Thiago Alcantara był jednym z najlepszych piłkarzy Bayernu Monachium w finale Ligi Mistrzów. Wiele wskazuje na to, że ten niedoceniany artysta pożegnał się tym występem z bawarskim klubem.
Gdziekolwiek się nie obejrzymy, po zwycięstwie z PSG na Thiago Alcantarę spływa fala pochwał. Nic dziwnego. Pomocnik Bayernu ma za sobą znakomity występ. Taki, na jaki czekał w tym klubie praktycznie od pierwszego dnia. W swoim stylu regulował tempo akcji swojej drużyny, kontrolował grę w środku pola i pomagał Bawarczykom przeważać przez znaczną część spotkania.
Thiago zakończył mecz z PSG z 95 kontaktami z piłką (tylko Joshua Kimmich miał ich więcej), podawał celnie 85 razy (najlepszy wynik), wykreował dwie sytuacje (znów najwięcej) i napędzał pressing Bayernu. Świetnie współpracował z Leonem Goretzką. Byli jak dwa tłoki znakomicie funkcjonującej maszyny. Rywale nie mieli do nich podejścia. Obaj mieli najwyższą liczbą odbiorów i zaryglowali środkową strefę przed szybkimi atakami. Jednocześnie Thiago był na boisku przedłużeniem trenera i gdy opuścił je w 86. minucie, jeszcze z trybun żył wydarzeniami, dyrygował, pokrzykiwał i przesuwał kolegów. Lider, co się zowie.
ARTYSTA NIEDOCENIANY
Wystarczy spojrzeć na pomeczowe noty w niemieckich - czy właściwie jakichkolwiek - mediach, a znajdziemy Thiago w trójce najbardziej chwalonych piłkarzy Bayernu. Sam pewnie myśli: "no, w końcu". Dla 29-latka to niecodzienne położenie.
Dzisiejszy futbol mocniej niż kiedykolwiek ocenia wszystko na podstawie liczb. Te najbardziej widoczne - gole i asysty - nigdy nie były najsilniejszą stroną wychowanka Barcelony. Tylko raz zdobył w sezonie ligowym więcej niż trzy bramki. Nie zbiera też wielu asyst. To efekt ustawienia na boisku, nieco głębszego niż rozumiany w dawny sposób rozgrywający. Odpowiada raczej za przedostanie, a nie ostatnie podanie. Czasami nawet za przed-przedostatnie.
Cała magia Thiago zamyka się w tych drobnych momentach, kiedy potrafi minąć rywala i zrobić przewagę w środku pola. Eleganckich podaniach, dryblingach i przyjęciach, którymi gubi przeciwnika w mgnieniu oka. W skrótach tego nie zobaczycie, ale wystarczy przyjrzeć mu się bliżej na przestrzeni całego spotkania, by dojść do wniosku, że ten facet ma niebywałą piłkarską jakość.
Im więcej poczyta się opinii fachowców, tym więcej znajdziemy pozytywnych opinii na temat Alcantary. Dla trenerów, którzy chcą, by ich zespół dominował i wszelkiej maści analityków, taki piłkarz to skarb. Można odnieść wrażenie, że im lepiej ktoś się zna na piłce, tym bardziej docenia pomocnika Bayernu.
W mainstreamie mało być jednak takich opinii. Nawet przed finałem, kiedy "BILD" porównywał jedenastki Bayernu i PSG, Thiago był obok Ivana Perisicia jednym z tych piłkarzy mistrzów Niemiec, którzy przegrali w zestawieniu ze swoim vis-a-vis z ekipy paryżan. Jak widać, można mieć piłkarza tej klasy pod nosem przez siedem sezonów, a i tak nie jej dostrzec.
O Thiago panowała opinia, że w dużych meczach znika. Jakby światła na wielkiej scenie świeciły zbyt jasno i stres gry przed dużą widownią pętał mu nogi. Podbijał ją nawet Lothar Matthäus, który stwierdził, że wychowanek Barcelony jeszcze nigdy nie zrobił różnicy w ważnym spotkaniu. Nie była to opinia do końca prawdziwa, ale na tyle mocno przylgnęła do Thiago, że potrzebny był mu przełomowy występ w spotkaniu o najwyższą stawkę, by z nią zerwać. Taki, jak w finale przeciwko PSG.
