TYGODNIÓWKA #61. Kompromitacja Tottenhamu. To duży obciach przegrać z drużyną, której trener poszedł do więzienia

Zobacz również:Nie tylko oczywiste hity i gwiazdy. Wybieramy ciekawe ruchy w Premier League, które zasługują na większą uwagę
fot. Tottenham Hotspur FC/Tottenham Hotspur FC via Getty Images

Kiedy tylko zabrzmiał ostatni gwizdek w meczu Dinama Zagrzeb z Tottenhamem, w internetowej encyklopedii ktoś już zdążył dopisać przy nazwisku Mislava Orsicia: „Jego szalone umiejętności zabrały Spurs nadzieję na kolejne trofeum”. Przede wszystkim jednak hat trick Chorwata obnażył taktykę Jose Mourinho. Portugalczyk myślał, że zwycięstwo 2:0 w pierwszym meczu daje mu poczucie bezpieczeństwa. To miał być rutynowy lot z lądowaniem w następnej rundzie.

Dla 28-letniego pomocnika ten wieczór stał się najważniejszym w piłkarskiej karierze. Dotychczasowa nie była usłana różami, na próżno szukać tam sezonów życia i wielkich meczów. Przygoda w Chinach, kilkanaście występów w młodzieżowych reprezentacjach, pięć w tej seniorskiej.

Były pomocnik Tottenhamu, Glenn Hoddle, był zszokowany brakiem reakcji na gola Dinama, tym, jak piłkarze oglądali się na siebie, szukając tego, który weźmie odpowiedzialność. „Stracili serca do gry” – podsumował gorzko.

To kompromitacja Tottenhamu. Jose Mourinho przed derbami północnego Londynu przeciwko Arsenalowi mówił, że nie patrzy za siebie, ale w górę tabeli Premier League. Mecz z Kanonierami (którzy też nie błysnęli w Lidze Europy w starciu z Olympiakosem, ale awansowali), jego drużyna ostatecznie przegrała. Ten sezon w wykonaniu Spurs jest kiepski, szczególnie od końcówki ubiegłego roku.

Przed niedzielnym meczem z Aston Villą drużyna z Londynu zajmuje ósme miejsce w tabeli Premier League. I choć do innej stołecznej ekipy, Chelsea, która zamyka teraz stawkę w Top 4, traci zaledwie 6 punktów, to biorąc pod uwagę fakt, jak The Blues grają pod wodzą Thomasa Tuchela, a także jaki zastrzyk motywacji dał im awans do kolejnej fazy Ligi Mistrzów i wyeliminowanie Atletico Madryt, trudno uwierzyć, by Tottenham mógł dogonić zespół ze Stamford Bridge.

Na Tottenham Hotspur Stadium kluczowych było kilkanaście dni w grudniu. W połowie miesiąca Spurs znaleźli się na czele ligi, by na trzy dni przed zamknięciem roku spaść na siódme miejsce. I choć łącznie spędzili na szczycie 23 noce, czyli więcej niż we wcześniejszych dziesięciu sezonach razem wziętych, to żaden z fanów Tottenhamu nie ma dziś prawa się z tego cieszyć.

Presja na zdobycie trofeum jest olbrzymia. Po to właśnie został zatrudniony Mourinho. Nie musiało być efektownie, miało być przede wszystkim efektywnie. Cel: poprawić pozycję z poprzedniego sezonu, czyli szóste miejsce w lidze, wrócić do Top 4 i włożyć cos do klubowej gabloty. 12 sezonów oczekiwania na jakikolwiek puchar to zdecydowanie za dużo, jak na klub z takimi ambicjami, takimi piłkarzami i tak pięknym, nowym i drogim stadionem. Zresztą warto pamiętać, że kiedy Tottenham sięgał po Puchar Ligi, najmniej istotne trofeum w Anglii, pokonując w 2008 roku Chelsea, był to ich pierwszy sukces od 9 lat. Łącznie w ciągu ostatnich blisko trzech dekad Spurs sięgnęli po dwa trofea. W historii klubu tych ważnych sukcesów było 17. Sam Mourinho wywalczył podczas trenerskiej kariery 20.

Wygląda jednak na to, że Portugalczyk nie daje żadnych gwarancji na poprawę sytuacji. Tylko w obecnym sezonie Premier League prowadzona przez niego drużyna przegrała 9 spotkań. W karierze menedżerskiej 58-latka zdarzyło się to tylko raz, w Chelsea, gdy tracił posadę w kampanii 2015-16.

W Zagrzebiu Tottenham przegrał zasłużenie. Ta kompromitacja to kumulacja wracającej karmy. Miło patrzeć jak ginie kunktatorstwo. Wiele razy w tym sezonie Spurs wygrywali, choć to rywale mieli przewagę, choćby 2:0 z Manchesterem City w ubiegłym roku. Przeciwko chorwackim walczakom przekonali się, jak to działa w drugą stronę. Bo choć mieli przewagę w posiadaniu piłki, to pokazali, że niewiele potrafią w takich okolicznościach zdziałać. Rywal awansował zasłużenie – częściej faulował, strzelał, miał więcej rzutów rożnych, ale przede wszystkim – zimną krew Orsicia pod bramką Tottenhamu. Nie ma żadnego wytłumaczenia dla londyńczyków.

Portugalczyk jasno próbuje dać do zrozumienia, że to zawodnicy, nie on, zawiedli na całego. – W ciagu 90 minut i potem, w pierwszej połowie dogrywki, jeden zespół postanowił zostawić na murawie wszystko, drugi, czyli mój, nie wyglądał, jakby grał jakieś ważne spotkanie. Powiedzieć, że czuję się smutny, to nic nie powiedzieć. Podstawa w piłce to podejście i tym nas pokonali – mówił na gorąco po ostatnim gwizdku.

Po raz trzeci w karierze Mourinho jego drużyna przegrywa w europejskich pucharach różnicą trzech bramek. Dwie z tych porażek poniósł za sterami Tottenhamu, poprzednio ulegając RB Lipsk, w marcu 2020 roku.

Zespół z północnego Londynu najprawdopodobniej zlekceważył gospodarzy, o czym najdobitniej świadczy końcówka dogrywki, gdy wziął się do pracy. Wtedy oddał blisko drugie tyle strzałów, co w całym wcześniejszym spotkaniu. Za późno.

To duży obciach przegrać z drużyną, której trener właśnie poszedł do więzienia. Zoran Mamić otrzymał wyrok – cztery lata – po czym zdecydował się na rezygnację z posady. ten wyrok za przekręty, chodziło o defraudowanie pieniędzy z transferów, nie przeszkodził w niczym piłkarzom. Sześć lat dostał jego brat, Zdravko, były dyrektor wykonawczy klubu z Zagrzebia. On jednak zdążył zwiać do Bośni.

W taki sposób otworzyła się szansa przed Damirem Krznarem, byłym piłkarzem Dinama. Wydawało się, że został postawiony przed niewykonalną misją, a jednak zdołał wyrzucić za burtę Tottenham. Orsić, który wysłał londyńczyków po hot-dogi w czwartkowy wieczór, był nie tak dawno przymierzany do West Bromwich Albion. Chciał go tam ściągnąć Slaven Bilić, ale ostatecznie pogoniono samego Bilicia. Cena wynosiła około 15 mln funtów. Ciekawe, ile kosztowałby dzisiaj.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.