No pewnie, że nam go brakuje. Tylko pytanie - dlaczego? Bo same dobre tracki to jedno, natomiast Mac miał coś, co ewidentnie wyróżniało go z tłumu.
One, two, three, four / Some crazy-ass kids gonna knock up on you door so / Let 'em in, let 'em in, let 'em in. To był 2010. Kickin’ Incredibly Dope Shit ujrzało światło dzienne w wakacje, a osiemnastoletni McCormick - jak w tekście - zapukał do drzwi swoich słuchaczy. Ze skutkiem. Rok później trasa Incredibly Dope Tour składała się już wyłącznie z wyprzedanych koncertów.
Fast forward do września 2018, gdy Mac Miller zmarł na skutek przedawkowania narkotyków. Jeszcze na parę godzin przed śmiercią dodał filmik na instagrama - kręcący się na gramofonie winyl z nagraniem So It Goes z płyty Swimming. So it goes - to powtarzająca się w powieści Kurta Vonneguta Rzeźnia numer 5 fraza, której autor używał za każdym razem, gdy w książce ktoś umierał. Dlatego ten numer brzmi dziś tak wymownie. A jak to wygląda z resztą twórczości Maca?
Rap stał się niezwykle... tymczasowy, jednego dnia katujemy singiel bez opamiętania, by kolejnego musieć już nadrabiać wszystkie te nowe kawałki, ep-ki i albumy, które wyszły w międzyczasie, a bez których znajomości nie będziemy na bieżąco. A przecież na bieżąco być trzeba. Niektórych kwestii nie sposób oceniać ad hoc - jedynie upływ czasu potrafi rzucić na nie nieco światła i pozwolić spojrzeć z odpowiedniej perspektywy. Ten case to Mac Miller i próba oceny jego dyskografii.
Oczywiście, że Mac miał swoje dobre i słabsze momenty. Jego dyskografia nie jest równa - od doskonałego debiutu przez oczekiwania, którym nie zawsze dał radę sprostać, po tak mocne pozycje jak The Divine Feminine czy Blue Slide Park. Ale nie można oceniać jego twórczości wyłącznie poprzez skillsy i technikę, ale też sztukę wywoływania emocji, pociągania tłumów, wyciskania łez - czasem nawet łez śmiechu. A w tym Miller był bardzo dobry.
Można było nie czuć muzyki Maca Millera i spierać się o to, czy kreacja zbuntowanego amerykańskiego nastolatka jest czymś, co rzeczywiście powinno grzać świadomych słuchaczy. Nie można jednak zaprzeczyć temu, że Maczek dojrzewał i dorastał z każdym kolejnym wydawnictwem - także muzycznie. Jego piosenki bywały odbiciem nastrojów społecznych. Donald Trump - viralowy numer z Best Day Ever z 2016 roku dzień po wyborze Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych zyskał drugie życie. Choć tekst na to nie wskazuje, Mac wypowiadał się w wywiadach krytycznie o polityce prezydenta: Donald Trump wants to make America white again. A The Divine Feminine? Przecież to szczere uczucia w najczystszej postaci. Wraz z rozwojem samego rapera rozwijał się także jego fanbase. Miliony ludzi na całym świecie zmieniało się w podobny sposób, przeżywało podobne bolączki, zmagało się z podobnymi problemami. Sam fakt, że Mac nie bał się mówić o tym w muzyce, już wiele mówi. Przecież podobno rap nie ma już mieć przekazu? Jak widać - nie zawsze i nie wszędzie.
Słuchamy Swimming i czujemy, że autor pogodził się ze swoją przeszłością, że miał plan na przyszłość. Nie wyszło, ale brzmiało wyjątkowo szczerze. I właśnie tej szczerości Maca chyba najbardziej nam brakuje.