Jak wyglądało podium w ubiegłym roku? Biały Lotos na trzecim, drugie miejsce – Miasto jest nasze i The Rehearsal z numerem jeden. Ale to już historia. Tymczasem – choć nie wypada powtarzać wyświechtanego sloganu – serialowo wspaniały był 2023 rok i wielu produkcji nie zapomnimy nigdy. Ten ranking świadczy o tym najlepiej.
Z obecnej perspektywy absurdem wydaje się, że przed erą Twin Peaks serial stanowił rozrywkę drugiej czy nawet trzeciej kategorii w stosunku do pełnego metrażu. Miało to jednak miejsce na długo zanim złota era telewizji przeszła w złotą erę streamingu. Tegoroczne zestawienie układamy w takich okolicznościach, że kino trwa w postpandemicznej zapaści. Marvel się sypie; na pomoc trzeba wskrzeszać ojca chrzestnego bomby atomowej i ożywiać lalkę z polichlorku winylu. Serial natomiast doczekał się pierwszej premiery w Cannes (ale zostawmy tego nieszczęsnego Idola); widzowie mają syndrom odstawienia od Sukcesji, ale na pocieszenie dostają kolejne tytuły z potencjałem na kanon. Makao, po makale!
„Top Boy”
Gdy we wrześniu wychodził finałowy sezon, pisaliśmy, że to najbardziej kultowy serial spośród tych, których wiele osób w Polsce nie oglądało. Mamy nadzieję, że przez ten czas się to zmieniło, bo naprawdę ze świecą szukać na Netfliksie czegoś równie autentycznego i kulturowo ważnego. Pod przykrywką zwykłej gangsterskiej historii, twórcy Top Boya opowiedzieli o problemach brytyjskiego społeczeństwa. Wychodząc poza rasowe stereotypy, nakreślili wciągającą fabułę z trudnymi do jednoznacznej oceny bohaterami, których w jednym odcinku kochamy, a w drugim nienawidzimy. Jego ostatnia część sprawnie kończy często trwające od 12 lat wątki, ponownie poruszając trudne tematy – w tym przypadku migrację i radykalizujących się wobec niej polityków. Mówiąc o Top Boyu, nie sposób pominąć elementy rapowe. W piątym sezonie występują oczywiście Kano i Little Simz, a w soundtracku znalazły się utwory od Centrala Cee, Dave’a czy M Huncho. Jj Święcicki
„Beckham”
W jednej scenie rozgrywa najważniejszy mecz w karierze, w drugiej – pokazuje własny ul i opowiada o sprzątaniu w kuchni. Jeśli ten dokument miał być PR-ową zagrywką rodzinny Beckhamów, to wyszło idealnie. Bo na ekranie widzimy przede wszystkim Davida-człowieka, a nie celebrytę czy piłkarza. Serial odkrywa przed nami kulisy związku z Victorią, słynnego mundialu w 1998 roku czy transferu do Realu Madryt. A połączenie niepublikowanych wcześniej archiwalnych nagrań, wspomnień Davida i rozmów z jego najbliższymi tworzy dynamiczną narrację, którą – jak pisaliśmy w recenzji – trudno się znudzić, nawet jeśli ktoś nie lubi piłki nożnej. Jj Święcicki
„Swarm”
Zabójstwo. Seks. Muzyka. To nie jest fikcja. Niewykluczone, że to najogólniejsze streszczenie, jakie kiedykolwiek zostało napisane, niemniej Amazon Prime promuje nim serial Donalda Glovera i Janine Nabers. Żeby nieco rozwinąć temat, należy powiedzieć, że tuż po zakończeniu czwartego (i finałowego) sezonu Atlanty, Childish Gambino nie osiadł na laurach. Przeciwnie, celuje w kolejne – jak pisał u nas Lech Podhalicz – wyjątkowe projekty na tle generycznej streamingowej papki. Idąc dalej tropem tego tekstu, „Swarm” to krwawa satyra na temat fanowstwa […] tarantinowska przeginka; karykaturalna przemoc w stylu braci Coen; pozorowany true crime; nawet horrorowy wajb w stylu Jordana Peela. Od siebie dorzucę tyle, że duet Glover-Nabers brawurowo poszerza to, co kryje się pod pojęciem afrosurrealizmu; posługuje się absurdem, identyfikując go jednocześnie jako oficjalny język do opisania rasowych i klasowych napięć, z jakimi zmagają się Afroamerykanie. Mateusz Demski
