TYGODNIÓWKA #66. Cristiano Ronaldo w Manchesterze United, Lingard jak McConaughey, Traore drugim Burneiką

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
Fot. Getty/graf. Kacper Dudziak

Od kiedy John O’Shea założył siatkę Luisowi Figo, w piłce nożnej nie zdziwi mnie już nic. Nawet powrót Cristiano Ronaldo do Manchesteru United. Od medialnych doniesień do prawdziwych ruchów czasem droga jest bardzo daleka, ale tak samo myśleliśmy, kiedy sir Alex Ferguson zaprzeczał transferowi Portugalczyka do Realu Madryt. W Tygodniówce dam wam odpocząć od Superligi, zbyt wiele jest innych, ciekawych tematów do dyskusji.

Nazywam to bulgotaniem pod pokrywką. Coś się dzieje, coś nadciąga. 36-letni Ronaldo na Old Trafford? Oglądałbym, to oczywiste, zwłaszcza, że wiemy, iż biologiczny wiek megagwiazdy Juventusu jest znacznie niższy.

Dolores Aveiro, mama CR, powiedziała kiedyś, że gdy jej synek był mały, nazywano go „cry-baby”. Płakał bowiem za każdym razem, kiedy koledzy nie podali mu piłki, albo nie grali tak, jakby sobie tego życzył. Od dziecka przygotowywał się do roli egocentryka, który odniesie sukces, na przekór wszystkim.

Sen się spełnił, a scena, na której Cristiano przedstawił się światu na dobre, była czerwona. To jeden z najważniejszych transferów w erze Fergusona. Zawsze głodny zwycięstw. Wymagających od innych tak jak od siebie. Chory po porażkach. To cechy, jakie Szkot pokochał u Ronaldo i paru innych wielkich zawodników w historii Manchesteru United.

Czy taki powrót może się w ogóle wydarzyć? No i czy ma on sens? Ze względu na to, co dzieje się w Juve – tak. Andrea Agnelli się skompromitował. Drużyna pożegnała się z Ligą Mistrzów po porażce z FC Porto. Florentino Perez mówi, że powrót na Bernabeu, do Madrytu, to bajki. A United zawsze przyjmie go z otwartymi ramionami. Zresztą, Ole Gunnar Solskjaer miał okazję występować z Portugalczykiem, a teraz mogliby razem powalczyć o mistrzostwo Anglii.

Kontrakt CR wygasa w przyszłym roku, a Juventus chętnie pozbyłby się obciążenia. Realnie patrząc, gdyby MUTD chciał zatrudnić swoją byłą gwiazdę, ta musiałaby zejść około 50 procent z obecnego uposażenia. Jestem w stanie wyobrazić sobie, że Ronaldo nie będzie grał w najbliższych dwóch-trzech latach dla pieniędzy, coś tam raczej odłożył. Chodzi o ambicję, jaka napędzała go przez całą karierę.

Ferguson żartował kiedyś, że zmienia zakład z Ronaldo w trakcie jego trwania. Panowie rzucali na stół określoną sumę funtów i jeśli Cristiano osiągał jakąś barierę goli, np. 17, sir Alex mówił, że przy piętnastu podnosił poprzeczkę. – Mogłem to robić, w końcu byłem menedżerem – śmiał się Szkot.

Suma, za jaką Juventus miałby sprzedać największą gwiazdę wynosi 28 mln funtów. Pieniądze śmieszne dla United, jak na to, co wokół tego ruchu można zrobić w świecie podnoszącym się z kolan po pandemii. Marketingowo byłby to znakomity ruch, ludzie powracający na stadiony, udając się do klubowego sklepu, pewnie najchętniej sięgaliby po trykot Portugalczyka. Wątpię, by utracili wiarę w jego magię. Byłoby to również piękne domknięcie pewnej historii, która zaczęła się w meczu Sportingu z Manchesterem United, po którym piłkarze Czerwonych Diabłów poszli do Fergusona i poprosili, by kupił tego chudego, niesamowitego chłopaka.

***

Leo Messi strzelił 468 goli w La Liga. Przeczytałem, że to dokładnie tyle, ile mają na koncie dwaj najlepsi snajperzy w historii Premier League – Alan Shearer i Wayne Rooney. Razem wzięci. Argentyńczyk potrzebował do tego, bagatela, 418 meczów mniej. Jedną z największych porażek poniesionych przez nas, kibiców Premier League, jest to, że Messi nigdy w niej nie zagrał.

***

Pewnie widzieliście to parę razy w kinie. Jest jakiś aktor, którego nie bardzo szanowaliście, ale nagle dostaje rolę, w jakiej po prostu wymiata. Myślicie sobie wtedy: wow, serio on tak umie? Wcześniej oglądaliście go np. w głupiej komedii, raczej nieśmiesznej, a nagle przeobraża się w charyzmatycznego typa w serialu, który jest absolutną petardą. Pierwszy przykład, jaki przyszedł mi do głowy, to Matthew McConaughey i jego wejście z drzwiami w „True Detective”. Jasne, rok wcześniej było już „Witaj w klubie” czy genialna scena w „Wilku z Wall Street” z jego udziałem, ale to był raczej facet kojarzony z białymi zębami surfera niż z wybitnym aktorstwem.

