Los Angeles Clippers mieli chytry plan. Specjalnie przegrali dwa ostatnie mecze sezonu zasadniczego, w których pierwsze skrzypce grali Daniel Oturu czy Jay Scrubb, czyli nazwiska w NBA anonimowe. Wszystko po to, by uniknąć w fazie play-off drzewka z Lakers, a w pierwszej rundzie zagrać z Mavericks. Tymczasem po dwóch meczach serii przegrywają z ekipą z Dallas już 0-2.
Była połowa marca, gdy Marcus Morris stwierdził, że gadać każdy może, ale jak przyjdzie czas na playoffs, to Clippers będą gotowi. Dziś okazuje się, że nie byli i nadal nie są. To kolejne trudne przeżycie dla kibiców drużyny, która w ostatnich latach z fazy posezonowej odpadała niemal na każdy możliwy sposób. Najgorzej było rok temu, gdy LAC w bańce w Orlando roztrwonili przewagę 3-1 w serii i przegrali ostatecznie w siedmiu meczach z Denver Nuggets. To było jak sięgnięcie dna, a kozłem ofiarnym tamtych wydarzeń wybrano trenera Doca Riversa. Jego zwolnienie miało być dla Clippers jak nowe otwarcie.
Ten sezon miał być inny – jego zakończenie miało być dużo szczęśliwe. Po dwóch meczach pierwszej rundy z Mavericks coraz trudniej w to uwierzyć. Fanom z Los Angeles w oczy znów zagląda widmo kolejnej wielkiej porażki. Tym bardziej że Clippers nie czują w związku z dwoma przegranymi jakiejś przesadnej paniki, ani nawet zmartwienia:
To aż straszne, biorąc pod uwagę, że właśnie stracili przewagę parkietu. Co może nawet bardziej istotne: stracili margines na jakiekolwiek dalsze błędy. Jeśli chcą awansować dalej, muszą wygrać cztery razy w kolejnych pięciu spotkaniach. Trudne to więc zadanie, a za Mavs przemawia nie tylko historia (z 31 drużyn, które wygrały pierwsze dwa spotkania na wyjeździe, do kolejnej rundy awansowało potem aż 27), ale też doskonały jak na razie Luka Doncić. Ten sam, który już w bańce przed rokiem sprawiał Clippers mnóstwo problemów. Nie spowodowało to jednak w Los Angeles żadnej obawy w tym roku.
CLIPPERS BEZ ODPOWIEDZI
W teorii nie powinno było. Clippers długo byli przecież jedną z trzech najlepszych drużyn Konferencji Zachodniej. Kawhi Leonard i Paul George, gdy byli na boisku, to dominowali jak mało który duet w NBA. Wciąż jednak nie na tyle, by w taki sposób zlekceważyć Lukę. Bo po dwóch spotkaniach okazuje się, że ekipa z Miasta Aniołów nie ma na Słoweńca żadnej odpowiedzi. To z jednej strony dobrze pokazuje, jak fantastycznym ofensywnie graczem jest Doncić, ale z drugiej obrazuje bezradność Clippers. Kolejne rozwiązania nie przynoszą skutku, a Mavs potrzebują jeszcze tylko 96 minut skutecznej koszykówki, by grać dalej.
To oznacza, że są już w połowie drogi, by wyrzucić LAC za burtę. A przecież w tym sezonie nie będzie już można zrzucić winy na trenera Riversa albo takich graczy jak Montrezl Harrell (z czego obecny gracz Los Angeles Lakers wydaje się bardzo zadowolony, patrząc na jego ostatni wpis na twitterze) czy Lou Williams. Ewentualna porażka z Mavs już na tym etapie rozgrywek udowodni, że tak zbudowany zespół z Miasta Aniołów nie jest po prostu w stanie walczyć o mistrzostwo. A przecież latem na rynek wolnych agentów może wejść Kawhi, choć dziś nadal trudno się spodziewać, by L.A. opuścił.
W STYLU DIRKA
Przed rokiem mnóstwo krytyki spadło na Riversa za jego decyzje, ale Tyronn Lue na razie pod tym względem wypada równie blado. Piątka z Rondo, Jacksonem i Mannem jednocześnie na boisku zabrała Clippers spacing na początku czwartej kwarty starcia numer dwa. Nie działa także strategia obrony Doncica, który jak profesor szuka słabych stron defensywy przeciwnika. Świetnie wymusza zmianę krycia i niszczy po kolei graczy Clippers, niezależnie od tego, czy nazywają się Zubac, Ibaka czy Leonard. Tego ostatniego ogrywał w stylu Dirka Nowitzkiego, który zresztą był we wtorek obecny w Staples Center:
Nie sprawdza się też granie strefą, bo Mavericks to nie tylko jeden z najlepiej rzucających za trzy w ostatnich tygodniach zespół w NBA, ale też ogólnie jeden z najbardziej efektywnych ofensywnie. Dość powiedzieć, że od początku lutego to Mavs punktowali skuteczniej niż Clippers i mieli w tym okresie piąty najlepszy atak w lidze. Dodajmy do tego średnio ponad 128 punktów na 100 posiadań przez dotychczasowe 96 minut serii z LAC. I to nie tylko zasługa znakomitego Doncica, ale też zaskakująco dobrego wsparcia, jakiego udzielają jego koledzy, w tym przede wszystkim Tim Hardaway Jr. (11/17 za trzy w dwóch meczach).
