Żadne zestawienie nie jest tak czasochłonne, jak to poświęcone zagranicznym płytom; rok w rok wychodzi tego tyle, że musimy sobie wszystko notować. Ale jest też plus - żadnego innego tak dobrze się nie robi, w końcu trzeba jeszcze raz przesłuchać te najlepsze tytuły.
I nie inaczej było tym razem. Ale zanim konkret, sprawdźcie też...
TOP 20 najlepszych zagranicznych singli 2019 roku
TOP 20 najlepszych polskich singli 2019 roku
20. Brockhampton - GINGER
To był dziwny rok dla fanów i fanek Brockhampton. Ameer Vann, który został wyrzucony z grupy w 2018, wrócił do działalności wydawniczej, a Kevin Abstract jasno zadeklarował, że za kilka albumów projekt przestanie istnieć. Nic zatem dziwnego, że najlepszy boysband Ameryki wydał swoją najbardziej depresyjną płytę, odsłoniętą emocjonalnie i daleką od beztroski prezentowanej na najjaśniejszych punktach cyklu SATURATION. GINGER to zapis kryzysu, pełny pięknych momentów i rozedrganych poszukiwań, dla jednych dowód na spadek formy, dla drugich realistyczny dokument trudnych czasów, przez jakie przechodzi zespół. Brockhampton wciąż stanowią awangardę pop-rapu i tym bardziej warto im kibicować w trudnym procesie szukania nowej drogi. Paweł Klimczak
19. Young Thug - So Much Fun
Król mixtape'ów i EP-ek świetnie odnalazł się także na pełnowymiarowym, w pełni przemyślanym wydawnictwie. Które jest takie, jak jego tytuł, bo i ze świecą szukać drugiego tak radosnego albumu w tym roku. Błyskotliwe punche? Są. Bangery? A jakże. A wszystko skrępowane nieskrępowaną zabawą z robienia muzyki. Ależ czekamy na ten Orange. Jacek Sobczyński
18. Injury Reserve - Injury Reserve
To przedziwne trio składające się z kontuzjowanego pływaka, syna właścicielki lokalnego sklepu obuwniczego i pracownika tej placówki połączyło eksperymentalny rap z popowym vibe’em, jazzowym sznytem i… czymś, co po prostu uzależnia. Debiutanckim albumem potwierdzili swoją mocną pozycję wśród podobnych stylistycznie raperów, takich jak choćby JPEGMAFIA. I choć prawie każda gościnka zjada gospodarzy […], to i tak jest… intrygująco. I na pewno inaczej, niż robią to wszyscy. To jedna z najbardziej nierapowych rapowych płyt roku i niech to będzie dla was dobrą rekomendacją – tak pisaliśmy w tekście o grupie z Arizony. Jacek Sobczyński
17. Kevin Abstract - Arizona Baby
Kevin swoje najnowsze wydawnictwo dawkował – Arizona Baby ujrzała światło dzienne w trzech częściach, tydzień po tygodniu. Frontman Brockhampton ewidentnie ma swoją misję; Arizona Baby będąca zbiorem osobistych przemyśleń i trudnych historii ma uzmysłowić słuchaczowi, dlaczego Kevin jest taki, jaki jest. Houston, Texas / My teachers had weapons – nawija w Georgii. I get called a snake, a liar, a faggot and a phony – to już wersy z Corpus Christi. Rzeczywistość w USA dla czarnoskórego homoseksualisty nie jest usiana kwiatkami, a na pewno nie ma zbyt wiele wspólnego z amerykańskim snem. Ale żeby się o tym przekonać, warto posłuchać, co na ten temat ma do powiedzenia Kevin. Kamil Szufladowicz
16. Skepta - Ignorance Is Bliss
Od wydania w maju 2016 roku albumu Konnichiwa w życiu Skepty wydarzyło się sporo. Tą przełomową dla grime’u produkcją przykuł uwagę wszystkich i to dzięki niej wzbił się na szczyt kariery, zatem kolejny krążek był dla niego ogromnym wyzwaniem. I brytyjski MC świetnie sobie z nim poradził. To kolejna dawka hitów, które mają szansę na miano klasyków, zaprezentowane już z zupełnie innej perspektywy. Skepta jest dziś niekwestionowaną legendą sceny grime’owej, trendsetterem i ojcem. O każdej z tych sfer nonszalancko wspomina na całej długości Ignorance Is Bliss. To wielobarwne, luźne połączenie ulicznej surowości, wyspiarskich korzeni i popowej melodyjności. Takiej propozycji dotychczas nie było. Karina Lachmirowicz
15. Octavian - Endorphins