Pomyślałem o tym, czytając w „Daily Mail” tekst na temat przemiany Jessego Lingarda, który z niechcianego w Manchesterze United rezerwowego stał się gwiazdą West Hamu United i zrobił to tak szybko, jak przyspiesza na pustej autostradzie Porsche.

Jest coś, co łączy go z hollywoodzkim aktorem – obaj chcieli odkleić się od swojego wizerunku. McConaughey pragnął nie być słodkim chłopakiem z komedii romantycznych, Lingard – „Instagram footballerem”, szczerzącym zęby na selfies. Obu się udało.

Nie ma w zasadzie momentu, w którym piłkarz nie mógłby się obudzić. Niektórzy łapią odpowiednią świadomość w wieku 19 lat, inni nieco później, ale najważniejsze, by w ogóle to zrobić.

Aktorzy przygotowują się do roli, czasem do brutalna przemiana, jak właśnie ta, którą przeszedł McConaughey w „True Detective” – z banalnie przystojnego faceta stał się pokiereszowanym przez życie wyrzutkiem, z obsesją poszukiwania prawdy. Lingard też poświęcił sporo, by nie zawieść Davida Moyesa, reżysera najnowszego filmu, w jakim miał zagrać. Zatrudnił więc kucharza do domu, przeszedł na restrykcyjną dietę, biegał z kumplami, a wieczorami oglądał na YouTube filmiki ze swoimi akcjami, by uwierzyć, że naprawdę potrafi grać. Psychika w piłce to połowa sukcesu. Plus ludzie, którzy na ciebie stawiają, wierzą w twoje umiejętności. Lingard stworzył wokół siebie pozytywny ekosystem i okazało się, że jest bardzo dobrym piłkarzem. Jeśli West Ham United zagra w Lidze Mistrzów, to właśnie on będzie dla mnie największym zwycięzcą sezonu, aktorem z Oscarem za pierwszoplanową rolę.

***

O ile Lingard stracił wiarę w moc mediów społecznościowych, będąc przekonanym, że to boisko da mu jednak najwięcej sławy, Adama Traore podąża w innym kierunku. Potężnie zbudowany zawodnik Wolverhampton zademonstrował na swoich stories filmiki, na których podciąga się w salce do ćwiczeń, z uwieszonym na nim trenerem przygotowania fizycznego. Imponujące, naprawdę, w przeciwieństwie do liczb Hiszpana w tym sezonie. Traore miał pewien moment przebudzenia, gdy zaczął strzelać i asystować, co sprawiło, że mogliśmy traktować go mniej jako lekkoatletę, bardziej jako piłkarza, ale teraz wszystko wrócił do normy.

25-latek pokazuje więc, jaki jest mocny, jednak boisko to nie siłownia i na nim następuje weryfikacja. 35 meczów w tym sezonie, 1 gol, 2 asysty – te cyferki są naprawdę śmieszne. Lata lecą, a Traore z zawodnika przymierzanego do największych klubów w Anglii staje się niestety Robertem Burneiką. Czekam na moment, w którym wrzuci filmiki, na których je „stejki”, czy krzyczy po hiszpańsku: „nie ma lipy!”.

***

Przyznam się do czegoś osobistego – ostatnio przepadłem na stronie „Classic Football Shirts” i postanowiłem, że spełnię wszystkie swoje marzenia z dzieciństwa, kompletując koszulki, jakich nie mogłem mieć jako kilku- czy kilkunastolatek, bo po pierwsze po prostu nie dało się ich dostać, po drugie – kiedy już się dało, nie miałem pieniędzy. Kolekcja moich piłkarskich rzeczy w okolicach drugiego roku studiów nie była okazała: szalik West Hamu United (nie wiem skąd), podrabiana koszulka AC Milan, wreszcie trykot reprezentacji Anglii z przełomu wieków, przywieziony przez przyjaciela z Londynu – mam do dziś i to perła w koronie.

Przeglądając długimi godzinami koszulki, szukałem ikon, kilku sztuk, które zdefiniowały całe moje dorastanie z piłką, niektóre są absurdalnie drogie i na pewno jest bariera nie do przekroczenia (chodzi bardziej o psychikę niż kwotę), inne nie mają odpowiedniego rozmiaru. Skończyło się na meczówce Milanu z lat 90., koszulce Cantony z logo Sharp, z czasów United, reprezentacji Holandii z 1988 roku, koszulce Anglii z napisem GASCOIGNE z Italia ’90 i stroju Alana Shearera z Newcastle. Dorzucę do tego Olympique Marsylia z reklamą PANASONIC, Arsenal z JVC i to będzie komplet. Trochę w nich pochodzę, potem oprawię w ramy i nacieszę oko.

Obiecałem sobie, stojąc jako 16-latek z pustym portfelem przed sklepem sportowym w Paryżu, że wrócę tam kiedyś i będę miał tych kilkadziesiąt franków, żeby wejść do środka i kupić ten skarb. Przeglądanie tych koszulek, obserwowanie, kupienie ich, a następnie obserwowanie, jak zaczynają długą podróż do Warszawy, jakoś mnie wzrusza i uświadamia mi, dlaczego tak bardzo kocham piłkę nożną, a twory w stylu Superligi nie są i nie będą już nigdy moim światem. I tak sobie siedzimy, ja i mój portfel, ocierając łzy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.