To są 3 powody, dla których powinniście posłuchać EP-ki projektu UNDAKNAP

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
undaknap.jpg

Trójmiejskie lato, bejłoczowy styl i oto mamy krótki materiał, który będzie grać u nas nie tylko wtedy, gdy żar leje się z nieba. Jeśli jeszcze nie wiecie, czemu DAMARADE jest rzeczą nie do przegapienia, to spokojnie – za moment wszystko stanie się jasne.

Leak czy nie leak? Trudno powiedzieć. Grunt, że wspólne wydawnictwo Kuby Knapa i kolektywu UNDADASEA wypłynęło do sieci, robiąc zresztą całkiem niezłe zamieszanie, po czym zniknęło, bo twórcy chcieli je nieco dopracować. Z tym tekstem postanowiliśmy zatem poczekać do ostatecznych oficjalek – a że wczoraj, 27 lipca, zamknięto sprzedaż fizyków, przyszedł najlepszy moment na parę słów o krążku, który wrzeszczy na pełen regulator: odzyskamy hip-hop.

1
Rap w jeden weekend wcale nie musi być zły

Spontaniczne projekty nie zawsze wychodzą ich twórcom artystycznie na dobre. Mówiąc wprost: czasem, gdy już dojdzie do publikacji, można odnieść wrażenie, że zostały zrobione na odpierdol, bardziej z niepohamowanej potrzeby chwili niż rzetelnego pomyślunku. Po premierze zaczynają więc funkcjonować na zasadzie mniej lub bardziej sympatycznej ciekawostki, którą część odbiorców broni na zasadzie: hej, jednak jakoś się im udało, więc nie ma co narzekać.

Z doraźnym collabem UNDY z Knapem nie ma tego problemu – choć został skręcony na szybkości i liczy sobie ledwie trzydzieści minut z hakiem, brzmi tak, jakby przegryzał się w głowach autorów długo, a nagrywka była po prostu technicznym, planowym domknięciem wydawki. Co ważne, już na pierwszy rzut ucha słychać, że pomysł wziął się z rapowej i światopoglądowej chemii, a nie tylko wyjątkowo miłego czasu spędzonego nad morzem. Opcja towarzyska idzie tu w parze z muzyczną, więc można tylko pogratulować dogrania terminów i przy nawijaniu, i przy relaksie.

2
Bądźcie spokojni, Knap nie wychodzi z formy

Jeszcze parę lat wstecz Kuba Knap był tym kolesiem, który przy odrobinie wysiłku mógł zostać motorem napędowym Alkopoligamii na dekadę wprzód. Tak się nie stało, choć bez wątpienia i tak poradził sobie na rynku najlepiej ze wszystkich młodych gniewnych z większego zaciągu warszawskiej wytwórni. Z perspektywy czasu zaskakujący transfer do Hemp Records należy oceniać jako egzotyczny i niezrozumiały, ale nie ma tego złego – ten rok jest jego.

Kapitalna dyspozycja na Wpierpolu i WCK znalazła swoją kontynuację w dopełniającym tę zajawkową trójeczkę projekcie z UNDADASEĄ. Nie od dziś wiadomo, że Knapini najlepiej czuje się w sytuacji, w której nikt nie kalkuluje mu zysków i strat w Excelu, ale DAMARADE to esencja czysta hip-hopu spod szyldu po pierwsze satysfakcja, po setne dla kapusty. Pierwsze dwie linie z Mamo5minut (Pokolenie najmu sypia na cudzych kanapach / A niektórzy wolą kredyt mieć i loft na Kabatach) są łajzlajfowym strzałem w pysk, a takich wersów, szczególnie hołubiących luz w głowie i na barkach, jest tu dużo więcej. Dodajmy do tego miniaturowe wspominki jak chociażby te z Nie lubię się bić i wyjdzie nam nie bałtycki humbak, a prawdziwy – choć rozleniwiony – żarłacz biały.

3
Kolektyw nadal silny, nawet z podziałem ról

Zupełnie nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś po pierwszym odsłuchu postawił tezę, że zdecydowanie za mało tu UNDY, bo proporcje między Knapem i nią zostały dramatycznie zachwiane na korzyść tego pierwszego. Ba, po premierowej wrzucie na słuchawki pomyślałem właśnie w ten sposób, ale przecież nieszablonowość i element zaskoczenia są największymi atutami tego kolektywu. Nigdy do końca nie wiadomo, w jakim składzie osobowym wyjdzie następny track i jak dużo miejsca otrzyma każdy nawijacz czy nawijaczka, więc czemu miałoby dziwić, że w tym przedsięwzięciu jest sto procent undasoundu, a niezbyt dużo undawersów? No właśnie. Każdy miał do spełnienia jakieś zadanie i dzięki temu, że nikt nie wybrzydzał, wszystko się ładnie spięło.

Ta wcześniejsza procentowa stówa zasługuje zresztą na osobną pochwałę, bo rzadko zdarza się, by produkcja na było, nie było letniaku tak bardzo przełamywała schematy. Pers i Nikaragua Guacamole nie zrobili w końcu jeszcze jednej płyty, która wali człowiekowi słońcem po oczach. Klimat tworzy tu dobrze zarysowany bas, do którego dorzucono garść sampli, garstkę trzasków i garsteczkę przeszkadzajek. Żadna tam upalna kraina łagodności, raczej nowe idzie od morza wraz z bryzą – na czele z Trochę sosu, instrumentalem najlepiej ilustrującym istotę miejsca, w którym fale masz na wyciągnięcie dłoni. Pomorski balsam dla duszy, który koi, a nie klepie, więc można go spożywać bez ograniczeń.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze przede wszystkim o muzyce - tej lokalnej i zagranicznej.