Do buńczucznych zapowiedzi artystów dotyczących nadchodzącego potoku wydawnictw trzeba podchodzić z przymrużeniem nie jednego oka, a dwóch. Weźmy choćby takiego Octaviana. Wiele miesięcy wstecz wymsknęło mu się, że w 2019 roku otrzymamy od niego siedem czy nawet osiem różnych materiałów, gatunkowo rozstrzelonych jak chałupniczo skompilowany składak w jamnikowych czasach. Na szczęście brytyjsko-francuski MC nie poszedł w niezdecydowanie i drobnicę – wypuścił za to krążek, który jest naraz grime'wy, trapowy i jeszcze popowy, ale każda z bajek miesza się tu w takich proporcjach, że nie ma uczucia rozgardiaszu, a streamingowa siła rażenia całości staje się naprawdę ogromna. Dodajmy do tego jeszcze gospelową introdukcję, która funkcjonuje tu na zasadzie puszczenia oczka do jeszcze większego eklektyzmu, a będziemy mogli powiedzieć z czystym sumieniem: jeśli iść w światowe mainstreamy i spróbować robić tony szmalu, to tylko tak. Krzysiek Nowak
14. Danny Brown - uknowhatimsayin¿
- Jest związany z tą samą wytwórnią co Aphex Twin czy Boards of Canada i od dekady dzierży laur pierwszeństwa wśród hip-hopowych eksperymentatorów, ale przy tym niezmiennie udowadnia, że igranie z formą nie musi wiązać się ze stulejarską pretensją i akademicką powagą – chwaliliśmy Danny’ego Browna za Dirty Laundry w zestawieniu TOP 20 najlepszych zagranicznych singli 2019 roku. Przychodzi czas wyróżnić cały album. Z reprezentantem Warp Records jest tylko jeden problem – dokładnie taki sam jak z Robertem Lewandowskim. On jest zbyt dobry i konsekwentnie operuje na tak wysokim diapazonie, że jego wyczyny chyba wszystkim trochę spowszedniały. Bo czy uknowhatimsayin¿ nie mogłoby zgarnąć tytułu płyty roku? Danny po Atrocity Exhibition zrobił sobie nawet nowe zęby, a my nadal nie kochamy go tak, jak na to zasługuje! Marek Fall
13. Stormzy - Heavy Is The Head
Stormzy nie udźwignął presji, jaką wytworzył sukces niewątpliwego sztosa Shut Up. Debiut artysty był ciągnięty w dół przez nieudane komercyjne wycieczki i brzmieniową rozpiętość, która mu ewidentnie nie służyła. Heavy Is The Head to już inna historia, album skupiony treściowo, ale nie pozbawiony przebojowego czynnika i wielogatunkowych prób. Vossi Bop to jeden z hymnów 2019, ale druga płyta Stormzy’ego ma do zaoferowania dużo więcej. MC nie boi się politycznych deklaracji, raczej dobrze mu z mianem głosu pokolenia. Komercyjny grime nigdy nie brzmiał tak świetnie jak na Heavy Is The Head. Paweł Klimczak
12. Solange - When I Get Home
Albumy, które stanowią follow-up do wcześniejszego wydawnictwa, rzadko wychodzą twórcom na dobre. Doprecyzujmy jednak: rzadko, jeśli są prostym skokiem na kasę, który nawet nie ma zamiaru udawać, że wydawka nr 2 ma ambicje artystyczne próbujące dopełniać zaistniały wcześniej materiał. When I Get Home nie boryka się jednak z problemami z tożsamością – A Seat at the Table było nieco hitową, mogącą funkcjonować w częściach opowieścią, zaś dwójka jest emocjonalnym, zwartym kolażem z czasów życia w Houston w latach 90., wspieranym dżwiękami z pogranicza R&B, neo-soulu, jazzu i staro-nowego rapu. Tak to się robi na przekór singlozie. Krzysiek Nowak
11. Little Simz - GREY Area
Little Simz i jej GREY Area to wisienka na torcie tegorocznych mocnych brytyjskich albumów rapowych. Charakterystycznym dla siebie ciętym językiem i imponującym flow poświęca tu momenty na przemyślenia dotyczące problemów społecznych, ale przede wszystkim stawia na osobistą historię. To dotychczas najlepsza odsłona Simbi - surowa, bezkompromisowa, refleksyjna i osobista. Na ten album dużo dojrzalsza po Stillness in Wonderland Simz przelała introspekcję 25-latki. Nieco zagubionej w SZAREJ Strefie dorosłości i popularności, ale śmiało mówiącej o nurtujących ją kwestiach, nie licząc na odpowiedzi czy wyjaśnienia. Jeżeli z każdą kolejną płytą raperka prezentuje taki progres, to po premierze jej następnego krążka chyba już nikt nie będzie miał wątpliwości co do tego, że Little Simz to boss in a fucking dress. A ona już to udowodniła. Karina Lachmirowicz
