To rzadki obrazek, a jednak coś takiego faktycznie się wydarzyło - kiedy podczas tegorocznego festiwalu w Cannes główną nagrodę zdobył obraz Parasite, najgłośniej klaskał... twórca jego głównego rywala, Pewnego razu w Hollywood.
Ale fanów kina to w ogóle nie powinno dziwić. Quentin Tarantino od lat deklaruje się jako wielki fan pochodzącego z Korei Południowej Bonga Joon-Ho. Kiedy układał swoją filmową listę wszech czasów, umieścił na niej dwa obrazy Koreańczyka: Zagadkę zbrodni i The Host. Potwór. Ba, żeby spotkać się ze swoim idolem, poleciał nawet na festiwal filmowy do Korei Południowej. Osobliwe? Facet, w którego filmach chce grać każdy aktor, nagle zachowuje się jak typowy fan. Tyle że Tarantino to przede wszystkim fan kina. Zwłaszcza takiego, jakie serwuje Bong Joon-Ho.

W polskich kinach oglądaliśmy m.in. Snowpiercera. Arkę przyszłości, Okja i wspomnianego Potwora. Wszystko to filmy dość dziwne: mainstreamowe, a jednak z autorskim, artystycznym duchem. I podobnie jest z Parasite, najbardziej utytułowanym filmem Bonga Joon-Ho, za który otrzymał Złotą Palmę w Cannes, podczas najważniejszego na świecie festiwalu filmowego. To opowieść o ubogiej, koreańskiej rodzinie, która mieszka w suterenie i stara się przeżyć od pierwszego do pierwszego. Kiedy syn otrzymuje niespodziewanie pracę jako nauczyciel córki bogatego małżeństwa, momentalnie dedukuje, co w tym momencie powinien zrobić i... przekonuje swoich szefów, żeby zatrudnili także jego siostrę. A to dopiero początek niespodzianek - wybaczcie, nic więcej wam nie powiemy, bo w filmie znajdziecie przynajmniej kilka bardzo mocnych twistów.
Na pewno Parasite nie jest w duchu Quentina Tarantino, natomiast ma kilka cech, które pozwalają zestawić go z obrazami wielkiego amerykańskiego mistrza. Przede wszystkim chodzi właśnie o to zestawienie autorskiego stylu z kinem masowym; w końcu Parasite jest skonstruowany według reguł dobrego kryminału, czy raczej komedii kryminalnej. A co do komedii - humor, często makabryczny. A co do makabreski - wyjątkowo luźne podejście do przemocy. Sami widzicie, że Tarantino może się w tym filmie przejrzeć.
Poza tym to wyjątkowo inteligentna produkcja, bo świetnie portretująca nierówności klasowe w Korei Południowej. Dosłownie i w przenośni - przecież ci ubodzy żyją tu pod ziemią, co jakiś czas walcząc z zalewającą ich mieszkanie żyburą, z kolei bogacze w piwnicach mogą mieć co najwyżej swoje winiarnie. Albo... jeszcze co innego. OK, znowu musimy ugryźć się w język. Jeśli w każdym razie zastanawiacie się, czy iść - koniecznie. Będziecie bawić się jak źli, a i po seansie co nieco będzie do przemyślenia.
W polskich kinach Parasite obejrzycie od 20 września, dystrybutorem filmu jest Gutek Film. A my z przyjemnością patronujemy mu medialnie.
