Wonderkid bez etatu. Hachim Mastour i bolesna weryfikacja talentu

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
Hachim Mastour
Fot. Giuseppe Maffia/NurPhoto via Getty Images

Futbol widział wiele młodocianych talentów, których zweryfikowało zawodowstwo. Czasem „nie dojeżdżała” głowa, a czasem na przeszkodzie do sukcesu stawały problemy zdrowotne. Przypadek Hachima Mastoura jest o tyle dziwny, że Marokańczyk dostawał wiele szans gry. W żadnym klubie nie spisał się jednak nawet na miarę połowy oczekiwań, jakie przed nim stawiano. Choć nadal jest względnie młody, to w wieku 23 lat nie potrafił sobie poradzić na trzecim poziomie rozgrywkowym we Włoszech.

Freddy Adu, Bojan Krkić, Giuseppe Rossi czy na naszym podwórku Dawid Janczyk – to różne przypadki graczy, o których mówiło się, że mają wielkie papiery na granie. Przyczyny niepowodzeń są różne. Krkić czy Rossi pomimo sporego rozczarowania zdołali podpisywać kontrakty w wielu solidnych klubach. Z kolei Adu nieomal trafił do Nowego Sącza, a o wzlotach i upadkach Janczyka przez ostatnie lata polscy kibice słyszeli wielokrotnie.

O Mastourze rozpisywano się jeszcze mocniej, bo stawiano go jako talent klasy światowej. Był jeszcze niepełnoletni, gdy nagrywał filmiki z Neymarem, a „The Guardian” umieścił go w prestiżowym gronie pięćdziesięciu najbardziej utalentowanych piłkarzy na świecie. Miał być gwiazdą Milanu, a finalnie, w ubiegłym roku, nie potrafił być ważną postacią trzecioligowego Capri. Miniony sezon spędził bez przynależności klubowej.

DZIECKO-VIRAL

To mogła (w sumie teoretycznie nadal może) być historia na film. Syn emigrantów, który okazuje się wielkim talentem i robi fenomenalną karierę. W poprzednim zdaniu nieprawdziwa jest jednak jego ostatnia cześć – fenomenalnej kariery na razie nie ma. Mastour dorastał w Reggio Emilli i w tamtejszej Reggianie. Szkółka współpracowała z akademią Interu, co mogło dać czarno-niebieskim duży handicap, gdyby nie… pośpiech.

Od wielu lat trenował ze starszymi kolegami z zespołu. Jako trzynastolatek pojechał na jeden z młodzieżowych turniejów i oczarował wszystkich. Filmik z jego z grą trafił do sieci. Prawdopodobnie przeszedłby do Interu, gdyby nie przepis zakazujący kontraktowania graczy poniżej czternastego roku życia. Gdy Mastour stał się znany, chrapkę na niego miały największe kluby Europy z Barceloną, Realem Madryt, Manchesterem City czy Juventusem na czele. Największe argumenty miał jednak AC Milan. Za coraz popularniejszego czternastolatka Rossoneri zapłacili pół miliona euro, choć mówiło się nawet o kwocie o kilkadziesiąt procent większej. Ponadto mieli zapewnić mu szybkie wejście do pierwszego zespołu.

„Najlepszy czternastolatek świata”, jak opisywały go media, zanim pokazał się przed lepszymi rywalami, już był gwiazdą. W 2014 roku miał już kontrakt z Nike, a Red Bull zorganizował spotkanie z Neymarem, na którym obaj panowie pokazywali piłkarskie triki. Z wizyty powstała reklamówka, która przez lata zebrała ponad dziesięć milionów wyświetleń. Ponadto włoska Sky zrobiła z nim materiał, na którym żongluje piłką od ping-ponga oraz... wiśnią.

NADZIEJA ROSSONERICH

Patrząc z perspektywy czasu, można powiedzieć, że już wtedy hype piłkarza wyprzedzał jego samego. To był jednak moment, w którym poniekąd nakręcały go jeszcze wyczyny na boisku. Ze względu na wiek rywalizował w rozgrywkach młodzieżowych, gdzie potrafił dryblować jednego rywala za drugim. – Niemożliwym jest odebrać mu piłkę – mówił jego trener Omar Danesi dla „La Gazetta Dello Sport”. Jako że cały czas był obserwowany przez media, każdy jego świetny występ był kreowany na genialny spektakl nowego Cristiano Ronaldo albo innego wielkiego piłkarza. W dawnych artykułach o Mastourze można śmiało odnaleźć masę porównań typu „drugi XY”, gdzie w miejscu „XY” znajdziemy znane nazwiska.

