TYGODNIÓWKA #50. Niepopularna opinia, która rozpętała burzę. Karen Carney kasuje konto na Twitterze po słowach o Leeds United

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
fot. Richard Sellers/PA Images via Getty Images

Nie wiem, czy w przypadku wypowiedzenia co najmniej dziwnej teorii na temat futbolu płeć osoby, która ją wygłasza powinna mieć znaczenie. Ale w tym przypadku zdecydowanie wysuwa się to na pierwszy plan. Karen Carney za jedno zdanie została wrzucona do tradycyjnej maszyny mielącej ludzką godność, czego jednak innego można spodziewać się po Twitterze?

Mam z tą sprawą problem. Ale po kolei, bo przecież nie każdy musi znać temat. Występująca w roli ekspertki przy okazji meczu West Bromu z Leeds United Karen Carney powiedziała na antenie Amazon Prime, że drużyna Marcelo Bielsy dostała się do Premier League dzięki koronawirusowi. To oczywiście spore uproszczenie, cokolwiek miała na myśli. Użyła jednak zwrotu „because of covid”, a na słowa trzeba uważać, jeśli operujesz na materii tak czułej, jak piłka nożna. Okej, powiedziała jednak, trudno. W końcu ekspert ma prawo myśleć i mówić na co ma ochotę. Myślę, że to był jednak spory skrót myślowy, zważywszy na fakt, iż Carney podawała przykłady z poprzednich lat, gdy drużynom Marcelo Bielsy (także już w Leeds) brakowało paliwa w końcówce sezonu. Covid miał więc być o tyle pomocny, że zespół w czasie lockdownu naładował baterie i ruszył mocno po awans. Kiedy spojrzymy więc na wszystko w szerszym ujęciu, słowa nie brzmią jak kontrowersja.

Teza nie spodobała się jednak w klubie z Elland Road, więc osoba wrzucająca posty na Twitter postanowiła – mówiąc najprościej – „zdissować” panią Carney. Ale nie jakoś przesadnie. I tutaj zaczyna się tak naprawdę cała historia. 33-letnia była piłkarka reprezentacji Anglii wpadła pod walec. Tweet ze strony klubu, cytujący ekspertkę, podkreślający, że drużyna Pawi wygrała przecież ligę z przewagą 10 punktów, a także machający, za pomocą emotki, do Amazon Prime, spuścił na kobietę prawdziwą lawinę szamba.

Kibice zaczęli obrażać Carney, w typowy dla hejterów sposób („kobieta nie powinna wypowiadać się na temat piłki”, „wracaj do kuchni” – to te najłagodniejsze „opinie”). W efekcie pani ekspert zamknęła konto na TT, żegnając tym samym 78 000 obserwujących.

Kto w tym sporze ma rację? Wszyscy poza chamami, powiedziałbym w największym skrócie. No bo powiedziała tak, w porządku. Można się nie zgadzać? Jasne. Ja na przykład uważam, że to nietrafiona opinia i uważałbym dokładnie tak samo, gdyby wygłosił ją Alan Shearer czy Ian Wright. Czy oficjalne konto Leeds powinno się ustosunkowywać do tego w taki sposób? Tutaj lód na stawie jest najcieńszy. Bo pracownik, który to zrobił, musiał wiedzieć, za jaki sznurek pociąga. I dla dobra sprawy mógł sobie odpuścić. W świecie mediów społecznościowych najważniejsze jest myślenie dziesięć kroków do przodu. Dlatego właśnie ludzie często kasują tzw. alkotweety, kiedy rano zaczynają ogarniać, że to nie miało sensu. Domyślam się jednak (chcę wierzyć), że ten był pisany na trzeźwo.

Nikt tutaj wprost nie uraził Carney, a szef Leeds United, pan Andrea Radrizzani, uważa wręcz, że to ona uraziła klub. Ponieważ, jego zdaniem, taka opinia krzywdzi wszystkich, którzy pracowali ciężko na sukces, jakim był awans do Premier League. Uznano zatem, że nie ma powodu, by przepraszać 144-krotną reprezentantkę kraju. W środę – tak informował dziennik „Daily Mail” – zaproszono ją jednak na Elland Road, by zrobiła reportaż przed meczem z Crawley w FA Cup. Tweet nie został jednak usunięty.

