Jeśli nasze oczekiwania przed konfrontacją Manchesteru United z Liverpoolem mielibyśmy opierać na tym, co działo się w meczach obu drużyn w Lidze Mistrzów, to szykuje się coś wspaniałego. Starcie dwóch najbardziej utytułowanych klubów w historii angielskiej piłki, nazywane Derbami Anglii, dla The Reds będzie ważnym testem potwierdzenia klasy w obecnym sezonie, a dla gospodarzy szansą na odbudowanie wizerunku po wpadce z Leicester City. Pytań jest sporo. Czy Mohamed Salah utrzyma snajperską formę? Czy Cristiano Ronaldo przełamie się w lidze po trzech spotkaniach bez gola? Czy Juergen Klopp znów nie da się pokonać United? No i – wiadomo – czy Ole Gunnar Solskjaer się nadaje?
Mają w pamięci „popisy” defensywy Manchesteru United na King Power Stadium, kibice tego zespołu z trudem szukają pewnie optymizmu przed przyjazdem Salaha i spółki. Czerwone Diabły staną w niedzielę przed wielkim wyzwaniem: na Old Trafford zamelduje się zespół, który w obecnym sezonie oddaje średnio 21 strzałów na mecz i to wcale nie ślepe naboje, są przecież najskuteczniejszą ekipą Premier League.
W Leicester MU pozwolił gospodarzom na oddanie aż jedenastu celnych strzałów. To nie tylko rekord obecnego sezonu, ale też niezwykle rzadkie zjawisko w przypadku United. Aż trudno w to uwierzyć, ale tylko raz – od kiedy tego typu statystyki są liczone – ekipa z czerwonej części Manchesteru zanotowała podobny występ. Wtedy rywalem był Arsenal, który bombardował bramkę Davida De Gei, ale Manchester mecz wygrał, bo był niezwykle skuteczny.
SALAH TO UWIELBIA
Kiedy Liverpool sięgał po tytuł mistrzowski w sezonie 2019-20, to na tym etapie sezonu wykręcał podobne liczby pod bramką przeciwników. Najistotniejsze są oczywiście nie same stworzone okazje, ale konkrety, czyli strzały celne. Ostatnie trzy kampanie Premier League to zdecydowana dominacja Manchesteru City w tym aspekcie. Powtarzalność zespołu Pepa Guardioli w tym elemencie jest niesamowita – zawsze w granicach siedmiu strzałów na mecz. Efekty – piorunujące. Taka regularność pozwala bowiem zakręcić się wokół stu bramek i to przełożenie jest dość klarowne.
Olbrzymia w tym oczywiście zasługa Salaha. Egipcjanin ma udział w co drugim trafieniu ekipy z Anfield. Właśnie potwierdził klasę w Lidze Mistrzów, dzięki bramce zdobytej z Atletico został przy okazji pierwszym graczem w historii Liverpoolu z golem w dziewięciu kolejnych meczach. W Premier League strzela (7 goli) i asystuje (4 razy). Prowadzi w kluczowym klasyfikacjach ofensywnych. Także jeśli chodzi o kontakty z piłka w polu karnym przeciwnika. Salah uwielbia taki sposób grania, w im lepszej jest dyspozycji, tym gorzej dla rywali, bo łapie luz, wchodzi częściej w drybling i to się kończy dla defensywy katastrofą, jak w meczu z Watfordem.
A i na Old Trafford lubi ostatnio grać – dwie jego poprzednie wizyty na tym obiekcie kończyły się bramkami. Żaden zawodnik z Anfield jeszcze nigdy nie trafiał na boisku United trzy razy z rzędu. Ogólnie jednak Salah nie jest katem Manchesteru. W lidze strzelił mu tylko dwa gole.
Solskjaer nie musi się jednak wstydzić za swoich ofensywnych graczy, gdy zestawi ich dokonania z liverpoolczykami. O ile problemem jest defensywa, czy zakładanie skutecznego pressingu, pod bramkami rywali Czerwone Diabły potrafią zaszaleć. W tym sezonie potrafili strzelić aż 16 goli.