10. GoldLink - Diaspora
W niewielu przypadkach płyt wydanych w 2019 roku mieliśmy okazję bawić się tak dobrze, jak przy okazji Diaspory GoldLinka. To też jeden z najbardziej niedocenionych albumów ostatnich miesięcy, dlatego postanowiliśmy przyznać mu wysoką pozycję w naszym końcoworocznym zestawieniu. Na tym krążku znajdziemy wiele dobrego: świetne beaty, nieskazitelne flow GoldLinka, etniczne wpływy, bezbłędne featy – m.in. Ari PenSmith, Tyler, The Creator, i WizKid. Diaspory wysłuchacie od początku do końca bez cienia nudy, bo to w końcu, zaryzykujemy stwierdzenie, najlepsze wydawnictwo GoldLinka. Kamil Szufladowicz
9. JPEGMAFIA - All My Heroes Are Cornballs
Gdybyśmy chcieli otworzyć niuansową sekcję obyczajową opisem życia JPEGMAFII, to po dłuższej chwili pisania musielibyśmy uznać, że może i internet jest pojemny, ale nie aż tak. Poprzestańmy więc na czysto muzycznym stwierdzeniu, że All My Heroes Are Cornballs to najtrudniejsza i najbardziej awangardowa płyta, jaka znalazła się w naszym tegorocznym zestawieniu. Próg wejścia tego krążka - i tak bardziej komunikatywnego i strawnego niż Veteran - jest bardzo wysoki; mamy w końcu do czynienia z albumem będącym uosobieniem psychodelicznej potęgi muzycznego chaosu, gdzie znajdziecie trollujące matrioszki, zaśpiewowy falset umie zirytować, a introspektywne linijki (wraz z towarzyszącą im muzyką) wymagają umiejętności dekodowania ukrytych znaczeń. Ale warto, ale jak! Krzysiek Nowak
8. Billie Eilish - WHEN WE ALL FALL ASLEEP, WHERE DO WE GO
Jak szedł ten cytat z Symetrii? Jak się lata w konkretnej ekipie, to dbają… W ekipie komiksowej bohaterki gotyckiego teen popu (he he) znajduje się obecnie trzy czwarte muzycznego środowiska. Rozpływają się nad nią nawet zasłużeni weterani sceny - Thom Yorke, Dave Grohl, Jack White, Billie Joe Armstrong. Billie Eilish przewietrzyła popkulturowy salon, zbudowała pomost między pokoleniami, połączyła mainstream z niezalem i zdobyła w tym roku wszystko, co było do zdobycia. Jest Il Fenomeno jak gruby Ronaldo. Bardziej interesujące od tego, co wydarzyło się po When We All Fall Asleep, Where Do We Go? wydają się jedynie dalsze losy zjawiskowej osiemnastolatki. Marek Fall
7. Lana Del Rey - Norman Fucking Rockwell!
- Wynalazkiem ostatnich lat są gwiazdy porno, mające odpowiedzieć na zapotrzebowanie nerdowskiej czy alternatywnej klienteli. Przykładem jest choćby Sasha Grey, a więc dziewczyna, która gra w noise’owej kapeli i zaczytuje się w Angeli Carter. Prawdopodobnie na podobnej zasadzie wymyślona została Lana Del Rey, ale niczego jej to nie ujmuje – zwracaliśmy uwagę w podsumowaniu dekady, gdzie Born To Die zajęło dwudzieste trzecie miejsce. W czasach tamtego debiutu Lizzy była tylko elektryzującą ciekawostką – na Norman Fucking Rockwell! stała się ikoną amerykańskiej piosenki i pramatką wszystkich alternatywek, he he. Niby industry plant, a jaki piękny pomnik przyrody! Marek Fall
6. YBN Cordae - The Lost Boy
Ta nowa szkoła to już w ogóle nie potrafi nawijać. Sam autotune, cykacze i mumble rap. Takiemu marudzie puśćcie The Lost Boya od YBN Cordae’a. Podobnego popisu skillsów technicznych, umiejętności pisarskich i dobrego gustu muzycznego u tak młodego reprezentanta nie słyszeliśmy już dawno. The Lost Boy słusznie uzyskał nominację do Grammy w kategorii Best Rap Album, a my mocno trzymamy kciuki, żeby tę statuetkę dostał. Cordae zaprezentował bowiem w tym roku powiew świeżości z nutą nostalgicznej wspominki, którego wszyscy potrzebowaliśmy. Pośród stosunkowo klasycznych i nieprzekombinowanych produkcji znalazło się na The Lost Boy miejsce dla odrobiny gospelu i trapu. Jesteśmy jednak daleko od stwierdzenia, że to album eklektyczny. Za to z całą pewnością stwierdzamy, że to jedno z najlepszych rapowych wydawnictw 2019 roku. Kamil Szufladowicz
