Gracze z polskich boisk, przyjaciele Jordana i jego rywale. „The Last Dance” po polsku

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
bulls-hala-e1588754733906.jpg
fot. Dylan Buell/Getty Images

Marcin Harasimowicz podsumowuje kapitalny dokument Netflixa w polskim ujęciu.

Jedną z głównych przywar polskich dziennikarzy sportowych jest doszukiwanie się wszędzie - często wbrew zdrowemu rozsądkowi - polskich akcentów. Dlatego postanowiłem, absolutnie stereotypowo, pójść tym śladem. Oto polskie wątki z "The Last Dance", którego dwa ostatnie odcinki obejrzeliśmy w tym tygodniu.

1
Richard Dumas i Oliver Miller

Dwaj koszykarze Phoenix Suns w finałowej serii z Chicago Bulls z 1993 roku, po której Jordan zdobył swój trzeci tytuł mistrzowski, po czym poszedł grać w baseball. Obaj mieli poważne problemy poza parkietem i po latach trafili do Pruszkowa, stając się transferowymi niewypałami w polskiej ekstraklasie. O obu pisałem osobno tutaj.

2
LaBradford Smith

Tą niezwykłą historią żyły przez jeden dzień media sportowe na całym świecie, gdyż została ona przypomniana w jednym z odcinków "The Last Dance". Młody, mało znany obrońca słabiutkiej drużyny Washington Bullets nieoczekiwanie w marcu 1993 roku rzucił 37 punktów w Chicago, grając przeciwko Jordanowi. Schodząc z parkietu, miał rzucić w jego stronę: "niezły mecz, Mike".

Dzień później oba zespoły miały rewanż w stolicy Stanów Zjednoczonych i wściekły MJ miał 36 pkt już po dwóch kwartach, a 47 łącznie. Później powiedział, że… celowo zmyślił słowa Smitha, aby dodać sobie motywacji. Dziennikarze wspominali ten moment jako przykład chorobliwej wręcz ambicji Jordana, który używał różnych - czasem wyimaginowanych - stymulantów. Co ciekawe jednak siedzący wtedy przy parkiecie komentator Phil Chenier wspomina całą sytuację zupełnie inaczej. Będąc gościem podcastu Wizards Talk powiedział: - Jordan niczego sobie nie wymyślił. Komentowałem mecz w Chicago i LaBradford grał pierwszorzędnie. Zauważyłem, że pod koniec spotkania szukał Jordana. Podczas rzutów wolnych stawał obok niego. Wiesz, w takich momentach zaczynasz czuć, że coś jest na rzeczy. Dlatego postanowiłem pójść za Smithem po końcowej syrenie. Zauważyłem, że gdy inni gracze kierowali się do szatni, on nie zamierzał zejść z parkietu. W dawnym Chicago Stadium szatnia Bulls znajdowała się za koszem, a szatnia drużyny gości dokładnie po drugiej stronie. Dlatego zawodnicy obu drużyn zwykle rozchodzili się w dwie różne strony. Tymczasem LaBradford został gdzieś w środku i widziałem, że ustawił się strategicznie na drodze Jordana. W pewnym momencie jakoś klepnął go w pupę. Nie byłem wystarczająco blisko, aby usłyszeć, co dokładnie mu powiedział, ale ale gestykulacja sugerowała coś w rodzaju "hej, może następnym razem". Nie wiem, czy Michaela to wkurzyło. Być może w ogóle się tym nie przejął. Faktem jest jednak, że LaBradford szukał go po meczu i klepnął w tyłek - wspomina Chenier.

Tak, czy inaczej w 1998 roku Jordan wygrał z Chicago Bulls szósty tytuł mistrzowski, a Smith w tym samym czasie… przegrał siódmy mecz finałów polskiej ekstraklasy, występując w barwach Pekaesu Pruszków z Zepterem Śląskiem Wrocław. Mało tego - był największym rozczarowaniem tego spotkania. Trener Krzysztof Żolik zarzucał Smithowi, że ten "przeszedł obok meczu". Co ciekawe, miesiąc później podpisał kontrakt z… Zepterem Śląskim, gdzie grał w kolejnym sezonie. Jeszcze gorzej.