W KOŃCU SPEŁNIONY
Dla reprezentanta Hiszpanii triumf w Lidze Mistrzów to rodzaj spełnienia. On już w tych rozgrywkach zwyciężał, ale w 2011 roku jako piłkarz Barcelony był zmiennikiem Andresa Iniesty i Xaviego. Miał 20 lat i czekał na swoją kolej. Rozumiał, że dwóch takich symboli nie wyrzuca się ze składu ot tak. W tamtej edycji Champions League wystąpił tylko przez 90 minut i częściej grał w rezerwach Blaugrany niż w pierwszym zespole. W kolejnych latach szans dostawał już więcej, ale wciąż raczej z ławki. W końcu postanowił, że taki stan rzeczy tylko wstrzymuje jego rozwój. Postanowił odejść do Bayernu, wówczas świeżo upieczonego zdobywcy Ligi Mistrzów. Jego licznik w Barcelonie zatrzymał się dokładnie na 100 występach.
W Monachium wyrósł na jednego z najlepszych pomocników w Bundeslidze, ale pozostawał niedoceniany. Podobnie jak Robertowi Lewandowskiemu brakowało mu wejścia na szczyt gdzieś poza Niemcami. Dominację Bayernu przyjmuje się tam za pewnik. Siedem mistrzostw kraju w siedem lat nie robiło na nikim wrażenia, nawet jeśli Thiago odgrywał w drużynie znaczącą rolę. Potrzebny był triumf w Lidze Mistrzów, by spełnić wszystkie oczekiwania.

Z PSG cały świat mógł zobaczyć, w czym tkwi sekret Thiago. Przez wychowanie w La Masii i naukę za plecami Iniesty i Xaviego zawsze był do nich porównywany, ale brakowało mu jednego z takich wieczorów, jakie przeżyli dwaj legendarni koledzy. Ten nadszedł dopiero 23 sierpnia. Jeśli po spotkaniu z paryżanami ktoś nadal zamierza nie doceniać Thiago, to zwyczajnie nie potrafi oglądać piłki.
Docenienie przyszło w ostatniej chwili, ale lepiej późno niż wcale. Wszystko wskazuje bowiem na to, że był to dla reprezentanta Hiszpanii ostatni występ w barwach Bayernu.
GODNE POŻEGNANIE
Na odejście Alcantary zanosi się już od wiosny. Jeszcze kilka miesięcy temu znakomicie poinformowany w sprawach bawarskiego klubu Christian Falk twierdził, że piłarz podpisze nową umowę. Obecna wygasa za rok. Minęło jednak kilka tygodni, a wersja się zmieniła - 29-latek chce odejść i jeśli mistrzowie Niemiec nie chcą go stracić za darmo w 2021 roku, powinni sprzedać go teraz.
Po znakomitym występie z PSG i zdobyciu pucharu, nie dało się uniknąć tego tematu. Na konferencji prasowej Hansi Flick usłyszał pytanie o przyszłość pomocnika, którego sam nazywał "stabilizatorem drużyny". Trener Bayernu tryskał humorem po triumfu, dlatego pozwolił sobie nawet na żart. - Thiago? Powiedział mi że zostaje - powiedział z poważną miną. Minęło kilka sekund i wybuchł jednak śmiechem. - Szkoda, że nie widziałeś swojej twarzy - odpowiedział dziennikarzowi. - Nikt nie wie, co go czeka. Nawet on sam. Będziemy musieli poczekać i zobaczymy, co się wydarzy.
Nie jest żadną tajemnicą, że najmocniej zabiega o niego Liverpool. Jürgen Klopp zaciera ręce na myśl o tym, by do linii pomocy, która słynie z waleczności, wybiegania i znakomitej dołożyć tak eleganckiego, znakomicie wyszkolonego technicznie zawodnika. Thiago z miejsca mógłby liczyć w ekipie mistrza Anglii na pierwszy skład, bo ósemki o tej charakterystyce, tak dobrze rozgrywającej akcje z linii środkowej zwyczajnie tam nie ma. Kibice Bayernu będą za nim tęsknić.
Kwestią pozostaje kwota transferu. Bayern chce 30 milionów euro, Liverpool rzekomo oferował połowę mniej. Każdy zawsze próbuje na rynku utargować coś dla siebie, ale nawet cena, jaką wołają Bawarczycy wydaje się promocyjna. Pomocników klasy Thiago nie ma na świecie wielu. Dobrze byłoby, gdyby dzięki występowi z PSG przekonało się o tym więcej ludzi.
