W ostatnich dniach wybraliśmy najlepsze polskie utwory oraz albumy kończącego się roku. Teraz wyruszamy w świat i jak zawsze, to najbardziej nieprzewidywalny z naszych redakcyjnych plebiscytów.
Tylko dwa ostatnie zestawienia pokazują, że wszystko może się zdarzyć: W pandemicznym 2020 rozgrzała nas Rico Nasty ze swoim futurystycznym IPHONE. W zeszłym roku odebrało nam rozum, bo nieoczekiwanym triumfatorem okazał się Underwater Boi ambitnych punkwców z Turnstile. Ale 2022 rok to kolejny knockout w wykonaniu starego wyjadacza, który już dwie dekady temu zaprojektował brzmienie współczesnego rapu. Dobra, koniec spoilerów. Oto nasza dycha:
Lil Yachty – „Poland” (prod. F1LTHY)
Na naszych oczach muzyka staje się coraz krótsza. Ten temat ostatnio został poruszony na łamach Guardiana w artykule Is TikTok killing off the pop music bridge?; poruszaliśmy go sami – zastanawiając się, czy piosenki „zaraz” będą trwały poniżej minuty? Z odpowiedzią pospieszył Lil Yachty, który w czasie poniżej dziesięciu sekund zamknął dojebany hook, hipnotyczną partię wokalu i linię metra do Krakowa. Poland to jeden z największych earwormów wszech czasów, a przy tym pomnik przemian, jakie zachodzą w mainstreamie. Nie zabraknie takich, którzy stwierdzą, że to viral – nie sztuka, ale to ten sam sort, co kwituje szkice Picassa słowami: dziecko by to narysowało. Marek Fall
Ice Spice – „Munch (Feelin’ U)” (prod. RIOTUSA)
Drillowe utwory o wysokim stopniu rozpasania to żadna nowość. Mimo tego, że ta stylistyka najlepiej sprawdza się jako ścieżka dźwiękowa do rozbójnickich działań – i takie są jej początki – z biegiem czasu zaczęła mieścić w sobie więcej tematów. Ice Spice podbiła 2022 drillującym Munch, utworem dotyczącym nie gangsterki, a… zdrowiej diety seksualnej. Wypełniony nowojorskim slangiem, frazami gotowymi do cytowania i spokojnym, skutecznym flow, utwór raperki był skazany na sukces. Ten rok należał do niej, ale czas pokaże, czy Munch był jednorazowym błyskiem, czy początkiem owocnej kariery. Paweł Klimczak
Denzel Curry – „Walkin” (prod. Kal Banx)
Chociaż mam innych faworytów z Melt My Eyez, See Your Future, ciężko odmówić Walkin miana idealnie skrojonego singla. W stosunku do poprzednich dokonań Zeltrona, jest to też wyraźny stylistyczny piwot. Zdecydowanie więcej tu klasycznego rapu: boombapowa produkcja, techniczny perfekcjonizm, soulowe wokalizy i laidbackowe tempo. Właśnie dzięki tym składowym Walkin ma wysokie repeat value. Do bujania głową; na wożonko po mieście, tryb couch potato lub spacer, podczas którego łapie się egzystencjalne rozkminy. Raven Miyagi kroczy dumnie i z pewnością nie jest to droga ku upadkowi. Wręcz przeciwnie: niewiele było w tym roku tak świadomych, elokwentnych i jednocześnie przebojowych momentów w hip-hopie. No i ten znakomity beat switch. Keep on walkin', ain't no stoppin'. Lech Podhalicz
Beyoncé – „Break My Soul”
Świat jest na tyle skomplikowany, że na jakimś poziomie wszyscy jesteśmy hipokrytami. Umiarkowanych rozmiarów twitterową gównoburzą sekującą Beyoncé za wersy o rzucaniu pracy (faktycznie mogących przychodzić łatwo multimilionerce i małżonce miliardera) traktuję jednak z przymrużeniem oka. Bo łatwo mnie przekupić banglającym podkładem. Ktokolwiek dokoptował do Queen B monarchinię nowoorleańskiego bounce’u w osobie Big Freedii oraz nieśmiertelną ikonę house’u, czyli Robin S, sam zasługuje na szlachectwo. Była członkini Destiny’s Child w tych ekstatycznych okoliczności prowadzi gospelowy w wyrazie TED Talk o niezależności. I przez te cztery i pół minuty można uwierzyć we wszystko, co mówi. Break My Soul to jedyna dopuszczalna forma coachingu oraz parkietowa epifania w jednym. Cyryl Rozwadowski
Steve Lacy – „Bad Habit”
Może i nie jest to numer roku, ale już gitarowy earworm jak najbardziej. Steve Lacy dojrzewa nie tylko artystycznie, a album Gemini Rights jest tego namacalnym dowodem. Bad Habit to kompozycyjna perfekcja i zdecydowany highlight płyty. Nic dziwnego, skoro, trzy grosze dorzucił tutaj John Carroll Kirby, czyli regularny doradca Franka Oceana czy Solange. Czuć tu uroczą melancholię, niewinną retromanię i uniwersalną wrażliwość. Na maksa romantyczny utwór, który już zawsze będzie mi się kojarzył z upalnymi, beztroskimi wakacjami. Hamak, palmy, negroni. Lepiej się nie da. Lech Podhalicz
