Wierzba wśród potężnych drzew. Dlaczego Massimiliano Allegri wyszedł z mody

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
'Partita Del Cuore' Charity Match
Massimiliano Allegri during the Partita Del Cuore 2019 charity football match at Allianz Stadium on May 27, 2019 iin Turin, Italy.

W zmianach trenerskich, które dokonały się ostatnio na ławkach Chelsea i Paris Saint-Germain, ważne było nie tylko to, kto został zatrudniony, ale też, kto nie został. Jeden z najbardziej utytułowanych współczesnych trenerów wciąż czeka na nową pracę. To dowód, że na rynku coś się zmieniło.

Bruce Lee, oprócz opanowania sztuk walki, słynął też z rozmaitych filozoficznych sentencji na ich temat. Jedną z jego najważniejszych nauk była ta, że brak stylu, wcale nie oznacza jego braku. „Brak formy wywodzi się z posiadania formy. Dlatego najlepiej zapoznać się z ich jak największą liczbą. Brak formy jest wyższą jednostkową ekspresją. Możesz dostosować się do każdej formy i ją jeszcze przewyższyć. Odrzucić zbędne fragmenty, skupiając się na istotnych i tak czynić ze wszystkimi formami, aż powstanie twoja własna uniwersalna i wciąż zmieniająca się forma bez znanej i schematycznej formy. Powstanie nie forma, nie styl, nie odmiana, tylko narzędzie do walki. Forma bez formy” – wyjaśniał. Podobną naukę zawarł też kiedyś w zwięźlejszym bon mocie. „Zauważ, że łatwo jest złamać nawet najpotężniejsze drzewo, podczas gdy bambus albo wierzba nie poddają się, kołysane przez wiatr”.

ERA ELASTYCZNOŚCI

Świat współczesnego futbolu z jednej strony podpisałby się pod naukami wielkiego mistrza, z drugiej by je odrzucił. To pewien jego paradoks. Elastyczność jest w cenie. Trenerzy uniwersalni wypierają dogmatycznych. Nawet ci, którzy wywodzili się z określonych kościołów, odnoszą sukcesy, dopiero gdy nauczyli się ekumenicznego podejścia do futbolu. Juergen Klopp, choć zaczynał jako trener, którego zawodnicy ganiali rywali po całym boisku, nauczył się przez lata spokojniejszego rozgrywania meczów i prowadzenia gry. Pep Guardiola, choć zaczynał bez planu B, przyswoił też bardziej pragmatyczne podejście. Dlatego Guardiola osiągnął więcej od Marcelo Bielsy, a Klopp od Ralfa Rangnicka. Dzisiejszy futbol na najwyższym poziomie premiuje otwarte umysły kosztem radykałów jedynego wyświęconego sposobu gry. To dlatego Juliana Nagelsmanna uznaje się za trenera przyszłości. Bo jest idealnym patchworkiem najlepszych taktycznych cech wielkich umysłów tego zawodu.

TYLKO OFENSYWA

Wydawałoby się więc, że żyjemy w erze elastyczności. Braku wyraźnej formy. Czyli w czasach wierzb i bambusów. Jednocześnie jednak jest to bardzo ograniczona elastyczność. Trenerzy powinni być elastyczni, o ile ich mentalność jest stricte ofensywna. Mogą próbować wszelkich sposobów, by strzelić gola. W tej kwestii wszystkie chwyty dozwolone. Kontrataki, długie kombinacje, szybkie przerzuty. Wszystkie te akcje trzeba mieć w arsenale i wyciągać je w zależności od potrzeb. Elastyczność, która ma na celu neutralizowanie rywala, blokowanie jego ciosów, umiejętne odchylanie się, nie jest dziś jednak nagradzana. Trenerzy, którzy myślą defensywnie, sami przeszli na rynku do defensywy. A najlepszym tego potwierdzeniem jest najdoskonalszy współczesny przedstawiciel tej szkoły. Massimiliano Allegri.

