Kiedyś to oni znikali z rynku najszybciej. Dziś nikt już jednak nie wali drzwiami i oknami, zabiegając o ich usługi. Sporo uznanych weteranów cały czas czeka na konkretne oferty, które pozwolą im wrócić do NBA na kolejny sezon. Oto najbardziej znane nazwiska pozostające bez zatrudnienia.
Przerwa między sezonami NBA wchodzi w zdecydowanie najnudniejszą fazę. Za nami największe fajerwerki, a kolejnych na horyzoncie na razie nie widać. Już niemal wszyscy topowi wolni zawodnicy podpisali nowe umowy. Z kolei nic nie rusza się w sprawie transferów. Na przeprowadzkę wciąż czekają więc Kyrie Irving, Kevin Durant czy Donovan Mitchell, a zdaje się, że ich obecne kluby nie mają nic przeciwko, by przeciągnąć rozmowy transferowe co najmniej aż do rozpoczęcia nowych rozgrywek.
To może być też jeden z powodów ogólnego braku aktywności na rynku w ostatnim czasie. Bo choć łącznie już ponad 100 zawodników podpisało tego lata nowe kontrakty, to zdecydowana większość zrobiła to w pierwszych tygodniach lipca. Teraz na rynku kluby z trudem znajdują już wartościowe uzupełnienia składu.
Wciąż bez zatrudnienia pozostaje jednak spora grupa znanych weteranów. To ex-gwiazdy, które kiedyś cieszyły się popularnością i uznaniem, a dziś z trudem łapią się do składu jakiejkolwiek drużyny.
Ma 38 lat na karku, a za sobą udany powrót do ligi. Wypadł z NBA na dłuższą chwilę, lecz po roku przerwy udowodnił, że wciąż może swojej drużynie pomagać. Carmelo Anthony mimo tego zostaje bez klubu na kolejny sezon. Poprzednie rozgrywki spędził w Los Angeles u boku LeBrona Jamesa. Kolejny już rok wypadł zresztą całkiem solidnie. Nikt nie wymaga od niego cudów, a on ze swoją nową rolą nie ma najmniejszego problemu.
Tym bardziej dziwi, że z nikim się jeszcze nie dogadał. Powrót do Lakers jest jak najbardziej możliwy, a słychać było też o zainteresowaniu ze strony Golden State Warriors. Tam przynajmniej Anthony miałby większą szansę na pierwszy mistrzowski tytuł w karierze. Nie można też wykluczyć powrotu do Nowego Jorku. 38-latek ostatnio zagrał tam zresztą letnią gierkę, po której fani większości drużyn zaczęli oznaczać konta swoich ulubionych klubów na twitterze z prośbą o podpisanie Anthony’ego.
Momentami aż przykro patrzeć, jak toczy się kariera niegdyś znakomitego podkoszowego, który jednak swoich drużyn do sukcesów nie ciągnął. Demarcus Cousins przez kolejne kontuzje ma coraz większe problemy, by odgrywać w NBA jakąkolwiek rolę. Poprzedni sezon dokończył w barwach Denver Nuggets, lecz tam 31-latek nie tylko łapał kolejne urazy, ale też jak zawsze często wdawał się w pyskówki z sędziami, czym swojej pozycji w zespole na pewno sobie nie poprawił. Drużyna z Kolorado wolała zresztą podpisać umowę z DeAndre Jordanem, niż przedłużyć kontrakt z Cousinsem.
To dość kontrowersyjna decyzja, bo Jordan w ostatnich latach też ma w lidze coraz mniejsze znaczenie, ale na pewno jest lepszym defensorem obręczy i lepszą opcją na podania lobem od młodszego kolegi. Nuggets mieli też ponoć wątpliwości, czy Cousins będzie w stanie odpędzić od siebie kontuzje. Warto jednak dodać, że to najmłodszy gracz na tej liście.
On przez chwilę był już nawet na emeryturze. LaMarcus Aldridge przez problemy z sercem odwiesił buty na kołek w kwietniu ubiegłego roku, by po kilku miesiącach zmienić zdanie, oczywiście za zgodą lekarzy. To jednak właśnie problemy zdrowotne w poprzednim sezonie mocno wpłynęły na formę 37-latka. Raz był w kadrze meczowej, raz go nie było. Ostatecznie zagrał w 47 spotkaniach, ale w drugiej części sezonu Steve Nash zupełnie nie widział dla niego miejsca w rotacji.
Aldridge jest już po prostu zbyt wolny. Na razie nikt się zresztą po niego nie zgłosił, choć sam zainteresowany w razie co ma jeszcze jedną interesującą opcję. W maju sam odezwał się na instagramie do Ettore Messiny, a więc nowego szkoleniowca mediolańskiej Olimpii. Panowie współpracowali w San Antonio Spurs, gdzie Messina był asystentem Gregga Popovicha. Propozycja gry we Włoszech była pół żartem, pół serio, ale Aldridge może nie mieć innego wyboru.
Zdaje się, że bezpowrotnie minęły czasy, gdy Blake Griffin był jednym z najbardziej ekscytujących zawodników w całej lidze. Kiedyś jego wsady były codziennością, dziś każdy kolejny lot nad obręczą jest wielkim wydarzeniem. Griffin w barwach Brooklyn Nets przypomniał kilka razy o swoich umiejętnościach i na pewno miał sporo dobrych momentów. Trener Steve Nash z konieczności odkurzył go nawet w serii pierwszej rundy przeciwko Boston Celtics. Nowojorczycy i tak przegrywali, więc niewiele było do stracenia.
