, czyli dzisiejszych kart kibica. Na początku traktujący wszystkich naruszających przepisy jak bandytów, z drakońskimi karami, mający niewiele wspólnego z cywilizowanym państwem, potem jednak stał się punktem wyjścia do normalnych regulacji.

PUSTOSZEJĄCE RUINY

Bezkompromisowość Thatcher była jej znakiem rozpoznawczym i nakazywała jej z taką samą zaciętością wojować z górnikami, jak i chuliganami. Na dodatek Wyspy Brytyjskie zaczęły się w latach 80. dzielić na dwa światy – biedni stawali się coraz biedniejsi, a bogaci jeszcze bogatsi, powiększał się dysonans w społeczeństwie i nastroje były naprawdę kiepskie. Parę lat temu pisał o tym bardzo ciekawie na łamach „FourFourTwo” Richard Edwards. Przypomniał on, że najwyższa klasa rozgrywkowa w Anglii zmagała się ze spadkiem frekwencji – średnia w sezonie 1983-84 wynosiła ponad 18 tysięcy widzów. Im niższa liga, tym gorzej to wyglądało. To właśnie brak pieniędzy na dobrą infrastrukturę sprawił, że wiele obiektów wyglądało jak ruiny, a te architektoniczne straszydła wręcz zachęcały ludzi do złych zachowań.

Dużo winy ponoszą media. Nakręcały się bowiem w kreowaniu wizerunku futbolu odpychającego, ściągającego kłopoty, z rozrywki zamieniającego się w coś bardzo niebezpiecznego. W rzeczywistości Edwards pisał w „FFT”, że sporo z tych opowieści to mity, a normalni kibice, chodzący regularnie na mecze, rzadko popadali w tarapaty, jeśli sami tych kłopotów nie szukali.

Kolejny mit, który miał jeszcze mocniej nakręcić Thatcher do działania przeciwko fanom, po tragedii na Heysel, przybrał maskę niewidzialnych sił ze Starego Kontynentu, „lewicowych bojówek”, które opłaciły kibiców Liverpoolu – o czym pisał w felietonie dla „The Times” David Miller – by ci wywołali zamieszki w Brukseli. Nikt, łącznie z szefami angielskiej federacji, nie zamierzał w sensowny sposób pomagać jej odgonić te paranoje, mężczyźni, którzy piastowali wysokie stanowiska zwyczajnie bali się Thatcher, woleli więc utwierdzać się wzajemnie, że teoria spiskowa jest słuszna. Wojna z kibicami stawała się jej priorytetem, by nie użyć sformułowania „obsesją”.

HEYSEL JAKO PUNKT KRYTYCZNY

Szukanie rozrywki w bójkach nie jest czymś niewytłumaczalnym dla stanu ekonomii, w którym tworzą się podziały społeczne, a ludzie pozbawieni pracy czują narastająca frustrację. Niektórzy twierdzą, że Premier League – instytucja, która dziś, po blisko trzech dekadach funkcjonowania, uchodzi za wzór przedsiębiorczości, maszynkę do zarabiania i produkt sprzedawany za miliardy na inne kontynenty, nie powstałaby, gdyby nie punkt krytyczny. Heysel. Ten moment sprawił bowiem, że problem wykroczył poza skale tak mocno, iż trzeba było się nim zająć na serio.

Thatcher przez lata budziła wśród Anglików skrajne emocje. Do dziś niektórzy z nich uważają, że zaprowadziła porządek w bardzo ważnej kwestii – ich najważniejszej narodowej rozrywce. Inni zaś, że nie poradziła sobie w początkowej fazie z problemem identyfikacji kibiców, bo nie czuła tej grupy społecznej i nie chciała mieć z nią mocnego związku.

David Maddock z „Daily Mirror” pisał: „Nigdy nie zapominajcie, że nienawidziła kibiców piłkarskich. W istocie nienawidziła, kiedy klasy robotnicze się zatrzymywały. Wypowiedziała im wojnę i użyła swoich psów, by je zniszczyć, począwszy od górników, poprzez związkowców, następnie kogokolwiek powiązanego z Irlandią, a skończywszy na każdym, kto ośmielił się pojawić blisko stadionów”. Widać to w scenie w „The Crown”, kiedy podczas zawodów konnych Thatcher znudzona zastanawia się, po co marnuje czas.

ZABÓJCZYNI FUTBOLU

Według Sama Allardyce’a, byłego menedżera m.in. West Hamu United i Boltonu, położyła sport nad Tamizą. A wszystko przez to, że wstrzymała dotacje dla nauczycieli, którzy mogli być jednocześnie trenerami po szkole. Big Sam nazwał ją nawet „zabójczynią futbolu”.

BBC przywołało po śmierci Thatcher wypowiedź matki jednego z chłopaków, którzy zginęli podczas tragedii w Hillsborough. Margaret Aspinall powiedziała o niej: „Dla niej piłkarscy fani byli najgorsi w całym społeczeństwie”.

Dziennikarze tej stacji uznali, że to doprawdy gorzka ironia, iż tak znienawidzona przez Żelazną Damę piłka nożna wypłynęła na największe wody dzięki czemuś, w co Thatcher najmocniej wierzyła – sile rynku. Dało to możliwość stworzenia potężnych rozgrywek, budowy imperium Ruperta Murdocha, czy wejścia klubów na giełdę.

Ciekawe, co o tym wszystkim sądził jej mąż, Denis, który ze sportem miał silne związki – sam prowadził jako sędzia mecze rugby, a golf i krykiet wręcz uwielbiał. Jeśli jednak choć w niewielkiej mierze serial „The Crown” pokazuje, ile miał w domu do powiedzenia, nie powinniśmy się dziwić, że nie zdołał powstrzymać radykalizmu żony.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.