Jeśli eliminuje się z rozgrywek takiego potentata jak Zenit Kazań, trudno znaleźć przeszkodę nie do pokonania. Dlatego choć kędzierzynianie są już trzecim polskim klubiem w finale Ligi Mistrzów, szanse na wygraną wydają się większe niż w poprzednich dwóch przypadkach.
Jeśli potrzebowaliście podnieść sobie nieco ciśnienie i poziom emocji – ten mecz był dla was. Wystarczyło, że w pierwszym spotkaniu obu drużyn ZAKSA wygrała na przewagi na tie-breaku, żeby podnieść poziom stresu w domach siatkarskich fanów w Polsce. Rewanż miał być podobny, ale chyba i to byłoby w tym wypadku niedopowiedzeniem Gra na przewagi już w czwartym secie i obie drużyny z piłkami setowymi (ZAKSA z meczowymi), by skończyć partię wynikiem 30:28. Oczywiście dla Zenitu, skończenie tego meczu w ten sposób byłoby za mało stresujące. W zamian dostaliśmy tie-break, zakończony wynikiem 20:18, również dla Zenitu, co doprowadziło do złotego seta o awans do finału Ligi Mistrzów.
Po jednej stronie Ngapeth, Michaiłow, Wołkow czy Bartosz Bednorz (choć na ławce). Po drugiej – Semeniuk, Śliwka, Toniutti, Kaczmarek czy Kochanowski, a wszystko sprowadziło się do kilku akcji po jedenastu setach. Te akcje były na korzyść polskiej drużyny, co sprawiło, że po ostatnim punkcie to Nikola Grbić i jego podopieczni wbiegli na parkiet z radością, ale też ulgą po tak wyglądającym spotkaniu.
Mimo tego że jesteśmy przyzwyczajeni do wysokiego poziomu naszych drużyn, to zaledwie trzecia próba wygrania Ligi Mistrzów w naszej historii i ani razu polskiemu zespołowi się to jeszcze nie udało. PGE Skra Bełchatów przegrała w finale w 2012, a Asseco Resovia Rzeszów w 2015 roku. Do trzech razy sztuka? W majowym finale (tym razem tylko jeden mecz) ZAKSA zmierzy się z Trentino Volley i patrząc na poprzednie polskie szanse, może być to największa, jaką mieliśmy. Szczególnie że po wygraniu z takim potentatem jak Zenit trudno znaleźć dla kędzierzynian przeszkodę nie do pokonania.
Czy jest jakakolwiek postać związana z polską siatkówką, którą to zwycięstwo może strapić? Bartosz Bednorz, oczywiście, jednak poza nim? Jeśli pomyśleliście o Vitalu Heynenie, to macie rację. Kamil Semeniuk nie pierwszy raz został MVP spotkania, a w dodatku w tak ważnym momencie, co sprawia, że wybór składu na igrzyska olimpijskie robi się dla Belga jeszcze trudniejszy. Może jakaś petycja do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, żeby zwiększyć minimalnie miejsca w składzie? To chyba najłatwiejsza droga, by wpaść na to, jak w olimpijskiej reprezentacji pomieścić wszystkich zasługujących na to przyjmujących. Semeniuk, Olek Śliwka, Bednorz czy Bartosz Kwolek chętnie by się tam znaleźli, a w zasadzie pewniakami wydają się Wilfredo Leon i Michał Kubiak.
To jednak „problem” na później. Teraz czeka nas niezwykle emocjonująca majówka. Wygrana Liga Mistrzów, a potem medal olimpijski? Paru graczy ZAKSY zdecydowanie ma takie plany.