SPEC OD WYGRYWANIA

Blisko dwa lata temu, gdy Juventus zwalniał go piątym z rzędu mistrzostwie Włoch, wydawało się, że to raczej fanaberia wielkiego klubu. Zmęczenie materiału po pięciu wspólnych latach. Z dzisiejszej perspektywy trzeba to jednak widzieć jako zapowiedź większej zmiany, która dokonuje się na szczytach futbolu. Juventus, klub, który miał wyryte na kamieniu węgielnym, że wygrana to jedyne, co się liczy, zwolnił trenera, mającego wygrywanie opanowane do perfekcji. W ostatniej dekadzie Allegri sięgnął po trzynaście trofeów (licząc także te z Milanu). Spośród wszystkich trenerów z czołowych europejskich lig, więcej w tym okresie zdobył Pep Guardiola. Toskańczyk nie ma też tej wyraźnej skazy, którą nosi Antonio Conte. Udowodnił, że radzi sobie nie tylko w kraju, dwa razy prowadząc Juventus do finału Ligi Mistrzów. To, że w ostatnich osiemnastu latach tylko on zdołał z tym klubem przebrnąć przez ćwierćfinał, pokazuje skalę wyczynu.

DŁUGIE CZEKANIE

Nie ma wątpliwości, że 53-latka trzeba zaliczać do współczesnej elity zawodu. Ze względów metrykalnych nie ma prawa uchodzić za przestarzałego. Jest przecież rówieśnikiem Kloppa. Dlatego, kiedy Juventus ogłaszał, że chce zatrudnić kogoś, kto zamieni zespół w przedsiębiorstwo z branży rozrywkowej, grające ofensywnie, myślące do przodu, chcące zawsze strzelać kolejne gole, Allegri mógł w spokoju udać się na urlop, wzorem wielu sławnych trenerów. – Chciałbym zająć się trochę więcej moim życiem prywatnym, po wielu latach poprawić kontakty z rodziną i przyjaciółmi – wyjaśniał. Nie planował jednak być na uboczu półtora roku. A nawet dłużej, bo po pierwsze nie ma perspektyw, że cokolwiek wkrótce się zmieni, a po drugie sam przekonywał, że nie chciałby przejmować żadnego zespołu w trakcie sezonu. Z szeroko pojętej trenerskiej czołówki nikt w ostatniej dekadzie nie czekał na pracę dłużej. Standardowy okres to rok. Mourinho pomiędzy Chelsea a Manchesterem United przytrafiło się półtora roku. Rafa Benitez po pobycie w Interze dwa lata czekał na angaż w Chelsea. Ale to wyjątki. Spośród trenerów, którzy seryjnie zdobywali w ostatnich latach trofea, tylko Laurent Blanc był bez pracy wyraźnie dłużej. Po zwolnieniu z PSG nie było go nigdzie przez cztery lata.

WYSOKIE OCZEKIWANIA

Odkąd Allegri rozstał się z Turynem, w wielu elitarnych klubach dochodziło do przetasowań na ławkach. Nowych szkoleniowców szukały Barcelona, Bayern Monachium, Chelsea, Paris Saint-Germain, Tottenham, czy – trochę z przyzwyczajenia wpisywany do tej listy — Arsenal. O klubach z półki Napoli, czy Milanu nie mówiąc, bo Allegri celował wyżej. W ścisły top. Kluby mające zamiar nie tylko grać w Lidze Mistrzów, ale i choćby w – dłuższej perspektywie – ją wygrywać. Do pewnego momentu to on dyktował warunki. Mówił, że preferuje Włochy albo Premier League, dla której specjalnie szlifował angielski. W międzyczasie chyba jednak przegapił, że stał się odrobinę passe.

LONDYŃSKI STYL

O ile zmiany z zeszłego sezonu nie były jeszcze powodem do bicia na alarm, bo wtedy obowiązywał jeszcze jego kontrakt z Juventusem i to Allegri mógł wybrzydzać, o tyle ostatnie wydarzenia w Paryżu i Londynie trzeba już powoli traktować jako sygnał ostrzegawczy. PSG już zatrudniając Thomasa Tuchela, pokazało, że nie szuka kogoś, któremu w życiorysie nie mieszczą się wszystkie zdobyte trofea, lecz kogoś, kto gwarantuje rozrywkę i estetyczne doznania. Katarczycy woleli więc zadzwonić do Mauricio Pochettino, który w karierze nie wygrał nic, ale potrafił rozwijać zawodników i grać piękny futbol. Jeszcze bardziej symboliczna była jednak niedawna zmiana w Chelsea. Klubie, który sam Tuchel wskazywał trochę wcześniej jako taki, w którym trudno byłoby mu pracować, bo stawia się tam na wygrywanie za wszelką cenę, niekoniecznie zważając na wrażenia artystyczne. To część współczesnej tożsamości tego klubu. Największe sukcesy w XXI wieku odnosił, mając na ławce Mourinho, czy murującego bramkę Roberto Di Matteo. Na Półwyspie Apenińskim wskazuje się Chelsea jako najbardziej włoski z angielskich klubów. Ze względu na personalne połączenia – od Gianluki Viallego, przez Carlo Ancelottiego, po Antonio Contego – ale też właśnie tamtejszą zbiorową mentalność. Miejsce idealnie skrojone pod Allegrego. Wybrali jednak myślącego po Guardiolowemu Tuchela.

