Włoski rasizm powszedni

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
"We Love S.S. Lazio 1900 - We Fight Racism"
Stefano Montesi/Corbis via Getty Images

Niemal co weekend z Italii płyną informacje o rasistowskich zachowaniach na trybunach. A futbol to przecież tylko odbicie społeczeństwa. W kraju, w którym politycy z otwartą przyłbicą regularnie szczują na imigrantów, a futbol od dekad kroczy ramię w ramię z nacjonalizmem, nie powinno dziwić, że antyrasistowska kampania okazała się… rasistowska. Tylko we Włoszech ktoś mógł wpaść na pomysł, że małpy z pomalowanymi twarzami w różne barwy, są dobrym pomysłem na walkę z patologią wylewającą się z trybun.

Autor: Piotr Żelazny

By zrozumieć powagę sytuacji wystarczy śledzić nagłówki medialne z Cagliari. W sierpniu 2019 roku napastnik Interu Mediolan, Romelu Lukaku był lżony przez kibiców Cagliari, którzy wyzywali go od małp i buczeli, gdy tylko był przy piłce. W kwietniu „małpimi odgłosami” potraktowali 20-letniego Moise Keana, reprezentanta Włoch, którego rodzice pochodzą z Wybrzeża Kości Słoniowej. W styczniu 2018 wyzywany tam był czarnoskóry pomocnik Juventusu Blaise Matuidi, a w maju 2017 kibice Cagliari tak obrażali reprezentanta Ghany Sulley’a Muntarego, że doprowadzili go do łez. Muntari chciał w geście protestu opuścić murawę, za co sędzia pokazał mu żółtą kartkę. Witajcie na Sardynii.

Światowe media szeroko opisywały sprawę Lukaku, dla którego były to pierwsze tygodnie w Italii po przeprowadzce z Manchesteru. Odsiecz dla dzikusów z Cagliari przyszła z najmniej spodziewanej strony – w ich obronie stanęli fani nowego klubu Lukaku: Interu. W specjalnym oświadczeniu napisali, że małpie odgłosy, jakie reprezentant Belgii z zairskimi korzeniami słyszał, nie były przejawem rasizmu, a raczej próbą zdeprymowania go. Innymi słowy były wręcz „oznaką respektu”. List rozpoczyna się słowami: „Bardzo nam przykro, że zachowania, które spotkały cię w Cagliari odebrałeś jako rasistowskie. Musisz zrozumieć, że Włochy nie są takie jak inne kraje zachodniej Europy, które naprawdę mają problem z rasizmem”. Członkowie Curva Nord swoje przesłanie kończą w ten sposób: „kibice Cagliari nie są rasistami i my też nimi nie jesteśmy”. Inne zdanie może mieć na ten temat senegalski stoper Napoli Kalidou Koulibaly, który był przez nich w Mediolanie wyzywany i lżony.

KAMPANIA Z MAŁPAMI

Chociaż mamy dopiero połowę sezonu za sobą, o Serie A było głośno na całą Europę, gdy rasistowsko znieważany był Chris Smalling z Romy, Juan Jesus z Romy, Franck Kessie z Milanu, czy Ronaldo Vieira z Sampdorii. Tym sposobem dochodzimy do Mario Balotellego – człowieka, który doświadczył chyba najwięcej zła ze strony sympatyzujących z faszyzmem nacjonalistów, mieniących się kibicami różnych włoskich klubów. Balotelli przez lata grał poza Półwyspem Apenińskim, ale w tym sezonie wrócił do Włoch i podpisał kontrakt z Brescią. W meczu z Hellas Werona kibice wydawali małpie odgłosy, gdy tylko dostawał podanie, więc poirytowany reprezentant Włoch (36 meczów) kopnął z całych sił piłkę w trybuny i zaczął schodzić z murawy. Rywale, oraz koledzy z drużyny otoczyli go i zaczęli przekonywać, by został i grał dalej. Został. Kilka tygodni później – na początku stycznia 2020 – sędzia musiał przerwać mecz Lazio z Brescią, po tym jak znani ze swoich faszystowskich zamiłowań kibice gospodarzy lżyli Balotellego niewybrednymi przyśpiewkami. Do tej listy sytuacji boiskowych należy dodać wspomnianą już kampanię antyrasistowską z małpami, którą trzeba było w pośpiechu wycofywać i gęsto się z niej tłumaczyć, po tym jak cały świat najpierw zaniemówił z wrażenia, gdy tę kreację zobaczył, a następnie zgodnie ją potępił. Włoska gazeta Corriere dello Sport zapowiadając piątkowy hit Serie A między Interem a Romą dała na okładce zdjęcia Lukaku oraz Smallinga i tytuł „Black Friday”... Ze skutkiem natychmiastowym z kanału TopCalcio24 został zwolniony dziennikarz Luciano Passirani, który chcąc pochwalić Lukaku powiedział, że „jedynym sposobem, by go zatrzymać, to dać mu 10 bananów”. Oczywiście po wszystkim Passirani zarzekał się, że nie jest rasistą. Nawet gdy Włosi chcą dobrze, wychodzi fatalnie.

