To już koniec Instagrama? Możliwe. Ale to też koniec social mediów, jakie znamy

Zobacz również:Miejsce sztuki w cyfrowym świecie? Kilka nietypowych przykładów
IG upada
materiały newonce

Zamiast zdjęć ludzi, których obserwujesz – randomowe Reelsy od obcych, reklamy i posty z hashtagów. Czy to nie brzmi jak zachęta? Ehe. Co najwyżej do tego, żeby opuścić Instagram.

A przecież platforma stała się tak popularna, bo była odtrutką od sieciowej reklamozy. Wszystko, co dzieje się u twoich znajomych, ulubionych influencerów czy marek, bez zbędnych dodatków. Jak chcesz pokazać coś na szybko – stories. Jeśli to coś ma zostać na dłużej – fotka w feedzie. A komu to potrzebne, a dlaczego – pomyślał Adam Mosseri, CEO Instagrama. I w myśl zasady lepsze jest wrogiem dobrego wraz ze swoim zespołem zepsuł serwis. Jednocześnie sprawiając, że social media pozbywają się resztek tego, co przyciągnęło do nich miliardy ludzi.

Mmm, sojowe latte

Oczywiście Instagram wprowadzał już zmiany, ale nie aż tak ingerujące w to, czym z założenia jest. Punktem zwrotnym w działalności platformy był rok 2016, kiedy algorytm zaczął porządkować to, co pojawiało się w waszych feedach, a przy okazji doszła opcja wrzucania stories; Instagram podebrał ten pomysł mocnemu wówczas Snapchatowi. Chodziło zarówno o zabranie rywalowi oręża w walce o użytkowników, unowocześnienie serwisu, jak i odpowiedź na zarzuty o glamouryzację treści. Pamiętajcie – to było sześć lat temu. 2016 był epicentrum wrzucania maksymalnie przefiltrowanych, wymuskanych fotek naszych idealnych żyć, feed uginał się od zdjęć sojowego latte i efektownych zachodów słońca jak w Los Angeles, nawet jeśli w rzeczywistości chodziło o słońce zachodzące nad Bielanami.

Później Instagramem zaczęły rządzić algorytmy, pojawiło się IGTV, Reelsy, a zasięgi spadały. Ludzie zaczęli czuć się sfrustrowani tym, że followersów przybywa, a reakcji na treści ubywa – nie dlatego, że ktoś ich nie lubił, po prostu część osób nie widziała tych postów. Zwykli użytkownicy jeszcze to jakoś przeboleli, ale poważne obiekcje do działalności Instagrama zaczęli zgłaszać ludzie, którzy budowali tam swoje biznesy. Stąd protest Kim Kardashian i Kylie Jenner, prawdopodobnie największych beneficjentek popularności Instagrama. I jedna, i druga opublikowały niedawno grafikę, która stała się viralem:

_126050832_myproject-1.png.jpeg

Zależy nam na zdjęciach, ale w sumie to nie zależy nam na zdjęciach

No właśnie – na ten moment Instagra po zmianach wygląda jak wannabe TikTok. Zamiast postów od znajomych, w feedzie wyświetlają się reklamy wideo, sugerowane Reelsy od ludzi, których się nie zna, propozycje osób do obserwowania... Włodarze Instagrama kwitują zmiany tym, że od teraz serwis stanie się przestrzenią przyjaźniejszą do odkrywania nowych rzeczy, ale umówmy się, jakoś przedtem nikt nie miał z tym odkrywaniem problemu, o czym świadczą miliony instagramowych karier. Głos zabrał też CEO Adam Mosseri. Jego wystąpienie można opisać tak: rozumiemy wasze obiekcje, na razie testujemy nowy układ Instagrama, zdjęcia dalej będą bardzo ważne, ale generalnie to idziemy w wideo.

A przecież z założenia był żywym albumem fotograficznym, dzięki któremu jesteśmy na bieżąco zarówno z tym, co dzieje się u naszych bliskich znajomych, jak i tych trochę dalszych. Albo ludzi, których nie znamy, ale z jakiegoś powodu są dla nas interesujący. Tymczasem kolejne zmiany, korzystne dla zalecanych przez algorytm postów, sprawiają, że ta idea jest systematycznie wymazywana gumką myszką.

W 1996 roku Bill Gates opublikował esej Content is King, którego tytuł jest do dziś masowo wykorzystywany w pisaniu o sieciowym marketingu. Wiele jednak wskazuje na to, że najwyższy czas, by zmienić go na Video is King. Dominacja treści wideo nad tekstem, grafikami czy zdjęciami jest coraz większa, a globalna popularność TikToka tylko jej sprzyja. Problem w tym, że ludzie przyszli na Instagram nie dla wideo, a zdjęć, na przykład zdjęć słodkich kotków. I jak ktoś im zabiera dostęp do tych kotków, to pójdą dla nich gdzie indziej. Czy to jest ten czas i to miejsce dla francuskiej platformy BeReal? Serwis nazywany jest następcą Instagrama i – jak sama nazwa wskazuje – ma stawiać na autentyczność; można publikować tylko fotki robione jednocześnie przednią i tylnią kamerą, nie ma opcji na edytowanie zdjęć, nie ma też żadnych filtrów. Na razie popularność BeReal jest zbyt mała, by można mówić o poważnym konkurencie dla Instagrama, ale on też przecież zaczynał od zera.

Żegnaj, zaciszny kąciku

Zmiany w social mediach dzieją się na naszych oczach. Przez ponad dekadę, zaczynając od MySpace'a, przez Facebooka (w Polsce, dodatkowo, Naszą Klasę i Grono), na Instagramie kończąc, serwisy społecznościowe pełniły funkcję przytulnego, naszego zakątka internetu. To my decydujemy w nim, kogo chcemy oglądać. Dziś padają ostatnie bastiony starych social mediów, a ich miejsce zajmuje TikTok, nastawiony nie tyle na socjalizację, ile rozrywkę. I, rzecz jasna, sterowany przez algorytmy. Można w nim stać się gwiazdą przez jeden wieczór, w końcu wszyscy znamy te historie o jednym filmiku, który przypadkowo stał się viralem i napędził jego autorowi czy autorce milionów wyświetleń. Natomiast raczej nie o to chodziło w mediach społecznościowych. Oczywiście zanim odkryto, że można na nich zarobić kosmiczne pieniądze. Autentycznie – jakbyście powiedzieli, że zatęsknimy za nudnymi zdjęciami śniadań, wrzucanych przez jesieniarskich znajomych w niedzielny poranek, nie uwierzylibyśmy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.