TYGODNIÓWKA #49. „Presja w zawodzie trenera jest jak małpa, która siedzi ci na plecach”. Panie Tuchel, czekamy na pana w Premier League

Zobacz również:Hybrydowy Bayern Monachium. Triumf drużyny, która w repertuarze ma wszystko
fot. Jean Catuffe/Getty Images

Zwolnienie Thomasa Tuchela z PSG to świetna informacja. Może nie dla niego samego, ale już dla fanów Premier League – tak. Otwiera to bowiem Niemcowi bramkę na autostradzie do ligi angielskiej, a takich ludzi nam trzeba. Zresztą, stara, ludowa mądrość brzmi: zwalniają, znaczy będą zatrudniać. W piłce nikt nie znalazł jeszcze wyłącznika do tej szalonej karuzeli.

Niedawno wrócił nawet Sam Allardyce, o czym pisałem TUTAJ w poprzedniej Tygodniówce. Za chwilę wróci Mauricio Pochettino, zapewne zastąpi Tuchela w Paryżu, potem wskoczy na karuzelę Massimiliano Allegri. Wielcy trenerzy nie potrafią żyć bez presji, ciągłego stresu. Jak powiedział kiedyś sir Alex Ferguson: – Wielu moich kolegów, którzy zerwali z tym nałogiem, jest już w grobach.

I dziś będzie właśnie o presji w świecie menedżerów.

JAK HASZYSZ I SEKS

– Największa presja to brak presji – rzekł kiedyś filozoficznie Arsene Wenger, ale coś w tym jest. Bo cóż to za frajda, kiedy nikt od ciebie niczego nie wymaga? Francuz jest zresztą idealnym przykładem człowieka, który znalazł się pod ścianą. Ostatnie lata jego pracy na The Emirates – gdzie być może za moment wyląduje Tuchel – były naznaczone obustronnym cierpieniem na linii fani-menedżer. Wenger nie był w stanie budować kolejnych Arsenalów na swoją dawną modłę, a kibice za nimi tęsknili. Nie chcę powiedzieć, że nie umiał podążać z duchem czasu, po prostu inni rośli w siłę, za dużo wrogów, zbyt wiele frontów do ogarnięcia. Klub z The Emirates istnieje nadal po jego odejściu, nie mogło być inaczej, jednak dziś stanowi jedynie utracone imperium. To samo mogą zresztą powiedzieć fani Manchesteru United, bo na Old Trafford cień Fergusona od kilku lat skutecznie wprowadza chłód i nie pozwala cieszyć się pełnym słońcem. Nawet, gdy Ole Gunnar Solskjaer i jego drużyna wygrają kilka meczów.

To Wenger często mówił o presji w zawodzie menedżera i towarzyszącej mu adrenalinie. – Jedni szukają jej paleniu haszyszu, inni w uprawianiu seksu, czy prowadzeniu samochodu wyścigowego. My, menedżerowie, doświadczamy tych ekstremów permanentnie. W ciągu jednego tygodnia możesz znaleźć się na samym szczycie i na samym dole – mówił.

Menedżer Peterborough Barry Fry, wypowiedział w końcówce lat 90. zdanie, które ładnie poniosło się w Anglii. : – Nie ma znaczenia, czy odnosisz sukcesy, czy jesteś beznadziejny, czy prowadzisz Peterborough United czy Manchester United. Presja podąża za tobą wszędzie, jest jak małpa, która siedzi ci na plecach.

STRES? JAKI STRES?

Przeczytałem w życiu dziesiątki wywiadów z menedżerami większych i mniejszych klubów, sam jako dziennikarz wielokrotnie rozmawiałem z polskimi i zagranicznymi trenerami. Każdy z nich w inny sposób starał się poradzić sobie z wymaganiami, łączyło ich jedno: nieuchronność dymisji. Najwięksi szczęściarze dostawali oferty i po prostu zmieniali klub, najwybitniejsi sami podejmowali decyzję o odejściu, jak wspomniany Ferguson. Wspólnym mianownikiem było jednak dla nich doświadczanie stresu. I często brak litości ze strony przełożonych.

Niektórzy potrafili się oczywiście cieszyć wykonywaną pracą. Wydaje mi się jednak, że trener, na którego twarzy nie odbijają się piętna kolejnych porażek czy nieprzespane noce wynikające z ustalania nowej taktyki czy dumania nad personaliami, to nigdy nie jest topowy trener. Zdarza się oczywiście, że takowy pracuje w dużym klubie, ale zazwyczaj nie utrzymuje się na topie przez lata. Jeśli nie wiecie o co mi chodzi, spójrzcie na twarz Jose Mourinho, na jego wory pod oczami. Nie trzeba być psychologiem, by zrozumieć, że facet jest pracoholikiem, że wydrenował swój organizm po kres możliwości, a żadna z jego cudnych ironii czy metafor nie przykryje poczucia odpowiedzialności za wynik.

Ruud Gullit starał się w latach 90. przekonać dziennikarzy, że bycie menedżerem to żadna wielka sztuka. – Stres to masz wtedy, kiedy nie wystarcza ci pieniędzy i żyjesz na ulicy, czy leżysz w szpitalu, walcząc o życie. Stres to bycie na dnie tabeli, tutaj jest czysta radość – przekonywał Holender jako menedżer Chelsea.

Ale dzisiaj takie podejście już by się nie sprawdziło. To rywalizacja pomiędzy menedżerami – na podejście indywidualne do zawodników, nowinki techniczne, taktyczne, na sztaby i ich liczebność, na przyciąganie kibiców atrakcyjnością gry zespołu, sprawiły, iż menedżer przypomina coraz bardziej maszynę wielofunkcyjną.