FKA Twigs, Pa Salieu – „Honda” (prod. El Guincho, Felix Joseph & AoD)
Pokażcie nam lepszy numer z marką samochodu w tytule, poczekamy. Track z gościnnym udziałem Pa Salieu to idealna zapowiedź autobiograficznej podróży (dosłownie i w przenośni), jakim jest cały mixtape Caprisongs. FKA twigs wraz z jednym z najbardziej perspektywicznych artystów brytyjskiej sceny zabiera nas do podziemnego klubu, gdzie chóralne podkłady mieszają się z afrobeatowymi instrumentami, a my chcemy tego więcej i więcej. Bo za każdym razem FKA twigs udowadnia, że jest jednym z najbardziej kreatywnych umysłów współczesnej sceny. Karina Lachmirowicz
Danger Mouse & Black Thought feat. MF DOOM – „Belize”
Pośmiertne featuringi raperów często są glitchem w matriksie obliczonym na podbicie streamingowych liczb. Ale jeśli ktoś miał oddać czujny i adekwatny hołd Jacquesowi Derridzie hip-hopu, to zdecydowanie Black Thought i Danger Mouse figurają na czołowych miejscach potencjalnej listy kandydatów. Elegijny, noirowy podkład zmontowany przez wszechstronnego producenta to doskonałe spoiwo dla spotkania dwóch rapowych geniuszy, którzy do czarnego pasa doszli przy użyciu zupełnie różnych technik. Black Thought przypomina o swojej biegłości w korzystaniu z oddechu okrężnego (metody stosowanej przez najbardziej wprawionych jazzmanów), a potraktowany lekką warstwą pogłosu MF DOOM występuje w roli trickterskiego ducha, który skomplikowanymi słowami mówi o prostych sprawach – systemowym rasizmie i całkowicie uzasadnionej niechęci do mundurowych. Prawdziwie wzruszający kawałek rapu, w którym wirtuozeria jest tylko przyjemnym dodatkiem. Cyryl Rozwadowski
A$AP Rocky – „D.M.B.” (prod. ASAP Rocky, Skepta, Delgado, Kelvin Krash, Shlohmo & D33J)
Jak powracać na rapową scenę, to tylko w takim stylu. Wyczekiwany singiel, będący samozwańczą opowieścią miłosną z getta, to współczesna oda do miłości pomiędzy dwoma muzycznymi i modowymi ikonami. Prawie pięcominutowy klip wyreżyserowanym przez samego Rocky’ego jest niezwykle spójną opowieścią, przywodzącą na myśl konceptualne wideo zrealizowane przy okazji Money Man / Put That On My Set. Warto było czekać, teraz czas na Rihannę. Karina Lachmirowicz
ROSALÍA – „SAOKO” (prod. DIVISION)
W tym roku tytuł Dumy Katalonii zostaje oficjalnie odebrany FC Barcelonie i trafia w ręce Rosalii, która – pomiędzy El Mal Querer i Motomami – stała się najfajniejszą i najbardziej ekscytującą gwiazdą pop na planecie. Jej flagowy singiel z ostatniego albumu ucina tu jakąkolwiek dyskusję. Na potrzeby SAOKO ona dokonała zuchwałego połączenia reggaetonu i jazzu, ponieważ – jak sama twierdzi – ma tyle samo miłości dla Davisa i Coltrane’a, co dla duetu Wisin & Yandel czy Ivy Queen. Does it give you goosebumps? I to jakie! Marek Fall
Pharrell Williams feat. 21 Savage, Tyler, The Creator – „Cash In Cash Out”
Jeżeli w działalność muzyczną wpisana jest pewna mistyczna tajemnica, długowieczność Pharrella stanowi jej niepodważalną emanację. To niby oczywista oczywistość, ale jednak urywa głowę, że on ma pięć dych na karku i nie było jeszcze niektórych na świecie, jak produkował Clipse’ów, pół solowego debiutu Justina Timberlake’a, I'm a Slave 4 U czy Milkshake, a w tym roku wciąż należy do najbardziej wpływowych i kreatywnych umysłów w branży. Zresztą – jak na każdym innym etapie swojej kariery. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy w połowie pierwszej dekady lat dwutysięcznych pierwszy raz usłyszałem Drop It Like It's Hot z tym patentem uderzania językiem o górne podniebienie i syntezatorowym zamknięciem pętli. Cash In Cash Out nie jest aż tak rewolucyjne, ale zapewniło mi replay tamtego uniesienia. Ścisła czołówka beatów Pharrella; fantastyczne zderzenie energii 21 Savage’a i Tylera; ultymatywny banger. Marek Fall
Komentarze 0