Pod koniec sezonu 2013/14 młodzieżowy reprezentant Włoch trafił do seniorskiego zespołu. To był zabieg bardziej marketingowy niż sportowy. Już wtedy Milan popadał w marazm, z którego wygrzebał się stosunkowo niedawno. Młody zawodnik został oficjalnie powitany przez szatnię zespołu, zjadł śniadanie z Clarencem Seedorfem i Adriano Giullianim i odbył trening, na którym kamery klubowej telewizji nagrały jego poczynania. Znalazł się także w szerokim składzie na ostatni mecz sezonu Serie A przeciwko Sassuolo, ale holenderski szkoleniowiec nie dał mu szansy gry. Czas pokazał, że nigdy później nie był bliżej oficjalnego debiutu zarówno w Milanie, jak i we włoskiej elicie ligowej.

Nadal jednak był na fali wznoszącej. O ile pod względem kariery klubowej widziano go jako nadzieję Milanu na lepsze czasy, o tyle sprawa przynależności reprezentacyjnej nie okazała się zero-jedynkowa. Mastour zanotował kilka występów w młodzieżowej kadrze Włoch. W 2015 roku przechwycili go Marokańczycy. Spory wpływ mieli rodzice, którzy lata temu trafili na Półwysep Apeniński z Afryki. Ponadto Maroko oferowało mu natychmiastowy debiut w dorosłej kadrze. Ta włoska wydawała się melodią przeszłości. Mastour zagrał w meczu eliminacji Pucharu Narodów Afryki… i tyle. Do dziś jego bilans w kadrze wynosi jeden mecz albo dwie minuty (jak kto woli).

PODRÓŻE Z UKRYTYM TALENTEM

Ani Seedorf, ani jego następcy nie stawiali na Mastoura. Milan, dbając o jego rozwój, postanowił go wypożyczyć. Najbardziej chętna na usługi zawodnika była Malaga, a konkretnie jej właściciel Abdullah al-Thani, który „poprosił” o ściągnięcie jeszcze niepełnoletniego gracza. Trafił na dwuletnie wypożyczenie, ale po roku już go nie było. Klub skrócił pobyt pomocnika. Zagrał zaledwie pięć minut w La Liga.

– Kiedy tylko wychodziłem na boisko, większość ludzi oczekiwała, że przyjmę piłkę, okiwam każdego zawodnika i wejdę z nią do bramki. Piłka nożna to gra zespołowa i każdy zawodnik stanowi część drużyny – mówił Mastour w wywiadzie udzielonym „Corriere della Sera” w 2022 roku.

Kolejne wypożyczenie zaprowadziło go do Holandii. W PEC Zwolle wystąpił w pięciu spotkaniach w Eredivisie i jednym w krajowym pucharze. – Pozyskując Hachima, dostajemy utalentowanego gracza dla grupy, która potrzebuje platformy do rozwoju – mówił Gerard Nijkamp, dyrektor sportowy klubu. Z rozwoju nie wyszło nic, bo PEC zajęło czternaste miejsce w lidze. Mastour wrócił do Milanu na rok. Nie zagrał ani minuty, po prostu trenował w klubie.

Za interesy zawodnika odpowiadał Mino Raiola. Musiał się coraz bardziej starać, aby gdzieś go upchać. Po kilku miesiącach przerwy znalazł mu zatrudnienie w Grecji. PAS Lamia grało wówczas dopiero drugi sezon w najwyższej klasie rozgrywek. Mastour był wolnym piłkarzem, więc klub nic nie zapłacił. Nieoczekiwanie w grudniu pomocnik jednak… zniknął. Media mówiły, że o tym gdzie się podziewa, nie wie nawet rodzina.