MUNDIALOWA PROPAGANDA

Dlaczego jednak rasizm tak wygodnie się rozsiadł i zadomowił we włoskim futbolu w ostatnich latach? Pewnie dlatego, że nigdy z niego nie zniknął i był obecny od zarania. Tak przynajmniej twierdzi John Foot, historyk specjalizujący się w futbolu z Italii, autor książki „Calcio”, która jest historią włoskiej piłki. Angielski autor zwraca uwagę, że nawet nazwa „calcio” jaką zwykło określać się na Półwyspie Apenińskim sport polegający na tym, że 22 facetów biega za skórzaną piłką, ma nacjonalistyczny rys. To Anglicy mniej więcej 110 lat temu dali światu piłkę nożną, przywożąc ją najczęściej razem z koleją, handlem albo administracją Imperium Nad Którym Słońce Nigdy Nie Zachodzi. Niemal wszędzie na świecie sport ten nazywany jest albo wersją angielskiego „football” („futebal” w portugalskim, „futbol” w hiszpańskim), albo bezpośrednim tłumaczeniem, jak „piłka nożna” po polsku, czy „nogometi” po chorwacku. Włoskie „calcio” ma wskazywać na ciągłość z calcio fiorentino – brutalnym sportem z użyciem piłki (czy też raczej świńskiego pęcherza) uprawianym w XVI-wiecznej Florencji. Jakieś podobieństwo między tamtym sportem a piłką nożną oczywiście jest, ale o tym, że język kreuje rzeczywistość wiedzieli także polscy komuniści, nazywając tereny odebrane Niemcom po wojnie „ziemiami odzyskanymi”. W czasie zbiegło się dojście faszystów Benito Mussoliniego do władzy (1922) i profesjonalizacja oraz zyskanie popularności piłki nożnej w Italii. Człowiek, który dopuścił do tego, by piłkarzom można było płacić oficjalnie, a nie pod stołem, jak miało to miejsce przez wiele poprzedzających lat, był bliski przyjaciel Duce – Leandro Arpinati. Oprócz kilku stanowisk ministerialnych, Arpinati był szefem Włoskiego Komitetu Olimpijskiego, a także federacji piłkarskiej. Wszystkie te funkcje łączył z przewodniczeniem oddziałowi Czarnych Koszul w Bolonii, czyli faszystowskiej milicji. To Arpinati był też szefem komitetu organizacyjnego mistrzostw świata, które w 1934 roku zorganizowały Włochy i to on jako pierwszy zrozumiał, że nie ma lepszej platformy propagandowej niż mundial. Pilnował, by reprezentacji faszystowskich Włoch nic się nie stało i to ona sięgnęła po Puchar Duce. Oczywiście w finale rywalizowano też o Złotą Nike FIFA, ale kto by się przejmował jakimś marnym pucharkiem, skoro wódz Mussolini ufundował imponujące, o wiele większe trofeum. Na zdjęciach z tamtych czasów widać zawodników Vittorio Pozzo, którzy przed meczami, ustawieni w równym rzędzie, prężą wyprostowane prawe ramiona w rzymskim salucie.

