Widzieliśmy drugą część Borata - czy nadal potrzebujemy żartów fikcyjnego kazachskiego dziennikarza?

Zobacz również:W mordę jeża! „Świat według Kiepskich” ma zejść z anteny po 23 latach
Borat 2 .jpg
fot. materiały prasowe/Amazon

Jangshemash? Od tego pytania, zadawanego łamaną polszczyzną, swoje wypowiedzi często zaczynał Borat Sagdiyev, fikcyjny korespondent z Kazachstanu, który objawił się masowej publiczności na początku lat 2000. To samo pytanie możemy teraz skierować do samego zainteresowanego i przy okazji zastanowić się, czy nadal potrzebujemy go w 2020 roku.

Pierwowzór dziennikarza-fajtłapy, którego twórcą jest brytyjski aktor i satyryk Sacha Baron Cohen, po raz pierwszy pojawił się jeszcze w 1997 roku, pod innym imieniem i nazwiskiem. Później wyewoluował w urodzonego w Kuzcek Borata (syna Maryam Tulyakbay oraz Boltoka-gwałciciela), który pojawiał się w epizodach Da Ali G Show. Ale to nie czas na obszerną biografię, przeskoczmy szybko do 2006 roku, kiedy to swoją premierę miał pierwszy pełnometrażowy film o kazachskim reporterze - Borat: Cultural Learnings of America for Make Benefit Glorious Nation of Kazakhstan.

Come to Kazakhstan, it's nice!

Pierwsza część obfitowała w skrajnie niepoprawne politycznie żarty o Żydach (i Holokauście), kazirodztwie, gwałtach, czarnoskórych, feministkach i wielu grupach społecznych. Borat był szokujący, kontrowersyjny i przy tym niesamowicie zabawny. Jego żarty i prowokacje stanowiły punkt wyjścia do snucia opowieści o amerykańskim społeczeństwie. Żaden tam american dream, raczej shitshow na pełnej. Tak, Borat Sagdiyev pogardzał Donaldem Trumpem już w 2006 stawiając dwójkę na trawniku pod jego hotelem.

Cohen wykorzystał emocjonujące wydarzenia z początku XXI wieku i targające Amerykanami społeczne rozterki do całkowitego obnażenia ich słabości. Chyba najbardziej kultowa scena jedynki to ta, w której Borat bierze udział w republikańskim rodeo i najpierw porywa tłum płomiennym nawoływaniem o słuszności wojny w Iraku, usprawiedliwia błędy rządzących, zagrzewa publiczność do nieustannego aplauzu, a w tym celu używa narzędzia znanego pod terminem populizm. Sytuacja zmienia się diametralnie, kiedy chwilę później decyduje się odśpiewać zmyślony hymn Kazachstanu do melodii Gwieździstego Sztandaru. Z pozycji uwielbianego mówcy momentalnie staje się znienawidzonym bluźniercą, a stadion opuszcza przy akompaniamencie buczenia i wyzwisk.

Bez dwóch zdań, humor jedynki był niewybredny... ale śmieszył na maksa i doskonale pokazywał ułomności systemu panującego w USA. Był też dowodem na ogromny dystans komika, mającego przecież żydowskie korzenie. Cohen doskonale trollował, szybko zaskarbiał sobie sympatię ludzi i często wykorzystywał ją do różnych celów - upokorzenie frat boys w scenie, w której upija się z nimi w kamperze czy wbitka na kongres katolickich fanatyków, który wygląda tak abstrakcyjnie, że ciężko uwierzyć, że wydarzył się naprawdę.

Odkupienie win, wawaweewa!

W drugiej części Borata, której pojawienia nikt się nie spodziewał, poziom żartu wyraźnie spada. Film był kręcony w ścisłej tajemnicy na przełomie 2019 i 2020 roku, a więc w kompletnie odmiennych od siebie rzeczywistościach. W dużym skrócie: w Borat Subsequent Moviefilm dziennikarz zostaje przywrócony do zawodu po tym, jak upokorzył Kazachstan w oczach świata i został skazany na dożywotnie prace w gułagu. Borat dostaje od swojego rządu niezwykle ważne zadanie - ma dostarczyć prezydentowi Donaldowi Trumpowi pewien dar i w celu jego realizacji będzie musiał ponownie odwiedzić U.S. and A.

Niestety, druga część przygód niefrasobliwego dziennikarza nie śmieszy tak, jak jedynka. Pomijając irytujący główny wątek fabularny, oklepane do bólu budowanie relacji ojciec-córka i try hard w stosunku do przedstawienia emancypacji nastoletniej Tutar (założenie godne pochwały, gorzej z jego realizacją) to oglądając ten film śmiech pojawiał się u nas zdecydowanie rzadziej. Może dlatego, że za kolejnym razem te same żarty już tak nie bawiły, może dlatego, że Cohen nieco wypadł z formy. Borat ponownie jajcuje z tych samych stereotypów i grup społecznych, a większość pranków jest albo taka sobie, albo co najwyżej niezła. Żeby nie było - trafiło się też kilka godnych zapamiętania momentów.