„I'm a Virgo”
Mamy rok seriali dziwacznych – pisała krytyczka Klara Cykorz w kontekście Jestem panną i z pewnością Boots Riley dzierży w tej kategorii palmę pierwszeństwa. Jeśli wspomniany tu już Donald Glover na kolebkę czarnej Ameryki namaścił Atlantę (miejsce urodzenia Martina Luthera Kinga i miejsce akcji jednego z emblematycznych esejów Jamesa Baldwina), Riley przenosi stolicę z Atlanty do Oakland. Zarówno jeden, jak i drugi wywodzą się z rapu. Kolejne podobieństwo jest takie, że obaj panowie do opisu mechanizmów dyskryminacji, nierówności i tego, jak to jest być w Ameryce czarnym, używają języka nonsensu i odrealnienia. Jestem panną opowiada o nastoletnim wielkoludzie, którego rodzice całe życie trzymali pod kluczem i który po raz pierwszy łapie kontakt ze światem na zewnątrz. Z każdym razem robi się coraz ciekawiej i coraz dziwniej: pojawiają się liliputy i komiksowy szwarccharakter, jeszcze dziwaczniej wypadają kreskówkowe wstawki wplecione w całość. Jedni piszą, że to składak z Jonathana Swifta, N.K. Jemisina i Ralpha Ellisonada. Zdaniem innych, wyszło tak, jakby Jean-Luc Godard grzebał w filmie Spike’a Lee napisanym przez Charliego Kaufmana. Mateusz Demski
„Absolutni debiutanci”
W tym absolutnie pięknym serialowym debiucie Niny Lewandowskiej i Kamili Tarabury wybrzmiewa tęsknota za klasyką romantycznego kina inicjacyjnego, od Przekleństw niewinności Sophii Coppoli po Marzycieli Bertolucciego. Wreszcie ktoś w Polsce napisał jedną z takich historii, jakich zazdrościliśmy światu, oglądając Sex Education czy Heartstopper. Mądrą, aktualną, wrażliwą na postulaty różnorodności i sprawiedliwej reprezentacji. Bo jest tu przecież i podmiotowo potraktowana neuroatypowa bohaterka, i opowieść o pożądaniu i pierwszych doświadczeniach seksualnych prowadzona z głębokim zrozumieniem dla idei pozytywnej seksualności. Młodość, miłość, dobro. Absolutni debiutanci to nie tylko serial znakomicie napisany, ale również świetnie zagrany przez trójkę młodych talentów: Martynę Byczkowską, Bartłomieja Deklewę i Jana Sałasińskiego. Angelika Kucińska
„Awantura”
Pięknie Netflix odbił piłeczkę zarzutów o koncertowe obniżenie jakości swoich seriali. Żeby nie było – zarzutów nie bez podstawy. Ale jak już się bronić, to tylko jakościówą pokroju Awantury. Ubogi pan złota rączka Danny i Amy, zajmująca się sztuką przedstawicielka wyższej klasy średniej. Spleceni w wieloodcinkowym tańcu wzajemnej nienawiści, za którym kryje się coś więcej. Kwestie tożsamościowe społeczności amerykańskich Azjatów. Frustracja ludzi, którzy ledwo wiążą koniec z końcem do pierwszego przy pełnej świadomości, że lepiej już było. Całość upstrzona milionem follow-upów do współczesnej kultury i tylko do teraz nie wiadomo, dlaczego soundtrack wygląda jak odnalezione po latach notowanie jakiejś listy przebojów z połowy lat 90. Aha, Awantura to pierwszy oryginalny serial od A24, którzy znowu wjechali w branżę jak dzik w żołędzie. To nie marka, to arka. Jacek Sobczyński
„Niebieskooki samuraj”
