Od pewnego czasu jesteśmy świadkami całkiem sporego zainteresowania grami survivalowymi, czyli takimi, w których głównym celem jest - szok - przetrwanie. Skąd zatem wzięła się gigantyczna popularność tytułu, którego finalna wersja nawet się nie ukazała?
Najnowszy gamingowy fenomen Valheim jest dostępny w opcji early access od początku lutego. Oznacza to mniej więcej tyle, że pograć można, ale we wczesną, niedoskonałą i wymagającą jeszcze wielu update'ów wersję. Do premiery pełnoprawnej, kompletnej odsłony dzielą nas zapewne długie miesiące, jak nie lata. Nie przeszkodziło to jednak w tym, aby Valheim stał się jednym z największych przebojów Steama i grą, która wykręca na tej platformie zawrotne liczby. Na chwilę obecną kupiło ją 4 miliony graczy, produkcja studia Iron Gate (nad którą pracowało, uwaga, pięciu deweloperów) ma już ponad 115 tys. ocen ze średnią overwhelmingly positive, a miesiąc zakończyła z imponującym rekordem 500 tys. równolegle grających playerów.
Jak to się w ogóle udało? Wikingowie i nordycka mitologia, czyli tematy wyeksploatowane w wirtualnej rozrywce do granic przyzwoitości. Podobnie z motywem survivalowo-craftingowym - to już było. Styl graficzny, który zupełnie się nie wyróżnia, a póki co doskwiera mu wizualna ubogość i efekty, jak sprzed dekady. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo po pierwsze - takie rzeczy należy wybaczać na tym etapie rozwoju, a po drugie - Valheim nadrabia grywalnością, wielkim światem i przyjemnością, jaka płynie z rozgrywki.
Hardkorowy survival
Koncept Valheim jest niespecjalnie skomplikowany. Gracz kieruje bohaterem, który trafia do swoistego, nordyckiego czyśćca. Gra oferuje całkowicie otwarty świat (jest sandboksem), który jest generowany proceduralnie, co pozwala uniknąć powtarzalności i szybkiego znudzenia się mapą. Oglądając wrażenia popularnych jutuberów i czytając recenzje graczy na Steamie wniosek jest prosty: jest czym się jarać. Dostajemy tu intrygującą mieszankę survivalu pokroju Ark, RPG-a, w którym istotne jest zbieranie surowców, craftowanie przedmiotów i stawianie budynków (czyli zupełnie jak w Terrari, Rust czy Minecraftcie), a do tego elementy serii Souls - tu szczególnie rzuca się w oczy mechanika walki.
No dobra, to o co w zasadzie w tym całym zamieszaniu chodzi? W Valheim zaczynamy grę z niczym i skutecznie, krok po kroku, rozwijamy swoją postać. Nadrzędnym celem jest pokonanie pięciu potężnych bossów, których najpierw - za pomocą tajemnych rytuałów - trzeba przywołać, a później oczywiście unicestwić. Ale powoli, bo do tego długa droga. Celem bardziej przyziemnym jest po prostu przeżycie. A na to składają się przeróżne elementy rozgrywki, na których można spędzić wiele długich wieczorów. Gromadzenie surowców, zapewnienie sobie pożywienia, polowanie na zwierzynę, budowanie domów, walka z kreaturami, ulepszanie inwentarza etc. Co ważne, w tej grze nie da się zginąć poprzez głodówkę lub wyziębienie, ale oba czynniki mają wpływ na kondycję zdrowotną postaci, a w konsekwencji niejedzenie lub zbyt długie przebywanie na zimnie może ją zwyczajnie osłabić. I jest to z pewnością ukłon w stronę bardziej casualowego podejścia.
Ważna sprawa: w Valheim największą frajdę sprawia rozgrywka z kumplami/innymi graczami. Dzieło studia Iron Gate pozwala na kooperację maksymalnie 10 osób. Wspólne budowanie osady, wyprawy do lasu po niezbędne materiały i eksplorowanie nieodkrytych rejonów mapy. Jeśli ktoś preferuje czysty fun płynący z zabawy z pozostałymi, będzie zadowolony - rozgrywka w tym trybie jest bardziej dynamiczna i szybsza. I w jakimś stopniu na pewno łata dziury po ograniczonym w wyniku pandemii koronawirusa społecznym kontakcie. Z kolei w opcji single dominuje wyczilowane podejście slow-motion, a gracz może jeszcze dłużej rozkoszować się immersją świata i poświęcać uwagę mini-zadaniom, które stawia przed nim gra lub które sam sobie wyznacza. Co ważne, jest to gra nastawiona na mechanikę player vs enemy, a nie player vs player, jak np. większość battle royale i MOBA. W kupie siła.