Oczy kibiców zwrócone będą na Cristiano Ronaldo, Portugalczyk w środowy wieczór był tym, który napisał puentę w thrillerze z Atalantą w LM, gdy United gonili wynik z 0:2 na 3:2. Dojdzie do ciekawej sytuacji – na jednej murawie zobaczymy dwóch zawodników, którzy oddają najwięcej strzałów na mecz w tym sezonie Premier League, Salaha i Ronaldo, choć to Egipcjanin częściej trafia w światło bramki.
CR7 jest pod delikatną presją. W lidze sytuacja, w której nie strzeliłby gola w czterech kolejnych spotkaniach, nie zdarzyła mu się od 2017 roku i z pewnością nie chce tego powtarzać. Choć w Leicester był niewidoczny, a w starciu z Evertonem nie pomógł drużynie, wchodząc z ławki, to wciąż powrót Ronaldo na Old Trafford musimy oceniać jako bardzo udany. Jego obecność na boisku to dodatkowy smaczek. Niedawno Klopp powiedział przecież, że Salah to najlepszy piłkarz świata, to uczucie Cristiano zna doskonale, potwierdzały je Złote Piłki, a i dziś nie przyznałby pewnie racji Niemcowi. Dopóki Portugalczyk pozostanie na dużej scenie, niemożliwe jest, by uznał kogokolwiek za lepszego od siebie samego. Na Old Trafford czeka go trudne starcie z Virgilem van Dijkiem, bo przecież to holenderski obrońca, nie Salah, będzie miał za zadanie go powstrzymać. A efekty ostatnich trzech takich meczów są intrygujące – Ronaldo nie zanotował ani gola, ani asysty, choć w dwóch przypadkach – finałach Ligi Narodów i Ligi Mistrzów, to zespół obecnego napastnika United był górą.
REKORDZISTA KLOPP
Myślę, że to będzie zupełnie inne spotkanie niż to w poprzednim sezonie. Wszyscy mamy pamięci protesty fanów United, którzy wdarli się na stadion, potem przełożenie spotkania i wreszcie zwycięstwo LFC 4:2. Przedłużyło ono serię meczów The Reds bez porażki z MU do sześciu. Wszystkie za kadencji Kloppa, rzecz jasna. Żaden menedżer Liverpoolu nie poprowadził tej drużyny do siedmiu kolejnych batalii z Czerwonymi Diabłami, w których nie dał się pokonać. Klopp może więc przejść do historii, ale nie tylko z takiego powodu. Od kiedy Niemiec pracuje na Anfield drużyna wygrała już 199 meczów i ta wygrana numer 200. akurat na Old Trafford byłaby pyszna. Kenny Dalglish potrzebował do takiego wyczynu 333, Bob Paisley 345 spotkań, a Bill Shankly 380.
O ile Klopp pracuje ciężko na odzyskanie tytułu, Solskjaer musi jeszcze myśleć o utrzymaniu posady. Na starcia z tak dysponowanym Liverpoolem nie ma lepszych lub gorszych momentów, ale dla Norwega to wyjątkowo przeklęty rywal. Czy jako menedżer MUTD, czy wcześniej Cardiff, nie potrafił pokonać The Reds na poziomie Premier League. Przełamanie się akurat teraz byłoby zbawienne i znów wyciszyło nieco dyskusje wokół OGS, aż do następnego spotkania.
Klopp nie ukrywa, że jest zachwycony formą swojego zespołu, szczególnie w ofensywie, ale dużo dałby za wynik 1:0. – Kocham wygrywać mecze w takich rozmiarach. To w zupełności wystarczy, plus mamy czyste konto. Strzelanie goli jest super dla budowania poczucia pewności siebie, ale poleganie tylko na tym to pierwszy krok do pójścia w złym kierunku mówi Niemiec.
Oby nie miał racji, bo czekamy przecież na festiwal goli.