Trudna sytuacja Milika. Marsylia najlepiej gra wtedy, gdy Polaka nie ma w składzie

Zobacz również:Bolesne nauki polskich bramkarzy w Ligue 1. Pomyłki Bułki i Majeckiego
Arkadiusz Milik
Fot. Gerrit van Cologne/ANP Sport via Getty Images

Arkadiusz Milik w trzech ostatnich meczach Ligue 1 rozegrał w sumie 43 minuty. Marsylia coraz częściej wygląda na drużynę, która lepiej radzi sobie bez niego, nawet jeśli ten w czwartek strzelił gola w Lidze Europy. Jorge Sampaoli nie jest ślepy: dobrze widzi, że jego sztandarowy strzelec daleki jest od optymalnej formy.

Podczas niedzielnego meczu ze Strasbourgiem (2:0) realizatorzy transmisji kilka razy pokazywali Milika. Przeważnie były to obrazki spoza linii bocznej, gdzie reprezentant Polski rozgrzewał się przed drugą połową. Sampaoli wykorzystał cztery zmiany, ale w żadnej nie kombinował z wymianą napastnika. Fałszywą dziewiątką znowu był Dimitri Payet i znowu okazało się, że w tym systemie drużyna funkcjonuje najlepiej. Milik nie zagrał ani minuty, co zdarzyło mu się pierwszy raz odkąd na początku października wrócił do gry po kontuzji kolana.

INNE GRANIE

– Wszystko rozchodzi się o to, że Milika nie było podczas letnich przygotowań – mówi newonce.sport Fabrice Lamperti, dziennikarz „La Provence”.

– Sampaoli zaczął testować nowy system i nagle okazało się, że daje on wyniki. Milik musi dostosować się do innego grania, ale trudno to zrobić, gdy drużyna gra co trzy dni. Nie ma wielu treningów, żeby znaleźć chemię z nowymi graczami, a tych w zespole jest mnóstwo. Plusem jest to, że Sampaoli mu ufa. Wie jakim napastnikiem Arek był wiosną. Musi jak najszybciej wydobyć z niego najlepszą wersję, bo Payet ma 34 lata, a ten system z fałszywą dziewiątką nie będzie funkcjonował w nieskończoność – dodaje Lamperti.

Milik w poprzednim sezonie strzelił 10 goli w 16 meczach. Aż siedem z nich wydarzyły się za kadencji Sampaolego. Działo się to w ostatnich dwóch miesiącach rozgrywek, gdy Polak był centralną postacią drużyny, a za jego plecami operował Payet. Widać było, że ta dwójka szybko znalazła między sobą nić porozumienia. Bywały też spotkania, gdy obaj grali obok siebie i to wtedy Milik potrafił ustrzelić choćby hat-tricka w starciu z Angers (3:2) Tydzień później doznał kontuzji kolana i nie pojechał na Euro.

Leczył się pięć miesięcy, a w Marsylii w tym czasie doszło do rewolucji. Pablo Longoria sprowadził Sampaolemu aż dziesięć nowych twarzy. To było pewne, że mając nowe narzędzia, Argentyńczyk zacznie majstrować z systemem gry.

PRZEZROCZYSTY

Dzisiaj trudno wyobrazić sobie Marsylię, która gra na dwóch napastników. Już nawet jeden zaczyna być znakiem zapytania, bo Sampaoli chce mieć szybkich skrzydłowych i mobilnego Payeta na szpicy – tak, by ten co chwilę robił przewagę w drugiej linii. Argentyńczyk właśnie w ten sposób rozpoczął sezon od czterech zwycięstw i dwóch remisów. Gdy zaczął kombinować, gra siadła. Marsylia dalej była drugim zespołem pod względem posiadania piłki w Ligue 1, ale nie przekładało się to na sytuacje.

To jest w ogóle głębszy paradoks Sampaolego. Drużyna, która miała być ultraofensywna, nagle stała się najlepszą defensywą ligi. W niedzielę dziewiąty raz zachowała czyste konto, co w pięciu topowych ligach daje jej drugi wynik po Liverpoolu. To, że Milik w dziewięciu meczach Ligue 1 ma tylko jednego gola, wynika też ze słabszej formy Cengiza Undera, defensywnego środka pola albo nieefektywnych skrzydłowych jak Konrad de la Fuente, który pięknie rozpędza się z piłką, ale asyst ma raptem dwie i to z początku rozgrywek.

Milik oczywiście sam nie jest bez winy. Zaraz po powrocie wyglądał obiecująco: strzelił bramkę Lorient (4:1) i był bliski trafienia w klasyku z PSG To mógłby być dla niego punkt zwrotny, potężna bomba motywacyjna na wypełnionym Stade Velodrome. VAR niestety nie uznał gola, a dalej zaczęły się tygodnie, w których francuscy dziennikarze pisali o Miliku per „przezroczysty”. Polak krytykowany był za mecz z Troyes (1:0), gdzie dotknął piłkę tylko 20 razy i nie oddał celnego strzału. Tydzień później usiadł na ławce w starciu z Nantes (1:0), a Marsylia znowu zaczęła wyglądać jak z początku rundy.

POŻYTECZNA ŁAWKA

To po tym spotkaniu w Marsylii zaczęto mówić, że na szpicy musi grać Payet, bo Milik po kontuzji wciąż nie jest sobą. Od tego czasu w trzech kolejnych meczach reprezentant Polski rozegrał tylko 43 minuty w Ligue 1. Wydawało się, że czwartkowy gol w Lidze Europy lekko zmieni jego sytuację, ale w Strasbourgu nie odhaczył nawet minuty.

Widać, że nie do końca dobrze czuje się fizycznie. Już wcześniej można było zaobserwować, że kiedy wychodzi w czwartkowych meczach Ligi Europy, to zwykle w niedzielę jest dużo bardziej ociężały.

Milik jest tego świadomy. Ostatnio udzielił wywiadu stacji Viaplay, w którym nazwał obecną sytuację okresem przejściowym. Widać, że gra co trzy dni dała mu w kość i że nie obraża się na ławkę rezerwowych. – Zawodnicy często mówią, że muszą meczami dojść do formy. Ja paradoksalnie czuję, że pomóc może mi odpoczynek na ławce – przyznaje.

Marsylia do końca sezonu rozegra jeszcze dwa mecze, jeden w pucharach i drugi w lidze. W międzyczasie fantastycznego gola przeciwko Strasbourgowi strzelił 21-letni Bamba Dieng. Dla Sampaolego to kolejna z szansa, by przestać maskować ofensywę indywidualnym błyskiem Payeta.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.