Manchester City najwyraźniej uznał, że świąteczno-noworoczny okres to idealny moment, by podkręcić tempo, uciec Liverpoolowi i Chelsea, a potem pomknąć po mistrzostwo Anglii. Drużyna Pepa Guardioli z zimną krwią wykonała kolejny wyrok, ale to show na Tottenham Hotspur Stadium skradło serca widzów. Mecz Spurs z The Reds był jak przedwczesny gwiazdkowy prezent.
Gdyby w weekend miało się odbyć tylko to jedno spotkanie i tak moglibyśmy się czuć usatysfakcjonowani. Kochamy takie spektakle, w których dwaj rywale nie trzymają gardy i od początku do końca wyprowadzają kolejne ciosy, a interesuje ich tylko zwycięstwo. Remis 2:2 nie urządza ani piłkarzy Tottenhamu, goniących Top 4, ani graczy Juergena Kloppa, którzy starają się trzymać jak najbliżej Manchesteru City. W niedzielę z trójki głównych kandydatów do mistrzostwa tylko jeden wywiązał się ze swojego zadania, Man City, ale miał też zdecydowanie najłatwiejszego rywala.
WŚCIEKŁOŚĆ KLOPPA
Po ostatnim gwizdku menedżer Liverpoolu podszedł do sędziego Paula Tierneya i powiedział, że nie ma problemu z arbitrami, tylko z nim. Te słowa to pokłosie decyzji rozjemcy z Wigan, który w pierwszej połowie nie wyrzucił z boiska Harry’ego Kane’a, za to w drugiej postąpił tak z Andym Robertsonem. Szkot skompletował abstrakcyjny hat trick: asysta, gol i czerwień.
To właśnie Robertsona sfaulował Kane, sunąc na wślizgu, z wyprostowaną nogą, będąc chyba jeszcze w euforii po bramce na 1:0.
Klopp stwierdził, że gdyby jego zawodnik zostawił nogę mocno na murawie, wówczas mogło dojść do poważnego urazu. I miał rację. Tierney nie prowadził tego meczu dobrze, sytuacja raz po raz wymykała mu się spod kontroli. Nie podyktował rzutu karnego, gdy faulowany był Diogo Jota, zostawił Kane’a na boisku, ale wyrzucił później Robertsona, choć po prawdzie na czerwoną kartkę bardziej zasługiwał napastnik reprezentacji Anglii.
Między kolejnymi kontrowersjami sunęły szalone ataki. Tottenham, który od momentu przejęcia go przez Antonio Conte biega najwięcej w lidze, wyprowadzał niesamowite kontry i tylko fantastyczna postawa Alissona Beckera, a także fatalne zachowanie Sona i Kane’a sprawiły, że Spurs nie odskoczyli przeciwnikowi na 2-3 bramki przewagi. Napastnik Spurs wciąż wydaje się być „popsuty”. W wysokiej formie kończyłby to spotkanie z hat trickiem.
To był mecz pełen paradoksów. Alisson bronił jak natchniony, by zawalić przy golu Sona na 2:2. Kane zdobył druga bramkę w sezonie, przełamując niemoc po ośmiu kolejnych spotkaniach u siebie bez gola w Premier League, ale zmarnował dwie doskonałe okazje. Robertson zagrał świetny mecz, ale nie dotrwał do ostatniego gwizdka.
CICHY SALAH
Być może to spotkanie było tak szalone, bo nie obejrzeliśmy obu ekip na galowo. Ale to Conte, mimo że przez kilkanaście ostatnich dni jego drużyna nie mogła, głównie z powodu covidowego szaleństwa, zagrać żadnego spotkania, był w stanie wystawić mocniejszą drużynę, skorzystać z czołowych graczy.
Liverpool bez Jordana Hendersona, Thiago i Virgila van Dijka, a także bez Fabinho, wyglądał na mocno dziurawy, momentami bezbronny przy błyskawicznych wyjściach gospodarzy. Klopp szalał przy linii, przekazywał wskazówki Robertsonowi, dyscyplinował swoich piłkarzy. Niewidoczny był Mohamed Salah, to rzadkość w przypadku zawodnika, który przed tą kolejka miał jednego gola mniej niż cały Tottenham, a tylko w jednym zaledwie spotkaniu nie maczał palców w bramce dla Liverpoolu (z Burnley).
Pomijając wszelkie kontrowersje w północnym Londynie, nie ma wątpliwości, że Tottenham ma już sznyt Conte. Włoch postrzegany jest jako tyran, wymagający i egzekwujący. Drama, którą odgrywa przy linii bocznej jest dopełnieniem widowiska, ale inaczej nie potrafi, musi całym sobą utknąć w meczu, zatonąć w emocjach.
