Witajcie w świecie kreatywnej księgowości. Włosi uczą, jak fachowo kręcić lody i układać transferowe puzzle

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Victor Osimhen
Fot. Giuseppe Maffia/NurPhoto via Getty Images

Jeśli wierzyć kwotom transferowym, tylko pięciu środkowych napastników w historii futbolu kosztowało więcej niż Victor Oshimhen, za którego Napoli zapłaciło ponad 70 milionów euro. Wymiany piłkarzy już znamy, rozkładane płatności również, aby zagłaskać Finansowe Fair Play, ale to Włosi pokazują, jak najlepiej kręcić lody i zadowalać obsługujących tabelki. Transfer Osimhena i złożone wymiany na linii Lille – Napoli najlepiej obrazują, że nie powinniśmy się przywiązać do ceny na metce. To tylko kilka elementów puzzli z całej układanki, do jakiej zwykle nie mamy dostępu.

Nic dziwnego, że kupnem 22-letniego Nigeryjczyka zainteresowała się włoska komisja nadzoru klubów. Sama kwota 71,25 mln euro – za Transfermarktem i doniesieniami neapolitańskiej prasy – byłaby jeszcze do wytłumaczenia. Victor Osimhen strzela jak najęty, ma 9 bramek i 2 asysty w 12 meczach, a do tego niesamowite możliwości fizyczne. W teorii ma wszystko, czego potrzebuje kompletny napastnik. Siłę, szybkość, przebojowość, potężne uderzenie. Raczej jego sufit wisi znacznie wyżej niż to, co aktualnie oglądamy. Patrząc na rozbujany rynek transferowy, wszystko dało się jakoś zrozumieć. Tym bardziej, mając w głowę skalę interesów porywczego prezydenta Aurelio De Laurentisa.

Podejrzenia wzbudziły jednak inne ruchy na linii Lille – Napoli. Ten ruch nie byłby pod lupą, gdyby Francuzi nie kupili czterech innych zawodników z Neapolu, a później potraktowali ich jak powietrze. W drugą stronę powędrowali: Orestis Karnezis za ponad 5 mln euro, Claudio Manzi za 4 mln, Ciro Palmieri za 7 mln oraz Luigi Liguori za 4 mln. Razem ponad 20 mln euro za graczy, którzy nie działają na wyobraźnię ani tym bardziej nie pokazali się na tyle, by wypłacać za nich takie kwoty. Chociaż we Flandrii tłumaczono, że to ciekawi piłkarze z przyszłością, niekoniecznie ktokolwiek nabrał się na te słowa, patrząc na ich przyszłość. Panowie na kontraktach w Napoli posłużyli za nic innego jak rozliczenie i kreatywne rozpisanie rachunków.

Zacznijmy od Ciro Palmieriego, który jako 20-latek trafia do rezerw Lille za – oficjalnie – 7 milionów euro. To najwyżej wyceniony z tej feralnej czwórki. Po niespełna trzech tygodniach Francuzi wypożyczają go ponownie do Italii do Serie C, czyli na trzeci poziom rozgrywkowy. Rok później za darmo odchodzi do czwartoligowej Noceriny. We Francji ani nie pograł, ani nie potrenował. Był piłkarzem-widmo, aby spiąć rachunki. Nieźle, że czwartoligowiec po roku bierze gościa, za którego przyszły mistrz Ligue 1 zapłacił 7 milionów euro.

Jedźmy dalej. Akurat 36-letni bramkarz Orestis Karnezis pozostał w Lille, bo to 49-krotny reprezentant Grecji. Jest przyspawany do ławki rezerwowych, wystąpił w jednym spotkaniu w Pucharze Francji z Ajaccio, ale sam fakt zapłacenia 5 milionów euro za golkipera zbliżającego się do emerytury robi wrażenie. Tym bardziej, że w kwiecie wieku najdrożej w karierze kosztował 1,5 mln – przynajmniej tyle wpisało Napoli, ale znowu… interes był robiony z Udinese, więc mógł być wyłącznie częścią dłuższej układanki. Karnezis na Stadio San Paolo zagrał 9 razy. 20-letni Claudio Manzi od razu po transferze do Lille został wypożyczony do trzecioligowej Fermany, a po roku sprzedany do Turris na tym samym poziomie. 22-letni Luigi Liguori identycznie – dwa wypożyczenia, a później puszczenie za darmo do czwartoligowego Afragolese. Serie D korzystało w najlepsze.

