„To jedyna rzecz w Ameryce, która wciąż działa”. Tom Brady coraz bardziej umacnia legendarny status

Zobacz również:Gdy legenda szokuje cały świat sportu. Co jeszcze chce udowodnić Tom Brady?
Tom Brady
Fot. Dylan Buell/Getty Images

Śmierć, podatki i Tom Brady w Super Bowl – tę wersję znanego wszystkim cytatu możemy ujrzeć w ostatnich tygodniach w Stanach Zjednoczonych. Powodem popularności tej parafrazy jest fakt, że 43-latek wystąpi w najważniejszym sportowym wydarzeniu Ameryki już po raz dziesiąty, jednak pierwszy w barwach innej drużyny niż New England Patriots, co dla jego sportowego dziedzictwa jest niezwykle istotną informacją.

Tom Brady szokuje świat futbolu amerykańskiego przez całą swoją 20-letnią karierę w NFL. Od wygryzienia gwiazdy Patriots, Drew Bledsoe, będąc wyborem z zaledwie szóstej rundy draftu, przez trzy wygrane mistrzostwa w pierwsze cztery lata, rozwój w elitarnego rozgrywającego i drugą młodość, w której wygrał trzy kolejne mistrzostwa – rozgrywający był na ustach wszystkich futbolowych kibiców. Pomimo tego być może największą niespodzianką, jaką sprawił, było odejście z historycznej dynastii przed sezonem.

PIRAT

Im bliżej końca kontraktu z Patriots, tym więcej było przesłanek, że Brady’ego w barwach ekipy z Nowej Anglii już nie zobaczymy. Potem okazało się, że Brady był dawno zdecydowany na odejście, jednak wówczas wiedział to tylko on sam. Mimo to wiele osób – głównie fani Patriots – wypierali tę informację jak tylko mogli. W końcu jak to możliwe, że ich człowiek, ich żyjąca legenda nie zakończy kariery w ich barwach? Zmiana klubu w wieku ponad 40 lat? Przecież to niemożliwe. Nagle jednak gruchnęła wieść o tym, że rozgrywający podpisał kontrakt z Tampa Bay Buccaneers, czyli z drużyną, która raczej nie była w kręgu zainteresowań najlepszych zawodników ligi, bowiem niewiele znaczyła w lidze przez ostatnie kilkanaście lat.

Brady jednak miał coś do udowodnienia i wiedział, po co tam idzie. Dla większości fanów i ekspertów jego status najlepszego gracza w historii NFL był już niepodważalny, jednak ta mała część miała zawsze tylko jeden argument – Brady jest produktem systemu. Ma statystyki, ma zwycięstwa, jest bardzo dobrym rozgrywającym, ale ma też najlepszego w historii trenera, Billa Belichicka, co na pewno mu pomogło, a dla wielu było wręcz kluczowe. Ostatni sezon w barwach Patriots miał nie najlepszy, co dla wielu oznaczało „spadnięcie z klifu” – czyli oczywisty regres związany z bardzo zaawansowanym sportowo wiekiem zawodnika.

Brady miał jednak inne zdanie. Wiedział, że ten słaby sezon to tylko częściowo jego wina. Patriots bowiem nie mieli zbyt mocnego składu, szczególnie w ataku. W dodatku kluczowym zawodnikom dokuczały kontuzje – momentami faktycznie wyglądało to tak, jakby rozgrywający zaliczył spodziewany przez wielu zjazd formy, choć momentami po prostu nie bardzo miał z kim grać. Nawet młodszy o kilka lub kilkanaście lat Brady miałby z takim atakiem problemy, a co dopiero Brady 42-letni. Nie wyglądało też, by miało się to zmienić. Wybór Bucs był w tej sytuacji mądrym ruchem. Dla niektórych kibiców, szczególnie tych śledzących NFL nieco mniej dokładnie, była to niespodzianka. Bucs? Ta absolutnie przeciętna drużyna?

STARY CZŁOWIEK I… MOŻE

Brady dobrze jednak wiedział, że w Buccaneers będzie miał znacznie lepszych kolegów. Ekipa z Florydy miała chociażby solidną linię ofensywną, szybko rozwijającą się obronę, a przede wszystkim było do kogo rzucać. Mike Evans i Chris Godwin to jeden z najlepszych duetów skrzydłowych w lidze, do którego doszli chociażby Antonio Brown czy wyciągnięty przez Brady’ego z emerytury Rob Gronkowski. Z taką ekipą w Patriots Brady miałby niemal zapewniony wjazd do ostatnich rund play-offów. Był już jednak na Florydzie, nie w Massachusetts. Bez Belichicka, bez systemu, który przez 20 lat poznał na pamięć i ze skróconymi przez pandemię przygotowaniami.

Z meczu na mecz wyglądało to jednak coraz lepiej i Bucs, zgodnie z oczekiwaniami, do playoffów weszli. Tu jednak nikt nie dawał im większych szans na cokolwiek więcej niż przejście jednej rundy, bo potem New Orleans Saints z Drew Breesem i Green Bay Packers, na wyjeździe, w „Mroźnej Tundrze”, jak nazywają swój dom fani drużyny, wydawali się być nie do pokonania dla pirackiej załogi kapitana Brady’ego. Fani NFL latami czekali na jego pojedynek z Breesem lub Aaronem Rodgersem w play-offach. Grał jednak w innej konferencji, więc jedyna możliwość tego typu spotkania miała miejsce w finale. Mimo tego że Brady był jego stałym bywalcem, nigdy wcześniej do tego nie doszło.

