Ulice nędzy i miliony, które dostały nóg. Trzy lata prezydentury George’a Weaha

Zobacz również:Hybrydowy Bayern Monachium. Triumf drużyny, która w repertuarze ma wszystko
Supporters Of George Weah Reject Election Results In Liberia
Fot. Chris Hondros/Getty Images

George Weah był kiedyś w Paryżu jak Neymar i Mbappe. Został jednym z najlepszych piłkarzy Afryki w dziejach, a potem wrócił do Liberii i wygrał wybory na prezydenta. Właśnie minął trzeci rok jak stoi na czele państwa. Politycy opozycji mówią: „George przeniósł gospodarkę z toalety do szamba”. 96 procent mieszkańców kraju żyje za mniej niż dwa dolary dziennie.

Mogłoby mu się już nie chcieć. Siedziałby przy kominku w willi w Monrowii, zerkałby na Ocean i opowiadał wnukom jak to dziadek za piłką wędrował: od pastwisk Wybrzeża Kości Słoniowej i Kamerunu, przez Monaco, aż do magicznego Paryża i jeszcze dalej, choćby do Milanu. Mógłby zerkać na stan konta w apartamencie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie kończył karierę. Albo osiąść we Francji i żyć jak król, bo przecież całe życie ten przydomek za nim chodził. Był „Królem Lwem” i „Królem Georgem”, wszędzie lubianym i hołubiony. A potem zetknął się z brutalnym światem polityki i bańka prysła.

Jego legendę najlepiej uwiecznia Youtube: Weah jest tam perłą, piłkarzem ze ścięgnami jak guma, który mknie po boisku jak szalony i zawsze wybiera dobrze. To on rozkochał w sobie kibiców PSG, a potem globalną sławę zyskał we Włoszech, jako jedyny afrykański piłkarz sięgając po Złotą Piłkę. To była połowa lat 90., czas bogacenia się globalnego futbolu i coraz częstszych przykładów, że nawet chłopak ze slumsów może zostać milionerem. Weah wychował się z babcią w tekturowej chacie. Piłka uratowała mu życie. Gdy robił karierę w Europie, w jego kraju trwała wojna domowa. W latach 1989 - 2003 w Liberii zginęło aż ćwierć miliona ludzi.

DWANAŚCIE LAT WALKI O STOŁEK

To jest ziemia przeklęta. Jeden z dziesięciu najbiedniejszych krajów świata. Liberia w XIX wieku była pierwszą w Afryce republiką dla uwolnionych czarnoskórych niewolników ze Stanów Zjednoczonych. Przybysze zza Oceanu zniewolili tubylców, a dalej był już tylko konflikt i śmierć. W 2014 roku kraj spustoszyła też epidemia Eboli. Tutaj nigdy nie było normalnie, a jedyną radością prostego ludu był Weah, człowiek o statusie Boga, który wielokrotnie wspierał kraj swoimi pieniędzmi oraz apelował do ONZ o interwencję. Rebelianci w odwecie spalili dom jego kuzynów, biorąc ich jako zakładników.

Weah jeszcze jako piłkarz poważnie myślał o polityce. Wiedział, że ludzie za nim pójdą. Karierę zakończył w 2003 roku, a już dwa lata później startował w wyborach na prezydenta. Przegrał w drugiej turze z ekonomistką po Harvardzie, Ellen Johnson Sirleah. Wiedział, że musi zrobić maturę i że najpierw dobrze byłoby zostać senatorem. W międzyczasie skończył studia. Założył front koalicyjny i dopiero za trzecim razem, w 2017 roku ponad 60 procent narodu powiedziała: tak. Weah został zaprzysiężony jako czwarty najmłodszy prezydent w historii Afryki. Podczas uroczystości towarzyszyli mu Samuel Eto’o i Didier Drogba, inni wielcy piłkarze, którzy w swoich krajach też potrafili wpływać na politykę. Liberia pierwszy raz od 74 lat poczuła czym jest demokracja, choć dopiero tutaj Weaha zrozumiał, że świat polityki różni się od świata piłki.

To też jest ciekawe: na Złotą Piłkę czekał i pracował dziesięć lat, a na bycie prezydentem - dwanaście. Szybko przekonał się, że murów jest więcej niż mostów. Zaczął odważnie: byłym dygnitarzom kazał zwrócić służbowe auta, sam zrezygnował z jednej czwartej pensji. Zachęcał też do tego posłów, choć ci najpierw klaskali podczas przemówienia, a potem i tak twardo trzymali się zarobków. Trzymać było się czego: pensja posła w Liberii wynosi 15 tysięcy dolarów.

SMUGA NIEDOPOWIEDZEŃ

Ludzie w Liberii mówią: zmieniło się wszystko, żeby nie zmieniło się nic. Weah rządzi już trzy lata, ale w tym czasie ani nie zminimalizował ubóstwa, a korupcja stała się jeszcze częstsza niż dawniej. Kiedyś był tu kochany, dzisiaj ciągnie się za nim smuga niedopowiedzeń i żali. Już w pierwszym roku prezydentury nowa szefowa portu w Monrowii zatrudniła na kierowniczych stanowiskach trzech braci prezydenta. Chwilę później on sam kupił sobie odrzutowiec, rzekomo by odbywać zagraniczne podróże.

