Hat trick Karima Benzemy wyeliminował Paris Saint-Germain, a teraz kolejne jego trzy bramki zadały poważne ciosy Chelsea w Londynie. Wycisnął z pierwszego ćwierćfinału tyle, ile się dało. Pokazał, jaka jest różnica między zagubionym i niewykorzystanym Romelu Lukaku a napastnikiem w życiowej formie. Francuz całe życie apelował, aby nie robić z futbolu NBA i nie oceniać gry statystykami, aż sam zaczął wykręcać liczby, do których nie ma podjazdu. 37 goli i 13 asyst na początku kwietnia. Dziś w dyskusji o najlepszym napastniku świata istnieje tylko jedno pytanie: Lewandowski czy Benzema? Przy czym to gwiazda z Lyonu oprócz bycia etatowym superstrzelcem dorzuca jeszcze rozgrywanie i akcenty pięknej gry.
Zasadniczo trudno było to rozegrać lepiej. Karim Benzema oddał cztery strzały i skończył z trzema trafieniami, czym absolutnie zrobił różnicę w Londynie. To jego kolejny hat trick w Champions, bo po wypunktowaniu w pół godziny PSG zajął się Chelsea. Real nie uchodził za faworyta, przynajmniej nie na Wyspach Brytyjskich, ale miał magicznego 34-latka, któremu zajęło to zaledwie 46 minut. Znalazł się w jeszcze jednej sytuacji, ale trudno go winić za niecelne uderzenie, skoro został podcięty i wytrącony z równowagi, gdy noga już zbliżała się do futbolówki. Zmarnował ją, lecz dał wykład z uderzeń głową. W dwóch trudnych sytuacjach pokazał, że nie da się tego robić lepiej – albo pakując piłkę pod poprzeczkę z kilkunastu metrów, albo tak ją kontrując, że odbiła się od murawy jeszcze przed linią bramkową, a już za Edouardem Mendym.
Licznik Karima Benzemy bije. To już 37 bramek i 13 asyst w tym sezonie, czym kasuje swoje personalne rekordy sprzed dekady. Gra z niedoleczoną kontuzją ręki, przybywa mu kolejnych lat, a on jest jeszcze piękniejszy. Można podziwiać Erlinga Haalanda, ale dyskusja o najlepszej klasycznej dziewiątce świata sprowadza się wyłącznie do dylematu: Robert Lewandowski czy Karim Benzema? I nie występując tutaj w roli adwokata Francuza, po prostu zrobilibyśmy mu krzywdę, traktując go wyłącznie jako napastnika. Wykręca niebotyczne osiągnięcia strzeleckie, przy czym w wielu atakach pozycyjnych jest ustawiony niżej niż lewy obrońca Ferland Mendy. To się nazywa inteligencja boiskowa i czucie gry na najwyższym poziomie. Heatmapy nie pokażą Francuza w polu karnym, bo on wbiega w nie wyłącznie po to, aby zdobywać bramki. Zwykle sam zaczyna ataki, napędza je w bocznym sektorze szybkimi wymianami podań, by jeszcze samemu skończyć akcję.
Benzemę trzeba traktować jako strzelca, rozgrywającego i jednego środkowego pomocnika więcej obok Kroosa, Modricia czy Casemiro. Kiedy opuszczał boisko 5 minut przed końcem na rzecz Garetha Bale’a, miał bardzo niepocieszoną minę. Nie tyle chodziło o głód kolejnej bramki, co po prostu dopilnowania osobiście spraw na murawie. Piękno Benzemy objawia się w najprostszych podaniach i pozornie nieistotnych wyborach, kiedy próbujesz zrozumieć, dlaczego to właśnie miało największy sens dla drużyny. On wygrywa rytm, kiedy ruszyć z szalonym, szybkim atakiem, kiedy dać wszystkim oddech, a kiedy zmienić stronę i testować koncentrację przeciwnika. Roztacza wyjątkową aurę, bo trudno uzasadnić to, że mecz po meczu na jego korzyść tak drastycznie mylą się wybitni bramkarze jak Gianluigi Donnarumma czy Edouard Mendy. Kiedy do nich ruszy, stres i presja są większe niż zwykle. Nie można wytłumaczyć szczęściem ani przypadkiem tego, że 34-latek wygrywa większość najważniejszych przebitek.
