O to, czego spodziewać się po najgłośniej komentowanej polskiej premierze jesieni, zapytaliśmy reżysera Macieja Bochniaka i scenarzystę Łukasza Sychowicza.
Opinie po opublikowaniu pierwszego trailera? Nie najlepsze. 1000 łapek w górę i ponad 8 tysięcy w dół robią swoje. Inna sprawa, że polscy widzowie mogli oczekiwać przeniesienia zagranicznej wersji jeden do jednego. I taki był jeden z pomysłów na polskie The Office. Ostatecznie zdecydowano się na podobny sztafaż i zbliżonych bohaterów, ale już historia będzie zupełnie inna. Z wieloma wątkami, które mogą zrozumieć tylko polscy widzowie.
Będą odcinki, w których polecieliśmy całkiem daleko. Nie chcę za wiele zdradzać, ale pewnego razu w schowku biura Kropliczanki zostanie znaleziony krzyż, a wśród pracowników nastąpi schizma - wyjawia Sychowicz.
Pomysł na polskie The Office przyniosła producentka Dorota Kośmicka - Gacke, która ma w swoim portfolio szereg szalenie popularnych produkcji telewizyjnych: Rodzinkę.pl, Kasię i Tomka, Czas honoru czy Londyńczyków. Do produkcji nad scenariuszem zaangażowano trójkę znających się już przedtem i doskonale rozumiejących autorów: Łukasza Sychowicza, Mateusza Zimnowodzkiego i Jakuba Rużyłło. Tego ostatniego fani polskiego rapu mogą kojarzyć z ksywy Muflon. Kierownikiem literackim został ceniony krytyk filmowy Michał Oleszczyk a reżyserem twórca kinowego hitu Disco Polo, Maciej Bochniak.
Producenci sami się do mnie zgłosili, bardzo się z tego ucieszyłem. Ja wywodzę się z dokumentu, a The Office ma właśnie taki rys. To jest bardzo oryginalny, a przy tym trudny dla reżysera format. Nie ma muzyki, nie ma postprodukcji, wszystko w formie mockumentu - opowiada Bochniak.
Mockumentu, czyli formy dość widowiskowej, ale spotykanej w głównym nurcie stosunkowo rzadko. Pod tą nazwą nie kryje się nic innego niż tzw. fikcyjny dokument, czyli produkcja udająca dokumentujący rzeczywistość film dokumentalny. Najsłynniejsze mockumenty to m.in. Chłopaki z baraków, Współczesna rodzina oraz Borat i Bruno z Sachą Baronem Cohenem. I oczywiście oryginalne The Office.
Szczególnie ciężko jest oswoić się z pracą kamery. Ona jest tu dodatkowym bohaterem, czasem jest blisko konkretnej postaci, żeby widz dostrzegł drobne gesty, czasem filmuje cały plan. Trzeba było ją zrozumieć, nam trochę to zajęło, ale potem jej praca była już dla nas naturalna. Odczuliśmy to, gdy na planie pojawiali się aktorzy, grający role gościnne i na początku było im trudno. My mieliśmy to już przerobione - wspomina Bochniak.
Brytyjska wersja The Office była realizowana w latach 2001-2003. Była świetna, ale towarzyszący jej humor odbierano jako... depresyjny? Na pewno nie był to lekki żart dla każdego. Lżejsze okazało się The Office amerykańskie, kręcone w latach 2005-2013. Ale dyskusje o tym, czy lepszy był Ricky Gervais, czy Steve Carell, będą trwały pewnie do końca świata.
Łukasz Sychowicz, nazwany przez Michała Oleszczyka największym znanym mu fanem amerykańskiego The Office, zastanawiał się, który typ humoru jest bliższy polskiemu odbiorcy, Ostatecznie doszedł do wniosku, że o ile być może bardziej pasuje do nas (jako Polaków) wisielczy żart i szarobury klimat rodem z Wielkiej Brytanii, o tyle polski widz ceni sobie lekkość. Dlatego nasze The Office ma być bardziej w klimacie amerykańskim. I - co zgodnie podkreślają obaj rozmówcy newonce - pełen absurdalnych scen.
Pisząc scenariusz wiedziałem, że porywam się na coś, co jest moją prywatną świętością, dlatego jedynym wyjściem było napisanie własnych scenariuszy, a nie adaptowanie oryginalnych, amerykańskich. Na pewno łatwe było to, że jako fan oryginału miałem pierwowzory bohaterów w głowie. Nie zastanawiałem się, czy będzie OK, jeśli Michał powie coś, czy nie powie, bo po prostu to wiedziałem. Ale gdzieś tam ciążyła ta wizja porównywania naszej pracy do czegoś tak genialnego, jak oryginalne The Office - opowiada scenarzysta. Siłą wersji brytyjskiej i amerykańskiej była ich uniwersalność. Niezależnie od tego, w jakim kraju mieszkał widz (i z jakiego kręgu kulturowego pochodził) siłą rzeczy musiał choć trochę zidentyfikować się z pracownikami biura, przygniatanymi szeregiem firmowych absurdów. A nawet jeśli nigdy nie otarł się o pracę w takim miejscu, to jego hierarchiczność - bezlitośnie zresztą wyśmiewana - jest czymś, z czym na pewnym etapie życia zmierzył się każdy. I pod tym względem polska wersja ma nie ustępować oryginałom.
Maciej Bochniak nie zadawał swoim aktorom prac domowych, polegających na gruntownej znajomości wersji z Wielkiej Brytanii i USA. Prosił tylko, żeby każdy choć trochę zapoznał się chociaż z The Office amerykańskim, by wyczuć klimat, w jakim będzie się obracać jego postać.
Wolałem pracować spontanicznie. Widziałem, która aktorka czy który aktor przychodził rano do pracy zmęczony, bo na przykład pół nocy opiekował się płaczącym dzieckiem. I wtedy rozmawiałem z nim, żeby przemycić fragment jego historii do fabuły. Inni z kolei od rana tryskali energią. Pytałem, czy widzieli coś ciekawego, idąc do biura, może podsłuchali jakąś rozmowę w autobusie. Starałem się, żeby trochę poczuli, że są w prawdziwym biurze, że to jest rodzaj pracy, do której trzeba przyjść rano - wspomina reżyser. I dodaje, że zdjęcia kręcono w prawdziwym biurze, a żeby aktorzy lepiej wczuli się w role, musieli nauczyć się prostych biurowych czynności. Na przykład obsługiwać podstawowe programy komputerowe. Albo biurowy ekspres do kawy.
Albo ksero. Po zakończeniu zdjęć wszyscy umieli kserować - śmieje się Bochniak.
Może być tak, że nie wszyscy kupią polskie The Office od razu. Ja też w wersję amerykańską wsiąkłem dopiero po kilku odcinkach, to jest po prostu taki specyficzny typ serialu.. Ale dałem mu szansę i nie żałuję - dopowiada Sychowicz.
The Office PL jest dostępne na antenie CANAL+ od 22 października. W rolach głównych zobaczymy m.in. Piotra Polaka, Adama Woronowicza i Vanessę Alexander.