3
Eric Piatkowski

W drugim odcinku "The Last Dance" widzimy fragmenty meczu z 20 listopada 1997 roku, gdy Chicago Bulls z trudem, po dogrywce i olbrzymich męczarniach, pokonali jeden z najsłabszych zespołów w NBA Los Angeles Clippers 111:102. Osamotniony Jordan, bo Pippen dochodził do siebie po operacji, którą celowo opóźnił, uratował swoją drużynę, zdobywając 49 punktów. W jednym z ujęć widzimy jak rzuca ponad kryjącym go Erikiem Piatkowskim, który próbował bronić przeciwko MJ’owi w tym meczu, ale z marnym skutkiem.

Nazywany "Polish Rifle" (Polska Strzelba) Piatkowski był najbardziej swojsko brzmiącym dla nas nazwiskiem w NBA zanim w końcu trafili do niej Cezary Trybański, Maciej Lampe i - przede wszystkim - Marcin Gortat. Słynący z bardzo dobrego rzutu, również z dystansu, utrzymał się w lidze aż czternaście sezonów, z czego dziewięć spędził w Clippers. Wnuk polskiego emigranta, ceniony przez ekspertów, bardzo solidny i na ogół występujący w pierwszej piątce, w tamtym sezonie 1997/98 notował najlepsze statystyki - śr. 11.3 punktów i 3.5 zbiórek na mecz. Karierę kończył u Mike'a d'Antoniego w Phoenix, gdzie obserwowaliśmy zalążki stylu, który dominuje w NBA obecnie. W jego ślady idzie obecnie syn Jace Piatkowski - freshman na uczelni Nebraska-Lincoln.

4
John Michael Wozniak

Niewielu wygrało w cokolwiek z Michaelem Jordanem, ale on pokonał wielkiego mistrza w… rzucie monetą, co pokazano w jednej z najbardziej zabawnych scen w "The Last Dance". Uwielbiany bodyguard Jordana, stuprocentowy Polak, zaprzyjaźnił się z nim w niezwykłych okolicznościach. Wozniak - wcześniej policjant w dziale walki z narkotykami - pracował akurat w United Center, gdy pewnego dnia przypadkowo uderzył w samochód Jordana na parkingu, uszkadzając jedną z wycieraczek. Wielu na jego miejscu nigdy by się do tego nie przyznało, ale on skruszony opowiedział o tym incydencie i zadeklarował, że pokryje wszystkie koszty. MJ'owi bardzo zaimponowała jego uczciwość. - Bardzo przepraszam, jutro przyniosę czek - miał powiedzieć zakłopotany ochroniarz. Jordan tylko się roześmiał: - Nie przejmuj się, żaden problem. Jutro przywiozą mi nowy samochód.

Gdy zdecydował się więc na karierę w baseballu, zaproponował Wozniakowi posadę bodyguarda, a później zabrał go ze sobą, gdy wrócił do Bulls. Zakumplowali się do tego stopnia, że razem jeździli na wakacje. Wozniak wytatuował sobie nawet logo "Jumpman" na jednym ramieniu oraz "23/Dog" na drugim. Ich przyjaźń przetrwała po przejściu Jordana na emeryturę. John pozostał prywatnym ochroniarzem przez lata. Gdy kilkanaście miesięcy temu zachorował na raka okrężnicy MJ nadal płacił mu pełne wynagrodzenie, nawet gdy ten już nie mógł dla niego pracować. Płacił mu do ostatniego dnia życia. Kiedy Wozniak umarł w styczniu tego roku, Jordan bardzo to przeżył. - On był jedyną osobą, którą Michael tak naprawdę lubił - skomentował jeden ze współpracowników.

5
Piotr Nowak
GettyImages-1536586.jpg

Sam przypomniał ostatnio, że w słynnej chicagowskiej Sears Tower pod koniec lat 90. wisiały tylko dwa zdjęcia - Michaela Jordana i… byłego kapitana reprezentacji Polski. Nie jest do końca przesadą. Jordan w 1998 roku w pamiętnym "Ostatnim Tańcu" poprowadził Chicago Bulls do szóstego, ostatniego mistrzostwa NBA. Nowak kilka miesięcy później jako bezsprzeczny lider drużyny poprowadził Chicago Fire do pierwszego i - jak na razie - jedynego mistrzostwa Major League Soccer. Niedawno został wybrany do grona dwudziestu najlepszych piłkarzy w historii ligi.

