Przedpremierowo prezentujemy fragment książki Filipa Kalinowskiego Niechciani, nielubiani. Warszawski rap lat 90.
Na koncertach awantury wybuchały jeszcze częściej niż w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych, gitowskie zasady zastąpiły wolnościowy, hiphopowy kodeks zachowania, a wszyscy MC byli nieustannie rozliczani ze swojej prawdziwości, lokalnego patriotyzmu i piłkarskich upodobań. Takie wyrazy jak elo, melanż, sztuka czy kseroboj weszły na stałe do polskiego słownika, na klatkach schodowych właściwie każdego miasta III RP pisano, wypalano bądź ryto hasła jebać policję i HWDP, a spora część środowiska rapowego przebrała się w dresy. Wszystko to zaczęło się na... Saskiej Kępie, gdzie dwóch młodych warszawiaków nagrało swój pierwszy numer wspólnie z synem amerykańskiego ambasadora, który chwalił się w stołecznym środowisku skejtowym przynależnością do gangu i tatuażami zrobionymi w dalekim Seattle. Nazwali się Young Guru i... skończyli na tym jednym, nigdy przez nikogo niesłyszanym kawałku.
Tymi dwoma młodymi warszawiakami byli Piotr Vienio Więcławski i Paweł Włodi Włodkowski. Pierwszy z nich – rocznik 1977, syn nauczycielki polskiego w liceum – pochodził z Ursynowa; drugi – rocznik 1976, syn ekspedientki – ze Służewca. Poznali się w Szkole Podstawowej numer 191 na ulicy Bokserskiej, kiedy pierwszy z nich był punkowcem, a drugi grindcore’owcem – pierwszy nosił irokeza, a drugi zapuszczał włosy, żeby zrobić sobie dredy. Na początku lat dziewięćdziesiątych obaj zaczęli jeździć na deskorolce i to właśnie pod Capitolem i KC – a także pod często przez nich odwiedzanymi Alfą i Hybrydami – zrzucili hardcorowy rynsztunek, zmieniając się w hiphopowców.
Pomijając epizod z Young Guru, zaczęli tak naprawdę u Kaczego, przy pomocy Konrada, jego brata ciotecznego / Za blatem chujowego komputera Atariego / Szumiące podkłady, ale to nic wstydliwego. Te kilka wersów z wydanego w 1998 roku albumu Skandal daje wgląd w początki składu Mistic Molesta, którego działalność przez pierwsze miesiące opierała się głównie na domorosłych próbach producenckich, zapisywaniu rymami kolejnych kartek w zeszytach i rapowaniu nie do mikrofonu, lecz w kółeczku, na jakiejś warszawskiej ławce czy klatce schodowej. Podobnie jak w przypadku zagranicznych klasyków twardego, ulicznego rapu – amerykańskiego N. W. A. (Niggaz Wit Attitudes – charakterne czarnuchy) i francuskiego NTM (Nique Ta Mere – jebać twoją matkę, gdzie matka oznaczała Francję, ojczyznę wszelkiego zepsucia) – tak i nazwa ich zespołu była buntownicza, bezczelna i budziła szereg kontrowersji. Bo nasze zadanie to molestowanie / leszczy ściemnienie, sprytne przekręcanie.
Bodźcem do zwarcia szyków i rozpoczęcia poważnej rapowej roboty były sukcesy kolegów po fachu, których wówczas ani Vienio, ani Włodi nie nazwaliby zapewne kolegami. Pierwszy z nich wspominał swego czasu, że decyzję o wejściu na scenę podjął na premierowym koncercie Wzgórza Ya‐Pa-3 w Warszawie, a drugi bez ogródek wyznaje, jak się poczuł, gdy po raz pierwszy usłyszał nagranie Kalibra 44:
Kurwa, takie gówno leci w radiu, a ja jestem lepszy i ciągle nic nie nagrałem?! – przypomina sobie swoje odczucia Włodi. – Nie mogłem wytrzymać, czerwony się zrobiłem, wyszedłem przed blok i... „kuuuurwa”. Od razu poszedłem do Vienia i mówię: „Ty, musimy wreszcie coś nagrać, musimy!”.
Od tego dnia aż do momentu, w którym na sklepowe półki trafił krążek reklamowany hasłem UWAŻAJ NA TĘ PŁYTĘ, Mistyczna Molesta twardo i konsekwentnie szła po swoje.
Książka Niechciani, nielubiani. Warszawski rap lat 90. do kupienia na stronie wydawnictwa Czarne, premiera już w środę 15 marca.