Trzech młodych Włochów, którzy kosztowali niemało, a poszli identycznym szlakiem – mityczny transfer do Francji, natychmiastowy powrót na Półwysep Apeniński w formie cesji, a później puszczenie ich wolno do niższych lig w ojczyźnie. Nikogo nie interesowało, że kosztowali razem około 15 mln euro, a w klubie nawet nie chcieli im się przyjrzeć. Jak kręcić lody i uczyć kreatywnej księgowości – pokazują nam włoscy właściciele klubów piłkarskich. W tych złożonych układankach, wymianach, oddawaniu kasy lub piłkarzy są ekspertami. Nie oszukujmy się, że w innych krajach tak to nie wygląda, to powszechny proceder, po prostu Italia wydaje się mieć największy rozmach w tego typu biznesach.

Napoli zapłaciło Lille ponad 70 mln euro, ale ponad 20 mln odzyskało natychmiast w wymienionym piłkarskim szrocie. W efekcie transfer Victora Osimhena nie musiał przekroczyć nawet 50 mln euro, a przecież oficjalnie droższymi środkowymi napastnikami byli tylko Kylian Mbappe, Cristiano Ronaldo, Romelu Lukaku, Luis Suarez i Gonzalo Higuain. Prezydent Lille kiedyś przyznawał, że kwota stanęła na 68 milionach euro, ale czy jest sens wierzyć w te słowa? Prowizje, wymiany, zadowolenie słupków i rozpisek w Excelu – zwykle nie mamy pojęcia, jak konstruowane są kontrakty, aby zadbać o wszystkie strony. Jak rozpisać bonusy, aby podlegały mniejszym podatkom. Jak zapisać prowizje dla rodziny i bliskich, aby nie wywoływało to zbyt dużej sensacji. Jak podzielić zarobki piłkarza, aby podstawowa pensja nie wyglądała na przepłaconą.

Takimi przypadkami zajęła się ekipa Federcalcio, która bada 62 przypadki celowego przeszacowania wartości w lidze włoskiej. Co szokujące – aż 42 z nich dotyczą ruchów Juventusu, czyli nagminnych kombinatorów transferowych. Problemem jest generowanie podejrzanych zysków kapitałowych. Jednym z najważniejszych i najbardziej znanych interesów jest wymiana na linii Barcelona – Juventus, gdzie Pjanić został wyceniony na 60 mln euro, a Arthur na 72 miliony. Rzecz jasna, to jeden z głównych przypadków pod lupą organu. Podobnie wymienili Matheusa Pereirę oraz Alejandro Marquesa za 7,8 i 8,2 mln. Nie słyszeliście o nich? Nie szkodzi. Jeden został w rezerwach, drugi powędrował do Mirandes. Ale zyski zostały sztucznie wygenerowane.

Podejrzenia wywołują też interesy między rodziną Agnellich a Genuą. Wystarczy wspomnieć transfery Nicolo Rovelli za 18 mln euro i oddanie tej kwoty w postaci Elii Petrellego oraz Manolo Portanovy. Napoli też nie pozostaje bez winy. Nie istnieje żaden system regulujący wartości rynkowe piłkarzy, zwykle zajmują się tym jedynie portale oraz agencje badawcze. Niemniej komisja nie zamierza pozostawiać tak tych spraw bez interwencji. Już kiedyś Chievo zostało ukarane punktami karnymi za takie zabawy, a Cesena zbankrutowała po nałożeniu sankcji.

Włosi jako kraj są jednym z najbardziej zacofanych w Europie, jeśli chodzi o płatności kartami czy mobilną bankowość. Digitalizacja nie była tam najprostsza, bo mówimy o narodzie tradycjonalistów przywiązanych do swoich zasad. Gotówka gwarantuje bezpieczeństwo, pozwala też łatwiej zawiązywać układy. Jak się okazuje, mistrzami sprytu i cwaniactwa są nie tylko na boisku, ale też przodują w transferowej księgowości. Osimhen to ledwie kropla w morzu. Okno w okno dochodzi tam do przepłaconych ruchów, które są przedpłatą za transfer jakiegoś wartościowego gracza albo uregulowaniem dawnych biznesów. Ile to razy pukaliśmy się w głowę, patrząc na jakość zawodnika i jego status w calcio, a później cenę obok nazwiska. Nie ma co się do tego przywiązywać. I tak nie wiemy, jak złożona jest całość układanki. My dostajemy pojedyncze elementy puzzli, całość widzą dopiero wieloletni prezesi klubów.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.