Nasza topka? Genialny trolling w siedzibie stowarzyszenia pro-life, w którym Borat wmawia pastorowi Jonathanowi Brightowi, prezesowi fundacji, że jego córka chce dokonać aborcji na dziecku (tak naprawdę przypadkowo połknęła małą figurkę bobasa i to jej chce się pozbyć z organizmu), które sam spłodził. Oczywiście nie w dosłowny sposób, ale w dosłowny dla pastora. Poziom absurdu, niezręczności i konsternacji osiąga tu maksimum. I jakże to adekwatne do obecnych protestów w Polsce. To samo można powiedzieć o sytuacji, kiedy Borat przez 5 dni mieszka z Jerrym Hollemanem i Jimem Russellem, dwójką wyborców Trumpa, którzy nienawidzą Demokratów i są zwolennikami kochającego teorie spiskowe ruchu Qanon. Być może to najlepszy moment drugiego filmu o Boracie, począwszy od zamieszkania, aż po wyjazd na March for Our Rights 3 - piknik prawicowych ekstremistów i zwolenników posiadania broni, gdzie kazachski dziennikarz przywdziewa strój stereotypowego mieszkańca Południa i śpiewa ze sceny ultra rasistowską piosenkę. Jak się domyślacie - ku uciesze zgromadzonego tłumu.

Konsensus? Byłoby lepiej, gdyby Cohen zrezygnował z naciągniętej fabuły i wyciął kilka powtarzających się gagów. Jest kilka mocnych strzałów, ale jest też sporo niepotrzebnych ślepaków.

Go Vote

Nie da się ukryć, w swoim najnowszym filmie Cohen bezlitośnie jedzie po wyborcach Trumpa. Dwa najbardziej szokujące pranki w sequelu Borata dotyczą bardzo bliskich współpracowników urzędującego prezydenta USA. Mowa o wiceprezydencie Mike’u Pence’ie i Rudolphie Giulianim, byłym burmistrzu Nowego Jorku, który jest prawnikiem i prywatnie przyjacielem głowy państwa. Pierwszego z nich dorwał na konwencji republikańskiej, na którą wtargnął przebrany za samego Trumpa, ze swoją nastoletnią córką przerzuconą przez ramię. Kiedy Pence pojawił się na mównicy, Borat wykrzykiwał z tłumu, że przyniósł mu kolejną młodą dziewczynę.

Jednak najobrzydliwszy moment Borat Subsequent Moviefilm to scena wywiadu, jaki przeprowadziła jego 15-letnia córka Tutar (w rzeczywistości, aktorka Maria Bakalova ma 24-lata) ze wspomnianym Giulianim. Nie dość, że przez cały czas wysyła on do niej raczej jednoznaczne komunikaty na temat urody, to kiedy wywiad dobiega końca, a młoda adeptka prawicowego dziennikarstwa prowokacyjnie zaprasza go na drinka do pokoju hotelowego, były burmistrz NYC, idzie za nią bez większego zastanowienia. Największe, w pełni zasłużone kontrowersje, wzbudziła scena, kiedy Giuliani kładzie się na łóżku, a ręka ewidentnie ląduje mu na przyrodzeniu i to bynajmniej nie w celu poprawy spodni. O kontrowersyjnej sprawie pisały zresztą m.in. Guardian, New York Times czy Al Jazeera. Pomijamy już fakt, że wcześniej z ust 76-latka padają m.in. oskarżenia w stronę Chin, że to oni są odpowiedzialni za stworzenie koronawirusa w laboratoryjnych warunkach. Foliarze mode on.

Po obejrzeniu nowego Borata pozostaje nieodparte wrażenie, że film ten powstał w jednym celu - zachęcenia ludzi do niegłosowania na Donalda Trumpa. I kierowany głównie tą motywacją Cohen nieco wytracił błyskotliwość z pierwowzoru. Komik niejednokrotnie zagina parol na Partię Republikańską próbując ich skompromitować (często słusznie) i ukazać w swoim mockumentary ich najgorszą stronę. Czy sen Brytyjczyka o lepszym świecie to nie jest marzenie ściętej głowy? Czy Borat może mieć jakąkolwiek siłę sprawczą? Czy kultura może w jakikolwiek sposób wpłynąć na decyzję ludzi o tym, na kogo mają głosować? Przekonamy się już 3 listopada, chenqui.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz i deputy content director newonce. Prowadzi autorskie audycje „Vibe Check” i „Na czilu” w newonce.radio. W przeszłości był hostem audycji „Status”, „Daj Wariata” czy „Strzałką chodzisz, spacją skaczesz”. Jest współautorem projektu kolekcje. Najbardziej jara go to, co odkrywcze i świeże – czy w muzyce, czy w popkulturze, czy w gamingu.