33-latek starał się jak mógł i w trzecim meczu dał nawet fajny zastrzyk energii, ale młodszy i bardziej atletyczny Jaylen Brown potem bezlitośnie ośmieszał byłego króla wsadów. Mimo tego kilka klubów miało się nim tego lata interesować, lecz do dziś Griffin pozostaje bez kontraktu. Najgłośniej było o powrocie do Miasta Aniołów, gdzie podkoszowy mógłby ponownie przywdziać trykot Clippers albo napisać nowy rozdział i zagrać dla Lakers.
Jeszcze jeden zawodnik, którego nieskutecznie wskrzesić próbowali Brooklyn Nets. W trakcie poprzedniego sezonu strony ustaliły zresztą, że czas się rozstać, lecz zainteresowanie usługami 37-letniego skrzydłowego było znikome. Ostatecznie udało się Paula Millsapa wrzucić do wymiany razem z Jamesem Hardenem i obaj wylądowali w Filadelfii.
Nie była to jednak do końca udana przygoda, ale przynajmniej Harden będzie miał jeszcze szansę napisać kilka rozdziałów i z lepszej strony pokazać się kibicom 76ers. Millsap już raczej nie. W jednym ze spotkań pozwolił Giannisowi Antetokounmpo na zdobycie 15 punktów, choć sam spędził na parkiecie ledwie dwie minuty. To dlatego dziś znów nie wzbudza niemal żadnego zainteresowania. Chyba nadszedł czas na zajęcie się innymi sprawami. Otwarci na jego powrót w jakiejś roli powinni być Atlanta Hawks, którzy przyjęli już Kyle’a Korvera (jako doradcę) oraz Jeffa Teague’a (jako skauta).
Zbliża się powoli ten moment, w którym Rajon Rondo transformuje się z zawodnika w trenera. Już w tym roku mówiło się, że gdyby to Juwan Howard objął stanowisko pierwszego szkoleniowca Los Angeles Lakers, doświadczony rozgrywający mógłby znaleźć się w jego sztabie. 36-latek poprzedni sezon rozpoczął tymczasem jako… zawodnik Lakers. W trakcie rozgrywek bez żalu oddano go jednak do Cleveland Cavaliers, gdzie początek miał całkiem udany, lecz potem dopadły go problemy zdrowotne.
Łącznie rozegrał zresztą w ubiegłych rozgrywkach tylko 39 spotkań. To jego drugi najniższy wynik w karierze; mniej meczów zaliczył tylko w zakończonym przedwcześnie z powodu zerwanego więzadła sezonie 2013/14. Pozostaje jednak mądrym graczem i dobrym kreatorem gry. Niekoniecznie jest jednak wzorowym weteranem. Kilka miesięcy temu miał grozić swojej byłej partnerce przy ich dzieciach, a choć do sądu wpłynął początkowo w tej sprawie pozew, to ostatecznie został oddalony i temat ucichł. Podobnie jak kwestia nowego domu Rondo w przyszłym sezonie.
O tego pana martwić się nie trzeba. Dwight Howard już zapowiedział, że jeśli nie znajdzie sobie klubu na przyszły sezon, to najprawdopodobniej wejdzie do świata... wrestlingu. 36-latek traktuje jednak WWE jako opcję zapasową. Chciałby przede wszystkim wrócić na kolejne rozgrywki do Los Angeles Lakers. Wciąż może być bowiem cennym podkoszowym zmiennikiem, co pokazał przez trzy ostatnie sezony w Mieście Aniołów oraz w Filadelfii, nawet jeśli najlepsze lata dawno ma już za sobą. Ale w ograniczonej roli nadal bywa bardzo przydatny.
Poprzedni sezon to średnio nieco ponad kwadrans gry w 60 meczach dla Lakers i statystyki na poziomie sześciu punktów oraz sześciu zbiórek w każdym spotkaniu. Mówiło się o zainteresowaniu ze strony Brooklyn Nets, ale Howard podobnie jak kilku innych zawodników z tej listy może na razie czekać na rozwój sytuacji transferowej Kevina Duranta oraz Kyrie Irvinga, zanim zdecyduje się na podpis na kontrakcie.
To Charlotte Hornets dali mu w zeszłym sezonie szansę na powrót do NBA, a on odwdzięczył się całkiem solidną postawą w 17 spotkaniach. Na razie jednak mowy o przedłużeniu współpracy z Isaiah Thomasem nie ma. Szerszenie monitorują bowiem sytuację swojej ex-gwiazdy Kemby Walkera, który w ubiegłym miesiącu trafił do Detroit, lecz najprawdopodobniej zostanie przez Pistons wykupiony i trafi na rynek.
Opcją zapasową ma być właśnie Thomas, który grał co prawda mało, ale okazał się lubianą postacią w szatni. Szybko znalazł sobie tam miejsce jako doświadczony zawodnik. 33-latek objął opieką m.in. LaMelo Balla i nie ma oczywiście nic przeciwko temu, by w takiej roli nadal w Charlotte pracować. Po kontuzji biodra świetne występy notuje w zasadzie już tylko i wyłącznie w ligach amatorskich, natomiast czasem wciąż stać go na zastrzyk pozytywnej energii w NBA.
Komentarze 0