Twardziel, który czasem płakał. Magnat nieruchomości John Terry i jego biznesplan na życie po piłkarskiej karierze

Zobacz również:KICK OFF newonce #6: Już witał się z gąską na Anfield, ale wybierze Londyn. Timo Werner o krok od Chelsea
Terry.jpg
fot. Malcolm Couzens/Getty Images

Miał być pomocnikiem, został jednym z najlepszych obrońców w historii angielskiej piłki. W Chelsea wyrósł na charyzmatycznego lidera, by po karierze zejść w cień i zostać asystentem menedżera w Aston Villi. Zawsze uchodził za skandalistę i niezbyt lotnego gościa, a zaskoczył wszystkich zbudowaniem imperium nieruchomości wartego dziesiątki milionów funtów. Johna Terry’ego nie da się zmieścić w żadnych ramach.

Londyńska dzielnica Barking może być dumna z dwóch synów, których wydała na świat. Jeden wzniósł, jako kapitan kadry, Puchar Świata w 1966 roku i żegnał się z tym łez padołem już jako sir Bobby Moore. Drugi został ikoną Chelsea, dawniej klubu londyńskiej bohemy, choć sam daleki jest raczej od świata intelektualistów.

John Terry jako mały dzieciak kibicował Manchesterowi United, potem mógł zostać legendą West Hamu United, ale w wieku 14 lat przeniósł się z Upton Park na Stamford Bridge. Ta decyzja była jedną z kluczowych w najnowszej historii CFC, bowiem chłopak ten został później kapitanem seniorskiej drużyny i dał klubowi wiele trofeów. Starał się przy tym cały czas pamiętać o miejscu, z którego ruszył w podróż. Senrab, niewielki klub, z jakiego w świat dużej piłki wyszło kilka znanych nazwisk: Sol Campbell, Jermain Defoe, czy Ledley King, był starterem do kariery Johna. Po latach, gdy chciano go zamknąć z powodu kłopotów finansowych, Terry zrobił odpowiedni przelew.

terry-chelsea.jpg
fot. Chris Brunskill Ltd/Getty Images

KRÓL AFER

Do Chelsea przychodził jako pomocnik, ale w pewnym momencie brakowało defensorów i przesunięto go bliżej własnej bramki. Tak już zostało na zawsze, a gra w drugiej linii, nawet w wieku kilkunastu lat, pomogła mu w przedefiniowaniu pozycji środkowego obrońcy. Terry, tak jak Rio Ferdinand, nie bał się prowadzić piłki, zapuszczać głęboko na terytorium przeciwnika. Tak samo dobrze robił wślizgi, jak i strzelał gole głową, szczególnie po stałych fragmentach.

Losy jego i Aston Villi są w pewien sposób splątane – przecież to właśnie przeciwko The Villans Terry debiutował w potyczce Pucharu Ligi w 1998 roku, wchodząc w końcówce spotkania z ławki. Dziś na Villa Park jest asystentem Deana Smitha i trzeba przyznać, że to zupełnie inna kariera niż ta jego kumpla, Franka Lamparda, z którym wspólnie prowadzili Chelsea do wielkich sukcesów.

Lampard samodzielnie rządzi dziś jako pełnoprawny, pierwszy menedżer na Stamford Bridge, gdzie obaj byli liderami na boisku i w szatni, Terry zaś usunął się w cień, a to nigdy nie było w jego stylu. W ich duecie Lampard zawsze uchodził za tego, który jest grzeczny, inteligentny, Terry zaś za boiskowego zabijakę, poza murawą notorycznie pakującego się w tarapaty. Jak w aferę rasistowską z Antonem Ferdinandem, kiedy nazwał go „czarną p***ą”. Ówczesny zawodnik QPR wyznał, iż nie ma problemu z tym, by ktoś określił go mianem „p***y” czy „c**y”, ale jeśli dodaje do tego kolor skóry, to „wynosi to na inny poziom”.

W sądzie obrońca Chelsea opowiadał, że kiedy gra przeciwko Liverpoolowi, fani The Reds, mając w pamięci romans jego matki z pewnym gościem z Merseyside, śpiewają o niej piosenkę: „Twoja matka kocha scouserskiego kutasa”. Wzruszył więc ramionami, jakby chciał powiedzieć sędziemu, że obelgi są w futbolu czymś naturalnym. trudno jednak było to bagatelizować. Sąd ostatecznie oddalił zarzuty Ferdinanda, co spotkało się z ostrą krytyką ze strony wielu środowisk. John Amaechi, były koszykarz NBA, zatweetował: >>Dzięki futbolowi kraj cofnął się o dekadę. Mówienie na kogoś „czarna p***a” jest oficjalnie okej<<.Obrońca QPR był wręcz zniesmaczony: – P***ą nazwał mnie facet, który posuwał dziewczynę kumpla z drużyny.