5. Freddie Gibbs & Madlib - Bandana
Są duety, których współpraca ma wręcz metafizyczny wymiar, a muzyczna symbioza zachodzi w najgłębszych zakątkach komórek. Madlib i Freddie Gibbs spotkali się na styku surowizny z umiejętnościami, w miejscu, w którym obskurne soulowe pętle idą za rękę z bezpardonową nawijką. Producent i raper dopełniają się idealnie i Bandana zamiast strącać poprzeczkę postawioną wysoko przez Piñatę, ustanawia nowy rekord. Mamy tu przeboje w rodzaju Crime Pays, ale też bodaj pierwszą wycieczkę Madliba w stronę trapu na Half Manne Half Cocaine. Gangster Gibbs dzięki producentowi otworzył się emocjonalnie, ale w zamian sprowokował Beat Konductę do stworzenia najbardziej unikalnych podkładów w karierze. Oby więcej tak dobrze dobranych par w muzyce! Paweł Klimczak
4. slowthai - Nothing Great About Britain
Nie ma w Wielkiej Brytanii i Irlandii bardziej prestiżowej nagrody muzycznej od Mercury Prize, którą nagradzany jest najlepszy album roku. Za sprawą widma Brexitu ostatnie rozdanie było najbardziej rozpolitykowane od lat. Wystarczy spojrzeć na listę nominowanych: Dave, Idles, Little Simz, slowthai… Koniec końców wyróżnienie trafiło w ręce autora krążka Psychodrama, ale to nie zmienia faktu, że na Wyspach nie wydarzyło się nic ważniejszego niż Nothing Great About Britain. slowthai to nowy Johnny Rotten – tylko że rapowy. Marek Fall
3. Denzel Curry - ZUU
Jak w niecały rok po znakomitym, przeszywającym Ta13oo wydać kolejny album na podobnym poziomie? Tak jak Denzel Curry - powracając do swoich korzeni. Na tym krążku raper mocno oddala się od podziemnej, ambitnej koncepcji, stawiając na oschłe bangery, w których zgrabnie łączy swoją agresywną nawijkę z trapowymi brzmieniami. To tu Denzel składa hołd swoim rodzinnym stronom - przyjemniejszym i ciemniejszym zakątkom Carol City, powraca pamięcią do niektórych momentów swojego dorastania, z nostalgią i futurystycznym sznytem odświeżając styl wczesnego trapu. ZUU niewątpliwie musiało znaleźć się na podium naszego albumowego podsumowania 2019 i mocniej upewniło nas w tym, że Curry ma jeszcze wiele do zaoferowania. Karina Lachmirowicz
2. FKA twigs - MAGDALENE
Na MAGDALENE chwilę musieliśmy poczekać, ale zdecydowanie nie żałujemy. Anielskie wokale twigs nie mają choćby milisekundy fałszu, a kiedy chce, to potrafi swoim głosem zadziornie wbić szpilkę. sad day, mary magdalene, holy terrain, cellophane – wszystkie te tracki spokojnie moglibyśmy dodać do naszego podsumowania najlepszych zagranicznych singli (na szczęście album nie ma 20 numerów – wtedy pewnie władowalibyśmy tam wszystkie). W końcu MAGDALENE to czarująca produkcja i ponadczasowa płyta, z którą każdy może się na jakimś etapie utożsamiać. Kamil Szufladowicz
1. Tyler, The Creator - IGOR
Trudno w to uwierzyć, ale Bastard, debiutancki mixtape Tylera, 25 grudnia skończył 10 lat. Porównując IGOR-a z debiutem drastycznie widać, jak długą drogę przeszedł. Z nagrzanego trolla zmienił się w dojrzałą jednostkę, która swój muzyczny świat buduje z rozwagą, a personę wykreowaną w piosenkach uważa nie za narzędzie terroru, ale nośnik szczerych, emocjonalnych treści. Tyler śpiewa tu więcej - więcej nawet niż na rewelacyjnym Flower Boy - ale melodia nie pożarła jego eksperymentów, jedynie mocniej zarysowała ich kontury. IGOR to album - szkatułka, z wieloma muzycznymi i emocjonalnymi warstwami i zdecydowanie najlepszy album jednego z najciekawszych twórców dobiegającej końca dekady. Paweł Klimczak