Twitter działa na zasadzie, którą znam od lat dziecięcych, kiedy często jeździłem z ojcem na ryby. Jak dobrze zanęcisz, z głębokiej wody przypłyną sztuki, które chętnie skosztują kawałka. Tak postrzegam dzisiaj, po ponad dwóch latach nieobecności nad brzegiem tego bajora, samą istotę Twittera. Wszystko ma tam krótki termin przydatności. Sprawa, która istotna jest rano, wieczorem zostaje wyparta przez nową „aferę”. Obie są tak samo nieistotne. Rzucasz zanętę, ryby przypłyną, zjedzą i odpłyną. I tyle. Czasem któraś złapie się na haczyk, jakaś połknie go zbyt głęboko.

Wiem doskonale, że wiele razy – i to niestety na trzeźwo – zawaliłem sprawę na Twitterze. Będąc rezydentem tego ekosystemu, strzelałem słowem szybciej niż myślą i ani się nie zorientowałem, a już głupota, która przyszła mi do łba, lądowała na moim profilu. Z perspektywy czasu uważam to za duży błąd, ale już swojej nieobecności tam – z pewnością nie, bo samo medium przeszło fatalną ewolucję wsteczną. Mój kumpel-dziennikarz, który nie pisze na co dzień o sporcie, założył konto jakieś dwa miesiące temu i momentalnie się zawinął. „W życiu nie widziałem takiego gówna” – nie dowierzał.

Gary Lineker podkreśla, że futbol to materia, o której nie da się rozmawiać bez emocji i wie o tym każdy komentator – łapany za słówka, oskarżany bezpodstawnie o klubowe sympatie lub antypatie, a także każdy ekspert, który ośmieli się skrytykować jakiś klub. Wygłaszanie opinii to zawód, w którym trzeba mieć podwójny pancerz.

Legendarna piłkarka z USA, Meghan Rapinoe napisała, że to wstyd i ma oczywiście rację. Chciałbym jednak, aby wstyd był wtedy, gdy obrażana jest kobieta, jak i facet. Żebyśmy żyli w świecie, w którym opinie obu płci ważą tyle samo, ale obie na tych samych zasadach ponoszą konsekwencje. I żeby tymi konsekwencjami był proste niezgodzenie się z kimś, fajne argumenty, zamiast automatycznego opluwania. Carney całe swoje życie poświęciła piłce i nie można jej zarzucić tak po prostu, że się na futbolu nie zna, to nieuczciwe.

Carney skasowała konto z powodów oczywistych – nie chciała czytać o sobie kolejnych obelg. W Leeds uważają, że nikt jej nie zaatakował, że podano tylko fakty. Że szanują jej osiągnięcia, ale nie mogą się z nią zgodzić. Jeden z pozoru niewinny tweet i do widzenia. Ale można też odwrócić sytuację – jedna wygłoszona opinia i bye, bye. Kobieta, która przychodzi do studia przygotowana, jest lubianą personą, udziela się w akcjach charytatywnych i nagle znajduje się w oku cyklonu.

Wiecie kto zawinił najbardziej? Ani Carney, choćby nie wiem za jaki farmazon uznać jej opinię o Leeds, ani może nawet sam klub. Zawinili, jak zawsze, ludzie. Obserwatorzy. Followersi. Ci o najgorszych instynktach. Koniecznie muszący się podzielić z resztą świata opinią, której nigdy i nigdzie nie mogliby wyrazić, gdyby nie istniał Twitter. Taką o „wracaniu do kuchni” i taką o „kobietach, które nie powinnny dyskutować o futbolu”. Reszta to już wodospad nie do zatrzymania. Ale właśnie dlatego tak niebezpieczne jest podawanie karmy, nęcenie, bo wtedy z szuwarów wypłynąć mogą najohydniejsze kreatury. Takie, których być może wcale nie chciałeś nigdy zobaczyć.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.