Terry i za to miał przechlapane, bo afera z nim w roli głównej, a także partnerką Wayne’a Bridge’a, była na czołówkach bulwarówek przez długie tygodnie. Jimmy Greaves, były napastnik reprezentacji Anglii nie krył zdziwienia, że życie Terry’ego interesuje media aż w takim stopniu. – Straciliśmy setki żołnierzy w Iraku, zabitych zostało 100 tysięcy ludzi, a kraj żyje tym, że John Terry sypia z jakąś laską – mówił.

terry-abramowicz-lampard.jpg
fot. Darren Walsh/Chelsea FC Via Getty Images

TWARDY NEGOCJATOR

Czas płynął, Terry mądrzał, nabierał dystansu, ostatnio dumnie paradował w bluzie z napisem „Black Lives Matter”, kiedy Premier League wystartowała po pandemicznej pauzie. Choć sporo nawywijał – romanse, z których oczywiście nie wszystkie prasa mu udowodniła, przepychanki w nocnych klubach, to skutecznie omijał nałóg, który zniszczył wielu piłkarzy – hazard. Dzięki temu zarobione pieniądze mógł inwestować i robił to bardzo mądrze. Dziś jest milionerem, ale to wynika z dobrych umiejętności negocjacyjnych, a wiąże się oczywiście z zatrudnianiem dobrych agentów.

Gdy do Terry’ego zgłosiło się wydawnictwo, które chciało kupić prawa do jego biografii, krzyknął ponad milion funtów i – jako jeden z nielicznych – dostał. Barwne życie okazało się tutaj pomocne. Chris Nathaniel z NVA Management ostro negocjował warunki z potężnym wydawcą, firmą HarperCollins.

Kumple z drużyny, zapewne poza wspomnianym Bridgem, uważają go za twardziela o gołębim sercu. Kiedy poślizgnął się w finale Ligi Mistrzów w Moskwie, w serii rzutów karnych przeciwko Manchesterowi United, płakał jak dziecko. Gdy kilkuletni chłopiec, który był fanem Chelsea, zmarł na białaczkę, John natychmiast sfinansował jego pogrzeb. W „Guardianie” przed laty udzielił wywiadu pięcioletniemu reporterowi. Fani Chelsea byli zaskoczeni, czytając że Terry miał misia Gordona, z którym, uwielbiał spać. Ale w końcu i on był kiedyś dzieciakiem. – Trochę to kłopotliwe, ale lubiłem spać z Gordonem – wzruszył ramionami twardziel.

Na pewno na życie nie mogą narzekać jego córka i synek. Terry zbudował prawdziwe imperium za pieniądze zarobione na futbolu. Warte 50 milionów funtów ekskluzywne posiadłości są zabezpieczeniem dla następnych pokoleń. To miła spuścizna po tygodniówce wynoszącej 200 tysięcy funtów.

Były obrońca Chelsea wie dobrze, że nieruchomości w Londynie to kapitalna inwestycja, dlatego tak chętnie kupuje kolejne domy. Nie są to jednak zwykłe miejsca. Basen czy pole golfowe za 150 tysięcy funtów, bary, pokoje gier, prywatne siłownie, liczne sypialnie i łazienki o wielkości dwóch salonów w przeciętnym mieszkaniu – to wszystko jest normą w budowlanym imperium JT. John pokochał tereny Surrey, kiedy jeździł do ośrodka treningowego Chelsa – Cobham. Niedawno kupił tam trzecią posiadłość, którą zamierza zburzyć i w jej miejscu zbudować nowy dom.

OFERTA MARZEŃ OD SUŁTANA

Na handlu nieruchomościami potrafi świetnie zarabiać. Przykład? W 2003 roku kupił dom stojący dziesięć minut jazdy od Cobham za 2,2 mln funtów, po czym sprzedał go w 2013 roku za 5 mln. Jeszcze większy zysk przyszedł, gdy od Terry’ego jeden z domów kupił sułtan Omanu. Posiadłość poszła pod młotek za 16 milionów funtów, John pozyskał ją kilka lat wcześniej za 6 mln. Dziewięć sypialni i prywatne jeziorko do łowienia ryb, nic dziwnego, że Terry chciał tam zakotwiczyć z rodziną, ale oferta miliardera była nie do odrzucenia, a były piłkarz nabył inną nieruchomość, oddaloną o rzut kamieniem od tej.

Niedawno wystawił na sprzedaż kolejną posiadłość, ale musi zejść z ceny. Koronawirus uderzył w rynek nieruchomości i kwoty spadły, Terry obniżył więc cenę wystawionego niedawno na sprzedaż domu o pół miliona funtów. Jego żona Toni nie ma zamiaru w nim mieszkać, od kiedy kilku mężczyzn włamało się do środka i ukradło biżuterię wartą blisko 400 tysięcy funtów. Państwo Terry byli wówczas na nartach.

terry-house.png

Ich małżeństwo przetrwało największe sztormy, a para stała się nierozłącznym tandemem biznesowym, który z pomocą mądrych doradców świetnie inwestuje. Dlatego Terry może się bawić w trenerkę, nigdy nie będzie traktował pracy menedżera jako jedynego źródła zarobku po karierze. Asystentura u Deana Smitha w Aston Villi to dobra rola na początku drogi. Z pewnością ktoś z takim CV jak były kapitan Chelsea robi wrażenie na zawodnikach, może wciąż pokazać im kilka zagrań, czy powiedzieć w szatni parę motywujących zdań – z tej perspektywy jest Smithowi niezwykle przydatny. Bycie liderem w takim zespole jak Chelsea ery Romana Abramowicza wymagało gigantycznej charyzmy. To duży atut na starcie w nowej rzeczywistości.

John Obi Mikel, który miał okazję grać z Terrym w barwach The Blues wspominał kiedyś, jak ważne było uznanie ze strony JT w tamtych czasach. – Wygłosiłem przemowę w szatni przed meczem z Middlesbrough. John podszedł do mnie i powiedział: „Teraz jesteś mężczyzną”. A kiedy Terry mówi, że jesteś mężczyzną, to znaczy, że tak jest – opowiadał Nigeryjczyk.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.