Na początku spotkania Karim dostał dwa niełatwe dośrodkowania na głowę i zamienił je w dwie bramki. Zaraz po wejściu na boisko dwie kapitalne sytuacje miał również Romelu Lukaku, lecz nie udało mu się nawet oddać celnego strzału. Dostaliśmy dwóch świetnych snajperów w zupełnie różnych stadiach. Widać, że od 19 lutego Belg nie wyszedł w podstawowym składzie w Premier League. Czuć irytację, że z najbardziej zjawiskowego piłkarza ligi włoskiej stał się rezerwowym i zmiennikiem w Londynie. Zwyczajnie przegrał rywalizację z Kaiem Havertzem, ale to musi boleć, że latem wykonano tyle zachodu, aby dostać eksluzywnego, drogiego zmiennika. Może niekoniecznie wyglądał jak ciało obce, tak jak w poprzedniej części sezonu, ale mentalnie Lukaku nie jest w dobrym momencie. Gdyby to był poprzedni sezon, barwy Interu i prawo serii napastnika – on z tych dwóch sytuacji zrobiłby to samo, co Karim Benzema. Tu nie chodzi o umiejętność gry głową czy wykończenie, tylko psychikę w danym momencie.
Zresztą różne stany mogliśmy obserwować na przestrzeni tego spotkania. Od wypracowanej, charakterystycznej pewności siebie Chelsea w pierwszych minutach, po efekt pękającego balona w kolejnych, gdy Benzema z Viniciusem urządzali harce pod bramką, aż do zdruzgotania tuż po przerwie przy błędzie Mendy’ego. W drugiej połowie akurat londyńczycy mieli całkowitą przewagę i wrócili na właściwe tory, ale drogi do bramki nie znaleźli. Niczego nie zmieniła kontuzja Edera Militao, który skacząc na jednej nodze odstawiał brazylijską wersję Kamila Glika. Nie pomogło zamknięcie Realu we własnej szesnastce, bo tam akurat czuje się wygodnie. Pod warunkiem, że pomocnicy wyskakują w porę do przeciwnika. Na końcu trzeba pamiętać, że jest jeszcze stary znajomy Thibaut Courtois, którego dzisiaj pokonać jest niezwykle trudno. Gdyby Real miał wystawić listę piłkarzy, których z pełnym przekonaniem traktuje jako najlepszych na świecie na swojej pozycji, miałby dwóch pewniaków – Courtois w bramce oraz Benzemę w ataku. Nie tylko noszą na plecach tę drużynę, ale też podnoszą sobie poprzeczkę w wyścigu o MVP sezonu.
Karim z Viniciusem przeszli długą i błyskawiczną drogę od hasła „nie podawajcie mu” rzuconego w przerwie meczu do najlepiej współpracującego tandemu. Ruszają na kilku rywali jakby jutra miało nie być, a do tego rozumieją się w ciemno. Vinicius może podać i ruszać na wolne pole, bo z całą pewnością dostanie tam futbolówkę. Porozumiewają się ruchami ciała, a Benzema czyta je jak mało kto. To właśnie jego inteligencja w grze porusza nawet bardziej niż skuteczność, chociaż dopiero to drugie sprawiło, że został piłkarzem w pełni docenianym. Dopiero po odejściu Cristiano Ronaldo naprawdę rozwinął skrzydła. Bo chociaż nadal pracuje na innych, wreszcie stanął na scenie w pierwszym rzędzie.
Królewscy mieli niezastąpioną energię Fede Valverde, cudowne interwencje Courtois, wyprowadzenie piłki Alaby, mądrość Modricia czy poświęcenie Militao, lecz z ostatnich 11 ich bramek to aż 10 należało do Karima Benzemy. Jeszcze nigdy nie szybował tak wysoko, bo cały czas podnosi sobie poprzeczkę. Rozmowa o Złotej Piłce nie jest już wymysłem dziennikarzy ani madrycką kampanią, tylko jak najbardziej poważną rozmową. Zgłosi się Lewandowski, zgłosi się Mohamed Salah, ale część głosów Benzema już zgarnął tym, co wyczynia na początku fazy pucharowej. I to nie na tle byle kogo, tylko obrońcy trofeum i drużyny o nieograniczonych środkach finansowych.
To szokujące, że jeszcze kilka lat temu część kibiców lamentowała, gdy Florentino Perez przedłużał umowę z Francuzem. On z każdym rokiem staje się coraz bardziej elegenacki, skuteczny i decydujący. Thomas Tuchel rzucił w pomeczowych nerwach, że dla niego dwumecz jest już rozstrzygnięty. Spokojnie, futbol nie takie rzeczy już widział. Chelsea też nie zagrała na dwubramkową stratę, ale nie miała dotyku geniuszu Benzemy. Czego nie dotknie, zamienia w złoto, stąd rozmowy o najpopularniejszej indywidualnej nagrodzie wkroczyły na zupełnie inny poziom. Jak mówi się w Madrycie: futbol to prosta gra, rywalizuje 11 na 11, a na końcu zawsze strzela Benzema.
Komentarze 0