64 MILIONY NA ŁAWCE
Najjaśniej świeci jednak Słoweniec, który gra przecież dopiero drugie play-offy. Na osiem rozegranych meczów w tej fazie trzy razy zaliczył triple-double, a pięć razy zdobywał 30 lub więcej oczek. We wtorek do 39 punktów dołożył siedem zbiórek oraz siedem asyst. Doskonale wychodził z podwojeń, choć to nadal największa chyba nadzieja dla Clippers – by zabrać piłkę z rąk słoweńskiego rozgrywającego, nawet jeśli jego koledzy na razie radzą sobie znakomicie. Pomogłyby też zmiany w rotacji i wystawienie bardziej wszechstronnej piątki, skoro Doncić znów krzyczał, że Beverley jest za niski, by go powstrzymać:
22-latek trafił też jednak cztery z ośmiu rzutów, gdy jego obrońcą był Kawhi. Ten wreszcie był przy Doncicu częściej, ale nie miało to większego znaczenia. To zresztą sporych rozmiarów kamyczek do ogródka Leonarda, bo w kolejnej serii fazy play-off nie odgrywa roli najlepszego zawodnika. A przecież tym miał właśnie być dla Clippers, gdy na ich rzecz porzucał w 2019 roku Toronto. W meczu numer dwa wykonał krok w dobrą stronę, zdobywając 41 oczek na znakomitej skuteczności, ale to i tak za mało. Tym bardziej że to koledzy Doncica dają mu jak na razie dużo lepsze wsparcie niż ten głęboki skład Clippers.
W kolejnych meczach z ławki podnieść może się więc wreszcie Luke Kennard, którego LAC sprowadzili przed sezonem z Detroit i dali mu czteroletni kontrakt o wartości 64 milionów dolarów. Dziś ta umowa wygląda bardzo źle, skoro Kennard nie gra decyzją trenera. W tym momencie nawet słaba defensywa 24-latka przestaje być argumentem, bo Clippers potrzebują też więcej siły rażenia w ataku. Zawodzi w tym zakresie głównie Marcus Morris, który po trafieniu 47 procent z 296 prób za trzy w sezonie zasadniczym, teraz po dwóch meczach serii z Mavs ma na koncie łącznie 13 oczek i ledwie dwa celne rzuty z dystansu.
TAK WYBRAŁEŚ, TO TAK MASZ
Clippers nadal stać na odwrócenie losów tej serii. Sam typowałem, że Doncić urwie dwa mecze, ale to ekipa z Los Angeles przejdzie dalej. Dziś gracze LAC nie mogą jednak liczyć tylko i wyłącznie na to, że Mavs przestaną grać dobrze. Impuls powinien wyjść przede wszystkim od nich, a łatwo nie będzie, bo w Teksasie przywitają ich pełne trybuny. A patrząc na poprzedni rok, mamy już dowody na to, że Clippers pod presją raczej dość mocno się uginają. Fakt faktem, że przegrywając 0-2 nie dasz już rady roztrwonić prowadzenia 3-1, ale nie tędy droga. Szczególnie gdy samemu kombinujesz, jak ułatwić sobie życie.
Gorsze od paniki jest tylko poczucie, że nie jest jeszcze wcale tak źle. – Nie jestem w ogóle zmartwiony. Gra się do czterech zwycięstw, więc teraz muszą to powtórzyć na własnym parkiecie – stwierdził Lue. Wygląda na to, że w Los Angeles naprawdę myślą, że przecież krawędzi jeszcze nie widać. Tymczasem Clippers mają nie tylko coraz mniej sposobów na to, by powstrzymać Doncica, ale też coraz mniej czasu na przebudzenie. Tego właśnie jednak chcieli, kiedy w końcówce sezonu w zasadzie „zaplanowali” sobie randkę z Mavs już w pierwszej rundzie playoffs.
To doskonała lekcja dla wszystkich, by pamiętać, że każdy wybór wiąże się z konsekwencjami. I albo jest się na tyle dojrzałym, by się z nimi zmierzyć, albo nie. O dojrzałości Clippers przekonamy się już w najbliższych dniach.