Trapollo, czyli o tym, czy polski rap ma szansę zbratać się z disco polo

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
zaba-1024x576-1.jpg

Właściwie każdy kraj ma swoją prostą i chwytliwą muzykę, która niekoniecznie pojawia się na listach przebojów, jednak we wszystkich lokalnych tancbudach rozgrzewa publikę do czerwoności. Stany mają country, Jamajka - dancehall, Algieria - raï, a Polska - disco polo. O ile jednak w większości z tych miejsc rap flirtuje z tymi gatunkami, o tyle w Polsce właściwie się to nie zdarza.

Disco polo z rapem łączy bardzo wiele - od wyjętego spod kurateli majorsów, drugoobiegowego rynku wydawniczego, przez bliski kontakt z fanem i idący za tym sukces sprzedażowy, aż po samo nazewnictwo. Bo gdy pierwszy z tych gatunków był nazywany kiedyś muzyką chodnikową czy podwórkową, drugi jest często określany takimi przymiotnikami, jak uliczny, osiedlowy czy miejski. Oba te nurty tworzone są też w ogromnej mierze przez muzyków samouków, bądź wręcz nie muzyków, którzy ani śpiewać ani grać na żadnym instrumencie nie potrafią, a ich potrzeba ekspresji jest silniejsza niż trzeźwa ocena własnych talentów. Wszystkie te zbieżności są jednak zupełnie pozamuzyczne, bo nawet jeśli w discopolowych szlagierach pojawiają się czasem melodeklamacje, a w klipach tancerze hip-hop, to w kwestii brzmienia zbliżone jest to co najwyżej do disco rapu z rozdania MC Hammera czy… Franka Kimono. A to w historii naszego ulubionego gatunku jedynie pojedyncze, ironiczne zwykle przypadki.

I podobnie też to działa w drugą stronę, bo na naszym rapowym podwórku próżno szukać discopolowych wtrętów. Filipek z Pejterem zrobili co prawda swoją wersję Ona czuje we mnie piniądz, 2sty zmiksował Sobotę z Weekendem w jednym ze swoich legendarnych blendów, a Dwa Sławy wykonały swego czasu na żywo Bą Bą Bą na podkładzie do Ona tańczy dla mnie, ale to wszystko przykłady wszechogarniającego popkulturowego głodu, który zawsze odczuwał rap - nie jego przemożnej miłości do muzyki chodnikowej. U Rogala DDL w jednym ze skitów leci jakiś discopolowy przebój, Frosti Rege przyznał się w którymś z wywiadów, że ma słabość do tego typu melodii, a Matheo wspominał ostatnio w rozmowie z Winim, że miał plan nagrać numer z Zenkiem Martyniukiem, ale ów międzygatunkowy mezalians wydarzył się właściwie tylko raz i to nie w studiu nagraniowym, a telewizyjnym, u Kuby Wojewódzkiego. I choć Popek czy Jędker z resztą Monopolu flirtowali raz po raz z podobną, dance’ową rytmiką, to rasowego disco polo nigdy nie robili. Podobnie zresztą jak wszyscy twórcy określani mianem hiphopolowców, w których muzyce nie sposób znaleźć jakichkolwiek tropów stylistycznych, nakierowujących nas na rodzime bazary, remizy i… linki do chomika.

Na wczesnych płytach Donia, Meza czy nawet Jeden Osiem L nie ma tych charakterystycznych klawiszy, prostych, śpiewnych melodii i tradycji harmonicznych wywiedzionych z nadwiślańskich wesel. Skoro jednak jest tam ogrom muzycznej szmiry, dźwiękowej tandety i estetycznego bezguścia, najłatwiej określić to mianem disco polo. Ten właśnie gatunek dla 37% Polaków, którzy go nie słuchają (jak wynika z ostatnich badań przeprowadzonych przez CBOS) jest bowiem równoznacznikiem wszystkiego, co w muzyce najgorsze. Naszą wstydliwą przypadłością narodową, którą najlepiej by było po całości eksterminować, a skoro nie da się tego zrobić, to trzeba zamieść ją pod dywan. Z tego wynika równie zaskakująca, jak karygodnie mała ilość wyczerpujących opracowań tego fenomenu, jego niebyt w sferze poważnej literatury, teatru czy kinematografii, a także odium, jakim był otoczony - swoją drogą całkiem niezły i zupełnie osobny na horyzoncie polskiego filmu - obraz Macieja Bochniaka Disco Polo. Muzyka chodnikowa dla ludzi, którzy jej nie słuchają jest przecież synonimem gówna i właśnie przy użyciu tego terminu najłatwiej wzgardzić czymś, co nam się osobiście nie podoba. Ascetoholix to więc disco polo, Teka to disco polo, Żabson to disco polo i White 2115 to też disco polo. I nie ma właściwie znaczenia to, że u żadnego z nich tych rytmów, melodii i schematów harmonicznych nie słychać. Robią kwit jak w disco polo, więc mówią im, że robią disco polo.

Kiedy więc amerykańscy MC’s flirtują z country, Francuzi bratają się z krajanami swoich rodziców, nagrywając rap’n’raï’owe szlagiery, a wszystkich dancehallowo-hiphopowych kolaboracji nie sposób przytoczyć nawet w dłuższym tekście, to pod znakiem zapytania stoi, czy dwa odłamy naszej polskiej muzyki podwórkowej wyciągną kiedyś do siebie dłonie. Owym pomostem nigdy bowiem nie było hiphopolo i nie jest nim również zapoczątkowane niedawno przez Żabsona trapollo, które więcej niż z chodnikową estetyką ma wspólnego z włoską śpiewną odmianą trapu (która swoją drogą często sięga po patenty rodem z ich lokalnego biesiadnego grania, czyli italo). I choć rodzima niezależna, scena elektroniczna i eksperymentalna pogodziła się niedawno z disco polo - w setach Bartka Kruczyńskiego czy Filipa Lecha da się znaleźć co ciekawsze bazarowe perełki (a przecież ze statystyki wychodziłoby na to, że pośród dziesiątek tysięcy podobnych numerów muszą czaić się jakieś nieodkryte skarby), to zanim te wpływy przenikną do rapu, minie jeszcze na pewno sporo czasu. A że przenikają, dowodzi chociażby współpraca Kruczyńskiego z Sokołem w ramach labelu MOST, przy okazji reklamy AXE czy w trakcie producenckiego campu zorganizowanego przez Wojtka w zamkniętym już klubie nocnym Libido.

Inną kwestią jest natomiast to, czy w ogóle na takie collabo czekamy. Bo choć wkurza nas nieco tabu, jakim otoczone jest w Polsce disco polo, to estetycznie ów nurt zupełnie nas nie pociąga. Dziecko zrodzone z dwójki tak nieczułych na tandetę rodziców byłoby najprawdopodobniej przecież wyjątkowo koszmarnym, koślawym bękartem, po którego odsłuchu musielibyśmy przemywać uszy spirytusem.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.