Wiele lat później włoska piłka wciąż jest zarządzana przez nacjonalistów i rasistów. W 2014 roku ówczesny szef włoskiej federacji Carlo Tavecchio w tyradzie przeciwko afrykańskim zawodnikom zatrudnianym przez włoskie kluby powiedział: „Taki Opti Poba (to fikcyjne imię i nazwisko – przyp. autor) zanim tu przyjechał jadł banany, a dziś gra w środku pola Lazio i nikomu to nie przeszkadza. W Anglii trzeba najpierw pokazać CV i umiejętności”. Tavecchio został ukarany przez UEFA półrocznym zawieszeniem, nie mógł brać udziału w kongresach, ale w kraju jego słowa mu nie zaszkodziły. Trzy lata później został wybrany na drugą kadencję, a następnie nominowany na szefa Serie A. Dziś, tak jak przed laty, rasizm calcio jest tylko odbiciem tego, co się dzieje w społeczeństwie. Retoryka najważniejszej postaci na włoskiej scenie politycznej, Matteo Salviniego jest antyimigrancka, ociera się o rasistowską. Gdy Balotelli był obrażany przez kibiców z Werony, głos zabrał wicepremier, który potępił rasizm, ale niemal na jednym oddechu przeszedł do połajanek piłkarza za wystawny styl życia i słabość do dóbr luksusowych. - Włosi nie będą odbierać lekcji od zepsutego, niegrzecznego milionera. Oczywiście Włochem się jest niezależnie od koloru skóry, ale o ile wiem Balotelli nie jest wzorem godnym naśladowania – mówił Salvini, na co dzień kibic Milanu, jakby faktycznie ekstrawagancje napastnika Brescii miały jakiekolwiek znaczenie w komentowanej sytuacji. Tymczasem badanie pod tytułem „New Italians” przeprowadzone przez angielski uniwersytet Loughborough, a finansowane przez UE, dobitnie pokazuje, że zdanie Salviniego „Włochem się jest niezależnie od koloru skóry” jest kluczowe, a do tego niestety nieprawdziwe. Włosi wciąż postrzegają siebie jako naród „białych katolików”. Prawo do nabycia włoskiego obywatelstwa wciąż opiera się na więzach krwi, chociaż wiele organizacji pozarządowych lobbowało, by to zmienić. Bezskutecznie. To wciąż urodzony w Argentynie, niemówiący słowa po włosku, potomek imigrantów z Italii ma większe szanse na paszport, niż syn uchodźców z Somalii albo Nigerii, który na świat przyszedł i wychował się w Neapolu, Rzymie lub Mediolanie. Badanie pokazuje, że podobnie jak legislatorzy myśli jednak większość społeczeństwa: „pokolenie Balotellego”– bo tak się ich nazywa, urodzone w Italii dzieci afrykańskich imigrantów – nigdy nie będzie uznane za prawdziwych Włochów.

- Historycznie we Włoszech wśród ultrasów zawsze była mocna reprezentacja faszystów. To nic nowego – mówi w rozmowie z „Financial Times” Gianfranco Pellegrino profesor etyki na rzymskim uniwersytecie LUISS. - Obecnie znajdujemy się jednak w wyjątkowo delikatnym momencie. Dyskurs publiczny, język polityków jest antyimigrancki. Karmione są resentymenty, skrajne zachowania są usprawiedliwiane. Przykład idzie z góry, więc rasizm we włoskim futbolu w istocie jest usprawiedliwiany, a także przymyka się na niego oko. Stadion Cagliari nie został zamknięty, a klub nie został ukarany za rasistowskie zachowania po incydencie z Lukaku. W uzasadnieniu napisano, że niestosownych zachowań dopuściła się „zbyt mała liczba osób”. Włosi wyspecjalizowali się w rozmywaniu problemu rasizmu, wręcz w udawaniu, że go nie ma. Po incydentach w Weronie z udziałem Balotelliego i ultrasów Hellasu, politycy lokalnego szczebla szli w zaparte. Burmistrz miasta z prawicowej partii Silvio Berlusconiego, który był obecny na meczu, Federico Sboarina, powiedział, że do żadnych rasistowskich incydentów nie doszło, a piłkarz to sobie „wszystko wyobraził”. Grupa radnych (wśród nich trzech z Legei wicepremiera Salviniego) wystosowała pismo, w którym zapowiada wniesienie przeciwko piłkarzowi oskarżenia o zniesławienie. Tamtego dnia, gdy Moise Kean był lżony i wyzywany w Cagliari, zdobył też bramkę dla Juventusu. Gola celebrował dość ostentacyjnie, ale czy można się dziwić 20-latkowi, który przez 90 minut musiał słuchać steku rynsztokowych, rasistowskich bluzg, a w tym momencie mógł się chociaż odrobinę odegrać? Po meczu skrytykował go za to kolega z zespołu, a także z reprezentacji Włoch Leonardo Bonucci. Stoper powiedział, że Kean jest współodpowiedzialny za to, co się działo na trybunach, bo prowokował kibiców. Bonucci zarabia 5,5 milionów euro rocznie i jeździ ferrari. Premier Salvini tym razem nie powiedział nic o „Włochach pouczanych przez zepsutego i niegrzecznego milionera”.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Różne pokolenia, ta sama zajawka. Piszemy dla was o wszystkich odcieniach popkultury. Robimy to dobrze.