Ci, którzy spróbowali już tego nordyckiego sandboksa, podkreślają - Valheim potrafi być bezlitosne, ale nie jest to bezwzględność w rodzaju permadeath. W momencie, kiedy postać ginie, po prostu respawnuje się w przeznaczonym do tego miejscu, a gracz musi zwyczajnie odzyskać przedmioty ze swoich zwłok. A to wcale nie musi być takie proste. Z początku wszystko może wydawać się czasochłonne i trudne do osiągnięćia, ale z czasem, kiedy rozwój postaci osiąga zadowalający poziom, gra zwyczajnie wynagradza to radością płynącą z dostarczanej przez nią rozrywki.
Dopracowana lepiej niż niektóre finalne wersje gier
Niesamowity sukces gry Iron Gate, dla których jest to przecież debiutancki release, ma swoje korzenie w rzetelnej, szczerej i niepróbującej oszukać graczy produkcji. Jeśli już w pierwszym momencie dostępu early access Valheim notuje tak zatrważające liczby i skacze w steamowych rankingach coraz to wyżej, wiedzcie, że coś musi być na rzeczy. Opinie są jednoznaczne: część wypuszczonych na rynek, gotowych wersji gier ulegało pod pewnymi kwestiami wczesnej, niedoskonałej odsłonie tej nordyckiej przygody (vide No Man's Sky, Cyberpunk 2077 czy Fallout 76). Mnogość biomów, ich różnorodność, wynagradzający gameplay i świetny tryb kooperacji - to tylko niektóre z plusów.
Czy udostępnienie gry z oznaczeniem early access nie jest pewnego rodzaju poduszką bezpieczeństwa chroniącą studio przed nadmierną krytyką? Może i jest, ale nie zmienia to faktu, że Valheim ma znacznie więcej zalet aniżeli mankamentów. Weźmy np. podejście do szczegółów rozgrywki. Budując sobie drewnianą chatkę i wyposażając ją w kominek trzeba zadbać o to, aby dym miał swoje ujście poza budynkiem. W przeciwnym razie szybko się udusimy, a jeśli mieszkamy w domku z ziomkami - no cóż, w tym przypadku wszyscy zakończą rozgrywkę. Tutaj trzeba skupiać się na detalach.
Jeśli chodzi o grafikę - pochwały zbierają głównie światło, warunki pogodowe i krajobrazy. Gorzej z teksturami, wyglądem postaci czy designem menu, ale to wszystko da się zrozumieć. Zresztą, wizualia są oparte o jeden z najpopularniejszych obecnie silników wśród niezależnych produkcji - Unity. Ten sam, który wykorzystywany jest w takich grach, jak m.in. Pokémon Go, Cuphead, Genshin Impact, Fall Guys czy Hollow Knight. Przy odpowiednim budżecie i wkładzie pracy poświęconym na doskonalenie tego elementu wszystko powinno wyglądać bardzo solidnie. Kwestia czasu.
Udany wczesny dostęp = szansa na rozwój
Jeśli tendencja zwyżkowa się utrzyma, Valheim wciąż będzie notować tak spektakularne liczby, a ludzie nadal chętnie będą inwestować w grę swój czas i pieniądze, to jej los mieni się w skrajnie jaskrawych barwach. Gra szwedzkiego studia Iron Gate stoi przed wielką szansą, aby w finalnej wersji zachwycać jeszcze mocniej i stać się jednym z najciekawszych gamingowych zjawisk ostatnich lat, prawdopodobnie wyprzedzając pod względem popularności inny pandemiczny fenomen - Among Us. Będzie to możliwe głównie dzięki solidnemu szkieletowi, jaki zbudowali oraz handicapowi czasowemu i finansowemu, jaki otrzymali deweloperzy, którzy zapewne nie spodziewali się sukcesu takich rozmiarów. Tak czy inaczej, jeśli macie w miarę solidny sprzęt, wolne 7 dyszek i przynajmniej kilkadziesiąt godzin do poświęcenia - nie zastanawiajcie się. Wygląda na to, że warto dać temu survivalowi szansę.