W zamierzchłej przeszłości wyglądało to podobno tak, że jak dzieciaki naoglądały się „Czterech pancernych i psa”, to latały potem z patykami udającymi broń, wcielając się w bohaterów. Do tego stopnia ten serial je ekscytował i oddziaływał na wyobraźnię. W kontekście „Niebieskookiego samuraja” istnieje realne zagrożenie, że dorośli będą biegać po osiedlach z białą bronią. Nic lepszego w tym momencie nie znajdziecie na Netfliksie – pisaliśmy w niedawnej recenzji. Ale Niebieskooki samuraj to nie tylko porywający wizualny spektakl inspirowany z jednej strony – sztuką Japonii, a z drugiej – sensacyjnymi blockbusterami. Nie tylko wspaniały taniec śmierci z poziomu Kill Billa. To przemawiająca do emocji opowieść o tożsamości; wypełniona pełnokrwistymi, niejednoznacznymi postaciami; mądra i nienachalna w – feministycznym i antykolonialnym – przekazie. Noty 9.0 na IMDb i 100% na Rotten Tomatoes mówią samo za siebie. Każdy spodziewał się fajerwerków z Sukcesją czy The Last Of Us, ale tu wjechało zaskoczenie jak triumf Danii na Mistrzostwach Europy w 1992 roku! Marek Fall
„The Bear”
Podstawówka skończona, czas wyrzucić krótkie spodnie i iść do liceum. Mógł sobie Carmy robić w pierwszym sezonie bar kanapkowy, ale czas na dalszy rozwój – restauracja dla koneserów. Najpierw jednak ekipa musi podzielić się pracą. Ebra uczy się kroić seler, Marcus szkoli się w deserach pod okiem duńskiego mistrza, Carmy ogarnia wszystko, a przy okazji – robi porządek w swoim życiu i tylko Richie jakiś przygaszony. Tak szczerze – drugi sezon The Bear warto obejrzeć tylko dla tej postaci. Przygniecionej upływem czasu, poczuciem bycia coraz bardziej niepotrzebnym. Całą resztę napędza ambicja – a jego jakoś nie. To nie jest o jedzeniu, to jest po prostu o życiu, a każda z postaci tego kuchennego uniwersum dźwiga na plecach bagaż tyle poważny, ile fascynujący. W końcu od tego, co stanie się z restauracją, zależy reszta ich życia. A przynajmniej tak im się wydaje. Jacek Sobczyński
„Sukcesja”
Jedyna słuszna reakcja po finale Sukcesji? Niby z jednej strony nie ma co płakać, przecież są inne seriale, a z drugiej wiadomo, że to w większości przypadków marne atrapy, bez szans, by dorównać, więc rozpacz i panika, bo w telewizji premium powiało niepokojącą pustką. Czwarty, ostatni sezon Sukcesji z powodzeniem eksponował i eksplorował to, co w tym serialu najlepsze. W scenariuszu Jesse’ego Armstronga absurdalna satyra na bogatych i zepsutych niepostrzeżenie przechodziła w dramat społeczny o żądzy władzy i deficytach bliskości, a sprawne, lekkie pióro scenarzysty błyszczało z taką samą mocą i w obcesowych, niepoprawnych politycznie dialogach, i w wybrzmiewających między wierszami subtelnościach, które układały się w dużo ciekawszą krytykę późnego kapitalizmu niż te wszystkie tendencyjne slogany z Eat The Rich na czele. Potworna to była rodzina, nie zapomnę jej nigdy. Angelika Kucińska
„The Last of Us”
Zapytałaś kiedy płakałem ostatni raz/Jak przeszedłem „The Last of Us” – rapował Quebonafide w COJESTMAŁPY. Sam nie tylko nie przeszedłem The Last Of Us, nie rozpocząłem nawet rozgrywki, więc nie udzieliła mi się gorączka oczekiwania na serial. Na wysokości finalnej, przejmującej sceny rozgrywającej się w głuszy pomiędzy Joelem Pedro Pascala i Ellie Belli Ramsey (ten aktorski duet zrobił tu historię) – doskonale rozumiałem emocje Quebo. Postapokaliptyczna epopeja HBO imponuje dramaturgiczną i artystyczną odwagą. Można było przypuszczać, że realizacyjnie będzie igła, ale powierzenie superprodukcji na podstawie gry Jasmili Žbanić (Aida) czy Ali Abbasiemu (Holy Spider), przyzwolenie na slow cinema, rozważania na temat człowieczeństwa i operowanie emocjami jak z najpoważniejszego kina, wreszcie – przekminiona, ale nienachalna paralela z tą apokalipsą zombie stanowi piękny akt wiary w sztukę filmową. I w widza. Jedyne, do czego można się przyczepić to długi czas oczekiwania na drugi sezon. Marek Fall