Weah jednak poza Liberię wylatuje rzadko: na początku próbował znaleźć nić porozumienia z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem, ale nić nawet, jeśli przez moment była, to raczej się urwała. Zamiast kolejnych podróży znowu wybiegł na boisko, mając na karku 51 lat chciał jeszcze raz przypomnieć się piłkarskiemu światu. Zagrał w spotkaniu z Nigerią i wytrwał prawie do końca spotkania. Tego samego dnia w reprezentacji grał też jego syn, Timothy Weah - oczywiście pod inną szerokością geograficzną, bo młody wybrał nie Liberię, a Stany Zjednoczone. Urodził się w końcu w Nowym Jorku.

O prezydencie Liberii często mówi się, że nie mówi wszystkiego wprost. Ma nieruchomości w kilku krajach, choć skrzętnie to ukrywa. W 2017 roku odmówił płacenia alimentów, zasłaniając się ograniczonymi zasobami. W tym samym czasie media donosiły o zakupie nowych posiadłości - nowej pasji byłego piłkarza PSG, która o dziwo rozkwitła dopiero wtedy, gdy przejął stery w polityce.

ZNIKAJĄCE STO MILIONÓW

Największą aferę ujawnił dwa lata temu dziennik „Hot Pepper”. Mianowicie chwilę przed zaprzysiężeniem nowego prezydenta rząd zamówił w Szwecji wydrukowanie 16 miliardów liberyjskich dolarów (kraj nie ma własnej mennicy). Pieniądze przypłynęły do portu w Monrowii, ale potem nagle przepadły. To samo spotkało zamówienie z Chin. Worki widziane były na lotnisku, ale potem wzięła je uzbrojona eskorta i o dziwo nie obrała kursu na Bank Centralny.

Weah prosił o pomoc zaprzyjaźniony rząd Stanów Zjednoczonych. Padły oskarżenia w kierunku byłych rządzących, ale ci odparli, że skoro kasa zginęła podczas panowania Weahy, to niech Weah teraz tej kasy szuka. W kraju znowu zapanował chaos, a na ulice wyszli demonstranci. Weah obiecał normalność i porządek, tymczasem cały czas się z czegoś musi tłumaczyć. „Kiwał na boisku, kiwa teraz”, mówią ludzie. Były bohater świata futbolu nie przywykł do krytyki. A kiedy ta się pojawiła, maski opadły. Pojawiła się agresja.

Dwa i pół roku temu Weah oskarżył dziennikarza BBC Jonathana Paye-Layleha o wyjątkowo brutalne działania przeciwko jego rządowi. Zalecił nawet: wyjeźdź z kraju, bo moi zwolennicy potrafią być agresywni. Ale Paye-Layleh dalej mieszka w Monrowii i dalej pisze o tragicznej sytuacji w Liberii. W BBC pojawił się artykuł z wypowiedziami matki pięciorga dzieci, która stwierdziła wprost: „Pierwszy raz nie jestem w stanie niczego im dać. Nie stać mnie nawet na parę kapci”. Kraj w 2020 roku zanotował trzyprocentowy spadek PKB. Covid-19 i brak turystów jeszcze bardziej dokręci śrubę.

ALKOHOL Z CHIN

Kryzys Liberii zaczyna przypominać sytuację z Zimbabwe. Inflacja rośnie, a ludzie z budżetówki, choćby nauczyciele i lekarze długimi miesiącami nie dostają pieniędzy. Widok kolejek do bankomatów jest tu chlebem powszednim. Niektórzy czekają godzinę, a potem odchodzą z pustymi rękoma. Wracają kolejnego dnia z nadzieją, że tym razem coś trafią. Weah swoim nazwiskiem miał przyciągnąć do kraju zagraniczne inwestycje, ale jedyny znak zagranicy, który widać na ulicach to tani chiński alkohol.

Większość ludzi tylko na to ma pieniądze. Abraham Darius Dillion z opozycji powiedział na łamach BBC: „George Weah poniósł porażkę. Gospodarka przeniosła się z toalety do szamba”. Ostatnio zrobiono mu specjalne podsumowanie przedwyborczych obietnic. Na 87 udało się zrealizować 5.

To oczywiście jest wojna opinii. Przychylniejszy byłemu piłkarzowi PSG „France 24” w styczniu pytał ludzi w Monrowii jak im się żyje i wśród biedoty wciąż drzemie wielka nadzieja. Weah wybudował kilka nowych dróg, zniósł czesne na studia, dużo mówi o potrzebie edukacji i tutaj ludzie mu klaszczą. Zaginione sto milionów do dzisiaj się nie odnalazły. Ostatnie dane z Banku Światowego mówią, że 4,8 miliona ludzi w Liberii żyje za mniej niż dwa dolary dziennie.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.