Zupełnie nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś po pierwszym odsłuchu postawił tezę, że zdecydowanie za mało tu UNDY, bo proporcje między Knapem i nią zostały dramatycznie zachwiane na korzyść tego pierwszego. Ba, po premierowej wrzucie na słuchawki pomyślałem właśnie w ten sposób, ale przecież nieszablonowość i element zaskoczenia są największymi atutami tego kolektywu. Nigdy do końca nie wiadomo, w jakim składzie osobowym wyjdzie następny track i jak dużo miejsca otrzyma każdy nawijacz czy nawijaczka, więc czemu miałoby dziwić, że w tym przedsięwzięciu jest sto procent undasoundu, a niezbyt dużo undawersów? No właśnie. Każdy miał do spełnienia jakieś zadanie i dzięki temu, że nikt nie wybrzydzał, wszystko się ładnie spięło.
Ta wcześniejsza procentowa stówa zasługuje zresztą na osobną pochwałę, bo rzadko zdarza się, by produkcja na było, nie było letniaku tak bardzo przełamywała schematy. Pers i Nikaragua Guacamole nie zrobili w końcu jeszcze jednej płyty, która wali człowiekowi słońcem po oczach. Klimat tworzy tu dobrze zarysowany bas, do którego dorzucono garść sampli, garstkę trzasków i garsteczkę przeszkadzajek. Żadna tam upalna kraina łagodności, raczej nowe idzie od morza wraz z bryzą – na czele z Trochę sosu, instrumentalem najlepiej ilustrującym istotę miejsca, w którym fale masz na wyciągnięcie dłoni. Pomorski balsam dla duszy, który koi, a nie klepie, więc można go spożywać bez ograniczeń.