6
Polonia w Chicago

Największe skupisko Polaków na świecie to… Warszawa? Łódź? Nie - oczywiście Chicago! Mieszkają tam ponad dwa miliony Polaków. W latach 90. wielu z nich chodziło na mecze i dopingowało Bulls.

7
Jawann Oldham

W dwóch pierwszych sezonach Jordana w Chicago Bulls grał tam na pozycji centra, występując nawet w pierwszej piątce (47 meczów, przyzwoite średnie 7.4 punktów i 5.9 zbiórek). Pod koniec lat 90., już jako 42-latek, zgłosił się do drugoligowego wówczas Startu Lublin i nawet wziął udział w treningach. Nie był już jednak w stanie grać i odesłano go do domu. Co ciekawe w Bulls numer 33 przejął po nim… Scottie Pippen!

8
Cezary Trybański

Jedynym polskim koszykarzem, który występował w NBA w tym samym czasie, co Michael Jordan, był Cezary Trybański. Polak latem 2002 roku podpisał niespodziewanie trzyletni kontrakt z Memphis Grizzlies na sumę 4.8 miliona dolarów. W ten sposób stał się pierwszym graczem z naszego kraju w najlepszej lidze świata, co oczywiście wywołało olbrzymie poruszenie. Pamiętam, jak "Gazeta Wyborcza" poświęciła wtedy Czarkowi cztery pierwsze strony papierowego wydania!

Trybański ostatecznie rozegrał na parkietach NBA zaledwie 22 mecze - w barwach Grizzlies, Phoenix Suns i New York Knicks - zdobywając średnio 0.7 pkt i 0.7 zb na mecz. Pięć lat temu udzielił długiego wywiadu serwisowi SB Nation, w którym wypowiedział się m.in na temat występu w barwach Knicks przeciwko Washington Wizards z Jordanem w składzie. Cytujemy: - Jako młody chłopak marzyłem, że polecę do Ameryki i zobaczę mecz, nawet z ostatniego rzędu. Podziwiałem Michaela Jordana, którego uważam za najlepszego gracz w historii. Gdy rozpocząłem więc swoją przygodę w NBA, moim celem numer jeden był występ przeciwko Washington Wizards. Tak więc w przeszłości marzyłem o obejrzeniu meczu NBA, a teraz rywalizowałem z najlepszym koszykarzem w historii. Życie lubi zaskakiwać.

Trybański mówił o konkretnie o meczu rozegranym 6 marca 2004 roku w Waszyngtonie. Polak spędził na parkiecie 50 sekund, spudłował jeden rzut i zaliczył przechwyt. Knicks wygrali ten mecz 99-86. Wszystko wygląda więc jak "z bajki", ale niestety, jak to często w tych przypadkach bywa… jest bajką w dosłownym tego słowa znaczenia. Jordan bowiem zakończył karierę… jedenaście miesięcy wcześniej. Tego dnia na pozycji rzucającego obrońcy występował Juan Dixon. Gilbert Arenas - który tego dnia zdobył 28 punktów - wyglądał momentami jak MJ z najlepszych lat, więc może dlatego Czarek pomylił go ze swoim idolem?

No cóż, żarty na bok. Prawda jest taka, że tylko on był bardzo, a to bardzo blisko wejścia na ten sam parkiet, co Jordan. W sezonie 2002/03, czyli debiutanckim w wykonaniu Trybańskiego, a drugim (i ostatnim) najwybitniejszego koszykarza wszech czasów w klubie z Waszyngtonu, oba zespoły zmierzyły się ze sobą dwukrotnie. Czarek rozegrał łącznie 15 meczów w koszulce Grizzlies. 22 listopada 2002 roku wystąpił przez 2 minut i 28 sekund przeciwko mocnej drużynie San Antonio Spurs, notując nawet jeden blok. 24 godziny później Grizzlies grali przeciwko ekipie Jordana i niespodziewanie zwyciężyli 85-74, ale Polak niestety nie dostał szansy. Podobnie było 18 grudnia. Na pewno miał jednak najlepsze siedzenia w hali - przy samym parkiecie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W jego sercu na zawsze pozostaje Los Angeles i drużyna Jeziorowców. Marcin Harasimowicz przesyła korespondencję z USA, gdzie opisuje najważniejsze wydarzenia ze świata NBA.