D... W KRAJALNICY BEKONU

Pewien reporter z Irlandii powiedział kiedyś podczas mundialu do Micka McCarthy’ego, że wyglądał podczas meczu na zdenerwowanego. – No cóź – odparł ówczesny selekcjoner kadry. – Próbujesz siedzieć sobie na ławce, ale czujesz, że twoja dupa jest włożona do krajalnicy bekonu.

To zresztą McCarthy stwierdził dawno temu, jeszcze jako trener Millwall: – Powiedziałem prezesowi, że jeśli kiedykolwiek będzie chciał mnie zwolnić, niech zabierze mnie do miasta, postawi obiad, parę kufli piwa i cygaro, a potem spieprzam.

Choć istnieje wśród trenerów pewna teoria dotycząca zwolnień, jest ona rzadko głoszona. Chodzi o to, że większość z nich w istocie zasłużyła na dymisję. Niewielu się do tego przyzna, w końcu łatwiej powiedzieć, że wszystko zrobiło się super. Kryteria zwolnienia są oczywiście całkowicie inne w Sheffield United, a inne w Manchesterze City. Zdarzają się historie, w których menedżer może z drużyną spaść i dostanie szansę na powrót do ligi, ale zdecydowana większość przypadków to opowieść przerostach ambicji, prowadzących do kolejnych dymisji. Dlatego tak wiele angielskich klubów, choć już nie tylko angielskich, ma w ciągu kilku sezonów kilku różnych trenerów. Kiedyś menedżerowie pracowali po parę lat, niektórzy, jak David Moyes w Evertonie, czy wyjątkowi Wenger i Ferguson, ponad dekadę lub ponad dwie dekady. Dziś to niewykonalne.

Ta rola bardzo się zmieniła na przestrzeni lat. Od gości, którzy byli z drużyną, niczym jej integralna część, jak kumple, po samotne wilki, które nie mogą nikomu ufać. Tommy Docherty, który prowadził wiele klubów nad Tamizą, powiedział w jednym z wywiadów, że „przez większość czasu menedżerowie muszą być oszustami, hipokrytami, bo to jedyna droga do przetrwania”. Miał z pewnością na myśli głównie lawirowanie pomiędzy opowieściami sprzedawanymi prezesom, obietnicami składanymi piłkarzom i gadkami do dziennikarzy na konferencjach prasowych.

Na początku lat 90. Tony Waddington dostał posadę w Stoke City. Zadzwonił do niego Joe Mercer z Aston Villi i powiedział: – Moja rada to: nigdy nikomu nie ufaj, a kiedy odłożysz słuchawkę, nie ufaj już także mnie.

MENEDŻEROWIE SĄ JAK RYBY

Thomas Tuchel już to wszystko wie. Choć jest młodym trenerem, w piłkarskim biznesie widział dużo. Świetny tekst napisał o nim zresztą Michał Trela, rzućcie okiem w wolnej chwili, bo warto – znajdziecie go TUTAJ. Wokół samej jego dymisji z PSG narosło sporo dziwnych tematów. A to nie takie tłumaczenie wywiadu, a to konflikt z górą, dla której wszystko mogło być pretekstem. Nevermind. Świat pędzi tak szybko, że szkoda się nad tym zatrzymywać.

To co wiemy, to fakt, że Niemiec jest świetny w swoim fachu. Że choć paryżanie nie grali ostatnio na miarę możliwości, to jednak poradził sobie z tą szatnią o ego wielkim jak wieża Eiffle’a. Że piłkarze go lubią, bo on ceni ich – dowodem czułe pożegnanie ze strony Kyliana Mbappe i to publiczne. Że potrafi nie tylko dostrzec talent, ale i go rozwinąć. To nam kogoś przypomina i choćby z tego względu, możliwości starcia z Juergenem Kloppem, potrzebujemy go w Premier League.

Trudniej tutaj o trofea, ale ta liga to gwarantowany rozwój dla Tuchela i zysk dla samej ligi. Andre Villas Boas, który połamał sobie zęby na Premier League, powiedział niedawno o Tuchelu: – To skandal, że takiego szkoleniowca nie ma na liście nominowanych do nagrody dla trenera roku wg FIFA.

– Menedżerowie są jak ryby. Po pewnym czasie zaczynają śmierdzieć – wyznał kiedyś w swoim stylu charyzmatyczny Giovanni Trapattoni, który żegnał się z Fiorentiną.

Najważniejsze jednak jest bycie wiernym ideałom. Tuchel chce, by jego drużyny grały ofensywny futbol, a my chcemy oglądać takie ekipy w Anglii. Bez względu na to, czy obejmie Arsenal, czy inny klub, a może wybierze pracę w innym kraju, czy z jakąś reprezentacją, kolejne dymisje nadejdą, już dziś można przewrócić klepsydrę. Wydaje mi się, że trenerzy wiedzą o tym we współczesnych czasach dużo wcześniej niż kiedyś Trapattoni, nie muszą zbierać długich lat doświadczenia, by zrozumieć sam fakt zwolnienia.

– Kiedy przyjdzie dymisja, nie będę płakał – powiedział Jose Mourinho, gdy pierwszy raz pracował w Chelsea. – Nacieszę się rodziną, a potem, w kolejnym tygodniu czy miesiącu obejmę inny klub. Pamiętajcie o tym, że najbogatsi menedżerowie to ci, którzy są najczęściej wywalani.

Jak to często bywa, miał cholerną rację.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.