Jako Słowianie, którzy na początku najntisów przerobili handel popkulturą z koca i kulturę leaku oraz bootlegu zanim to było modne, odnaleźliśmy się w zatoce piratów jak kapitan Jack Sparrow. Choć minęło ponad 20 lat odkąd Bram Cohen wymyślił protokół BitTorrent, a dzisiejszy savoir vivre nakazuje raczej legalnie konsumować treści, torrenty wcale nie poszły w odstawkę. Materiał pierwotnie ukazał się w kwietniu 2022 roku.
Artykuł opublikowany pierwotnie w lipcu 2022 roku.
Trzydziestokilkuletni Cohen wspominał w jednym z wywiadów czasy, gdy był po prostu spłukanym programistą. Nie do końca miał pomysł na to, co zrobić ze swoim odkryciem, dlatego w akcie desperacji otworzył kod programu i udostępnił trochę darmowej pornografii. Tak udało mu się doprowadzić do nakręcenia zjawiska, którego skali nie miał prawa przewidzieć.
Inna sprawa, że Cohenowi nie było po drodze z motywacjami użytkowników, którzy wykorzystali BitTorrent do proklamowania pirackiej ziemi niczyjej. Tam można było bezkarnie wymieniać się screenerami blockbusterów prosto z kinowych sal, grami wymagającymi scrackowania albo... pornosami. On sam zarzekał się, że nigdy nie ściągnął w taki sposób żadnego filmu i długo walczył o to, żeby wpisać torrenty w ramy prawne. Zmagając się z niesmakiem, który – jak w klasycznym dowcipie – pozostał po Napsterze, prowadził rozmowy ze studiami filmowymi i muzycznymi majorsami, chcąc zalegalizować swój serwis. W dobie, gdy rachunki za streaming to rzecz równie zwyczajna jak czynsz, trudno nie odnotować, że akurat na tym poziomie poniósł klęskę.
W kwestii uzupełnienia: Napster to było takie narzędzie, które wzbudziło popłoch w branży na przełomie wieków, pełniąc funkcję Spotify czy Tidala. Tylko, że na lewo i z wymianą plików mp3 zamiast strumieniowania. Fun fact: w Social Network twórcę Napstera zagrał Justin Timberlake. Sean Parker był zachwycony jego rolą, choć twierdził, że postać na ekranie zupełnie go nie przypominała.
The Fanimatrix
Zamierzeniem Brama Cohena – wtedy jeszcze studenta na Uniwersytecie Buffalo – było zaspokojenie zapotrzebowania na nowy protokół, który pozwoli udostępniać i ściągać duże pliki; wygodnie, szybko, bez grzania serwerów do czerwoności. Taki był właśnie jego BitTorrent, który decentralizował cały proces i działał na zasadach peer-to-peer, pozwalając na jednoczesny download i upload przez wielu użytkowników.
Nie brakowało romantycznego wykorzystania takiej możliwości. W związku z tym, że plik w sieci torrent żyje tak długo, jak chociaż jedna osoba posiada go w całości, trzy lata temu media ekscytowały się tym, że tym najstarszym jest fanowska przeróbka Matriksa z Nowej Zelandii – The Fanimatrix. Orgin story? W budżecie produkcji brakowało na hosting. Sebastian Kai Frost, jeden z twórców i osoba odpowiedzialna za stronę techniczną projektu, znajduje jednak w sieci informacje o BitTorrent i tworzy plik do uruchomienia trackera na swoim Linuksie. Plik torrent został przesłany 28 września 2003 roku i został pobrany aż 70 000 razy w ciągu zaledwie jednego tygodnia. Dzięki BitTorrent twórcy oszczędzili ponad 550 000 dolarów na samych opłatach hostingowych. Co jednak najbardziej zaskakujące, plik do dziś jest pobierany i udostępniany dalej przez kolejnych użytkowników – można było przeczytać na DailyWeb, gdy licznik dni zatrzymał się na prawie sześciu tysiącach.