OFENSYWNE ZMIANY

To właśnie sprawiło, że w styczniu we Włoszech ruszyła już seria publicystycznych dyskusji na temat tego, czy Allegri rzeczywiście jest trenerem trochę przestarzałym. Niemal wszystkie zmiany, do jakich doszło w czołowych klubach, charakteryzowała dbałość o ofensywne aspekty. Juventus najpierw zastąpił Allegrego Maurizio Sarrim, który miał ubogie CV, ale za to długą tradycję pięknej gry, a potem Andreą Pirlo, który stanowił obietnicę elegancji i stylu. Bayern rozstał się z Niko Kovacem, zdobywającym trofea, ale w nie dość dobrym stylu, by zatrudnić odważnie myślącego Hansiego Flicka. Arsenal, coraz bardziej odległy od czołówki nie tylko europejskiej, ale też angielskiej, też nie wpadł na pomysł, by postawić na wyniki za wszelką cenę, Unaia Emery’ego zastępując Mikelem Artetą, czyli wychowankiem Guardioli. Tylko Tottenham poszedł wbrew prądom epoki, wynajmując Mourinho w miejsce Pochettino. To jednak absolutny wyjątek. Żeby nie powiedzieć „the special one”.

PRZYMIERZANY DO INTERU

Allegri, wygrywający pragmatycznie, wysysający energię z rywali, ogrywający ich własną bronią, niemający wyraźnego stylu, lecz dopasowujący się do przeciwnika, przestał być dla najlepszych klubów sexy. Naprawdę mocno przymierzano go przez ostatnie półtora roku tylko do Interu Mediolan, gdzie w lecie napięcia między Contem a klubem groziły eskalacją. Ostatecznie udało się je jednak załagodzić. Wprawdzie trener wicelidera Serie A ciągle jest pod presją, ale trudno Allegriemu na tej podstawie planować karierę. Wszak jest bardzo realne, że Conte jednak da Interowi mistrzowską tarczę i zostanie w Mediolanie na dłużej. Na razie ustępuje w lidze tylko Milanowi, który niespodziewanie się odbudował, też grając odważnie, ofensywnie i do przodu. Cała Serie A wpadła zresztą od zeszłego roku w dawniej niespotykaną tam ofensywną orgię.

WĄSKI RYNEK

Rynek zrobił się więc dla Allegriego wyjątkowo wąski. Musi liczyć na to, że ktoś z czołówki znajdzie się pod taką presją wyniku, że schowa w kieszeń myśl o zadowalaniu kibiców ładnymi wygibasami. Albo celować w nieliczne posady obsadzane przez trenerów trochę przypominających go nastawieniem, czyli Contego, Mourinho lub Diego Simeone. Całej trójce wiedzie się jednak na razie przynajmniej nieźle. Trzecią opcją jest spuszczenie z oczekiwań i zejście do klubu funkcjonującego półkę poniżej szczytu. Ostatnio najgłośniej jest przymierzany do Romy, w której Paulo Fonseca na razie się trzyma, jednak perspektywa zdobycia jakiegoś trofeum, kosztem mniej efektownej gry, pewnie byłaby dla rzymian kusząca. Gdyby jednak ktoś, kto tyle w życiu się nawygrywał, w sile trenerskiego wieku, po rozstaniu z Juventusem wylądował w Romie, byłby to wyraźny sygnał, że na rynku topowych klubów zaczęło się liczyć coś więcej niż tylko zwycięstwa.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.