Jedenaście punktów wyciśniętych z pięciu ligowych potyczek pod jego wodzą – to nie jest światełko w tunelu. Na desce rozdzielczej tej maszyny pali się coraz mniej lampek awaryjnych, a do pełni szczęścia brakuje skutecznej współpracy pomiędzy Sonem a Kane’em. U Conte nawet Dele zaczyna przypominać dawnego ofensywnego zawodnika. Zagrał naprawdę bardzo dobrze, a gdyby Kane wykorzystał jego świetne podanie, odbiór występu pomocnika byłby jeszcze lepszy.
BITWA O TYTUŁ I REKORDY
Trzy punkty straty do Manchesteru City to oczywiście nie jest jeszcze wielka historia, ale Klopp wie, że jeśli The Citizens i jego drużyna stają w szranki, to o tytule może decydować fotokomórka. Osiem zwycięstw z rzędu, znakomity bilans bramkowy w tych spotkaniach – seria The Reds została przerwana, ale poprzednia porażka, z West Hamem United (Londyn to nie jest przyjazne miejsce dla LFC w obecnych rozgrywkach) pokazała, że drużyna z Anfield świetnie potrafi reagować na potknięcia i szybko kasuje je z pamięci.
Wokół Kloppa jest ostatnio głośno. Niemiec nie kryje swoich poglądów w sprawie szczepień i uważa, że Liverpool nie będzie kupował piłkarzy niezaszczepionych, by oszczędzić sobie problemów z chaosem. Jego słowa nie wszystkim się podobają (napiszę o tym szerzej w poniedziałkowej Futbolowej Gorączce), także niektórym kibicom Liverpoolu. Z uwagą przebrnąłem przez setki komentarzy pod artykułami w angielskich mediach i większość fanów uznaje teorie Kloppa za narzucanie komuś konkretnego sposobu myślenia. Dla niego samego to pewnie czysty pragmatyzm. Na pewno godne pochwały jest to, że nie kombinuje pod publiczkę, tylko mówi co myśli naprawdę.
Sportowo Liverpool wciąż jest drużyną mogącą zdobyć tytuł. W 2020, 2019 i 2018 roku The Reds byli w Boxing Day na czele tabeli ligowej, ale tylko raz zostali mistrzami. Pierwsze miejsce będzie jednak trzeba wydrzeć City, bo piłkarze Guardioli się bawią. Po wygranej 4:0 na St. James’ Park Katalończyk kręcił jednak nosem. Wyznał, że to nie był dobry występ.
City walczą z Liverpoolem nie tylko o prymat w tym sezonie, ale również o historyczne rekordy. Zwycięstwo nad Newcastle United ma numer 34. w 2021 roku. Tym samym zespół z Etihad Stadium pobił osiągnięcie The Reds z 1982 roku, Liverpool zanotował wtedy 33 wygrane.
Czy w krainie Geordies miało się jednak prawo wydarzyć coś niespodziewanego dla gości? Przecież Sroki to jeden z najgorszych zespołów w lidze. Eddie Howe nigdy nie odniósł zwycięstwa nad MC, Guradiola udzielił mu kolejnej bolesnej lekcji, Riyad Mahrez strzelił 50. gola dla The Citizens, a Raheem Sterling znów okazał się katem młodego menedżera NUFC, a wcześniej Bournemouth, pakując jego drużynom dziesiątego gola.
Zważywszy na to, że na ławce rezerwowych gości siedzieli Phil Foden, Jack Grealish czy Ilkay Gundogan, możemy uznać ten trening strzelecki za bardzo udany.
CZAS NA PAUZĘ?
Z sześciu zaplanowanych na sobotę meczów odbył się tylko jeden (Leeds – Arsenal). W niedzielę odwołano starcie Evertonu z Leicester City. W poniedziałek kluby będą mocno rozważać, razem z władzami ligi, zawieszenie spotkań pomiędzy 28 a 30 grudnia. Klopp mówi wprost, że jeśli wypadną mu kolejni zawodnicy, nie będzie mógł grać. Przeciwko Tottenhamowi po raz pierwszy od początku w Premier League wystąpił 19-letni Tyler Morton.
Istnieje coraz większa obawa, że mistrza wskaże koronawirus. Czyje szeregi przetrzebi najmniej? Których zawodników będzie eliminował – tych kluczowych czy drugoplanowych bohaterów?
W ostatnim tygodniu ponad pół miliona ludzi w Wielkiej Brytanii otrzymało pozytywny wynik testu na Covid-19. W takich okolicznościach za cud należy uznać, że liga wciąż gra, na dodatek przy pełnych trybunach.