Misjonarski Kościół Kopimizmu
Mniej więcej w tym samym czasie Peter Sunde, Fredrik Neij i Gottfrid Svartholm założyli organizację Piratbyrån – Biuro Piratów, które z czasem opracowało legendarną wyszukiwarkę The Pirate Bay. Szwedzi na sztandarach wypisali sobie powszechny i darmowy dostęp do dóbr intelektualnych. Gdy dorastałem, kopiowaliśmy wszystko. W ten sposób poznawaliśmy świat. Potem ludzie na całym świecie zaczęli opowiadać, że kopiowanie jest złe. Mocno mnie to wkurzyło – opowiadał pierwszy z wymienionych na konferencji w Gdańsku. To wkurzenie przekuwali w prowokacje. Gdy zostali pozwani przez serwis od fontów, odpowiedzieli pismem, w którym wykorzystali właśnie skradzione fonty. Gdy oskarżono ich, że tworzą coś na kształt kultu, powołali do życia związek wyznaniowy Misjonarski Kościół Kopimizmu. Składa się to na zwariowaną epopeję godną kolejnego Wilka z Wall Street. Na razie wystarczyć musi dokument TPB AFK, który nie powstałby, gdyby nie zbiórka na Kickstarterze.
Ale etos założycieli The Pirate Bay to jedno, a zarobione miliony – drugie. W finale tej historii szwedzka ekipa dostała łupnia w sądowych bataliach, a Sunde obwieścił koniec piractwa i konstatował smutno: The internet is shit today. It's broken. It was probably always broken, but it's worse than ever. Co nie zmienia faktu, że Piraci nadal znajdują naśladowców. Pod koniec ubiegłego roku powstało choćby NFT Bay do trollowania kupujących obrazki z małpami.
Niekończąca się opowieść
Szwedzi uznali swoją krucjatę za przegraną. Po latach widzą w samych sobie, ale też we wszystkich innych użytkownikach sieci Czarnego Rycerza z filmu Monty Python i Święty Graal, któremu nie brakuje ochoty do walki, mimo odcinania kolejnych kończyn. Ale czy rzeczywiście odszedł w zapomnienie świat, gdzie ściągało się workprinty Władcy Pierścieni albo X-Men Origins: Wolverine z brakującymi scenami i szczątkowymi efektami specjalnymi, a przedstawiciele wytwórni wzywali na pomoc FBI i grzmieli, że takie wycieki nie mieszczą się w głowie, skoro produkcja nawet nie dobiegła końca?!
Z torrentami jest w pewnym stopniu tak, jak z – opisywanym u nas niedawno – uniwersum Telegazety. Może funkcjonować przekonanie, że to relikt przeszłości, a nagle okazuje się, że z teletekstu korzysta codziennie milion Polaków (!), którzy na całego czerpią z zasobów informacyjnych, matrymonialnych czy ezoterycznych, dostępnych po kliknięciu pilotem.
Wszystkie badania wskazują niby, że piractwo jest w odwrocie. Ze świeżutkich danych Ampere Analysys wynika, że liczba kont w serwisach streamingowych przekroczyła w naszym kraju sześć milionów, a z cyklicznego badania agencji Wavemaker, że blisko 60% widzów internetowych płaci za VOD. Wciąż jednak z torrentów korzysta 11% spośród nich. Żeby lepiej zobrazować skalę, trzeba cofnąć się o dwa lata, gdy – wraz z początkiem lockdownu – nastąpił renesans piracenia. Wkrótce po wybuchu pandemii serwis TorrentFreak podzielił się statystykami i nagle wyszło, że w naszej części świata BitTorrent generował większy ruch niż Netflix. Tylko w rekordowym dniu (29 marca 2020 roku) Polacy dokonali 592 tysięcy pobrań za pomocą torrentów. Zjawisko może być w fazie schyłkowej, ale nadal dotyczy szerokich rzesz konsumentów treści w polskim internecie. I nie tylko. Nie zapowiada się więc, żeby torrenty miały zostać wyrugowane do spodu z rzeczywistości sieciowej.
Jeszcze jedno. Chłopski rozum podpowiada, że piractwo było w dużej mierze dolegliwością pokoleniową; że wśród Generacji Z uchodzi raczej za coś wstydliwego. Tymczasem Urząd Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualne opublikował w 2019 roku raport, z którego wynikało, że ponad 20% ówczesnych nastolatków i dwudziestokilkulatków z premedytacją ściągało pliki na nielegalu. Dlatego Zakonowi Torrentów raczej nie powinno zabraknąć nowych akolitów do rekrutacji. A i tych obecnych jest całkiem sporo. Można się o tym przekonać, zaglądając do sekcji komentarzy przy – literalnie – każdym artykule na ten temat, gdzie dominują dissy na Netflix i ograniczanie swobód obywatelskich...
Komentarze 0