Tymczasem pojawiła się okazja na idealny hattrick. Najpierw zakończenie kariery Breesa, potem zwycięski pojedynek z jednym z największych talentów w historii – Rodgersem, a na koniec Super Bowl przeciwko Patrickowi Mahomesowi, zawodnikowi, którego potencjał i przyszłość jest wręcz nieograniczona. Legenda ligi kontra jej największa gwiazda i również przyszła legenda. Scenariusze (i pieniądze) na ten pojedynek sypią się jak z rękawa. NFL nie mogło prosić o większą medialną rywalizację. Dwa z trzech kroków hattricka Brady’ego zostały już zrobione i aż nie chce się myśleć, co działoby się, gdyby udało się dokonać trzeciego.

G.O.A.T

Niezależnie od tego, czy skończy się to mistrzowskim pierścieniem, czy nie, to Super Bowl może być paradoksalnie największym stemplem na legendarnej karierze Brady’ego. Swoim przeciwnikom wytrącił z rąk najpoważniejszy (jedyny?) argument, jaki mieli przeciwko niemu – że nie potrafiłby wygrywać poza Patriots. Tymczasem wygrywa i potrafi grać równie dobrze, nawet nie mając z boku Belichicka. Czy to oznacza, że to Brady jest odpowiedzialny za wszystkie sukcesy Patriots? Nie, ale udowodnił, że nie jest łatwym do zastąpienia wytworem „belichickowego” systemu. Czterdzieści rzuconych przyłożeń (drugi najlepszy pod tym względem sezon w karierze) i ponad 4600 jardów (nr 5 na karierowej liście) plus występy w play-offach jak z najlepszych czasów mówią bowiem zgoła co innego. Dojście do dziesiątego Super Bowl nie będzie może jego największym sukcesem (szczególnie, jeśli Bucs go nie wygrają), ale ma kluczowe znaczenie pod innym względem – znacznie bardziej legitymizuje wszystkie pozostałe osiągnięcia Brady’ego, których ilość jest niezliczona.

Sam fakt dojścia do dziesiątego Super Bowl jest czymś niewyobrażalnym. NFL jest pod tym względem niezwykle trudną ligą, ponieważ w play-offach rozgrywa się zaledwie jeden mecz, a nie całą serię, co sprzyja wielu niespodziankom. Znacznie trudniej o regularność, o czym świadczy chociażby fakt, że na 32 drużyny w całej lidze 10 występów w najważniejszym meczu sezonu ma… jedna z nich, i są to Patriots, których do dziewięciu (z jedenastu) poprowadził Brady. Jeśli Buccaneers wygrają pierścień, Brady samodzielnie będzie miał ich więcej niż… wszystkie drużyny, bo wśród nich liderują Patriots i Pittsburgh Steelers z sześcioma. Dziesiąty finał Brady’ego daje mu dwa razy więcej występów w Super Bowl od Johna Elwaya, drugiego najlepszego rozgrywającego na tej liście. Ex-aequo na drugim miejscu z Elwayem jest… Brady, jeśli liczyć tylko jego występy po 37. roku życia, kiedy większość jego rywali siedzi już w kapciach przed telewizorem. Może też zostać drugim po Peytonie Manningu, swoim wielkim rywalu, a dziś przyjacielu po zakończeniu kariery, QB, jaki zdobył mistrzostwa NFL z dwoma różnymi drużynami.

Legendarny już rozgrywający ma oczywiście wszystkie możliwe play-offowe rekordy. W klasyfikacjach sezonu regularnego też ma ich sporo, chociażby najwięcej rzuconych przyłożeń w historii, a za moment pewnie pobije też ilość jardów Drew Breesa. O liczbie zwycięstw nawet nie trzeba mówić. 20 lat świetności i żyjącej legendy, która nawet po czterdziestce umacnia swoją pozycję w oczach fanów i wpłynęła na kibicowskie życie kilku już pokoleń.

Żeby nie być gołosłownym – pierwsze zwycięstwo Brady’ego w Super Bowl miało miejsce kiedy:

- LeBron James był wciąż jedynie licealistą z dużymi nadziejami i marzeniami;

- trener główny Los Angeles Rams, Sean McVay, ledwie skończył 16 lat;

- reprezentacja Polski w piłce nożnej przygotowywała się do podboju Korei i Japonii;

- Adam Małysz jechał na igrzyska do Salt Lake City;

- Słynna Nokia 3310 (tak, ta niezniszczalna) była szczytem techniki;

- Stany Zjednoczone były zaledwie kilka miesięcy po zamachach na World Trade Center;

- autor tego artykułu miał 4 lata;

JEDYNA DZIAŁAJĄCA RZECZ W AMERYCE

Brady na zwycięskim szlaku stał się tak regularnym wydarzeniem w życiu Stanów Zjednoczonych, że Saturday Night Live postanowiło sobie z tego zażartować twierdząc, że to jedyna rzecz wśród Amerykanów, która wciąż działa. W odróżnieniu od rządu, mediów społecznościowych (których zresztą również nie było, gdy Brady wygrywał pierwszy pierścień) czy medycyny.

Czasy się zmieniają, a Brady dalej jest… może nie w komisjach, ale w Super Bowl na pewno. W dodatku od kilku lat mówił, że zamierza grać do 45. roku życia. Teraz, w wieku 43 lat, na konferencji przed Super Bowl stwierdza, że w sumie mógłby rozważyć granie jeszcze dłużej. Widok Brady'ego w finale wielu fanom NFL się przejadł, ale jemu nadal jest mało. Lata lecą, liga się zmienia, kolejni rywale rzucają mu wyzwania, zresztą on sam zmienia otoczenie, by znaleźć sobie nowe bodźce i coś komuś udowodnić, a to tylko pokazuje, że ten facet nigdzie się nie wybiera.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.