Sprawę dopiero w lutym wyjaśnił ojciec zawodnika. Według jego opowieści Hachim doznał kontuzji w grudniowym meczu. Klub bagatelizował sprawę i nakazał mu dalszą grę. Ten postanowił na własną rękę polecieć do lekarza we Włoszech. Wiadomo było, że przyszłości w związku Lamia-Mastour nie ma. W marcu rozwiązano umowę, a zawodnik przez moment gościnie trenował z Parmą. Kilka miesięcy później jego nazwisko pojawiło się w polskich mediach. Plotki mówiły o rzekomym zainteresowaniu ze strony Lecha i Legii.

– Często można znaleźć ludzi, którzy atakują cię za nic. W social mediach pojawiają się ataki na mnie, podważające nastawienie i profesjonalizm. Wiem jedno: każdego dnia ciężko pracuję, żeby wejść na szczyt. Ludzie nie znają prawdy, bo nie przeżywali podobnych sytuacji – mówił dla „CdS”.

Ostatnie (do tej pory) epizody gry marokańskiego „fantasisty” to drugi i trzeci szczebel rozgrywkowy we Włoszech. Najpierw trafił do Regginy, gdzie zagrał jeden mecz w Serie C (później wybuchła pandemia koronawirusa), a po awansie kolejne dziewięć w Serie B. Nie rozegrał jednak całego sezonu, bo znów wrócił do trzeciej ligi, do Capri. Dziesięć dni po transferze zdarzyło się coś, na co Mastour czekał latami. W meczu z Sambenedettese zdobył pierwszą bramkę w seniorskiej piłce. Jego klub przegrał 1:5, ale o spotkaniu mówiło się sporo. Nie brakowało szydery pod adresem Marokańczyka, który po latach gry strzelił dopiero premierowego gola.

OFIARA

– Mam do siebie największy żal o to, że zaufałem niewłaściwym ludziom. Mówię o tych, którzy potem wygrażali, że mogą mnie zniszczyć, obrzucić moje nazwisko błotem do tego stopnia, że nigdy więcej nie zagram w piłkę. Dlaczego to robili? Bo widzieli we mnie maszynkę do zarabiania pieniędzy – mówił przed kilkoma miesiącami Mastour.

Ostatecznie sezon 2021/22 Marokańczyk spędził na bezrobociu. Na swoim Instagramie (śledzi go ponad pół miliona osób) wstawiał materiały z treningów, a przed kilkoma dniami opublikował zdjęcie przy minibramce z podpisem: „Jestem gotowy”. Z pewnością nie może narzekać na formę fizyczną. Techniki również raptem nie zapodział, bo z nią jest niemal jak z jazdą na rowerze. Kwestią sporną jest przygotowanie mentalne.

Mastour przeżył już połowę życia z łatką „wonderkida”. Miał być mieszanką najlepszych cech wielu pomocników i skrzydłowych. Na YouTube do dziś znajdzie się wiele kompilacji zagrań i sztuczek technicznych. Można zaryzykować stwierdzenie, że Marokańczyk był jednym z pierwszych talentów, o których stworzono tak wiele filmików. Dziś normą są materiały witającego zawodnika w nowym klubie wraz z najlepszymi bramkami czy podaniami.

Publikacje o Mastourze sprawiły, że już będąc w wieku gimnazjalnym cieszył się większą popularnością niż część kolegów z pierwszej drużyny Milanu. Prawdopodobnie dziś hype byłby dużo większy, gdyż niecałe dziesięć lat temu TikTok jeszcze nie istniał.

Mastour ma 24 lata i nie składa broni. Walczy zacięcie o każdą szansę, która pozwoli zmazać piętno blamażu i porażki, jakie towarzyszy mu od czasów odejścia z Milanu. Wątpliwe jest, że chciałby odcinać kupony od dawnego hype’u niczym Freddy Adu. Choć… kilkanaście lat temu nikt nie spodziewał się, że Amerykanin zahaczy o Nowy Sącz.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Podróżuje między F1, koszykarską Euroligą, a siatkówką w wielu wydaniach. Na newonce.sport często serwuje wywiady, gdzie bardziej niż sukcesy i trofea liczy się sam człowiek. Miłośnik ciekawych sportowych historii.
Komentarze 0